Wyszukiwanie:

Logowanie:

Realizatorzy:

Recenzje czytelników klubów DKK

DKK dla dorosłych (spotk. 33)

Dnia 27 czerwca br. w Filii nr 2 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Pabianicach odbyło się 33 spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki dla dorosłych, na którym gościłyśmy czternaście pań. 
Rozmawiałyśmy o książce Marcii Willett - „Letni domek”, której lekturę „zleciło” nam Wydawnictwo Replika. Oczywiście nie byliśmy jedynym klubem książki, który miał „zadane” przeczytanie tego tytułu, także Dyskusyjne Kluby Książki, działające przy Miejskiej Bibliotece Publicznej oraz przy Filii nr 4 MBP, miały „za zadanie” zapoznać się z nią. 
Nie wiem, czy klubowiczom z tamtych DKK, powieść Marcii Willett przypadła do gustu czy nie, ale naszym, niestety, w znakomitej większości, niespecjalnie się podobała. Już wyjaśniam dlaczego – otóż klubowe panie, obecne na czerwcowym spotkaniu, tłumaczyły fakt, że „Letni domek” raczej nie wzbudził ich zachwytu, m. in. tym, że „jak na powieść romantyczną, zbyt mało tam romantyczności, a jeśli chodzi o powieść obyczajową, to, jak na polskie realia, zbyt dziwna panuje tam atmosfera i zupełnie niezrozumiałe układy domowo – rodzinne”. 
Poza tym gros klubowiczek nie podobało się tłumaczenie książki, uznały je bowiem „za nudne, niewciągające i męczące dla czytelnika”. To stwierdzenie jest, jak najbardziej jasne i przejrzyste, bo wiadomo przecież powszechnie, że tłumacz musi książkę napisać niejako od nowa, zaś NAPRAWDĘ DOBRY tłumacz potrafi tak „pokierować” przekładem, że z niekoniecznie rewelacyjnego tekstu stworzy frapującą opowieść, wciągającą czytelnika w fajnie i ciekawie wykreowany (właśnie podczas tegoż tłumaczenia) świat, a w tym przypadku, przynajmniej zdaniem naszych klubowych pań, „zdecydowanie tego magicznego czegoś - zabrakło”. 
Książka Marcii Willett nie jest zresztą, broń Boże, pod względem tłumaczenia (rzeczywiście raczej kiepskiej jakości) odosobniona, przykładem pierwszym z brzegu może być choćby, naprawdę nieciekawie przetłumaczona, powieść znanego i bardzo przez czytelników lubianego, nieżyjącego już, niestety, angielskiego pisarza Alistaira MacLeana, pt. „Złote Wrota” (celowo nie podaję nazwiska tłumacza, bo co bardziej dociekliwe osoby mogą do tej informacji dotrzeć same, jeśli oczywiście będą chciały). Książki MacLeana zna właściwie większość czytelników, w latach 80 – tych świeżo minionego XX wieku był zresztą jednym z najpopularniejszych autorów obcojęzycznych wydawanych w Polsce i ogromna rzesza odbiorców jego twórczości do tej pory uważa, że monopol na tłumaczenie książek MacLeana ma Robert Ginalski, który genialnie potrafił wczuć się w klimat powieści znanego Anglika i przetłumaczyć je tak, że w czasie lektury czytelnik spokojnie mógł zapomnieć o jedzeniu i był stracony dla świata, dopóki danej książki nie doczytał do końca. Przykładem na potwierdzenie naprawdę świetnego przekładu p. Ginalskiego (czasem w duecie z żoną, Grażyną) mogą być, np. „Mroczny Krzyżowiec”, „Wiedźma Morska”, „Przełęcz Złamanego Serca”, „Tabor do Vaccares” czy prawdziwe „perełki” - „Jedynym wyjściem jest śmierć” i „Złote rendez – vous”,.
Pewnie, że różnym pisarzom zdarza się „spadek formy” i nie wszystkie tytuły „wyprodukowane” przez nich są jednakowo „super – hiper” wiekopomne, ale, jak to trafnie ujęła jedna z obecnych na spotkaniu DKK klubowych pań, „dobry translator dopisze, przy tłumaczeniu tekstu (zwłaszcza, jeśli chodzi o literaturę piękną), to czego autor nie napisał, w taki sposób, że czytelnik nie ma wrażenia, że czyta słownik czy książkę popularno – naukową, ale naprawdę dobrą opowieść, która nic nie traci ze swoich walorów, a jednocześnie z przyjemnością i bezboleśnie się ją przyswaja”. 
Poza tym, że nie podobało się naszym klubowiczkom tłumaczenie „Letniego domku”, nie przypadła im także do gustu „opowiedziana przez autorkę historia, jakich wiele, więc nic w niej nowatorskiego i zaskakującego nie ma, przez co cała książka stała się nudna i nużąca, do tego stopnia, że nie miało się ochoty doczytać jej do końca, który zresztą był łatwy do przewidzenia”. 
Oczywiście nie wszystkie klubowe panie podeszły do książki Marcii Willett aż tak krytycznie (choć większość niestety była „na nie”), niektórym „Letni domek” się podobał i przeczytały go z niekłamaną przyjemnością, traktując tę historię na zasadzie „przerywnika” w czytaniu, jak to określiły „poważnych i trudnych w odbiorze tytułów, przerabianych na klubowych spotkaniach”.
Reasumując - nie należy, na bazie powyższego „wywodu”, wyciągać pochopnych wniosków i sądzić, że „Letni domek” jest niewartą poświęcenia uwagi, powieścią. Nic bardziej mylnego! To, co można stwierdzić z całą pewnością, to to, że jest to lekka, łatwa i, dla wielu osób, przyjemna lektura, zwłaszcza na czas leniwego, letniego odpoczynku (co zresztą sugeruje nawet sam jej tytuł). Naprawdę, czasem dobrze jest przeczytać coś, przy czym nie trzeba się wysilać i intensywnie zastanawiać, co też autor chciał przez to czy inne zdanie powiedzieć i często... nie powiedział, bo coś nie miał weny, a silił się na wysokich lotów literaturę, co mu jakoś niestety nie wyszło. Podczas lektury „Letniego domku” takich dylematów autorka czytelnikowi nie przysparza, jest to prosta, lekka opowieść na chwilę wakacyjnego relaksu i nie ma najmniejszego sensu dorabianie do niej górnolotnych ideologii, bo z pewnością, pisząc ją, Marcia Willett nie miała zamiaru i... wygórowanych ambicji stworzenia dzieła, dla wszystkich przyszłych pokoleń, tak wysublimowanego i ponadczasowego, że literacki Nobel, to, jako nagroda za owoż dzieło, zdecydowanie za mało. Można za to, z całą pewnością, zakładać się „o wszystkie pieniądze świata”, że celem pisarki było dostarczenie czytelnikom miłej, niemęczącej rozrywki i zdaniem, przynajmniej części naszego dorosłego DKK, ten zamysł Marcii Willett został uwieńczony sukcesem.
Podsumowując to czerwcowe spotkanie naszego DKK dla „ludzi dużych” można je uznać za całkiem udane, bezproblemowo, leciutko, miło i spokojnie wprowadzające w lato i wakacyjny odpoczynek. Tak też zostało potraktowane przez nasze klubowiczki, które, jak to określiły, „nie musiały się silić na trudną i wyczerpującą rozmowę o trudnej książce”, co w obliczu, ogłuszającego wręcz, upału panującego nam tego dnia niepodzielnie, byłoby po prostu „niewyobrażalnie niehumanitarne, a klubowe spotkanie stałoby się zdecydowanie mało przyjemne”, a tak, dzięki książce Marcii Willett, zostało nam to zaoszczędzone, więc już choćby dlatego, „można ten tytuł spokojnie polecić innym czytelnikom, którzy też mają ochotę na przeczytanie lekkiej, niezobowiązującej historii”. 
I tym, całkiem optymistycznym, stwierdzeniem zakończyłyśmy nasze klubowe spotkanie, po czym życzyłyśmy sobie miłych, udanych, słonecznych wakacji i pożegnałyśmy się na aż trzy miesiące, bowiem na kolejne spotkanie „książkowego klubu” dla dorosłych, na którym porozmawiamy o dwóch „zadanych” do przeczytania przez wakacje, powieściach (już nie tak łatwych i lekkich, jak książka Marcii Willett) – Ali Shaw - „Dziewczyna o szklanych stopach” i Elizabeth Gilbert - „Ludzie z wysp”, umówiłyśmy się dopiero 26 września, jak zwykle o g. 17.00.  

DKK dla dorosłych (spotk. 32)

Dnia 30 maja br. w Filii nr 2 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Pabianicach odbyło się 32 spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki dla dorosłych, na którym gościłyśmy czternaście osób - tym razem były to same panie. Rozmawiałyśmy sobie w tym „babskim” gronie o książce „Opowieści starego Kairu”, zdobywczyni literackiej Nagrody Nobla za rok 1988, autorstwa egipskiego prozaika, zmarłego w 2006 r., Nadżiba Mahfuza.
Może nawet, w jakiś przewrotny sposób, dobrze się stało, że byłyśmy same, tzn. bez klubowych facetów (ściśle biorąc od dłuższego czasu, jednego faceta), bo dzięki temu nasza klubowa dyskusja była bardzo szczera i osobista, a w obecności choćby najbardziej zakumplowanego przedstawiciela „męskiego rodu”, raczej by taka nie była. Klubowa lektura, bowiem wywołała u naszych klubowiczek nieco mieszane uczucia i już tłumaczę dlaczego. Otóż książki o podobnej do „Opowieści starego Kairu” tematyce, na DKK kilka razy już „przerabialiśmy”, ale nie znaczy to, że można je „wrzucić do jednego worka” - każda była inna i każdą nasze klubowe panie inaczej wspominały, porównując je, na tym majowym klubie, z książką Mahfuza. Było kilka głosów krytycznych, ale większości klubowiczek „Opowieści starego Kairu” się podobały, choć niewielki dyskomfort podczas lektury odczuwały właściwie wszystkie panie, a to ze względu na specyficzny, kwiecisty, szalenie ozdobnikowy styl pisania, tak charakterystyczny dla książek autorów wywodzących się z kultury Wschodu. Ale poza tym zastrzeżeń raczej nie było, chociaż, oczywiście, gorącą dyskusję na klubie wywołał sam temat oraz postaci bohaterów książki Mahfuza, zwłaszcza, zgodnie z tamtejszą tradycją, godzących się na swoją bardzo, bardzo podrzędną rolę, kobiet, a szczególnie Aminy, żony As – Sajjid Ahmada Abd al – Dżawwada, głównego bohatera powieści. Klubowe panie bardzo żarliwie i z prawdziwą pasją dyskutowały o krzywdach, jakich doznają kobiety, przy czym, w pewnej chwili, rozmowa „podążyła” nam w nieoczekiwanym kierunku, nagle bowiem okazało się, że rozmawiamy o sytuacji... polskich kobiet, wprawdzie, na szczęście, tylko w niektórych środowiskach, ale argumenty i przykłady przedstawione przez nasze klubowiczki były bardzo trafnie dobrane a, co za tym idzie, sytuacja kobiet w naszym kraju okazała się szalenie niepokojąca i zdecydowanie nie do pozazdroszczenia. Panie podsumowały ten nieciekawy stan rzeczy: „Tradycja od pokoleń i żadnego poparcia w rodzinnym domu”.
Na szczęście ogólna konkluzja naszego spotkania była nieco bardziej optymistyczna - „Całe szczęście, że się człowiek (w domyśle kobieta, ale kobieta, to „podobno” też człowiek) tam (tj. w krajach, owszem egzotycznych, ale kobietom, łagodnie i dyplomatycznie rzecz ujmując, nie sprzyjających) nie urodził”. 
W sumie, mimo powagi tematu książki Mahfuza, majowy DKK dla „dużych ludzi” był całkiem fajny i nawet wesoły, dzięki czemu pozwalam sobie mieć nadzieję, że może i następny, który umówiłyśmy sobie na 27 czerwca, jak zwykle o g. 17.00 też będzie tak udany. Celem, zaś wprowadzenia na nim wakacyjnego klimatu, porozmawiamy wtedy o książce Marci Willett - „Letni domek”. 



