Recenzje czytelników klubów DKK
Uparte serce. Biografia Poświatowskiej
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 02, kwiecień 2025 15:27
- Beata Szymczak
Autorka przedstawia biografię znanej poetki, która walczyła o życie ze śmiertelną chorobą. Jej umiłowanie życia spowodowało, że pokonała na krótki okres śmiertelną chorobę i pozostawiła po sobie ogromną ilość cudowych wierszy, które mówią o życiu i śmierci i wielkiej miłości.
Recenzja powieści Zośki Papużanki „Żaden koniec”
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 31, marzec 2025 20:15
- Wiesława Kruszek
Zośka Papużanka ujawnia się w powieści „Żaden koniec” jako narrator wszystkowiedzący po teatrologii i wyjaśnia, czym jest wodewil. Streszcza „Romans z wodewilu”, umieszcza kuplety, nowinki kryminalne, fragmenty dramatu, krótki wykład o dramacie liturgicznym, oddaje głos łyżeczce, podaje przepis na zupę kminkową, zamieszcza ogłoszenie. Jest zatem różnorodnie gatunkowo, rozdziały są krótkie, nawet bardzo krótkie, czasem jednozdaniowe.
Na niektórych stronach pojawia się informacja: „Niczego się nie dowiadujemy”. To tylko drobny przerywnik, bo naprawdę dowiadujemy się całkiem sporo o pewnej rodzinie. Musimy tę wiedzę sobie poukładać, autorka nie dba bowiem o chronologię zdarzeń. Zaczyna od śmierci głównej bohaterki, babci Krystyny, a potem swobodnie wędruje przez jej życie, dwójki dzieci i wnuków.
A jak to w rodzinie, nie wszystkie elementy pasują do siebie, czasem, jak pisze Papużanka na początku powieści, zapodzieje się gdzieś jakiś element, jak to ma miejsce w układaniu puzzli. Chcielibyśmy, aby było ładnie, miło, czule: „…uroczystości, prezenty świąteczne, rodzina z rodziną o rodzinie, wszystko bujdy na kiju, bzdury”.
Krystyna traci pełną rodzinę w wieku pięciu lat, gdy umiera jej matka, potem wcześnie zostaje wydana za dużo starszego od niej męża zmarłej siostry. Pojawiają się dzieci, Marta i Marek, potem zięć i synowa, dwójka wnuków, dla których babcia to raczej obcy człowiek. „Celebryci kuzynobycia”, jak ich nazywa autorka, podkreślają brak więzi rodzinnych i dziwactwa babci, która często testuje granice wytrzymałości członków swej rodziny.
Relacje rodzinne to częsty temat w literaturze, Zośka Papużanka podjęła go już w debiutanckiej „Szopce” czy później w „Kąkolu”. Wydawać by się mogło, że trudno tu napisać coś nowego, odkrywczego, ale przecież literatura wciąż podejmuje w zasadzie te same tematy, chodzi tylko o sposób opowiadania. W tym zaś autorka „Przez” jest świetna. Potrafi wciąż zaskakiwać czytelnika. Pisanie, jak przyznaje w rozmowie z Weroniką Wawrzkowicz, to dla niej wielka frajda. Tym samym staje się lektura jej powieści dla czytelników.
Nie sposób się nudzić, gdy trzeba przekierowywać uwagę z bieżących zdarzeń na zagadnienia gramatyczne, np. użycie form nieosobowych czasownika czy jego strony biernej. Tu hospicjum to „specjalny zakład oczekiwania pobożnej śmierci”, a prowadzą go zakonnice o wyszukanych imionach, np. Geriatria, Apoteoza, Euforia, Illokucja, Ariergarda.
Wiele tu zdań, które chciałoby się zapamiętać i cytować; trafnych, zabawnych, prawdziwych; o życiu, śmierci, rodzinie, pisaniu. Podczas naszego spotkania dużo fragmentów zostało odczytanych, podziwiałyśmy skojarzenia autorki z bajką o Czerwonym Kapturku, z wierszem „Jadą dzieci, jadą”. Papużanka napisała kolejną świetną książkę, która przykuwa uwagę piękną okładką, gwarantuje dobrą zabawę, a także długie chwile zadumy i refleksji.
Wiesława Kruszek
Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Recenzja książki Tove Ditlevsen „Trylogia kopenhaska”
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 10, luty 2025 17:56
- Wiesława Kruszek
Tove Ditlevsen, duńska poetka i pisarka, w „Trylogii kopenhaskiej” prowadzi czytelnika przez trzy ważne etapy swego życia – dzieciństwo, młodość, uzależnienie. Szczerze i otwarcie pisze o dorastaniu w robotniczej dzielnicy Vesterbro w Kopenhadze. Oczyma mądrej (umiała czytać i pisać w wieku 6 lat) i wrażliwej dziewczynki patrzymy na jej raczej ubogie dzieciństwo. Ojciec był często bezrobotny, starszy brat terminował u lakiernika, a matka to dość dziwna i trudna osoba; relację z nią określa autorka jako „intensywną, bolesną i rozedrganą”.
O dzieciństwie pisze też jako „o długiej i wąskiej trumnie, z której nie można się wydostać samodzielnie”. Wierzy, że drogą do tego może być pisanie, choć ojciec tamuje jej zamiary, twierdząc, że „dziewczyna nie może zostać pisarką”. Awans społeczny w czasach, w których dorasta Tove ( urodzona w 1917 roku), jest bardzo utrudniony. Po ukończeniu szkoły dziewczyna nie ma szans na dalszą naukę w liceum. Jest w niej jednak silna wiara, że uda jej się wydostać z „cienkiego i płaskiego, papierowego dzieciństwa” i osiągnąć sukces.
Z tą nadzieją podejmuje swą pierwszą pracę w wieku 15 lat. Poznajemy jej kolejne zmagania zawodowe, aż wreszcie przychodzi wymarzony debiut. Zbiega się on w czasie z wybuchem II wojny światowej. Trzeba zauważyć, że ten temat nie jest w książce zbytnio eksponowany; zarysowany zaledwie kilkoma kreskami, podsumowany słowami: „nasza młodość przeminęła wraz z okupacją”.
