Recenzje czytelników klubów DKK
Recenzja książki Victora Jestina pt. „Upał”
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 10, wrzesień 2024 09:06
- Wiesława Kruszek
Na okładce informacja: „krótka powieść o śmierci i miłości”; zgoda co do tego, że krótka, zaledwie 134 strony i jeszcze sporo pustych miejsc na niektórych. Słowo powieść za to raczej użyte na wyrost, bardziej stosowne byłoby opowieść. Śmierć i miłość – tu też można mieć sporo wątpliwości, śmierć jest (chyba), ale czy miłość? To bardziej poszukiwanie przygód, wrażeń, seksu.
Najbardziej trafiony jest z pewnością tytuł. Debiutujący francuski autor oddał sugestywnie duszną, wręcz klaustrofobiczną atmosferę nadmorskiego kempingu i to zarówno w znaczeniu pogodowym, jak i emocjonalnym. Żar leje się z nieba, koniec sierpnia, koniec wakacji, piasek parzy w stopy, pot ścieka po plecach.
Większość nastolatków odziana w plażowe, skąpe stroje, tylko główny bohater Leonard woli zostać w tiszercie, ma dość wątłe ciało. To on jest tu narratorem, jego oczyma widzimy zdarzenia z dwóch dni. Siedemnastolatek niezbyt dobrze czuje się wśród rówieśników. Większość z nich, on także, spędza dwa tygodnie z rodzicami i rodzeństwem.
Wieczorami i nocami próbują wyzwolić się spod ich kontroli; alkohol, jakieś narkotyki, seks. Leo jest trochę z boku. W sumie niewiele możemy o nim powiedzieć. Poznajemy okoliczności śmierci jego rówieśnika Oskara tak, jak przedstawia je Leonard. Jest w tym coś dziwnego, nie do końca wyjaśnionego. Czy zdarzyło się naprawdę? Jakaś tajemnica spowija to wydarzenie obserwowane przez bohatera. Jego reakcja i dalsze postępowanie może budzić zdziwienie. Stąd pojawiające się pytanie, czy to może był efekt wyobraźni Leo?
Chłopak czuje się samotny, wyobcowany, zostaje sam ze swoją tajemnicą. Nie bardzo wie, jak ma się zachować, co zrobić. Czasu na podjęcie decyzji nie ma za wiele, pobyt na kempingu dobiega końca. Różowy królik bawiący plażowiczów, który tak irytuje Leo, prowadzi swój zabawowy korowód. Nastolatek myśli: „Jeszcze będziemy uciekać z tego kempingu jak z płonącego mieszkania i tylko różowy królik dalej będzie tańczył”. Czy to refleksja nad katastrofą klimatyczną, czy po prostu obraz wewnętrznych przeżyć bohatera zmagającego się z dręczącą go tajemnicą?
„Nie wiedziałem, czego chcę. Wyobrażałem sobie, że podejmuję działanie albo nic nie robię, zawsze z tym samym dziwnym zdumieniem”. Te słowa oddają w jakiś sposób stan wewnętrzny Leo, chłopaka, którego nie poznamy zbyt dobrze, jego sylwetka jest w sumie dość powierzchownie nakreślona. Trudno nawet stwierdzić czy czujemy do niego sympatię, czy też nie.
Jak się w końcu zachowa? Co naprawdę zdarzyło się, i czy rzeczywiście zdarzyło, na kempingu we francuskich Landach? Próbowałyśmy szukać odpowiedzi, choć może właściwie na ich szukaniu trzeba tu poprzestać?
Uznałyśmy, że jak na debiut dwudziestopięcioletniego Victora Jestina jest to ciekawa książka.