 

DKK dla dorosłych (spotk. 31)

Dnia 25 kwietnia br. w Filii nr 2 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Pabianicach odbyło się 31 spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki dla dorosłych, na którym „odliczyło się” jedenaście osób.
Rozmawialiśmy o książce p. Ingi Iwasiów, pt. „Bambino”. Ta powieść opisująca losy czworga bohaterów od lat 30-tych do 80-tych XX wieku, osadzona przez autorkę głównie w Szczecinie i jego okolicach, została oceniona przez naszych klubowiczów jako „dziwna i początkowo zdecydowanie zniechęcająca”. Zgodnie stwierdzili, że przez pierwsze jej strony bardzo trudno było im się przebić i mieli „ogromną ochotę odłożyć ją i w ogóle nie czytać”, ale później zainteresowała ich i wciągnęła w opisane przez autorkę losy Uli, Ani, Janka i Marysi, przedstawiające pokolenie przedwojennych dzieci, które po wojnie, już jako osoby dorosłe, próbowały ułożyć sobie nowe, normalne i... wygodne życie, ale niestety wszyscy zostali przez to życie pokonani.
Mimo tej nieoptymistycznej wymowy powieść p. Iwasiów, naszym klubowiczom jednak się podobała, co tłumaczyli m. in. tym, że autorka wiernie i bardzo plastycznie przedstawiła lata, które oni sami przeżyli i mimo iż lekkie nie były, to czytanie o nich wywołało uczucia sentymentu i nostalgii, bo przecież były to czasy ich młodości, a za młodością wszyscy tęsknimy. Czasem zdarza się, że nie jest ona super rewelacyjna, ale na ogół czas wygładza zadry i zaciera złe wspomnienia, pamięta się rzeczy dobre, a przy tym wiemy, niestety, że młodość mija bezpowrotnie i możemy tylko za nią tęsknić i z sentymentem ją wspominać. Tak właśnie stało się na kwietniowym spotkaniu DKK dla dorosłych, po lekturze powieści p. Iwasiów. Pewnie dlatego nie było osoby, której książka zdecydowanie by się nie podobała, choć początki jej czytania, jak już wspomniałam zachęcające nie były. Najważniejsze jednak, że całość klubowego spotkania wyszła na plus i oby zawsze było tak, jak na tym kwietniowym „spędzie”.
Pożyjemy – zobaczymy, co przyniesie nam następny klub książki dla „dużych ludzi”. Spotkamy się 30 maja, jak zwykle o g. 17.00 i porozmawiamy o, nagrodzonej literackim Noblem za rok 1988, powieści Nadżiba Mahfuza „Opowieści starego Kairu”.

DKK dla dorosłych (spotk. 30)

 

Dnia 28 marca br. w Filii nr 2 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Pabianicach odbyło się 30 spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki dla dorosłych.

Ten marcowy klubowy „spęd” był nieco nietypowy, a to dlatego, że tym razem nie omawialiśmy książki „zadanej” do przeczytania jako klubowa lektura, a ściśle mówiąc nie omawialiśmy jednego czy dwóch tytułów, ale każdy z klubowiczów opowiadał o innej książce.

Skąd taka różnorodność i innowacja?... Ano stąd, że 27 marca to Międzynarodowy Dzień Teatru i nasz klub zadecydował by uhonorować to „teatralne święto” lekturą biografii znanych polskich aktorów oraz rozmową o tym w jakich rolach teatralnych mieli możliwość ich podziwiać.

I udało się nam sprawić, że klubowe spotkanie, mimo omawianych na nim różnorakich książek, co mogło skończyć się totalnym chaosem i zamieszaniem, było bardzo fajne i naprawdę interesujące.

Każda z dziesięciu osób obecnych na marcowym DKK opowiadała o przeczytanej przez siebie biografii polskiego aktora, a byli wśród nich tak znane, cenione osoby, jak np. p. Gustaw Holoubek, p. Witold Pyrkosz, p. Krystyna Janda, p. Tadeusz Łomnicki, p. Piotr Skrzynecki, p. Anna Dymna, p. Anna Prucnal, p. Andrzej Łapicki, p. Artur Barciś, p. Jerzy Stuhr, p. Andrzej Seweryn i wielu innych, a następnie wspólnie rozmawialiśmy o sztukach teatralnych z ich udziałem, które nasi klubowicze oglądali, czy to na deskach teatrów łódzkich, ale nie tylko, ponieważ bywali także w teatrach innych miast, czy też w teatrze TV.

Było bardzo sympatycznie, a ta nietypowa klubowa „nasiadówka”, o dziwo, udana. Następna będzie już „zwyczajna i normalna”, ponieważ spotykając się 25 kwietnia, jak zwykle o g. 17.00, porozmawiamy o książce p. Ingi Iwasiów - „Bambino”.

DKK dla dorosłych (spotk. 29)

 

Dnia 29 lutego br. w Filii nr 2 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Pabianicach odbyło się 29 spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki dla dorosłych, na którym gościłyśmy, wcale niepechową, liczbę 13 osób.

Rozmawialiśmy o książce Erica Frattini - „Szpiedzy papieża”. Autor tego szczegółowego, drobiazgowego, niemal analitycznego, opracowania traktującego o jednym z najbardziej efektywnie działających wywiadów świata, czyli agentach Watykanu, jest znany z podejmowania w swoich książkach trudnych tematów i osiągania doskonałych rezultatów w trakcie zbierania materiałów do nich. Tak jest i tym razem, kiedy to opisując działania ludzi w służbie głowy państwa papieskiego, dotarł do tajnych archiwów watykańskich, dokumentując działalność „szpiegów papieży” od średniowiecza po XXI wiek.

Nasi klubowicze podzielili się na dwa obozy, z których jeden, niestety zdecydowanie mniej liczebny, zachwycił się klubową lekturą, drugi natomiast był książką Erica Frattini kompletnie znudzony i znużony. Część klubu zauroczona biografiami szpiegów w służbie papieży próbowała przekonać pozostałe osoby, obecne na spotkaniu, do swojego zdania, argumentując to ogromem pracy, jaką autor zainwestował w swoją publikację oraz, ich zdaniem, naprawdę bardzo interesujące, a mało znane fakty z historii państwa watykańskiego. Z kolei druga strona w tej klubowej dyskusji, nie dając się przekonać, twierdziła że „owszem należy docenić zaangażowanie autora w opracowanie tak obszernego materiału”, ale jednocześnie uznała, że jest to książka właściwie li tylko dla osób zainteresowanych tematem, dla nich zaś ta popularnonaukowa publikacja interesująca nie była i zupełnie ich nie wciągnęła, co nie przeszkadza, że nasze klubowe spotkanie było bardzo żywiołowe i absolutnie nie nadęte, bowiem nasi klubowicze spierali się w cudny, leciutki, uroczy sposób, z dużym poczuciem humoru, co mimo powagi tematu poruszonego w książce, zmieniło jej omawianie z „pomnikowej”, co byłoby z uwagi na temat całkiem zrozumiałe, w przesympatyczną, dowcipną dyskusję, przy której wszyscy świetnie się bawiliśmy.

Zobaczymy, czy uda się nam zachować ten rewelacyjny klimat na następnym klubowym „zlocie”, który umówiliśmy sobie na 28 marca, jak zwykle o godz. 17.00, kiedy to, celem uczczenia przypadającego na 27 marca Międzynarodowego Dnia Teatru, porozmawiamy, m. in. o sztukach oglądanych przez naszych klubowiczów na deskach teatrów polskich, opierając się o przeczytane przez naszych klubowych gości biografie znanych polskich aktorów, m. in. Gustawa Holoubka, Tadeusza Łomnickiego, Anny Prucnal, Krystyny Jandy i in. aktorskich znakomitości, które zostały im rozdane na lutowym spotkaniu DKK.

To będzie bardzo nietypowe klubowe spotkanie, ale nie z takimi wyzwaniami nasi klubowicze radzili sobie doskonale, więc ja osobiście niczego się nie boję i czekam na ten marcowy „klub książki” niecierpliwie.

DKK dla dorosłych (spotk. 28)