Młoda poetka i pisarka w swym już prawie dorosłym życiu zaczyna szukać miłości, tak chyba można by określić dość burzliwe losy jej małżeństw i zdrad. Znajdziemy się zatem w trzeciej części trylogii, najbardziej trudnej i bolesnej. Zakończy się ona niejednoznacznie; z nadzieją, ale i z nutą niepokoju.
Nie znam twórczości Tove Ditlevsen, podobnie i inne klubowiczki. Jej raczej przygnębiająca autobiografia chyba za bardzo nie skłoniła nas, by w przyszłości zapoznać się z nią. Sama opowieść o jej życiu zainteresowała jednak wszystkich. Dała szansę przyjrzenia się drodze życiowej dziewcząt z biednych duńskich rodzin w latach po I wojnie światowej. Pokazała, że warto walczyć o zmianę swego losu i wierzyć w sukces. Autorka buntuje się przeciwko roli, jaką standardowo przypisywało się kobiecie w jej czasach. Dziś też, mimo pozytywnych zmian, wciąż jest w tym temacie wiele do zrobienia.
Podkreślić należy odwagę, z jaką Ditlevsen pisze o najbardziej intymnych sprawach swego życia, i dziś niektórych może to trochę szokować. Warto jednakże wczytać się w tę smutną opowieść, w której nie brak i bardziej optymistycznych fragmentów. Autorka może cieszyć się spotkaniami w gronie Klubu Młodych Artystów, towarzyszymy jej w radosnych chwilach ukazania się debiutanckiego wiersza na łamach czasopisma „Vild Hvede” i pierwszego tomiku wierszy, wspieramy, gdy wierzy, że skutecznie przeciwstawi się tym momentom, gdy „rzeczywistość będzie stawała się jak ziarenko piasku drażniące oko”.
Wiesława Kruszek
Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Recenzja- A tam, cicho być!
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 27, styczeń 2025 15:45
- Beata Szymczak
Książka pt. "A tam, cicho być! Biografia Bohdana Smolenia. Jako młodzieniec już przejawiał talent aktorski, miał zaledwie pięć lat gdy jego matka do końca życia była sparaliżowana, ale choroba ta nie związała jej rąk i opiekowała się domem. Ojciec Smolenia od choroby matki popadł w alkoholizm i hazard, przez co nie nawiązywał dobrych relacji z dziećmi. Mężczyzna ożenił się i zawiązał rodzinę z której na świat przyszło trzech synów. Byli dobrana parą ponieważ wspólnie kochali zwierzęta, jednakże później pojawiły się problemy, wyjazdy alkohol, kobiety i hulaszczy tryb życia. Wszystko to spowodowało, że zatracał się w swoim życiu, trwonił mnóstwo pieniędzy co spowodowało, że musiał się zapożyczać. Wszystkie te problemy spowodowały śmierć jednego z synów, po śmierci dziecka żona Bohdana Teresa popada w alkoholizm. W tej dramatycznej sytuacji zaczynają się przy spożywaniu nadmiernej ilości alkoholu dogadywać i zatracać. Po roku żona Smolenia Teresa umiera. Publikacja napisana dobrze i na długo pozostaje w pamięci czytelników.
A tam, cicho być! Biografia Bohdana Smolenia
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 27, styczeń 2025 15:44
- Beata Szymczak
Książka pt. "A tam, cicho być! Biografia Bohdana Smolenia. Jako młodzieniec już przejawiał talent aktorski, miał zaledwie pięć lat gdy jego matka do końca życia była sparaliżowana, ale choroba ta nie związała jej rąk i opiekowała się domem. Ojciec Smolenia od choroby matki popadł w alkoholizm i hazard, przez co nie nawiązywał dobrych relacji z dziećmi. Mężczyzna ożenił się i zawiązał rodzinę z której na świat przyszło trzech synów. Byli dobrana parą ponieważ wspólnie kochali zwierzęta, jednakże później pojawiły się problemy, wyjazdy alkohol, kobiety i hulaszczy tryb życia. Wszystko to spowodowało, że zatracał się w swoim życiu, trwonił mnóstwo pieniędzy co spowodowało, że musiał się zapożyczać. Wszystkie te problemy spowodowały śmierć jednego z synów, po śmierci dziecka żona Bohdana Teresa popada w alkoholizm. W tej dramatycznej sytuacji zaczynają się przy spożywaniu nadmiernej ilości alkoholu dogadywać i zatracać. Po roku żona Smolenia Teresa umiera. Publikacja napisana dobrze i na długo pozostaje w pamięci czytelników.
Recenzja książki Pawła Huellego „Talita”
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: niedziela, 12, styczeń 2025 17:00
- Wiesława Kruszek
Zbiór dwunastu opowiadań Pawła Huellego otwiera „Talita”. Tytułowa, najdłuższa, opowieść chyba najbardziej przykuwa uwagę. Okładka też do niej nawiązuje. Dwunastoletnia Bernatka tonie, ratując bezdomnego psa. Być może to ten sam pies odgoniony potem przez Maryjkę, ciotkę dziewczynki, przygotowującej kuchę (kaszubska nazwa ciasta drożdżowego), by przyjąć żałobników w czasie tzw. „pustej nocy”, gdy śpiewa się pieśni przy trumnie zmarłego. Pies odchodzi też z tajemniczym przybyszem. Trudno powiedzieć, kim jest; wygląda jak mnich, ale zaprzecza. Sam autor powiedział w wywiadzie, że nie wie, bo „gdyby wiedział, toby napisał”.
Wiele jest wątków w „Talicie”, realistycznych i tajemniczych, ocierających się o magię. Pojawiają się i w innych opowiadaniach, tych „z kronik opactwa oliwskiego” – „Dąb” i „Miasto”, z czasów Zagłady – „Ryfka” czy też tych osadzonych w realiach czasów powojennych, np. „Szewc”, „Krawiec”.
Huelle często wraca do okresu dzieciństwa, patrzy na zdarzenia oczyma kilkunastoletniego chłopca, który podgląda ojca chodzącego po linie nad przepaścią w miejscu nieistniejącego mostu („Most”) czy zaprzyjaźniającego się z Samirą, wnuczką cygańskiego króla („Cyganka”).
Chłopiec z nazwiskiem „na ósmą literę alfabetu” jest często narratorem opowiadań. W „Krawcu” chodzi na przymiarki komunijnego garnituru i, tu ciekawostka, spotyka tam Józefinę Szelińską, dyrektorkę Biblioteki Głównej Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Gdańsku, narzeczoną Schulza.