Wiesława Kruszek
Dyskusyjny Klub Książki przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Relacja -Anna Jantar we wspomnieniach
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 27, sierpień 2024 09:37
- Beata Szymczak
Fabuła książki nie zachwyciła klubowiczów. W utworze pojawiają się opinie ludzi, które czytelniczkom były już dobrze znane. Jest to książka komercyjna, robiąca zyski na nazwisku i popularności. W książce o znanej piosenkarce wiele utworów, które niosą przesłanie i są refleksyjne.
Bursztynowa dziewczyna. Anna Jantar we wspomnieniach
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 27, sierpień 2024 09:07
- Beata Szymczak
Książka to wspomnienia o Annie Jantar, kompozytorów, twórców muzyki wszystkie opinie są pozytywne. Kobieta to postać bliska, znana i utalentowana. Piosenkarka zachwycała swoim repertuarem, śpiewała pogodne przeboje i liryczne, skłaniające do refleksji. W latach siedemdziesiątych jej niezapomniane przeboje Tyle słońca w całym mieście, Najtrudniejszy pierwszy krok i wiele innych znała cała Polska. Wielokrotnie wspominała że jak wróci ze Stanów Zjednoczonych będzie chciała zmienić swoje życie. W książce są także wzruszające listy, które Anna Jantar napisała do swej matki i córeczki zimą 1980 roku w czasie swego ostatniego pobytu w Stanach Zjednoczonych.
Ze wspomnień i listów wyłania się postać wrażliwej, utalentowanej piosenkarki, pięknej kobiety i świetnego kumpla.
Anna Jantar zginęła 14 marca 1980 roku, mając zaledwie 29 lat. Narodziła się legenda, która trwa do dziś. Legenda „Bursztynowej Dziewczyny”
Recenzja powieści Zośki Papużanki „Przez”
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: niedziela, 07, lipiec 2024 09:20
- Wiesława Kruszek
Bohater powieści Zośki Papużanki wynajmuje mieszkanie, rozstawia sprzęt fotograficzny. Będzie robił zdjęcia swojej żonie mieszkającej naprzeciwko i podglądał tę, którą porzucił bez słowa wyjaśnienia przed pięciu laty. Po co właściwie wraca, chce cofnąć czas, zatrzymać go, coś zrozumieć? Jest zwolennikiem spiralnej koncepcji czasu. Naprawdę trudno jest dociec, o co mu chodzi.
Zdjęcia są dla niego rodzajem kontroli. Od początku fotografował żonę, choć ona tego nie chciała, uważała, że „okrada ją zdjęciem”, tym bardziej że robił je najczęściej, gdy tego nie zauważała.
„Nie robił awantur, tylko zdjęcia” – jednak wciąż wytykał jej błędy, można powiedzieć, że czyhał na nie, zwracał nieustannie uwagę na jej „czynności niedokończone”. W psychologii takie zaburzenie nazywa się osobowością anankastyczną. Mówiła o tym Zośka Papużanka w rozmowie z Michałem Nogasiem. Konsultowała swą książkę z dwiema psycholożkami. Taką osobę cechuje chęć narzucania innym układów, poza którymi samemu nie potrafi się funkcjonować.
Można się zastanawiać, jak żona wytrzymywała w takim małżeństwie. Może było jej po prostu wygodnie, on wiele spraw załatwiał, wyręczał ją często w podejmowaniu decyzji. Bohater budzi jednak w czytelniku złość, współczuje się żonie, ma się wrażenie, że to ona powinna od niego odejść dręczona psychicznie, jak to wynika w świetle jego wspomnień.
Historia ich związku jest opowiedziana z perspektywy czasu. Wiele spraw pozostaje niejasnych, sporo tu niedomówień, trzeba je samemu przemyśleć i rozwikłać. Autorka ostrzega czytelnika, że w jej książce „mimo że to już 120. strona, nic się nie dzieje”, no i że „ludzie lubią, gdy wszystko jest wyjaśnione”. My, klubowiczki, raczej nie oczekujemy takich jednoznaczności. Lubimy, gdy możemy snuć domysły, analizować i rozważać to, co „między linijkami tekstu”.