Dnia 18 stycznia 2012 r. w Filii nr 2 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Pabianicach odbyło się 28 spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki dla dorosłych, na którym gościłyśmy piętnaście osób.
Rozmawialiśmy o dwóch „zadanych” do przeczytania w listopadzie ub. roku, lekturach - „Bikini”, powieści p. Janusza Leona Wiśniewskiego oraz o publicystycznej książce p. Mariusza Szczygła „Gottland”.
Oba tytuły są, od momentu, kiedy się ukazały, znane i poszukiwane przez czytelników, zdobyły także pokaźną liczbę nagród oraz nominacji do tychże. Zaskarbiły sobie również, z czego bardzo się cieszę, uznanie naszych klubowiczów.
Ponieważ zdecydowaną przewagę liczebną w naszym „klubie książki” mają panie, a wszystkim, obecnym na styczniowym spotkaniu, bardziej podobała się powieść p. Wiśniewskiego, więc nikogo nie powinno dziwić, że jedyny przedstawiciel męskiego świata, który także wziął w nim udział, został przez klubowe kobiety przegłosowany. Oczywiście nie polegało to na nie dopuszczeniu naszego klubowego mężczyzny do głosu, ale po wygłoszeniu swojej opinii o obu książkach i zdecydowanemu opowiedzeniu się po stronie publicystyki p. Mariusza Szczygła, nasz klubowicz został, przez kobiecy „pierwiastek” klubu, poddany niemalże średniowiecznym ordaliom. Jako jednostka nieskłaniająca się ku sugestiom piękniejszej połowy ludzkości, wytrwał przy swoim zdaniu i mimo niejakich „uciążliwości” próbował przekonać nasze klubowe kobiety do zmiany zdania i przyznania mu racji, że lepszą, z dwóch omawianych na tym spotkaniu książek, jest publikacja p. Szczygła nt. totalitaryzmu w, już byłej, Czechosłowacji. Nie udało mu się to w najmniejszym stopniu, ale jako rasowy gentleman uznał ich racje i rozmowa potoczyła się bez dalszych „zakłóceń”.
Swoją opinię nt. klubowych lektur nasz „osobisty” klubowy mężczyzna motywował tym, że jego zdaniem powieść p. Wiśniewskiego to taka sobie banalna historyjka, hołdująca zasadzie „wszystko już było” i nie wnosząca nic, czego czytelnik nie wiedziałby z lektury innych, podobnych historii. 
Natomiast zupełnie inaczej, wg opinii naszego klubowicza, rzecz się ma w odniesieniu do książki p. Szczygła, opisującej wiele spraw, które do tej pory nie były znane szerokiemu kręgowi czytelników, tak bardzo, bowiem, strzeżono ich tajemnicy. 
Nasze klubowiczki z kolei, zdecydowaną większością głosów, stanęły po stronie prozy p. Wiśniewskiego, która po prostu je urzekła. Stwierdziły nawet, że, mimo iż „Bikini” liczy sobie ponad 500 stron, czytało im się tę książkę dużo szybciej i przyjemniej niż, zdecydowanie mniej obszerną, publicystykę p. Szczygła, która wg ich opinii „jest okropnie ponura i przygnębiająca”. Natomiast historię opowiedzianą piórem p. Wiśniewskiego uznały za „szalenie wciągającą, a czytało się ją niemal zachłannie”. 
Tak, więc kolejny raz, okazało się, że panowie i panie różnią się bardzo, jeśli chodzi o gusta, w tym przypadku czytelnicze i nawet na spotkaniach DKK, przy odbiorze klubowej lektury, dochodzi do leciutkich konfliktów na linii kobiety – mężczyźni, kiedy to każda ze stron sporu udowadnia swoje racje i dowodzi ich słuszności, absolutnie nie przyjmując do wiadomości zmiany zdania pod wpływem aktywnej „agitacji” drugiej strony. Ale to, moim zdaniem, dobrze, bo z całą pewnością nuda, senność i zniechęcenie są od klubowiczów, jak najdalsze i dzięki temu nasz klub nie tylko w nazwie ma słowo „dyskusyjny”. Innymi słowy, można chyba spokojnie powiedzieć, że działa zgodnie z zamierzeniem i wg projektu, wymyślonego kilka lat temu przez Instytut Książki. 
No i o to chodzi, o to chodzi... W związku z czym mam błogą nadzieję, że nasi klubowicze nie zniechęcą się i nadal będą mieli ochotę przychodzić na spotkania DKK. 
Czy tak optymistyczne założenie będzie miało pokrycie w rzeczywistości okaże się już 29 lutego o godz. 17.00, kiedy to spotkamy się, by porozmawiać o książce Erica Frattini, pt. „Szpiedzy papieża”.  



DKK dla dorosłych (spotk. 27)

Dnia 30 listopada br. w Filii nr 2 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Pabianicach odbyło się 27 spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki dla dorosłych, na którym gościłyśmy dwadzieścia osób. 
Na ostatnim w tym roku klubowym „zlocie” było naprawdę bardzo fajnie - wesoło i gwarno, chociaż omawiana na nim książka wcale wesoła nie była, ponieważ rozmawialiśmy o thillerze psychologicznym Laury Lippman „Co wiedzą zmarli”, który, choć właściwie nic na to nie wskazywało, okazał się co nieco kontrowersyjny i wywołał u naszych klubowiczów nader mieszane uczucia. Znakomitej większości, bowiem zdecydowanie nie przypadł do gustu, chociaż emocje wzbudził całkiem solidne, co z kolei sprawiło, że dyskusja nad książką była szalenie burzliwa, wobec czego można chyba uznać, że wybór klubowej lektury nie był tak bardzo chybiony, jak w pierwszym odruchu zadeklarowała znaczna większość naszych klubowych gości. Uznali, bowiem powieść o dwóch dziewczynkach, zaginionych w pogodne, wiosenne popołudnie, przed wielu laty, za temat zbyt oklepany i nie wnoszący nic nowego do „czytelniczego rozważania o książkach”. Krótko mówiąc początek rozmowy na temat klubowej lektury przebiegł nam pod hasłem „wszystko już było...”. 
Ponieważ jednak kilka osób miało nieco inny pogląd i nie zgodziło się potulnie ze zdaniem większości, więc rozmowa natychmiast nabrała rumieńców i przerodziła się w bardzo żywiołową, można nawet powiedzieć zażartą, dyskusję, która trwała nieprzerwanie niemal dwie godziny i zakończyła się li tylko dlatego, że trzeba było zamknąć bibliotekę, nie zaś ze względu na osiągnięty przez strony kompromis. Do końca spotkania, bowiem żaden z, umownie rzecz nazywając, „klubowych obozów” nie przekonał drugiego do swoich racji i każda ze stron w czytelniczym sporze pozostała przy swoim zdaniu nt. książki Laury Lippman, ale „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”, bo przynajmniej w żadnym razie nie można było mówić o nudzie, na tym naszym klubowym „spędzie”, a wydaje mi się, że o to chyba na spotkaniach DKK chodzi.
Poza tym, że nasi goście wykopali na siebie wzajemnie „topór wojenny” w dyskusji o książce, to prywatnie, oczywiście, wszyscy „przestawiliśmy się” na wyższą kulturę osobistą i złożyliśmy sobie wzajemnie serdeczne świąteczne i noworoczne życzenia, jako że listopadowe spotkanie DKK było, jak już wcześniej wspomniałam, ostatnim w tym roku.
Tak, więc było, jak zwykle zresztą, miło, serdecznie, uroczo, cieplutko i przesympatycznie. 
Mam błogą nadzieję, że nasi mili klubowicze nadal będą chcieli przychodzić na spotkania DKK i ten fantastyczny stan rzeczy nie ulegnie zmianie, a nasze kolejne klubowe „nasiadówki” będą podobne. 
Wobec tego optymistycznego nastawienia następne spotkanie naszego klubu książki „dla dużych” umówiliśmy sobie na 25 stycznia, już 2012 roku, jak zwykle o godz. 17.00, a że nasi klubowi goście to świetni i super wyrobieni czytelnicy, więc sami od siebie zaproponowali, żeby przygotować na nie dwie klubowe lektury, co oczywiście natychmiast stało się rzeczywistością, ph. „mówisz - masz” i w związku z tym zabrali ze sobą do domu „Bikini” Janusza L. Wiśniewskiego oraz „Gottland” Mariusza Szczygła. Na styczniowym spotkaniu DKK zaś zobaczymy, która z tych, jakby nie patrzeć, solidnie różniących się od siebie książek bardziej przypadła im do gustu.

 

DKK dla dorosłych (spotk. 26)

Dnia 26 października br. w Filii nr 2 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Pabianicach odbyło się dwudzieste szóste spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki dla dorosłych, na którym gościłyśmy szesnaście osób. 
Rozmawialiśmy o głośnej, choćby z uwagi na to, że głośny, i nominowany do wielu nagród, m. in. do najbardziej chyba znanej w świecie filmowym – Oscara, jest film, który stał się jej zaczątkiem, powieści p. Andrzeja Barta „Rewers”. Autor jest bardziej scenarzystą niż pisarzem, wobec czego najpierw pojawił się scenariusz, na podstawie którego reżyser Borys Lankosz nakręcił film, ze świetną notabene obsadą, wystąpili bowiem, m. in. Krystyna Janda, Anna Polony, Marcin Dorociński, Bronisław Wrocławski i Agata Buzek, później zaś, tj. jako „produkt” końcowy – książka.
Napisałam, że to powieść, ale to nieprawda, ponieważ „Rewers” właściwie jest nowelą filmową, tak zresztą został opisany na stronie tytułowej, przez wydawnictwo W. A. B.
Zdaniem ludzi pióra „przeróbka” scenariusza na książkę, nie zaś odwrotnie, jest szalenie trudna i po przeczytaniu „Rewersu” przyznać muszę, że coś w tym jest. To nie tylko moja subiektywna ocena, podobnego zdania była również większość obecnych na klubowym spotkaniu osób. 
Nie chodzi bynajmniej o to, że naszym klubowiczom książka p. Barta się nie podobała, ale raczej o specyficzną formę, jaką nadał jej autor. Byliśmy zgodni, co do tego, że czyta się ją tak właśnie, jak scenariusz i to nawet nie filmowy, ale teatralny. Rozdziały wyglądają, jak rozpisane na sceny i ujęcia, co lekko utrudniało naszym klubowiczom wczucie się w klimat i nastrój książki. Nawet narracja jest specyficzna, jakby „poszarpana” na drobne kawałki, a nie płynna, jak w większości książek. 
Z tego, co napisałam wydawać by się mogło, że klubowa lektura niespecjalnie się podobała, ale nie, to były właściwie jedyne zastrzeżenia dotyczące książki p. Barta, poza tym, bowiem „Rewers” zyskał uznanie w oczach naszych klubowych gości. Podobała się ta opowieść, wg ich opinii, „oparta na psychologii człowieka, historia pogmatwanych losów jednej rodziny”. Uznanie zyskały zwłaszcza czasy, tj. wczesne lata 50-te XX wieku, w których książkowa historia się zaczyna.
Większość obecnych na klubie osób widziała także sfilmowany „Rewers” i zgodnie przyznała, że najlepiej lekturę książki zacząć dopiero wtedy, gdy obejrzy się film. Na ogół jest odwrotnie, najpierw sięga się po książkę, by po jej przeczytaniu skonfrontować swoje odczucia i wyobrażenie postaci z filmowymi, ale ponoć w tym akurat przypadku, wg opinii naszych klubowiczów, zdecydowanie należy postąpić na odwrót. Dopiero wtedy opowiedziana historia jest pełna i można ją właściwie zrozumieć, choć jakoś specjalnie ich nie urzekła. Na zakończenie, bowiem nasi klubowi goście stwierdzili, że gdyby stworzyć ranking książek omówionych do tej pory na spotkaniach DKK, to „Rewers” znalazłby się, gdzieś pośrodku tej listy. Krótko mówiąc niezły, ale nie arcydzieło, do którego mieliby ochotę wracać. Ogólnie jednak opowieść p. Barta podobała się naszym klubowiczom, w związku z czym październikowy DKK można chyba uznać za udany. 
Mam nadzieję, że i następne klubowe spotkanie, na które umówiliśmy się na 30 listopada, jak zwykle o godz. 17.00, nie będzie gorsze. Porozmawiamy na nim, jakże stosownie, zważywszy na porę roku i najbardziej chyba ponury miesiąc, jakim jest listopad, o powieści Laury Lippman „Co wiedzą zmarli”.  