Jest w zbiorze opowiadanie „Dzień biblioteki”, gdzie silnie podkreślona jest wrażliwość autora na muzykę. To zresztą częste i w innych: „Koncert”, „Słoneczny dzień” czy też we wcześniejszej pięknej powieści „Śpiewaj ogrody”. Paweł Huelle pisze wspaniale o muzyce, przyrodzie, łączy świat realny i magiczny, odtwarza świat miniony, wskazuje na potrzebę duchowości. Chaskiel ze „Słonecznego dnia” wie, że „modlitwa jest jedną z tajemniczych bram, które otwierają wszystko”. Trzeba tylko, jak w ostatnim, nieco humorystycznym „Cadyku”, „wiedzieć, o co się prosi”, gdy zostawia się „kwitełe”, karteczkę z prośbą na grobie cadyka Baal Szema Towa (męża dobrego imienia).
Urzekły nas, klubowiczki, opowiadania Pawła Huellego, który podkreślał, że mistrzami tego gatunku byli dla niego Jarosław Iwaszkiewicz i rosyjscy pisarze. Odnaleźć w nich można echa swoich przeżyć, dawnych obyczajów pogrzebowych, czasu taborów cygańskich czy innych wspomnień z dzieciństwa.
Dla młodszych czytelników proza gdańskiego pisarza może być okazją do poznania tych zwyczajów, do spojrzenia na dawny Gdańsk i okolice. To możliwość cofnięcia się w czasie, do świata, który przeminął, nad którym „zachodzi już słońce”. Dzięki wielkiemu talentowi i wrażliwości autora „Weisera Dawidka” możemy z nim obcować. Lektura jego utworów pochłania całkowicie, odrywa od codzienności.
Dla mnie to jeden z ulubionych pisarzy i odczuwam wielki żal i smutek, że od 27 listopada 2023 roku nie ma go wśród nas. Zostały wiersze, powieści, opowiadania. Pisarz w wywiadzie z grudnia 2020 roku, po ukazaniu się „Tality”, swej ostatniej książki, powiedział, że od smutku zbawia nas miłość, kontemplacyjne spojrzenie na przyrodę i obcowanie ze sztuką. Stwierdził, że „to nas ratuje od melancholii”. Warto skorzystać z tych wskazówek, warto czytać prozę Pawła Huellego. Bardzo mocno polecamy.
Wiesława Kruszek
Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Recenzja powieści Anny Cimy „Obudzę się na Shibui”
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 09, grudzień 2024 10:28
- Wiesława Kruszek
Seria Stehlik jest gwarancją dobrej lektury. Mariusz Szczygieł (po czesku właśnie Stehlik) poleca ciekawe książki naszych południowych sąsiadów. Tym razem jest to debiutancka powieść japonistki Anny Cimy.
Młoda (rocznik 1991) autorka stworzyła bardzo ciekawą i sympatyczną postać. To Jana Kupkova zafascynowana od dziecka Japonią. Czyta Murakamiego, ogląda filmy Kurosawy, interesuje ją manga i anime. Przyjaźni się z Machiko Kawakami z Jokohamy, która studiuje w Akademii Muzycznej w Pradze. Nasza bohaterka oczywiście zostanie studentką japonistyki praskiej uczelni. Fascynacja Krajem Kwitnącej Wiśni zaprowadzi ją w dość tajemniczy sposób do Tokio, gdzie spędzi długi czas w okręgu Shibui.
Rozdziały powieści przeplatają się, mamy Janę w Pradze i w Tokio. W Pradze studiuje, pracuje w bibliotece uniwersyteckiej i zaczyna odkrywać powoli japońskiego pisarza ery Taisho, Kiyomaru Kawashitę. Tłumaczy jego teksty. Pomaga jej w tym nieco ekscentryczny doktorant Victor Klima.
Fragmenty „Kochanków” i „Rozedrganych wspomnień” mamy okazję przeczytać, są w powieści wyróżnione graficznie. Stopniowo, wraz z Janą i Victorem, zaczynamy wciągać się w poszukiwania japońskiego pisarza, który naprawdę nazywał się Satoshi Ueda. Cima bardzo wiarygodnie pokazała jego smutne losy.
Jak już wspomniałam, Jana marzy o dłuższym niż miesięczny pobycie w Japonii. Tyle czasu spędziła tam w okresie licealnym. Czeska autorka znalazła ciekawy sposób, by spełnić marzenia dziewczyny. Kim jednak jest Jana przebywająca na Shibui? „Myślą o Japonii”, może duchem, zjawą? A może to po prostu kwestia wyobraźni czy snów? Tu już każdy czytelnik musi sam znaleźć sobie odpowiedź.
Tym, którzy znają twórczość Harukiego Murakamiego, będzie łatwiej ją odszukać. Czeskiej autorce udało się bowiem uchwycić nieco klimatu jego powieści, tajemniczości i nieoczywistości, przenikania się świata realnego i duchowego, znaczącej roli biblioteki jako miejsca, gdzie mogą się wydarzyć magiczne historie.
Powieść Anny Cimy zawiera też ciekawe rysunki współgrające z dziejącą się akcją, jest też kilka znaków japońskiego alfabetu. Pomocny jest dodany przez autorkę słowniczek pisarzy japońskich i innych postaci występujących w książce oraz słowniczek pojęć.
Debiut Anny Cimy, za który zdobyła trzy najważniejsze czeskie nagrody literackie, jest niezwykle obiecujący. Teraz czekamy na jej kolejne, miejmy nadzieję, równie udane książki.
Wiesława Kruszek
Dyskusyjny Klub Książki przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
M. Witkiewicz- Recenzja książki "Moralność Pani Piontek"
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 03, grudzień 2024 11:12
- Beata Szymczak
Autorka w powieści podkreśla fakt, że w rodzinie najważniejsza jest rozmowa, doceniamy tak ważne zdarzenia, fakty w momencie kiedy je tracimy. Pod wpływem wielu wydarzeń zmieniamy się. Powieść M. Witkiewicz jest napisana z dawką humoru, czyta się ją lekko, każdy szczegół książki jest ważny, skłania do przemyśleń i uświadomienia sobie spraw. Książka uświadamia, że miłość potrafi być ślepa, co nie znaczy, iż człowiek wyjdzie na tym niezbyt korzystnie. Niesie przesłanie, że warto dokonywać wyborów z własnym sumieniem i przekonaniami. Czytelnikom przypadła do gustu książka pt. „Moralność Pani Piontek”. Jest napisana humorystycznie, lekko się czyta,współczesnajest ona godna polecenia.