Tu zaś miałyśmy jeszcze doskonałą sposobność, by bawić się wieloma świetnymi sformułowaniami językowymi, podziwiać styl autorki i nawiązania literackie. Jest ich sporo, począwszy od Muminków, królewny Śnieżki, Czerwonego Kapturka do Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej, Zbigniewa Herberta czy też Henryka Sienkiewicza i jego „Latarnika” w nawiązaniu do obowiązków pana szlabanowego na zamkniętym osiedlu, gdzie toczy się akcja.
Zośka Papużanka bawi się słowami, a my razem z nią, czytając o „wszystkomaczach”, „tojużczytałkach” czy „stronoprzerzucaczach”. Użycie w tytule przyimka „przez”, który przecież samodzielnie nic nie znaczy, stwarza dodatkowe możliwości interpretacyjne. Tu może nawiązywać do czasu, do patrzenia przez obiektyw aparatu fotograficznego, może wskazywać na winę ( to przez ciebie).
Autorka w swoich sześciu książkach, bo do tej pory tyle wydała, stawia mocny akcent właśnie na język; kładzie też duży nacisk na przedmioty i drobiazgi. W „Przez” pisze: „Życie należy żyć powoli”. Można by powiedzieć, że i czytać też należy powoli, by móc odkrywać piękno słów, szukać ukrytych treści. Dyskutując nad książkami w ramach spotkań klubowych, dajemy sobie taką możliwość, wszak każdy może zobaczyć coś innego w danej lekturze, podzielić się swoimi spostrzeżeniami i wrażeniami. Często zyskuje się wtedy nowe, dodatkowe, bywa, że inne, spojrzenie na książkę.
Wiesława Kruszek - Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Recenzja książki Zyty Oryszyn „Ocalenie Atlantydy”
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 12, czerwiec 2024 08:34
- Wiesława Kruszek
„Pamięć pokoleń to najlepszy schron przed unicestwieniem”. W powieści Zyty Oryszyn dwukrotnie padają te słowa babki Lodzi skierowane do wnuczki Oli. Mała dziewczynka nie bardzo je rozumie, schron to przecież małe i ciasne miejsce ”cuchnące strachem i śmiercią”.
Gdy wojna się kończy, właściwie znów trzeba się ukrywać, może nie w sensie dosłownym, ale lepiej np. zapomnieć, kim się było czy skąd się przyjechało. Splatając losy różnych bohaterów, autorka kieruje nas na tzw. Ziemie Odzyskane, gdzie znaleźli się przesiedleńcy z Kresów. Próbują urządzić się w nowej rzeczywistości, choć nie jest to łatwe. Władza ludowa się umacnia i nie toleruje innych niż oficjalnie obowiązujące przekonań ideologicznych. Dobrze jest zatem ukryć swoją tożsamość, może „kiedyś przyjdzie na nią czas”. Adelajda Zauer musi udawać niepiśmienną chłopkę i zapomnieć, że zna francuski.
Różnych absurdów jest w książce sporo. Zdarzenia są opowiedziane z perspektywy dziecka, z naiwnością, ironicznym dystansem i czarnym humorem. Leśny Brzeg, wcześniej Waldenburg, i okolice stają się miejscem, które nowi mieszkańcy mają uznać za swoją ojczyznę, „cudem odzyskane piastowskie, dolnośląskie ziemie”. Dzieciom przychodzi to łatwiej, starsi nie mogą zapomnieć, choć muszą, a nawet powinni, o swoich rodzinnych stronach, które „stały się świętą praruską ziemią”.
Piękne i barwnie splecione opowieści o Brylakach (Dwernickich), Kilowskich, Szczęsnych, Sokalskich i wielu innych czyta się, mając w pamięci książki i seriale poświęcone tej tematyce, jak chociażby „1945. Wojna i pokój” Magdaleny Grzebałkowskiej, „Odrzania” Zbigniewa Rokity, serial „Boża podszewka” Izabeli Cywińskiej.