 

DKK dla dorosłych (spotk. 25)

Dnia 28 września br. w Filii nr 2 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Pabianicach odbyło się dwudzieste piąte spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki dla dorosłych, na którym gościłyśmy dwanaście osób.
Rozmawialiśmy o dwóch „zadanych” do przeczytania przez wakacje, książkach – Orhana Pamuka „Nazywam się Czerwień” i Artura Domosławskiego „Kapuściński non – fiction”. 
Pierwsza z nich, autorstwa zdobywcy literackiej Nagrody Nobla z 2006 r., wywołała nader żywiołową dyskusję, która podzieliła obecnych na klubowym spotkaniu, na dwie grupy – zafascynowanych egzotyczną, poetycko – malarską powieścią Pamuka oraz nieco sceptycznie do niej nastawionych. I wydaje mi się, że to akurat można poczytać za sukces pisarza, ponieważ gdyby książka nie wzbudzała w odbiorcach żadnych emocji należałoby ją uznać za kompletną porażkę autora, a w zaistniałej sytuacji pewnie on sam (gdyby oczywiście mógł się naszym rozmowom przysłuchiwać) podsumowałby klubową dyskusję stwierdzeniem: „Kochajcie mnie lub nienawidźcie, tylko nie bądźcie obojętni”. A ponieważ pod takim mniej więcej hasłem się ona odbyła, można założyć, że noblista poczułby się całkiem usatysfakcjonowany. 
Druga z omawianych na wrześniowym DKK dla „dużych ludzi”, lektura nie podzieliła naszych klubowiczów, aż tak kontrastowo, jak „Czerwień” Pamuka, ale to wcale nie znaczy, ze opinie na jej temat były mdłe i nijakie. Wręcz przeciwnie, to potężne tomiszcze wzbudziło gorące spory wśród klubowych gości. Tyle tylko, że w tym przypadku nie chodziło o to, czy książka p. Domosławskiego podobała się klubowiczom czy nie, ale zastanawiali się raczej nad etyczną stroną tego dość ryzykownego przedsięwzięcia znanego publicysty, współpracującego m. in. z tygodnikiem „Polityka”. O etyce zaś rozmawialiśmy dlatego, że p. Domosławski, wg dość zgodnej, powszechnej opinii wygłoszonej przez naszych gości, nie zdołał narzucić sobie dostatecznej autokrytyki i posunął się w swojej publikacji o jeden (co najmniej) krok za daleko. Prac nt. osób bardziej i mniej znanych powstawała zawsze pokaźna ilość i w znacznej mierze bywały to publikacje krytyczne, odsłaniające wiele skrzętnie przez ich bohaterów skrywanych tajemnic, ale w tym przypadku autor, już nawet mniejsza o to, że był uczniem Ryszarda Kapuścińskiego, ale niestety, i co gorsza, mienił się być jego przyjacielem. Fakt, że odbrązowił wizerunek Mistrza (jak sam go w książce określa), że starał się go ściągnąć z piedestału i uczłowieczyć, to dobrze, ale... No właśnie ale... Na tym winien poprzestać, a niestety tego nie zrobił. Wyciągnął na forum publiczne, życie i sprawy osób trzecich związanych blisko z p. Kapuścińskim, a to spowodowało przekroczenie tejże etycznej granicy, za którą, wg naszej klubowej opinii, nie powinien (a nawet nie wolno mu było) się zapuszczać. Fakt, że tego „dokonał” sprawia iż, skądinąd bardzo dobre opracowanie, staje się niestety niezbyt sympatyczną, plotkarską publikacją, czego chyba p. Domosławski, jako solidny fachowiec, raczej nie planował. Szkoda doprawdy, że w tę stronę sprawa się potoczyła i to zarówno z uwagi na osobę autora książki, jak i jej bohatera. 
Cieszę się, że obie klubowe lektury spotkały się z żywiołowym, a przy tym życzliwym i pozytywnym odbiorem ze strony naszych klubowych gości, tym bardziej, że każda z nich liczy sobie po kilkaset stron, co sprawiło, że początkowo na naszych biednych klubowiczów padł blady strach, jak im się uda przez nie przebrnąć. Ponieważ jednak, co by nie mówić, są to osoby ze świetnie wyrobionym gustem czytelniczym, wrześniowe spotkanie DKK dla dorosłych było na naprawdę dobrym poziomie. Mam nadzieję, że i następne, które odbędzie się 26 października, o godz. 17.00 będzie równie udane. Porozmawiamy na nim o książce p. Andrzeja Barta „Rewers”.  



DKK dla dorosłych (spotk. 24)

Dnia 29 czerwca br. w Filii nr 2 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Pabianicach odbyło się 24 spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki dla dorosłych, na którym gościłyśmy dwanaście pań. Rozmawiałyśmy o książce p. Marka Krajewskiego „Głowa Minotaura”. Ta mroczna, kryminalna opowieść, z akcją osadzoną przez autora we Lwowie i Wrocławiu, noszącego wtedy niemiecką nazwę Breslau, lat 30-tych, właściwie dosłownie chwilę przed II wojną światową, może nie tyle spodobała się naszym klubowiczkom, ale z całą pewnością spokojnie można uznać, że zainteresowała je i wciągnęła w wykreowany przez p. Krajewskiego świat brutalnych, odrażających morderstw (a zresztą, czy istnieją inne?), brudnych, nielegalnych interesów (a czy istnieją inne?), rozpasanych, często „zaprawianych” narkotykami, orgii, ale także świetnie przez autora przedstawionej historii przedwojennego Wrocławia i Lwowa, miasta wtedy należącego do Polski. Stworzył naprawdę rzetelny, poparty drobiazgową, żmudną pracą, szkic historyczny tej barwnej metropolii, śledztwo dwóch głównych bohaterów – kapitana Eberharda Mocka i komisarza Edwarda Popielskiego, koncentruje się bowiem głównie na terenie Lwowa i to właśnie to miasto jest tym, na którym autor skupia większą uwagę. I właśnie tą mrówczą pracą, wedle zdania naszych klubowych pań, zasłużył na duże uznanie. Z wielkim entuzjazmem omawiały klubową lekturę, podkreślając zasługi pisarza, któremu udała się, wcale niełatwa, sztuka stworzenia w swojej opowieści bardzo ludzkich bohaterów, bowiem nawet ci, których uczynił autor pozytywnymi mają całkiem pokaźny „bagaż” wad, przywar i ułomności, co czyni ich prawdziwymi ludźmi, nie zaś papierowymi, przesłodzonymi, mdłymi postaciami. 
Mimo, że „Głowa Minotaura” wydaje się książką, która przypadnie do gustu raczej panom, to nasze klubowiczki, jako że czerwcowe spotkanie okazało się bardzo sfeminizowane i nastąpił zdecydowany deficyt klubowych mężczyzn, stanęły na wysokości zadania i dyskusja nt. powieści p. Krajewskiego potoczyła się nie tylko wartko, ale nawet szalenie dynamicznie, choć dużych rozbieżności w opiniach klubowych pań nie było. Wszystkie były zgodne, co do rzetelnie przez autora opisanego, potwornego wynaturzenia mordercy, a właściwie morderców, bo choć początkowo zbrodnie popełnia „tylko” jeden mężczyzna, to prawdziwym potworem, wg zgodnej opinii obecnych na klubie pań, jest ten, który te zbrodnie ułatwia i niejako zleca. Na końcu makabrycznej historii jego zwyrodniała natura dochodzi zresztą do głosu i po zabiciu, wprawdzie jeszcze nieswoimi rękoma, tytułowego „Minotaura”, odrzuca maskę miłego, szarmanckiego, uroczego, bardzo przystojnego mężczyzny, człowieka z wyższych sfer, gentlemana w każdym calu i ostatnią ofiarą „zajmuje się” już sam. Mnie przypominało to trochę „Portret Doriana Graya” Oscara Wilde'a, klubowym paniom natomiast skojarzyło się z opowieścią o doktorze Jekyllu i panu Hyde, z czym zresztą, jak najbardziej się zgadzam. 
Cieszę się, że ta barwnie opisana historia zbrodni z terenu przedwojennego Lwowa znalazła takie uznanie w oczach naszych klubowiczek, iż wyraziły ochotę przeczytania innych jeszcze tytułów autorstwa p. Krajewskiego, znajdujących się w zbiorach naszej placówki. 
Chciałabym, żeby zawsze udawało się nam tak dobrać klubową lekturę, by rozmowa na klubie była równie żywiołowa, jak na tym ostatnim, przed wakacjami, spotkaniu DKK dla „dużych ludzi”.
Kolejny „zlot” klubu umówiliśmy sobie na 28 września, jak zwykle o. godz. 17.00, a porozmawiamy na nim o dwóch tytułach „zadanych” do przeczytania przez wakacje – p. Artura Domosławskiego „Kapuściński non – fiction” i zdobywcy literackiego Nobla za rok 2006, Orhana Pamuka „Nazywam się Czerwień”. Zobaczymy, czy któraś z nich, a może obie, zyskają u naszych klubowiczów opinię równie pochlebną, co powieść p. Krajewskiego, choć diametralnie się od niej różnią. 



DKK dla dorosłych (spotk. 23)

Dnia 25 maja br. w Filii nr 2 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Pabianicach odbyło się 23 spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki dla dorosłych, na którym gościłyśmy 16 pań.  
Rozmawiałyśmy o debiutanckiej powieści p. Grażyny Jeromin – Gałuszka, pt. „Złote nietoperze”. Już dawno żadna klubowa lektura nie wywołała tak żywiołowej dyskusji i nie wzbudziła tak wielkich emocji. Panie spierały się bardzo gorąco, broniąc swoich racji oraz wybranych bohaterów, a właściwie dwóch głównych bohaterek, książki. Te dwie, krańcowo różne kobiety, uczyniła autorka niemal realnymi postaciami, budzącymi tak żywe reakcje u czytelników, że nasze klubowiczki, jak mówiły, po prostu nie mogły podejść do książki chłodno i obojętnie. 
Nasz „książkowy klub” podzielił się na tym majowym spotkaniu na dwa obozy, z których jeden zgromadził gorące zwolenniczki Matyldy, dziwnej, niejednoznacznej, mimo pozorów, kobiety, która na pierwszy rzut oka wydaje się być osobą prostolinijną i dobrą, bez żadnych „odchyleń osobowości”, lubiącą zwierzęta, życie na wsi, kontakt z przyrodą – po prostu ideał! Niestety, autorka udowadnia, i to w całkiem przekonujący sposób, że nie ma ideałów, na tym „najlepszym”ze światów.
Druga grupa klubowych pań z kolei zdecydowanie opowiedziała się po stronie Lory, żyjącej szybko, zachłannie, konsumpcyjnie, równie dziwnej kobiety, która pewnego, wcale niepięknego, z punktu widzenia Matyldy, dnia wkracza w jej życie, zmieniając je na zawsze. 
Spory udowadniające, która z tych dwóch kobiet jest „tą dobrą” (czy chociażby tylko lepszą) zajęły klubowiczkom niemal trzy godziny, a i tak zawarły tylko w miarę polubowny rozejm, żadna ze stron bowiem nie chciała ustąpić, „do krwi ostatniej” broniąc swoich racji.
Mimo to wydaje mi się, że nasze spotkanie spokojnie można uznać za całkiem udane, klubowa lektura bowiem okazała się, jak najbardziej wciągająca i to do tego stopnia, że większość klubowiczek stwierdziła nawet, iż bardzo chętnie widziałaby ją sfilmowaną, bo wg nich „Złote nietoperze”, to właściwie gotowy scenariusz. Zwróciły także uwagę innych obecnych na klubie pań na, ich zdaniem, świetną szatę graficzną książki, głównie zaś na, utrzymane w kolorze sepii, zdjęcia obu bohaterek.
Wprawdzie jedna z naszych klubowiczek postawiła powieści p. Jeromin – Gałuszki zarzut, że jest zbyt przewidywalna i schematyczna, ale choć podkreśliła także, iż jej się ta książka nie podobała, to jednak wzięła szalenie intensywny udział w klubowej rozmowie, wnosząc do niej wiele emocji.
Mam nadzieję, że i kolejna klubowa lektura, a będzie nią „Głowa Minotaura” p. Marka Krajewskiego, którą mamy zamiar omówić na następnym spotkaniu DKK dla dorosłych – 29 czerwca, o godz. 17.00, spotka się z równą przychylnością naszych klubowiczów.  