M. Witkiewicz- Moralność Pani Piontek
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 03, grudzień 2024 11:01
- Beata Szymczak
Bohaterką powieści jest Gertruda kobieta wstydząca się swojego pochodzenia mająca swoje zasady, nie znosząca sprzeciwu, jej pragnieniem jest bycie kimś. Nieustępliwość sprawia, że syn buntuje się przeciwko jej poglądom i wybiera inna specjalizację niż te którą proponuje mu matka. Pani Gertruda wstydzi się wyboru syna, ponieważ twierdzi, że nie powinien iść na ginekologię, co wywołuje lawinę złości mężczyzny i opuszcza on dom rodzinny. Augustyn w tajemnicy przed matką wynajmuje pokój i w tym czasie poznaje kobietę którą żywi większą sympatią. Jest ona przesympatyczna i piękna mężczyzna nie poprzestaje w swoich przekonaniach że to ideał dla niego. W pewnym czasie matka Gutka pani Gertruda dowiaduje się o swojej chorobie diagnoza rak, chce zatuszować tą wiadomość przed swoją rodziną i nie ujawniając wyjeżdża na Maltę, czyni to po to aby odsunąć rodzinę od problemu z jakim przyszło się jej zmierzyć. Po badaniach okazuje się, że choroba ta nie jest złośliwa. W między czasie poznaje młodą i sympatyczną Basię w tym szpitalu w którym się leczy, zakłada że byłaby ona odpowiednia dla jej syna Augustyna, mężczyzna nie chce poznawać nowej kobiety ponieważ przed wyjazdem do Ameryki oświadczył się ukochanej swego serca Anicie. Kobieta ta zmienia swoją tożsamość i przedstawia się jako Basia, Pan Gertruda nie zna prawdziwego imienia kobiety, która to jej przypadła do gustu dla syna. Sytuacja ta wyjaśnia się, że to jest ta sama kobieta. Powieść napisana jest lekkim piórem, czyta się ją z poczuciem humoru, rozwesela w pochmurne dni.
Recenzja Moralnośc Pani Piontek
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 03, grudzień 2024 11:00
- Beata Szymczak
Bohaterką powieści jest Gertruda kobieta wstydząca się swojego pochodzenia mająca swoje zasady, nie znosząca sprzeciwu, jej pragnieniem jest bycie kimś. Nieustępliwość sprawia, że syn buntuje się przeciwko jej poglądom i wybiera inna specjalizację niż te którą proponuje mu matka. Pani Gertruda wstydzi się wyboru syna, ponieważ twierdzi, że nie powinien iść na ginekologię, co wywołuje lawinę złości mężczyzny i opuszcza on dom rodzinny. Augustyn w tajemnicy przed matką wynajmuje pokój i w tym czasie poznaje kobietę którą żywi większą sympatią. Jest ona przesympatyczna i piękna mężczyzna nie poprzestaje w swoich przekonaniach że to ideał dla niego. W pewnym czasie matka Gutka pani Gertruda dowiaduje się o swojej chorobie diagnoza rak, chce zatuszować tą wiadomość przed swoją rodziną i nie ujawniając wyjeżdża na Maltę, czyni to po to aby odsunąć rodzinę od problemu z jakim przyszło się jej zmierzyć. Po badaniach okazuje się, że choroba ta nie jest złośliwa. W między czasie poznaje młodą i sympatyczną Basię w tym szpitalu w którym się leczy, zakłada że byłaby ona odpowiednia dla jej syna Augustyna, mężczyzna nie chce poznawać nowej kobiety ponieważ przed wyjazdem do Ameryki oświadczył się ukochanej swego serca Anicie. Kobieta ta zmienia swoją tożsamość i przedstawia się jako Basia, Pan Gertruda nie zna prawdziwego imienia kobiety, która to jej przypadła do gustu dla syna. Sytuacja ta wyjaśnia się, że to jest ta sama kobieta. Powieść napisana jest lekkim piórem, czyta się ją z poczuciem humoru, rozwesela w pochmurne dni.
Recenzja książki Piotra Bernardyna „Hongkong. Powiedz, że kochasz Chiny”
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 12, listopad 2024 10:25
- Wiesława Kruszek
Piotr Bernardyn zabiera nas w podróż do Hongkongu. W dziesięciu tekstach wzbogaconych epilogiem pokazuje siedmiomilionową metropolię; jej dzień dzisiejszy (pisał ją w 2019 roku w burzliwym okresie protestów) i historię.
Półtora wieku Hongkong był kolonią Zjednoczonego Królestwa. Rys historyczny sięga roku 1841, gdy brytyjscy marynarze zakładają przyczółek handlowy na wyspie Hongkong, na Morzu Południowochińskim. Od, jak ją określił lord Palmerston, „jałowej wyspy, prawie niezamieszkanej” Hongkong wyrósł na miejsce kojarzone z ogromnym bogactwem, stał się potęgą gospodarczą z dużą liczbą miliarderów. W tekście „Pogoda dla bogaczy” autor podaje, że jest ich osiemdziesięciu.
Jest to jednocześnie miejsce bardzo drogie do życia, z wielkimi nierównościami społecznymi. O tym jednak Bernardyn pisze mniej, koncentruje się głównie na zagadnieniach politycznych, dużo uwagi poświęca zamieszkom i protestom. Podaje wiele nazwisk, dat, zagłębia się szczegółowo w działalność opozycji, analizuje zachowania gubernatorów czy system prawny.
Przedmiotem jego rozważań jest głównie Hongkong już po zakończeniu tam brytyjskiego panowania w 1997 roku, gdy „miasto nieprzerwanie wrasta w Chiny, pomimo formalnej autonomii i licznych protestów”. Nie bardzo sprawdza się też formuła: „jeden kraj, dwa systemy”. Oczywiście Chiny cały czas dążą do całkowitego podporządkowania sobie Hongkongu, ograniczając demokrację, która stopniowo „staje się farsą”. Jak zaznacza autor: „Hongkong to jednak przede wszystkim wielki biznes, któremu swobody polityczne są mało potrzebne”.