W czytelniku budzą się refleksje na temat tamtych niezwykle trudnych, często dramatycznych, zdarzeń. Nie brak ich i w „Ocaleniu Atlantydy”; aresztowania, przesłuchania, samobójstwa, obóz w Łambinowicach. Autorka sięga swoimi opowieściami i dalej, w głąb PRL-u, działalności opozycyjnej, narodzin Solidarności, stanu wojennego, śmierci Grzegorza Przemyka. Losy bohaterów rozciągają się od zakończenia, a nawet jeszcze trwania II wojny światowej, aż do roku 1986.
Dzieci dorosły, starsi odeszli, niemieckie nagrobki na cmentarzach zrównano z ziemią, wyburzono kamienice. Coraz rzadziej można trafić na poniemieckie „skarby”. Poeta Przeklęty mówi, że „Atlantydę trzeba ocalić”, on zaś „składa swoje wiersze i zapiski”, traktując je jako „światełka nadziei rozjarzające labirynty strachu i upodlenia”.
Powieść Zyty Oryszyn jest takim „światełkiem” pamięci o tym, co minęło, o mocno pogmatwanych losach ludzi, których historia przerzuciła w różne miejsca, a koniec wojny nie był końcem ukrywania się i ucieczki.
Pewien chaos, który zdaje się cechować te historie, wydaje się zamierzony, ma odzwierciedlać skomplikowane i dramatyczne, tragiczne, czasem tragikomiczne, życie bohaterów.
Piękny język, nawiązania literackie (Baczyński, Hłasko), słownictwo kresowe i propagandowe, kilka wierszy, jeden jest na okładce, wzmacniają przekaz, każą się zamyślić nad nieustannie aktualną kwestią wojny i jej konsekwencjami.
Wiesława Kruszek – Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Dodaj do znajomych
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 27, maj 2024 15:41
- Beata Szymczak
Książka pt. „Dodaj do znajomych” przedstawia życie elity polskiej kultury lata powojenne, porusza fakty, których czytelnik nie zna. Autorka wybitnie zdolna i w piękny sposób przekazuje czytelnikom informację dotycząca życia osobistego w świecie plotkarskich wiadomości, była producentką i tworzyła swój program. Kobieta w swoim życiu pełniła różne funkcję wielokrotnie podziwiana, ze wszystkimi żyła w symbiozie co może oznaczać fakt, iż wychowywała się w domu życzliwym, otwartym. Od dziecka prowadziła normalne życie. Książka bardzo pozytywnie odebrana przez czytelniczki, jest ona godna polecenia.
Recenzja książki "Warto mimo wszystko"
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 13, maj 2024 11:45
- Wiesława Kruszek
„Warto choć na chwilę rozjaśniać świat – mimo wszystko”. To jedno z ważnych zdań, jakie znajdziemy w tej książce. Wydana w 2006 roku jest obszernym wywiadem Wojciecha Szczawińskiego z wybitną aktorką Anną Dymną. W sześciu rozdziałach, o tytułach przybliżających nieco ich zawartość: „Dziki człowiek”, „Ja się wstydzę”, „Przekroczyłam barierę”, „Przyspieszony kurs życia”, „Życie zatoczyło krąg” i „Miłość jest wszystkim”, poznajemy różne pola działalności Anny Dymnej.
Wojciech Szczawiński spotyka się z aktorką m.in. na rynku krakowskim, w kawiarni Teatru Starego czy w podkrakowskich Radwanowicach, w ośrodku dla niepełnosprawnych. Obserwujemy jej zachowanie w stosunku do turystów i przechodniów, którzy ją rozpoznają i reagują z sympatią, choć czasem i dość nachalnie, domagając się wspólnych zdjęć i autografów. Przyglądamy się prowadzonym przez nią zajęciom ze studentami. Widzimy aktorkę wciąż „w biegu”, zajętą rozlicznymi sprawami i zastanawiamy się, jak je godzi.