DKK dla dorosłych (spotk. 22)

Dnia 27 kwietnia br. w Filii nr 2 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Pabianicach odbyło się 22 spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki dla dorosłych, w którym udział wzięło piętnaście osób. Rozmawialiśmy o książce p. Małgorzaty Terleckiej – Reksnis, pt. „Holoubek - Rozmowy”. Najogólniej rzecz ujmując jest to bardzo obszerny wywiad, który autorka prowadziła ze znanym, wybitnym, już niestety nieżyjącym, polskim aktorem p. Gustawem Holoubkiem, przez ponad trzydzieści lat, spotykając się z nim w rozmaitych miejscach i okolicznościach.
Nasi klubowicze nie byli, niestety, z wyboru klubowej lektury zadowoleni, motywując swoją opinię tym, że „książka p. Terleckiej - Reksnis w żadnej mierze nie jest materiałem nadającym się do dyskusji, a na tym przecież polega idea DKK, skoro już w samej nazwie mają one słowo „dyskusyjne”. Poza tym spodziewali się raczej biograficznej opowieści, a książka którą omawialiśmy na kwietniowym spotkaniu naszego dorosłego klubu, to raczej coś w rodzaju wykładu z teorii teatru i technik gry aktorskiej. Wobec powyższego trudno jakoś specjalnie się dziwić naszym klubowiczom, że nie urzekła ich ta dość obszerna publikacja dziennikarki związanej z Zakładem Teatru i Widowisk w Instytucie Kultury Polskiej UW, która pewnie po części z uwagi na profil instytucji, w której pracuje, napisała swoją książkę w taki właśnie sposób, niekoniecznie budzący zachwyt u wszystkich czytelników. Jednak mimo tego „braku zachwytu” ze strony naszych klubowiczów, wszyscy oni podkreślali, że sama osoba bohatera książki, czyli p. Holoubka, budzi ich jak najbardziej pozytywne uczucia, bowiem cenią bardzo tego wybitnego, zasłużonego dla kultury polskiej, aktora. Wymienili nawet tytuły ich ulubionych filmów i sztuk teatralnych, w których zagrał. Na pierwszym miejscu w tym swoistym „rankingu lubienia” znalazła się „Pętla” w reż. Wojciecha Hasa, z roku 1957, a tuż za nią serial TV z 1988 r. pt. „Królewskie sny” zrealizowany przez aktora i reżysera Grzegorza Warchoła, wg scenariusza Józefa Hena i na motywach jego powieści, pod tym samym tytułem, opowiadający o ostatnich latach życia króla polskiego Władysława Jagiełły. 
Uznanie dla p. Holoubka, w tych i innych rolach, nie zmieniło jednak zdania naszych klubowiczów nt. klubowej lektury. 
Mimo, że tym razem klubowe spotkanie niestety nie wyszło najlepiej, mam nadzieję, że może następny „książkowy zlot”, który wyznaczyliśmy sobie na 25 maja, jak zwykle o godz. 17.00, będzie nieco bardziej udany, a wybrana do omówienia na nim debiutancka powieść p. Grażyny Jeromin – Gałuszka, pt. „Złote nietoperze”, bardziej przypadnie do gustu naszym klubowym gościom, niż opracowanie poświęcone p. Holoubkowi. 

DKK dla dorosłych (spotk. 21)

Dnia 30 marca br. w Filii nr 2 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Pabianicach odbyło się dwudzieste pierwsze spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki dla dorosłych, na którym gościłyśmy czternaście osób.
Tym razem klubową lekturą była książka pań – Katarzyny Miller i Moniki Pawluczuk, pt. „Być kobietą i nie zwariować”, pozycja zdecydowanie odmienna od dotychczas omawianych na klubowych spotkaniach. I pewnie w związku z tą odmiennością wzbudziła nader kontrowersyjne opinie naszych klubowiczów. Dyskusja była bardzo żywiołowa, a zdania podzielone, choć można by nadać im wspólny mianownik, a mianowicie wszyscy nasi klubowi goście zastanawiali się, czy terapeutyczne spotkania z psychologiem, które są treścią książki, rzeczywiście spełniają swoją rolę w tak fantastyczny sposób, jak przedstawiły to autorki. Obecni na klubowym spotkaniu stwierdzili, że po prostu trudno jest uwierzyć w tak opisane problemy wybranej grupy, w tym przypadku dwunastu kobiet.
Uznali również, że im wiwisekcja zdecydowanie nie jest potrzebna i z całą pewnością nie chcieliby uczestniczyć w takiej terapii, aczkolwiek przyznali, że owszem są ludzie, którzy czują potrzebę takich spotkań, zainteresowanie którymi przywędrowało do nas z Zachodu. Wszak z Stanach Zjednoczonych sesje u psychoterapeuty są sprawą powszechną i dla społeczeństwa tak zwyczajną, jak np. codzienna higiena osobista. I nie jest, to kwestia ostatnich kilku lat, ale lat kilkudziesięciu.
Nasi klubowicze stwierdzili, że na gruncie polskim aż tak wszechobecna „moda” na psychoterapię raczej się nie przyjmie, choć jest to: „coraz bardziej powszechne zjawisko, zwłaszcza ostatnich lat, podobnie, jak np. treningi interpersonalne prowadzone w firmach”. Tłumaczyli zresztą, że ich zdaniem dzieje się tak, m. in. z uwagi na coraz szybsze tempo, które ”funduje” nam współczesny świat, w związku z czym ludzie po prostu przestali sobie radzić z coraz większym naciskiem, któremu są poddawani, zarówno w pracy, jak i w życiu prywatnym: „i stąd właśnie wziął się ten boom szukania pomocy u profesjonalistów”.
Reasumując – klubowa lektura okazała się, zdaniem naszych gości, mało wartościowa i np. dla nas kompletnie nieprzydatna, takie przegadane „ple, ple”, ale wywołała burzliwą dyskusję, jak najbardziej zgodną z założeniami i profilem Dyskusyjnych Klubów Książki, więc marcowe spotkanie naszego książkowego klubu „dla dużych” można chyba uznać za udane, choć zachwytu publikacją duetu pisarskiego pań - Miller i Pawluczuk, o problemach współczesnych kobiet, na nim nie odnotowaliśmy. Wobec czego na następnym, które umówiliśmy sobie na 27 kwietnia, oczywiście o stałej porze, tj. o godz. 17.00, porozmawiamy o książce p. Małgorzaty Terleckiej – Reksnis, pt. „Holoubek. Rozmowy”, zdecydowanie różniącej się od psychoterapeutycznego wywodu, jakim była marcowa lektura. 

DKK dla dorosłych (spotk. 20)

Dnia 23 lutego br. w Filii nr 2 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Pabianicach odbyło się dwudzieste spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki dla dorosłych, na którym stawiło się dziesięć osób, ośmioro naszych klubowiczów natomiast zadzwoniło z informacją, że leżą zagrypieni i proszą o przekazanie na klubie ich wrażeń z lektury „Stu lat samotności” Gabriela Garci Marqueza, która była „zadana” do przeczytania na to lutowe spotkanie. A wrażenia, i to zarówno te z telefonicznych „konsultacji”, jak i na żywo, były bardzo zróżnicowane. Klubowicze, bowiem podzielili się na dwa obozy – jeden zawierał w sobie zachwyconych, zdeklarowanych fanów książki Marqueza, drugi zaś zgromadził, nawet nie to, że zagorzałych przeciwników, ale właściwie rzec by można, obojętnych odbiorców prozy zdobywcy Literackiej Nagrody Nobla, za całokształt twórczości, za rok 1982. 
Na dobrą sprawę trudno byłoby wyjaśnić przyczynę, tak kontrastowego podejścia klubowiczów do słynnej powieści kolumbijczyka, ale może należy jej upatrywać w dość powszechnej niechęci czytelników do powtórnej lektury tytułów, które już kiedyś czytali. Ta niespecjalnie zachwycona grupa bowiem, to osoby, które po „Sto lat samotności” sięgnęły po raz wtóry, „zaliczywszy” ten tytuł kilkanaście lub więcej nawet, lat temu. Jak mówiły wtedy, np. w latach 60. czy 70-tych ubiegłego wieku były nim naprawdę zachwycone, ale czytając książkę teraz, na potrzeby DKK, niestety już nie. 
Może to i marne usprawiedliwienie i tłumaczenie, ale myślę, że chyba zgodne z prawdą – gust czytelniczy z biegiem lat też się przecież zmienia (i dzięki Bogu, bo stagnacja w jakiejkolwiek dziedzinie, to nic dobrego) i trudno kogokolwiek za to ganić czy osądzać. Gdyby czytać przez całe życie jedną książkę lub tylko te podobne do niej, to cóż byśmy osiągnęli?... A tak, przez ponowną lekturę powieści Marqueza przypomnieliśmy sobie, że przed laty nas urzekła, ale... pora na zmiany (także czytelnicze). 
Ci zaś z klubowiczów, którzy czytali tę skądinąd świetną, prozę po raz pierwszy mogli spojrzeć na nią z takim zachwytem, jak my 20, 30 czy 40-kilka lat temu. I dlatego wydaje mi się, że dopóki będą osoby, które zechcą czytać tak wartościowe pozycje z, już klasyki literatury, to zawsze znajdą się wśród nich tacy, którzy z pierwszej lektury tych dzieł wyniosą zachwyt, na który one z całą pewnością zasługują.
Mimo tak różnych opinii nt. klubowej lektury spotkanie DKK „dla dużych” było całkiem udane, z czego bardzo się cieszę. Na następne zaś umówiliśmy się 30 marca, jak zwykle o godz. 17.00. Porozmawiamy na nim o książce zupełnie innej od „Stuletniej samotności”, tym razem bowiem będzie to pozycja z literatury popularnonaukowej, wydana w ubiegłym roku „Być kobietą i nie zwariować”, autorstwa dwóch pań psycholożek – Katarzyny Miller i Moniki Pawluczuk.  