W naszym klubowym gronie przyznałyśmy zgodnie, że reportaż Piotra Bernardyna czytało nam się dość trudno, momentami była to nawet męcząca lektura. To zdecydowanie książka dla osób interesujących się bardziej zagadnieniami politycznymi. Oczywiście można się z niej dowiedzieć wielu ciekawostek na temat tego azjatyckiego terytorium i to doceniłyśmy. Oczekiwałyśmy jednak więcej informacji o życiu mieszkańców, ich dniu powszednim, rozmów z nimi, takiego zwykłego spojrzenia na Hongkończyków.
Wiesława Kruszek
Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Recenzja książki Anny Janko „Mała zagłada”
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 09, październik 2024 14:27
- Wiesława Kruszek
„Wojna nie umiera nigdy”. To zdanie z książki Anny Janko dedykowanej mamie autorki, Teresie Ferenc, oraz mieszkańcom wsi Sochy na Zamojszczyźnie. Z okładki „patrzą na nas” wielkie, wyraziste oczy dziewczynki i chłopca. To dziewięcioletnia Terenia i jej młodszy brat Jaś, którzy przeżyli zagładę ich wsi 1 czerwca 1943 roku, byli też świadkami rozstrzelania rodziców. Przeżyła jeszcze najmłodsza z rodzeństwa Krysia, zwana Kropką.
Do tej tragicznej opowieści rodzinnej wraca po wielu latach Anna Janko; wie, że to już ostatni moment, bo jej matka zaczyna tracić pamięć. Razem z nią próbuje układać historię tamtych dni, lat przed i po nim. Zebrała także relacje innych mieszkańców Soch. Jak zwykle okazuje się, że prawie każdy pamięta trochę inaczej albo też wyparł te straszne przeżycia. Teresa Ferenc została poetką, nie pisała o swojej wsi, nigdy tam nie pojechała, wiersze o matce napisała dopiero w 1978 roku.
Strach i pamięć to dwa bardzo ważne słowa powtarzające się często w książce. Anna Janko w jednym z wywiadów powiedziała, że „uświadomienie sobie źródła cierpienia pozwala je zneutralizować, a co najmniej wziąć dystans. Demon nazwany traci swą moc…”
Dla autorki przeżycia jej matki stanowią obciążenie, pisze o dziedziczeniu traumy, o własnym lęku przed wojną, o alergii, która ją dopadała, gdy odwiedzała dom dziadków w Stolnikowiźnie. Nazywa to, może trochę z poetycką egzaltacją i przesadą, „uczuleniem na ziemię”. Z latami minęło, ale pisarka w przeciwieństwie, jak pisze, do swoich znajomych, „ogląda wszystko, co dotyczy wojny”.
W „Małej zagładzie” pojawiają się oprócz opowieści o pacyfikacji Soch informacje o obozach koncentracyjnych, o wybuchu bomby jądrowej w Hiroszimie, o Kambodży za czasów Pol Pota, mordach między Hutu i Tutsi. Jest relacja z pobytu Janko w Majdanku. Są opowieści o zbrodniarzach wojennych, o filmach poświęconych tej tematyce.
Czy autorka chce w ten sposób „nazwać demona”, którego dziedziczy, czy po prostu robi to na użytek tej książki? Mnie uderzył wielki kontrast między „Małą zagładą” a wcześniejszymi pozycjami, „Dziewczyną z zapałkami”, „Pasją wg św. Hanki” czy „Boskimi i nieznośnymi”.
„Małą zagładę” czyta się ze ściśniętym sercem, jej lektura może sprowadzić sny, po których szybko chcemy się obudzić i zapomnieć, o czym śniliśmy. Przejmująca, smutna, poruszająca, na pewno bardzo ważna jest ta książka, dzięki której zachowana została pamięć o małej wiosce i jej mieszkańcach. Kilka razy pojawia się w niej zastrzeżenie, by nie używać form nieosobowych, typu spacyfikowano, zabito, zniszczono, zamordowano. Zrobili to konkretni ludzie. Anna Janko porusza też temat reakcji człowieka na zło. Pisze: „Bardzo, bardzo trudno jest się przeciwstawić”.
„Mała zagłada” jest książką o świecie jej mamy, o dobrym dzieciństwie, które tak szybko się skończyło, późniejszej biedzie, głodzie, poniewierce, ale i próbie budowania sobie życia na nowo. Córka Teresy Ferenc napisała tę opowieść, by matka „nie musiała zabierać jej na tamten świat”. Przeczytajcie ją, bo przecież, jak napisałam na początku słowami poetki i pisarki, „wojna nie umiera nigdy”. Można dodać, że wciąż niestety trwa, od ponad dwóch lat tak blisko za naszą granicą, trochę dalej też – apokalipsa wciąż się staje! Jak to zrozumieć, jak pojąć?!
Wiesława Kruszek
Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Recenzja Sońka I. Karpowicz
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 24, wrzesień 2024 12:24
- Beata Szymczak
Książka rozpoczyna się spotkaniem głównych bohaterów. W wykształconym człowieku z Warszawy na widok znajomych krajobrazów i postaci przypomina się stara tożsamość. Interesuje się losem prostej starej kobiety, pragnie jej życie przedstawić sztuce literackiej. Podświadomie czuje, że kobieta ma do przekazania coś bardzo cennego i ważnego, życie bohaterki jest bardzo ciekawe i reprezentatywne do wystawienia sztuki.. Oboje czują, że mogą sobie bezgranicznie zaufać, wyczuwając swoje bratnie dusze. Bohaterka całe życie miała silna potrzebę opowiedzenia swojego losu. Jako młodziutka dziewczyna gwałcona przez ojca, zauroczona Essesmanem Joachimem, jej miłość do niego jest bezwarunkowa. Bohaterka zatraca się w swym uczuciu z którego wywiązuje się ciąża. Informacja ta budzi niepokój i Sońka postanawia zafałszować dane biologiczne ojca wskazując nie Esesmana tylko najbogatszego człowieka we wsi Mniszę , który potajemnie się w niej kocha. Meżczyzna podpisuje się pod tym, iż od dawna pała on gorącym uczuciem do dziewczyny. Mnisza zaprzęga konie rodzina wyjeżdża . Nagle na drodze pojawiają się Niemcy i znajomy kobiecie Joachim, ojciec jej dziecka, który na chwilę widzi syna. Esesman zostaje zraniony i nagle rozpoczyna się strzelanina, w której ojciec Soki ucieka, dziewczynie ginie dziecko, a ona zostaje strasznie pobita i sponiewierana aż do nieprzytomności. Po dramatycznej strzelaninie ojciec dziewczyny wraca i zabiera ja do domu, prosi on córkę o przebaczenie jakich doznała u jego boku. Sońka wybacza ojcu sponiewierania i gwałty. Jako staruszka opowiada o głębokich wspomnieniach i umiera.
Recenzja książki Victora Jestina pt. „Upał”
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 10, wrzesień 2024 09:06
- Wiesława Kruszek
Na okładce informacja: „krótka powieść o śmierci i miłości”; zgoda co do tego, że krótka, zaledwie 134 strony i jeszcze sporo pustych miejsc na niektórych. Słowo powieść za to raczej użyte na wyrost, bardziej stosowne byłoby opowieść. Śmierć i miłość – tu też można mieć sporo wątpliwości, śmierć jest (chyba), ale czy miłość? To bardziej poszukiwanie przygód, wrażeń, seksu.
Najbardziej trafiony jest z pewnością tytuł. Debiutujący francuski autor oddał sugestywnie duszną, wręcz klaustrofobiczną atmosferę nadmorskiego kempingu i to zarówno w znaczeniu pogodowym, jak i emocjonalnym. Żar leje się z nieba, koniec sierpnia, koniec wakacji, piasek parzy w stopy, pot ścieka po plecach.
Większość nastolatków odziana w plażowe, skąpe stroje, tylko główny bohater Leonard woli zostać w tiszercie, ma dość wątłe ciało. To on jest tu narratorem, jego oczyma widzimy zdarzenia z dwóch dni. Siedemnastolatek niezbyt dobrze czuje się wśród rówieśników. Większość z nich, on także, spędza dwa tygodnie z rodzicami i rodzeństwem.
Wieczorami i nocami próbują wyzwolić się spod ich kontroli; alkohol, jakieś narkotyki, seks. Leo jest trochę z boku. W sumie niewiele możemy o nim powiedzieć. Poznajemy okoliczności śmierci jego rówieśnika Oskara tak, jak przedstawia je Leonard. Jest w tym coś dziwnego, nie do końca wyjaśnionego. Czy zdarzyło się naprawdę? Jakaś tajemnica spowija to wydarzenie obserwowane przez bohatera. Jego reakcja i dalsze postępowanie może budzić zdziwienie. Stąd pojawiające się pytanie, czy to może był efekt wyobraźni Leo?
Chłopak czuje się samotny, wyobcowany, zostaje sam ze swoją tajemnicą. Nie bardzo wie, jak ma się zachować, co zrobić. Czasu na podjęcie decyzji nie ma za wiele, pobyt na kempingu dobiega końca. Różowy królik bawiący plażowiczów, który tak irytuje Leo, prowadzi swój zabawowy korowód. Nastolatek myśli: „Jeszcze będziemy uciekać z tego kempingu jak z płonącego mieszkania i tylko różowy królik dalej będzie tańczył”. Czy to refleksja nad katastrofą klimatyczną, czy po prostu obraz wewnętrznych przeżyć bohatera zmagającego się z dręczącą go tajemnicą?
„Nie wiedziałem, czego chcę. Wyobrażałem sobie, że podejmuję działanie albo nic nie robię, zawsze z tym samym dziwnym zdumieniem”. Te słowa oddają w jakiś sposób stan wewnętrzny Leo, chłopaka, którego nie poznamy zbyt dobrze, jego sylwetka jest w sumie dość powierzchownie nakreślona. Trudno nawet stwierdzić czy czujemy do niego sympatię, czy też nie.
Jak się w końcu zachowa? Co naprawdę zdarzyło się, i czy rzeczywiście zdarzyło, na kempingu we francuskich Landach? Próbowałyśmy szukać odpowiedzi, choć może właściwie na ich szukaniu trzeba tu poprzestać?
Uznałyśmy, że jak na debiut dwudziestopięcioletniego Victora Jestina jest to ciekawa książka.
Wiesława Kruszek
Dyskusyjny Klub Książki przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Relacja -Anna Jantar we wspomnieniach
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 27, sierpień 2024 09:37
- Beata Szymczak
Fabuła książki nie zachwyciła klubowiczów. W utworze pojawiają się opinie ludzi, które czytelniczkom były już dobrze znane. Jest to książka komercyjna, robiąca zyski na nazwisku i popularności. W książce o znanej piosenkarce wiele utworów, które niosą przesłanie i są refleksyjne.
Bursztynowa dziewczyna. Anna Jantar we wspomnieniach
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 27, sierpień 2024 09:07
- Beata Szymczak
Książka to wspomnienia o Annie Jantar, kompozytorów, twórców muzyki wszystkie opinie są pozytywne. Kobieta to postać bliska, znana i utalentowana. Piosenkarka zachwycała swoim repertuarem, śpiewała pogodne przeboje i liryczne, skłaniające do refleksji. W latach siedemdziesiątych jej niezapomniane przeboje Tyle słońca w całym mieście, Najtrudniejszy pierwszy krok i wiele innych znała cała Polska. Wielokrotnie wspominała że jak wróci ze Stanów Zjednoczonych będzie chciała zmienić swoje życie. W książce są także wzruszające listy, które Anna Jantar napisała do swej matki i córeczki zimą 1980 roku w czasie swego ostatniego pobytu w Stanach Zjednoczonych.
Ze wspomnień i listów wyłania się postać wrażliwej, utalentowanej piosenkarki, pięknej kobiety i świetnego kumpla.