DKK dla dorosłych (spotk. 18)

Dnia 24 listopada br. w Filii nr 2 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Pabianicach odbyło się osiemnaste, a zarazem ostatnie w tym roku, spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki dla dorosłych, na którym miałyśmy przyjemność gościć 19 osób. Rozmawialiśmy o książce Roberta Kaplowa „Kto zabija najsławniejszych amerykańskich pisarzy?”, która wywołała dość burzliwą klubową dyskusję, w znacznej mierze spowodowaną faktem, że znakomitej większości naszych klubowiczów zdecydowanie nie przypadła do gustu. Czym można by to wytłumaczyć? Wydaje mi się, że ten, jak go reklamuje wydawnictwo, „kryminał literacki”, w założeniu autora miał być książką tak bardzo amerykańską, że niestety udało się to aż „za dobrze”. Jeśli kogoś dziwi takie sformułowanie, to może zechce je sobie porównać, np. z filmem Baza Luhrmanna „Romeo i Julia”, z Leonardo di Caprio, który także jest BARDZO amerykański i w dodatku tak dalece odbiega od pierwowzoru literackiego, że gdyby Shakespear'e miał możliwość go obejrzeć, to za skarby świata nie uwierzyłby iż jest to ekranizacja jego utworu. Myślę, że takie zestawienie powinno, choć w części wyjaśnić dlaczego kryminał Kaplowa został raczej mało przychylnie odebrany przez naszych klubowiczów. Bo może i jest nowatorskim ujęciem tematu morderstw dokonywanych na osobach, znanych chyba wszystkim czytelnikom, pisarzy amerykańskich, ale przede wszystkim jest to jednak ciężkostrawna farsa, kreślona grubą krechą groteska, wzbudzająca raczej niechęć niż choćby cień sympatii, czy to do któregokolwiek z bohaterów czy, w konsekwencji lektury, do osoby autora. Zdaniem naszych klubowych gości, Robert Kaplow przedobrzył i jego książka przypomina przez to, przeładowany mnóstwem niepasującego do siebie wzajemnie jedzenia, talerz. Mówiąc nieco bardziej obrazowo, to tak, jak gdyby na taki talerz nałożyć jednocześnie : bigos, lody, śledzie w śmietanie, sałatkę owocową, tatara z cebulą, tort, wymieszać ze sobą i polać to wszystko słodkim sokiem i zasmażką. No i jak, pyszne? Można to zjeść bez łomotania żołądka o zęby? Po mojemu, nie. Oczywiście zdanie innych czytelników, może być diametralnie różne, ale na spotkaniu klubu niemal wszystkie obecne na nim osoby podzieliły je w 100%. 
Poza tą niestrawnością, na domiar złego, w trakcie lektury czytelnik czuje się bez mała tak, jakby czytał książkę telefoniczną. Bohaterów ci tam dostatek, a nawet zdecydowany przesyt. Wygląda to trochę tak, jakby autor nie był pewien, czy wydadzą mu jeszcze jakąś książkę, więc wszystkie osoby, które miał zamiar uczynić bohaterami innych swoich dzieł, dla pewności, że się nie zmarnują, upchnął w ten tytuł. Wyszedł, więc kolejny przesyt, a przecież wiemy, że lepiej mniej niż za dużo (może za wyjątkiem pieniędzy). Tak też właśnie klubową lekturę odebrali nasi goście. Poza tymi wrażeniami, które opisałam, doszli do wniosku, że autor sam nie wie, co chciał swoja książką przekazać, ale jakieś próby porozumienia z odbiorcą podjął, m. in. nawiązując lekko do klasyki i wplatając w intrygę swojej powieści motyw „Wyspy doktora Moreau” George'a Wellsa. Wyszło średnio i zdaniem naszych klubowiczów ani nowatorsko ani książce Kaplowa „na zdrowie”, choć kilkoro naszych gości nie było aż tak krytycznie nastawionych i próbowało tego kryminalnego utworu bronić. Te głosy, jakkolwiek w zdecydowanej mniejszości, przydały naszej dyskusji ognia i koloru, więc atmosfera była dość wulkaniczna, choć do erupcji nie doszło. Chyba po części dlatego, że klubowicze uznali iż nie warto o ten akurat tytuł „kopii kruszyć”. Ogólnie zaś uznano, ze nie wart był nawet i tego, by w ogóle po niego sięgnąć. I tym stwierdzeniem zakończyliśmy dyskusję nad książką Roberta Kaplowa.
Po czym wycałowaliśmy się, życząc sobie najpiękniejszych świąt Bożego Narodzenia i wszystkiego dobrego w nadchodzącym Nowym Roku, a ponieważ grudniowe święta, to Mikołaj i prezenty, więc dostali je i nasi klubowicze. Może nie były wściekle rewelacyjne, ale wyglądało na to, że nasi goście byli z nich naprawdę bardzo zadowoleni. Każdy z nich bowiem otrzymał CD z nagranymi zdjęciami ze wszystkich klubowych spotkań, od początku istnienia DKK „dla dużych ludzi” oraz ze spotkań z autorami, których mieliśmy zaszczyt i przyjemność gościć w bibliotece, w tym 
i ubiegłym roku, jako prezenty dla klubowiczów z DKK. 
Było, więc naprawdę miło, a wszyscy dobrze się czuli, na tym kończącym drugi rok działalności DKK dla dorosłych, spotkaniu naszego klubu.
Następne spotkanie umówiliśmy sobie 26 stycznia, już 2011 roku, jak zwykle o godz. 17.00, a porozmawiamy wtedy o książce - finalistce wielu nagród w dziedzinie literatury, m. in. Nagrody Literackiej NIKE 2008 r. autorstwa p. Małgorzaty Szejnert „Czarny ogród”. Mam tylko nadzieję, że może spotka się ona z cieplejszym przyjęciem ze strony naszych klubowiczów.


DKK dla dorosłych (spotk. 17)

Dnia 27 października br. w Filii nr 2 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Pabianicach odbyło się siedemnaste spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki dla dorosłych, na którym gościłyśmy 18 osób, w tym p. dyrektor naszej biblioteki. 
Rozmawialiśmy o książce p. prof. Andy Rottenberg „Proszę bardzo”. Zdaniem naszych klubowiczów to dobra, napisana w elegancki sposób i takimż słownictwem, literatura niebeletrystyczna, choć mieli lekkie zastrzeżenia, co do wyboru tej pozycji na klubową lekturę. Chodziło po prostu o temat książki, a konkretnie o to, że jest to, najogólniej rzecz biorąc, tytuł traktujący o historii rodziny prof. Rottenberg. Wobec czego nasi klubowi goście podsumowali tę rodzinną opowieść krótkim stwierdzeniem, że „owszem jest to naprawdę dobra i wartościowa literatura, ale nie pozostawia miejsca na dyskusję, bo o czym tu dyskutować. Tak, jak inne tego rodzaju pozycje literackie, m. in. „W ogrodzie pamięci” p. Joanny Olczak - Ronikier czy „przerabiana” na wrześniowym spotkaniu DKK książka p. Jerzego Stuhra „Stuhrowie. Historie rodzinne”, nie jest materiałem, nad którym można by się zbyt szczegółowo rozwodzić”. Ale oczywiście „trochę” czasu poświęciliśmy dyskusji nad pracą p. prof. Co do efektów tejże rozmowy natomiast, to nasze klubowe panie, np. bardzo wzruszyły losy syna p. Rottenberg, Michała, który pewnego dnia po prostu zniknął z życia rodziny. I to zniknął tak bardzo, że po jedenastu latach poszukiwania go przez matkę, okazało się, że niestety zniknął na zawsze, a ona mogła go już tylko pochować w rodzinnym grobie. Zresztą tego właśnie obawiała się, ale i spodziewała przez wszystkie te lata, daremnych poszukiwań. Spodziewała zaś dlatego, że jej syn był człowiekiem bardzo słabym, uzależnionym od narkotyków, nastawionym wręcz na samozniszczenie, które w końcu niestety stało się faktem. Ten rodzinny dramat prof. Rottenberg opisuje jednak w tak powściągliwy, taktowny i rzeczowy sposób, że chyba właśnie to sprawia, iż jej książka wzbudza takie zainteresowanie odbiorcy, co dało się zauważyć także na październikowym spotkaniu DKK „dla dużych”. Nasza klubowa „mniejszość”, czyli panowie natomiast mieli drobne zastrzeżenia, co do raczej swobodnie potraktowanej przez autorkę chronologii, „dzięki” której lektura historii rodziny p. Rottenberg przysporzyła im lekkich problemów, bo jak stwierdzili „trochę trudno czyta się książkę, w której co chwilę zmienia się czas „akcji”. Poza wszystkim jednak autorka, mimo naprawdę trudnych przeżyć, zachowuje bardzo sympatyczne, lekkie i na dobrym poziomie, poczucie humoru, co czytelnicy cenią wysoko, właśnie z uwagi na ciężkie życiowe doświadczenia, bo chyba nie ma nic gorszego, niż pochować własne dziecko, którego nie udało się uratować przed nim samym. I tak też, doceniając trud włożony przez pisarkę w tę jej bardzo osobistą pracę, odebrały książkę osoby obecne na spotkaniu.
Na szczęście ogólne wrażenia z czytania „Proszę bardzo” okazały się nie takie złe i końcowe wnioski naszych miłych klubowiczów wypadły raczej, zresztą ku mojej uldze, in plus. 
Pozostaje tylko mieć nadzieję, że może przynajmniej kolejna klubowa lektura, a będzie to tym razem „literacki kryminał” Roberta Kaplowa - „Kto zabija najsławniejszych amerykańskich pisarzy?”, okaże się nieco bardziej „zjadliwa” i dostarczy więcej materiału do tak upragnionej przez naszych gości, dyskusji, na którą umówiliśmy się 24 listopada, jak zwykle o godz. 17.00  

DKK dla dorosłych (spotk. 16)