Anna Jantar zginęła 14 marca 1980 roku, mając zaledwie 29 lat. Narodziła się legenda, która trwa do dziś. Legenda „Bursztynowej Dziewczyny”
Recenzja powieści Zośki Papużanki „Przez”
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: niedziela, 07, lipiec 2024 09:20
- Wiesława Kruszek
Bohater powieści Zośki Papużanki wynajmuje mieszkanie, rozstawia sprzęt fotograficzny. Będzie robił zdjęcia swojej żonie mieszkającej naprzeciwko i podglądał tę, którą porzucił bez słowa wyjaśnienia przed pięciu laty. Po co właściwie wraca, chce cofnąć czas, zatrzymać go, coś zrozumieć? Jest zwolennikiem spiralnej koncepcji czasu. Naprawdę trudno jest dociec, o co mu chodzi.
Zdjęcia są dla niego rodzajem kontroli. Od początku fotografował żonę, choć ona tego nie chciała, uważała, że „okrada ją zdjęciem”, tym bardziej że robił je najczęściej, gdy tego nie zauważała.
„Nie robił awantur, tylko zdjęcia” – jednak wciąż wytykał jej błędy, można powiedzieć, że czyhał na nie, zwracał nieustannie uwagę na jej „czynności niedokończone”. W psychologii takie zaburzenie nazywa się osobowością anankastyczną. Mówiła o tym Zośka Papużanka w rozmowie z Michałem Nogasiem. Konsultowała swą książkę z dwiema psycholożkami. Taką osobę cechuje chęć narzucania innym układów, poza którymi samemu nie potrafi się funkcjonować.
Można się zastanawiać, jak żona wytrzymywała w takim małżeństwie. Może było jej po prostu wygodnie, on wiele spraw załatwiał, wyręczał ją często w podejmowaniu decyzji. Bohater budzi jednak w czytelniku złość, współczuje się żonie, ma się wrażenie, że to ona powinna od niego odejść dręczona psychicznie, jak to wynika w świetle jego wspomnień.
Historia ich związku jest opowiedziana z perspektywy czasu. Wiele spraw pozostaje niejasnych, sporo tu niedomówień, trzeba je samemu przemyśleć i rozwikłać. Autorka ostrzega czytelnika, że w jej książce „mimo że to już 120. strona, nic się nie dzieje”, no i że „ludzie lubią, gdy wszystko jest wyjaśnione”. My, klubowiczki, raczej nie oczekujemy takich jednoznaczności. Lubimy, gdy możemy snuć domysły, analizować i rozważać to, co „między linijkami tekstu”.
Tu zaś miałyśmy jeszcze doskonałą sposobność, by bawić się wieloma świetnymi sformułowaniami językowymi, podziwiać styl autorki i nawiązania literackie. Jest ich sporo, począwszy od Muminków, królewny Śnieżki, Czerwonego Kapturka do Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej, Zbigniewa Herberta czy też Henryka Sienkiewicza i jego „Latarnika” w nawiązaniu do obowiązków pana szlabanowego na zamkniętym osiedlu, gdzie toczy się akcja.
Zośka Papużanka bawi się słowami, a my razem z nią, czytając o „wszystkomaczach”, „tojużczytałkach” czy „stronoprzerzucaczach”. Użycie w tytule przyimka „przez”, który przecież samodzielnie nic nie znaczy, stwarza dodatkowe możliwości interpretacyjne. Tu może nawiązywać do czasu, do patrzenia przez obiektyw aparatu fotograficznego, może wskazywać na winę ( to przez ciebie).
Autorka w swoich sześciu książkach, bo do tej pory tyle wydała, stawia mocny akcent właśnie na język; kładzie też duży nacisk na przedmioty i drobiazgi. W „Przez” pisze: „Życie należy żyć powoli”. Można by powiedzieć, że i czytać też należy powoli, by móc odkrywać piękno słów, szukać ukrytych treści. Dyskutując nad książkami w ramach spotkań klubowych, dajemy sobie taką możliwość, wszak każdy może zobaczyć coś innego w danej lekturze, podzielić się swoimi spostrzeżeniami i wrażeniami. Często zyskuje się wtedy nowe, dodatkowe, bywa, że inne, spojrzenie na książkę.
Wiesława Kruszek - Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Recenzja książki Zyty Oryszyn „Ocalenie Atlantydy”
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 12, czerwiec 2024 08:34
- Wiesława Kruszek
„Pamięć pokoleń to najlepszy schron przed unicestwieniem”. W powieści Zyty Oryszyn dwukrotnie padają te słowa babki Lodzi skierowane do wnuczki Oli. Mała dziewczynka nie bardzo je rozumie, schron to przecież małe i ciasne miejsce ”cuchnące strachem i śmiercią”.
Gdy wojna się kończy, właściwie znów trzeba się ukrywać, może nie w sensie dosłownym, ale lepiej np. zapomnieć, kim się było czy skąd się przyjechało. Splatając losy różnych bohaterów, autorka kieruje nas na tzw. Ziemie Odzyskane, gdzie znaleźli się przesiedleńcy z Kresów. Próbują urządzić się w nowej rzeczywistości, choć nie jest to łatwe. Władza ludowa się umacnia i nie toleruje innych niż oficjalnie obowiązujące przekonań ideologicznych. Dobrze jest zatem ukryć swoją tożsamość, może „kiedyś przyjdzie na nią czas”. Adelajda Zauer musi udawać niepiśmienną chłopkę i zapomnieć, że zna francuski.
Różnych absurdów jest w książce sporo. Zdarzenia są opowiedziane z perspektywy dziecka, z naiwnością, ironicznym dystansem i czarnym humorem. Leśny Brzeg, wcześniej Waldenburg, i okolice stają się miejscem, które nowi mieszkańcy mają uznać za swoją ojczyznę, „cudem odzyskane piastowskie, dolnośląskie ziemie”. Dzieciom przychodzi to łatwiej, starsi nie mogą zapomnieć, choć muszą, a nawet powinni, o swoich rodzinnych stronach, które „stały się świętą praruską ziemią”.
Piękne i barwnie splecione opowieści o Brylakach (Dwernickich), Kilowskich, Szczęsnych, Sokalskich i wielu innych czyta się, mając w pamięci książki i seriale poświęcone tej tematyce, jak chociażby „1945. Wojna i pokój” Magdaleny Grzebałkowskiej, „Odrzania” Zbigniewa Rokity, serial „Boża podszewka” Izabeli Cywińskiej.