Dnia 29 września br. w Filii nr 2 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Pabianicach odbyło się pierwsze po letniej przerwie, a szesnaste od początku istnienia, spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki dla dorosłych, na którym gościłyśmy „mendel” (czy może nieco bardziej elegancko mówiąc, piętnaście) osób, w tym panią instruktor MBP. 
Rozmawialiśmy o dwóch książkach „zadanych” klubowiczom do przeczytania przez wakacje – p. Beaty Pawlikowskiej „Blondynka wśród łowców tęczy” oraz „Stuhrowie. Historie rodzinne”, autorstwa znanego i cenionego aktora, p. Jerzego Stuhra. No i tu, niestety, zaczęły się „schody”, bo choć oba tytuły podobały się naszym klubowiczom (zwłaszcza opowieść rodzinna p. Stuhra), to jednak stwierdzili oni, że były zbyt lekkie i mało ambitne, by można było o nich powiedzieć coś więcej ponadto właśnie, że się podobały. Inaczej mówiąc nie było w nich materiału na żywiołową, soczystą (a nawet „krwistą”) dyskusję, z „gatunku” tych do jakich nasi klubowicze przywykli na klubowych spotkaniach. 
Winę za taki stan rzeczy ponoszę oczywiście ja, choć usprawiedliwieniem doboru klubowych lektur może być to, że chciałam by książki wybrane do czytania w czasie wakacji nie były zbyt ciężkie.
Wydawało mi się bowiem, iż lato nie będzie sprzyjało lekturom trudnym, służącym „łamaniu” psychiki czytelnika. Założenie okazało się błędne („mea culpa, mea maxima culpa”), a powinnam już przecież wiedzieć, po tak długim czasie spotkań naszego DKK „dla dużych”, że nasi klubowi goście, to zdecydowanie „nieprzeciętne ludzie”. 
Z całego powyższego wywodu można byłoby wywnioskować, że to wrześniowe spotkanie było... nieudane. Nic bardziej mylnego! Cieszę się ogromnie, że na nasz „książkowy klub” przychodzą właśnie tacy ludzie! Lepszych klubowiczów nie mogłabym sobie wymarzyć, nawet gdyby byli „robieni” na zamówienie, bowiem wobec stwierdzenia, że obie omawiane na spotkaniu, książki nie były do końca takie, jakich by sobie życzyli i tak, oczywiście, stanęli na wysokości zadania i nasza rozmowa potoczyła się wartko i, co równie ważne, dowcipnie, czyli po prostu tak, jak zwykle („rozbestwiłam się”, trzeba mnie dobić). Rozmawialiśmy oczywiście o obu tytułach, choć zdecydowanie więcej czasu poświęciliśmy książce p. Stuhra, która bardziej podobała się naszym klubowiczom, jako ich zdaniem bardziej wartościowa, już choćby z uwagi na sięgnięcie przez autora do czasów odległych od nam współczesnych o niemal dwa stulecia. Naszym klubowym gościom podobała się także, m. in. dbałość autora o szczegóły i kult dla tradycji rodzinnych, ale przede wszystkim bardzo plastyczne, a przez to urokliwe, no i świetne do czytania, przed - stawione przez niego na kartkach książki, opowieści o świecie, którego już nie ma. 
Jedna z pań obecnych na klubie porównała nawet, trochę wprawdzie kurtuazyjnie, książkę p. Stuhra do nagrodzonej w 2002 roku literacką NIKE, opowieść p. Joanny Olczak – Ronikier „W ogrodzie pamięci”, ale obiektywnie stwierdziła, że jednak bardziej wartościowy literacko jest właśnie ten drugi tytuł, której to opinii przyklasnęli pozostali klubowicze. 
O”Blondynce wśród łowców tęczy” z kolei nie mówiliśmy zbyt wiele, bo choć podobała się naszym gościom, nie uznali jej za pozycję ważną literacko. Rozmawialiśmy za to czas jakiś o samej autorce, podróżniczce p. Beacie Pawlikowskiej, która wzbudziła u naszych klubowiczów uznanie za ogromną siłę,dzięki której realizuje swoją życiową pasję, czyli wyprawy do dżungli amazońskiej. A ponieważ odbywają się one w zdecydowanie spartańskiej oprawie, więc proporcjonalnie tym większy podziw determinacja p. Pawlikowskiej wzbudziła u naszych klubowiczów. 
Podsumowując wrześniowe spotkanie DKK „dla dużych ludzi” można zatem spokojnie powiedzieć, że mimo braku zachwytu, ze strony osób na nim obecnych, dla wybranych lektur, przebrnęliśmy przez nie gładko i bezboleśnie. 
Mając zaś nadzieję, że może następna klubowa książka będzie nieco bardziej trafiona w gust naszych gości, na kolejne klubowe „rendez - vous” umówiliśmy się 27 października, jak zwykle o godz. 17.00, a na klubowy „warsztat” weźmiemy wtedy „Proszę bardzo” p. prof. Andy Rottenberg.  

DKK dla dorosłych (spotk. 15)

Dnia 23 czerwca br. w Filii nr 2 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Pabianicach odbyło się piętnaste spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki dla dorosłych, na którym miałyśmy przyjemność gościć 18 osób. 
Na tym ostatnim przed wakacjami klubowym „zlocie” rozmawialiśmy o książce p. Hanny Kowalewskiej - „Tego lata w Zawrociu”, która okazała się dla naszych klubowiczów tytułem, co najmniej kontrowersyjnym. Tylko bardzo nielicznym osobom obecnym na „klubie książki” się podobała, chociaż oczywiście wszyscy, jako szalenie obowiązkowi czytelnicy, powieść p. Kowalewskiej, przeczytali. Co nie przeszkadza, że jak tłumaczyli, nie było w niej ani jednej postaci, która zdobyłaby ich sympatię i z którą mogliby się utożsamiać, a tego zawsze w klubowych lekturach szukają. Natomiast „Zawrocie” okazało się na tyle ciężkie, smutne i przytłaczające, że nasi klubowi goście zdecydowanie nie zaliczyli tego tytułu do ulubionych pozycji literackich. Nie udało się nam na spotkaniu znaleźć usprawiedliwienia dla postępowania Matyldy, głównej bohaterki powieści, która jakkolwiek skrzywdzona w dzieciństwie (co znalazło swój smutny ciąg dalszy w jej dorosłym życiu) jest wg opinii naszych klubowiczów : „zupełnie niedojrzała emocjonalnie i życiowo, a jednocześnie tak dziwnie opisana przez autorkę, że po prostu kompletnie nie można zrozumieć ani jej postępowania ani jej samej”. Podobna ocena spotkała babkę Matyldy, która w powieści jest obecna właściwie tylko duchem, ponieważ książkowa historia zaczyna się po jej śmierci. Jest to jednak postać zarysowana przez pisarkę tak mocną kreską, że na dobrą sprawę każdemu czytelnikowi wydaje się równie żywa, jak wszyscy bohaterowie, którzy z „rozkazu” autorki „żyją” na kartach jej książki. Naszym klubowiczom jednak zdecydowanie się nie podobała 
i „zdiagnozowali” ją, jako „zimną, podłą i wyrachowaną kobietę, pozbawioną jakichkolwiek ciepłych, ludzkich uczuć, którymi mogłaby obdarzyć, czy to własną rodzinę, czy bodaj nawet jakąś obcą osobę”. Wnuczka, czyli główna bohaterka jest do niej niestety podobna, chociaż bardzo tego nie chce, więc wedle opinii naszych klubowiczów „też nie budzi u czytelnika żadnych pozytywnych uczuć”. Pozostali bohaterowie powieści p. Kowalewskiej, jakkolwiek bardziej, wg naszych gości, mdło i papierowo przez autorkę opisani, podzielili los tychże dwóch antypatycznych kobiet, tzn. nie podobali się naszym klubowiczom zupełnie. I tu zadziałała demokracja i równość absolutna, czyli innymi słowy skrytykowano tak kobiety, jak i mężczyzn, opisanych w książce. Jednak, mimo że klubowa lektura nie zyskała pochlebnej opinii naszych klubowych gości, to okazało się, że zdecydowana większość z nich chciałaby mimo to przeczytać dwie dalsze części „Zawrocia” - „Górę Śpiących Węży” i „Maskę Arlekina”, a ponieważ znajdują się one w księgozbiorze naszej biblioteki, więc myślę, że rzecz cała jest jak najbardziej wykonalna. W obliczu tego ostatniego wydaje mi się, że czerwcowe spotkanie DKK dla dorosłych można spokojnie uznać za udane. Po części zapewne dlatego, że tradycyjnie już oprócz klubowej lektury omawialiśmy także tematy nieco luźniejsze, w tym plany wakacyjne naszych klubowiczów. Było cudnie i uroczo, a w dodatku pod koniec spotkała mnie bardzo miła niespodzianka ze strony naszych przemiłych gości, którzy podarowali mi własnoręcznie wykonany piękny dyplom oraz oryginalną, także samodzielnie zrobioną zakładkę do książki. Wyściskaliśmy się serdecznie, życząc sobie fantasty - cznych wakacji, a na następne klubowe „rendez – vous” wyznaczając datę 29 września, jak zwykle o godz. 17.00. Ponieważ zaś mamy do czytelniczej dyspozycji aż dwa miesiące, więc ustaliliśmy, że na tym powakacyjnym spotkaniu klubu omówimy dwie książki – p. Beaty Pawlikowskiej - „Blondynka wśród łowców tęczy” oraz p. Jerzego Stuhra - „Stuhrowie. Historie rodzinne”.  

DKK dla dorosłych (spotk. 14)