W czytelniku budzą się refleksje na temat tamtych niezwykle trudnych, często dramatycznych, zdarzeń. Nie brak ich i w „Ocaleniu Atlantydy”; aresztowania, przesłuchania, samobójstwa, obóz w Łambinowicach. Autorka sięga swoimi opowieściami i dalej, w głąb PRL-u, działalności opozycyjnej, narodzin Solidarności, stanu wojennego, śmierci Grzegorza Przemyka. Losy bohaterów rozciągają się od zakończenia, a nawet jeszcze trwania II wojny światowej, aż do roku 1986.
Dzieci dorosły, starsi odeszli, niemieckie nagrobki na cmentarzach zrównano z ziemią, wyburzono kamienice. Coraz rzadziej można trafić na poniemieckie „skarby”. Poeta Przeklęty mówi, że „Atlantydę trzeba ocalić”, on zaś „składa swoje wiersze i zapiski”, traktując je jako „światełka nadziei rozjarzające labirynty strachu i upodlenia”.
Powieść Zyty Oryszyn jest takim „światełkiem” pamięci o tym, co minęło, o mocno pogmatwanych losach ludzi, których historia przerzuciła w różne miejsca, a koniec wojny nie był końcem ukrywania się i ucieczki.
Pewien chaos, który zdaje się cechować te historie, wydaje się zamierzony, ma odzwierciedlać skomplikowane i dramatyczne, tragiczne, czasem tragikomiczne, życie bohaterów.
Piękny język, nawiązania literackie (Baczyński, Hłasko), słownictwo kresowe i propagandowe, kilka wierszy, jeden jest na okładce, wzmacniają przekaz, każą się zamyślić nad nieustannie aktualną kwestią wojny i jej konsekwencjami.
Wiesława Kruszek – Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Dodaj do znajomych
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 27, maj 2024 15:41
- Beata Szymczak
Książka pt. „Dodaj do znajomych” przedstawia życie elity polskiej kultury lata powojenne, porusza fakty, których czytelnik nie zna. Autorka wybitnie zdolna i w piękny sposób przekazuje czytelnikom informację dotycząca życia osobistego w świecie plotkarskich wiadomości, była producentką i tworzyła swój program. Kobieta w swoim życiu pełniła różne funkcję wielokrotnie podziwiana, ze wszystkimi żyła w symbiozie co może oznaczać fakt, iż wychowywała się w domu życzliwym, otwartym. Od dziecka prowadziła normalne życie. Książka bardzo pozytywnie odebrana przez czytelniczki, jest ona godna polecenia.
Recenzja książki "Warto mimo wszystko"
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 13, maj 2024 11:45
- Wiesława Kruszek
„Warto choć na chwilę rozjaśniać świat – mimo wszystko”. To jedno z ważnych zdań, jakie znajdziemy w tej książce. Wydana w 2006 roku jest obszernym wywiadem Wojciecha Szczawińskiego z wybitną aktorką Anną Dymną. W sześciu rozdziałach, o tytułach przybliżających nieco ich zawartość: „Dziki człowiek”, „Ja się wstydzę”, „Przekroczyłam barierę”, „Przyspieszony kurs życia”, „Życie zatoczyło krąg” i „Miłość jest wszystkim”, poznajemy różne pola działalności Anny Dymnej.
Wojciech Szczawiński spotyka się z aktorką m.in. na rynku krakowskim, w kawiarni Teatru Starego czy w podkrakowskich Radwanowicach, w ośrodku dla niepełnosprawnych. Obserwujemy jej zachowanie w stosunku do turystów i przechodniów, którzy ją rozpoznają i reagują z sympatią, choć czasem i dość nachalnie, domagając się wspólnych zdjęć i autografów. Przyglądamy się prowadzonym przez nią zajęciom ze studentami. Widzimy aktorkę wciąż „w biegu”, zajętą rozlicznymi sprawami i zastanawiamy się, jak je godzi.
Ona zaś po prostu mówi: „Wymyśliłam sobie sporo zajęć” i dodaje: „Trzeba uruchamiać w sobie dobre siły”. Dzięki jej wypowiedziom mamy okazję przyjrzenia się wielu niełatwym etapom w jej życiu, mówi o nich szczerze, podkreślając, że jest „normalna”, co dla mediów nie jest może zbyt interesujące.
Na uwagę zasługują jej wypowiedzi o pracy w teatrze, który jest dla niej „światem zamkniętym i intymnym”, o spotkaniach z niepełnosprawnymi intelektualnie, o pracy w fundacji.
Dziennikarz pyta ją też o sławę i popularność, o jej związek z Wiesławem Dymnym, czasem są to trochę prowokujące pytania. Anna Dymna nie unika odpowiedzi. Otwarcie mówi o myleniu przez ludzi dwóch rzeczywistości: realnej i filmowej. Przytacza w związku z tym zabawne, a czasem i dość dramatyczne anegdoty.
Niektóre wątki wracają, np. pytania o Dymnego, o fundację. Aktorka bardzo podkreśla charyzmę swego pierwszego męża, akcentując, że to on, na równi z rodzicami, uwrażliwił ją na drugiego człowieka i na miłość.
Książka daje możliwość spojrzenia na Annę Dymną nie tylko jako aktorkę teatralną i filmową. Dzięki Wojciechowi Szczawińskiemu zobaczymy osobę bardzo zaangażowaną w bezinteresowną pomoc dla innych, tych najbardziej doświadczonych przez los, poznamy motywację jej działań na rzecz niepełnosprawnych intelektualnie.
To ciepła i kojąca lektura, z krakowskim klimatem i atmosferą teatru. Są tu piękne zdjęcia, na których zobaczymy Annę Dymną na różnych etapach jej życia i bliskich jej ludzi.
Wiesława Kruszek
Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Więcej artykułów…
- Recenzja książki Marka Bieńczyka „Jabłko Olgi, stopy Dawida”
- Recenzja książki pt. "Rewers"
- Recenzja powieści Colsona Whiteheada „Kolej podziemna”
- Gang różowych kapeluszy
- Recenzja książki Marcina Wichy „Rzeczy, których nie wyrzuciłem”
- Tancerka i zagłada. Historia Poli Nireńskiej
- Recenzja książki "Testament" Niny Wähä
- Recenzja Maria Piłsudska. Zapomniana żona
- Maria Piłsudska. Zapomniana żona
- Recenzja pt. "Tam gdzie Ty"