Dnia 19 maja br. w Filii nr 2 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Pabianicach odbyło się czternaste spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki dla dorosłych, w którym udział wzięła największa, jak do tej pory, liczba klubowiczów. Trafiliśmy bowiem „oczko”, czyli 21 gości – 18 pań i, ku naszej wielkiej radości, 3 panów (i to nie „w łódce”, a w czytelni naszej placówki). Było nam ogromnie miło, że tak wiele osób zechciało poświęcić swój wolny czas, by spotkać się i porozmawiać nt. „zadanego” do przeczytania przed miesiącem „Lektora” Bernharda Schlinka. 
Prawdopodobnie po części ze względu na solidną frekwencję, opinie nt. książki niemieckiego pisarza były tak różne, że chyba nigdy jeszcze na naszych klubowych spotkaniach nie było, aż tak żywiołowej dyskusji. Nasi klubowicze spierali się ze sobą tak ogniście, próbując przekonać innych do swoich racji, że istniało duże prawdopodobieństwo iż Filia 2 „rozleci się” nam od nagromadzo - nych emocji. Niemniej, celem uspokojenia, spieszę donieść, że do rękoczynów nie doszło – nie ten poziom, zbyt dużo kultury i ogłady mają nasi goście na takie rozstrzyganie klubowych sporów, ale gorąco było. To ostatnie zresztą bardzo się przydało, bo maj w tym roku upałami nas nie roz - pieszcza i w czytelni naszej biblioteki, gdzie odbywają się klubowe „nasiadówki” zimno było jak licho, a w związku z temperaturą sporów nt. „Lektora”, zrobiło się tam od razu dużo cieplej. 
Co w książce Schlinka sprawiło, że klubowe spotkanie przebiegło nam ph. „10 w skali Beauforta” ?
Myślę, że po części zapewne fakt, iż majowy DKK miał charakter koedukacyjny - „rozmnożyli się” nam, po raz pierwszy odkąd klub istnieje, mężczyźni. Panie natychmiast „wykorzystały”okazję, by zaprezentować odmienne poglądy nt. klubowej lektury. Zupełnie inaczej bowiem wyglądały nasze spotkania w „babskim” gronie – było bardziej spokojnie i powściągliwie. Nie należy oczywiście sądzić, że wtedy bywało „równo, sztywno, z bukietem w ręku, pod watowanym parasoem”, ale w porównaniu z tym najświeższym spotkaniem, poprzednie, zwłaszcza te, na których były same panie, to było po prostu „kółko różańcowe”.
Szczerze mówiąc, mnie osobiście bardzo cieszy, że to nasze majowe spotkanie było właśnie takie – ciśnienie natychmiast się podniosło, więc o tym żeby klubowicze z nudów zasnęli i „osunęli się z hukiem na glebę”, mowy nie było, a przy okazji dowiedziałam się, jak różne sprawy, które np. mnie nie przyszły na myśl, „wynaleźli” nasi klubowi goście w książce Schlinka. I tak – większość pań uważała Hannę, bohaterkę powieści za osobę zimną, wyrachowaną i pozbawioną uczuć, która perfidnie uwiódłwszy młodego 15 – letniego chłopca, właściwie jeszcze dziecko, okaleczyła go tym sposobem na całe życie. Michael bowiem, tytułowy „lektor”, nigdy już nie zbudował trwałego związku z żadną kobietą, nie przetrwało jego małżeństwo, a co gorsza przy „okazji” skrzywdzona została córka z tegoż związku, bowiem po rozwodzie rodziców umieszczono ją w szkole z internatem, co mimo iż autor nie rozbudował tego wątku, pozwala czytelnikowi domyślać się, że i ona, wzorem ojca, szczęśliwa nie jest i nie będzie. Z tego wynika, że winę za taki właśnie stan rzeczy nasze „klubowiczki” przypisały pierwszej kobiecie w życiu Michaela, z niego samego czyniąc biedną, słabą ofiarę. Inne panie optowały raczej za rozłożeniem tej winy nieco bardziej równomiernie, na dwójkę głównych bohaterów „Lektora”. Natomiast nasi klubowi mężczyźni uważali iż chłopak niejako sam „wpadł” w ten interes, jak „śliwka w kompot”, bowiem to jego ciekawość ? fascynacja ? - przygnały do Hanny i to on do niej wracał, więc nie można całej winy za ten dziwny, niszczący w końcu ich oboje, związek przypisać tylko kobiecie.
Poza wszystkim jednak „Lektor” nie jest książką tylko i wyłącznie „o miłości” (nie szkodzi, że chorej i niezbyt normalnej), autor bowiem, być może celem usprawiedliwienia poczynań bohaterów, uczynił z Hanny byłą funkcjonariuszkę SS, aufzejerkę w obozie pracy dla kobiet, podczas II wojny światowej, przez którą (choć była „tylko” jedną z wielu winnych) w czasie bombardowania, w zamkniętym kościele spłonęło żywcem kilkaset więźniarek. Michael, już jako student prawa, uczestniczy w procesie, na którym Hanna występuje jako oskarżona za tamte czyny
(nie otworzyła drzwi kościoła, co pozwoliłoby ocalić zamknięte tam kobiety z obozu). On sam zresztą, choć jest już osobą dorosłą, nie potrafi sobie poradzić z własnymi uczuciami. Podchodzi do sprawy tak nieobiektywnie, jak było to do przewidzenia, chociaż nie próbuje bronić kobiety i ingerować w decyzję sądu. Właściwie mógłby to uczynić, ale wtedy musiałby zdradzić największy sekret Hanny, która całe życie ukrywa przed światem swój wstyd – nie potrafi czytać i pisać. Michael jest jedyną (żyjącą) osobą, która o tym wie (kiedy łączył ich, tak ważny dla niego związek,  
czytał jej książki, był jej „lektorem”), ale ponieważ wie także, iż Hanna woli poświęcić wszystko, dosłownie wszystko, by tajemnica nie ujrzała światła dziennego, więc milczy, a kobieta, którą kocha zostaje skazana na dożywocie.
Dalej jest już właściwie tylko gorzej, a koniec powieści, chociaż zaskoczył niektórych klubowiczów, jest raczej dość przewidywalny, tzn. żadnych euforycznych „żyli długo i szczęśliwie”, a tylko śmierć i ogromna pustka. Jedna z pań obecnych na klubowym spotkaniu posunęła się nawet do stwierdzenia, że w tej dramatycznej historii, Hanna uosabia... Adolfa Hitlera, który tak jak ona Michaela, „uwiódł” i skrzywdził naród niemiecki. Podobnie nawet, tj. samobójstwem, zakończyło się życie, tak Hanny, jak i przywódcy Trzeciej Rzeszy.
Była to wprawdzie jednostkowa opinia, ale poprowadzona na tyle logicznym wywodem, że w sumie zgodziły się z nią, przynajmniej niektóre osoby, obecne na naszym spotkaniu DKK „dla dużych”.
Podsumowując, więc – maj okazał się dla naszego klubu całkiem fartowny, a dobór lektury trafiony. Żywiąc nadzieję, że może w dalszym ciągu tenże fart będzie nam sprzyjał, na następne spotkanie umówiliśmy się 23 czerwca br., jak zwykle o g. 17.00, kiedy to porozmawiamy o książce p. Hanny Kowalewskiej - „Tego lata w Zawrociu”.
Bardzo chciałabym, by nasi przemili goście nie zniechęcili się do klubowych spotkań i na ostatnie przed wakacjami, przybyli równie licznie, jak na to majowe.

DKK dla dorosłych (spotk. 13)

Dnia 21 kwietnia br. w Filii nr 2 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Pabianicach odbyło się trzynaste (ale wcale niepechowe) spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki dla dorosłych, na którym gościłyśmy 16 osób. 
Rozmawialiśmy o „zadanej” do przeczytania przed miesiącem książce, amerykańskiej pisarki, Jodi Picoult - „Dziewiętnaście minut”. Wszyscy obecni na spotkaniu klubowicze zgodnie uznali powieść za świetnie napisaną i wartościową literaturę. Podkreślali także „fantastyczny zmysł obserwacyjny autorki i jej doskonałe wyczucie psychologiczne, jeśli idzie o zachowania ludzi w sytuacjach życiowych tak trudnych, że wręcz ekstremalnych”. 
„Dziewiętnaście minut” jest fikcją literacką, ale pisarka posiłkowała się przy pracy nad książką historiami równie dramatycznymi, jak ta przez nią opisana, a zaczerpniętymi wprost z życia. 
Być może to właśnie sprawia, że podczas lektury chwilami zapomina się wręcz, że to beletrystyka tak bardzo książka Picoult przypomina dokument.
Tytułowe „minuty”, to czas, w którym rozgrywa się w tej opowieści cały dramat. Wydaje się, że w ciągu tak krótkiego czasu po prostu nie powinno to być możliwe, ale niestety w tym przypadku okazuje się, że nie ma rzeczy niemożliwych. W tak dużym skrócie rzecz cała nie wygląda strasznie, ale to tylko pozory... 
Główna postać tej dramatycznej historii, to ogromnie nieszczęśliwy 17 – latek o imieniu Peter, jeden z wielu uczniów, jednego z wielu collegów w Stanach Zjednoczonych. Mocno przeciętny, potwornie zakompleksiony i, jako się rzekło, bardzo nieszczęśliwy, zagubiony dzieciak, który w wyniku nagromadzonego przez lata (począwszy od przedszkola do wspomnianego collegu), żalu, poczucia krzywdy, za prześladowanie go przez rówieśników, pewnego całkiem zwyczajnego dnia przychodzi do szkoły z bronią i w ciągu tytułowych „dziewiętnastu minut” zabija na terenie tejże szkoły, kilkanaście osób. Na naszym klubowym spotkaniu zastanawialiśmy się, co lub kto, tak naprawdę w tej opowieści zawinił i kto jest w tym konkretnym przypadku winnym, a kto ofiarą.
I mimo że, sądząc z tego krótkiego opisu treści książki, rzecz wydaje się oczywista, to tak naprawdę, wg zdania naszych klubowiczów, ofiarą jest tu z całą pewnością Peter, zagubiony dzieciak - morderca (z okropnego i nieszczęśliwego przypadku). Na „klubie” mówiliśmy o tym, jak bardzo jego otoczenie (w tym także, niestety, najbliżsi, tj. rodzina) przyczyniło się do strasznego dramatu, którego był głównym „bohaterem”. Przecież, gdyby w porę ktoś (ktokolwiek) zadał sobie trud zauważenia tego, co się dzieje i wyciągnięcia do tego chłopaka pomocnej dłoni, cała ta koszmarna historia z pewnością by się nie wydarzyła. Ale nikt tego nie zrobił i doszło do tragedii, od której nie było odwrotu, bez względu na to czy, już po wszystkim, ludzie z jego otoczenia, w tym, m. in. rodzice, którym z pewnością było najbardziej ciężko, chcieli mu tej pomocy udzielić. Po prostu wtedy na wszystko było już za późno.
Nasi klubowicze byli przeczytaną powieścią bardzo poruszeni i mówili na spotkaniu głównie o tym, jak ważne jest słuchanie, uważne słuchanie, drugiego człowieka, zwłaszcza tak młodego, właściwie jeszcze dziecka, które przez lata prosiło (nawet, jeśli bez słów) o pomoc. I nie otrzymało jej od nikogo... 
Klubowi goście opowiadali także, jako że kilkoro z nich to „ciała pedagogiczne”, o podobnych przypadkach, nierozumianych przez otoczenie, często prześladowanych przez rówieśników po – gubionych dzieciach. Wprawdzie te wspominane przez nich przypadki, na szczęście, nie miały tak dramatycznego zakończenia, jak ten książkowy, ale i tak były to często bardzo przykre historie.
Najlepszy dowód, że nie pozostawiły obojętnymi tych z naszych klubowiczów, którzy się z nimi zetknęli na różnym etapie swojego życia, a pamiętają je do dziś. 
Z uwagi na tak trudny problem, z którym zmierzyła się w swojej książce Jodi Picoult, zrobiło się nam na naszym klubowym spotkaniu trochę „przesadnie” smutno, więc po jej omówieniu, celem przywrócenia „równowagi w przyrodzie”, zaczęliśmy rozmawiać na tematy nieco pogodniejsze, nie związane już z klubową lekturą, tylko z m. in. naszym DKK (wspominaliśmy nasze poprzednie spotkania, w tym także to, na którym gościliśmy pisarkę p. Izabelę Sowę) i w rezultacie rozstaliśmy się po ponad 5 godzinach, nie zwracając, w ferworze dyskusji, uwagi na upływający w zawrotnym tempie, czas.
Podsumowując zaś nasze klubowe spotkanie, okazuje się, że dobra książka nie jest zła (nawet, jeśli początkowo działa lekko zniechęcająco, liczy sobie bowiem niemal 700 stron) i warto po taką pozycję literacką sięgnąć, nawet jeśli jej temat jest tak trudny, jak to miało miejsce w tym konkretnym przypadku.
W sumie można chyba pokusić się o stwierdzenie, że kwietniowe spotkanie DKK dla dorosłych było całkiem udane, czego nieśmiało, ale żarliwie bardzo byśmy sobie życzyły i na następnych klubowych „zlotach”. Na kolejnym zaś, które umówiliśmy sobie 19 maja, jak zwykle o godz. 17.00, porozmawiamy o książce Bernharda Schlinka - „Lektor” i sądzę, że także w przypadku tego tytułu klubowicze nasi nie będą czuli się zawiedzeni. Ale, czy naprawdę tak się stanie, okaże się dopiero za miesiąc. 

Statystyki działalności

Wykaz zakupionych ksiażek

Jak założyć lub dołączyć?

KONTAKT

Koordynatorkami wojewódzkimi DKK są:
Danuta Wachulak i Magdalena Szymańska
(Dział Metodyki, Analiz i Szkoleń WBP w Łodzi).

tel. 42 663 03 53
42 63 768 35

adres e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Deklaracja dostępności

2011 WiMBP w Łodzi