Ona zaś po prostu mówi: „Wymyśliłam sobie sporo zajęć” i dodaje: „Trzeba uruchamiać w sobie dobre siły”. Dzięki jej wypowiedziom mamy okazję przyjrzenia się wielu niełatwym etapom w jej życiu, mówi o nich szczerze, podkreślając, że jest „normalna”, co dla mediów nie jest może zbyt interesujące.
Na uwagę zasługują jej wypowiedzi o pracy w teatrze, który jest dla niej „światem zamkniętym i intymnym”, o spotkaniach z niepełnosprawnymi intelektualnie, o pracy w fundacji.
Dziennikarz pyta ją też o sławę i popularność, o jej związek z Wiesławem Dymnym, czasem są to trochę prowokujące pytania. Anna Dymna nie unika odpowiedzi. Otwarcie mówi o myleniu przez ludzi dwóch rzeczywistości: realnej i filmowej. Przytacza w związku z tym zabawne, a czasem i dość dramatyczne anegdoty.
Niektóre wątki wracają, np. pytania o Dymnego, o fundację. Aktorka bardzo podkreśla charyzmę swego pierwszego męża, akcentując, że to on, na równi z rodzicami, uwrażliwił ją na drugiego człowieka i na miłość.
Książka daje możliwość spojrzenia na Annę Dymną nie tylko jako aktorkę teatralną i filmową. Dzięki Wojciechowi Szczawińskiemu zobaczymy osobę bardzo zaangażowaną w bezinteresowną pomoc dla innych, tych najbardziej doświadczonych przez los, poznamy motywację jej działań na rzecz niepełnosprawnych intelektualnie.
To ciepła i kojąca lektura, z krakowskim klimatem i atmosferą teatru. Są tu piękne zdjęcia, na których zobaczymy Annę Dymną na różnych etapach jej życia i bliskich jej ludzi.
Wiesława Kruszek
Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Recenzja książki Marka Bieńczyka „Jabłko Olgi, stopy Dawida”
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: niedziela, 07, kwiecień 2024 12:13
- Wiesława Kruszek
Olga i Dawid to tylko dwoje z licznych bohaterów esejów Marka Bieńczyka. Jak pisze autor w tekście „Ucieczki w snach”, „w jednym pochodzie przez strony tej książki przechodzą i spotykają się Dawid i bohater literacki, kowboy z westernu, piłkarz i poeta, aktorka i chłopiec, wy i ja”. Lektura nie jest łatwa, wymaga uważności, namysłu, bieżącej refleksji. Pojawia się tu wiele nazwisk i tytułów, nie tylko z dziedziny literatury.
Pisze Bieńczyk pięknym językiem i z wielką erudycją o gestach, aktorkach, malarzach, słynnych ucieczkach czy pierwszych książkach. Właśnie ten rozdział poświęcony m.in. wczesnym lekturom wybrałyśmy jako temat do dyskusji, choć niektóre klubowiczki przeczytały całość, inne zaś po spotkaniu, zachęcone opiniami, stwierdziły, że powrócą do książki.
„Przeskakując” trochę między różnymi tematami i sprawami, autor próbuje nam uzmysłowić piękno i niepowtarzalność przeżywanych chwil, choć „żadne z dorosłych słów nie odda nigdy tego doznania”, które np. jest udziałem Olgi idącej po łące. Nieuchwytność wrażeń, zachwycające smaki, powrót do lat dzieciństwa dokonują się jednak za pomocą słów i obrazów, mniej u Bieńczyka dźwięków. Jako znawca i tłumacz literatury francuskiej często przywołuje Marcela Prousta i jego dzieło „W poszukiwaniu straconego czasu”.
Nawiązując do słynnego cytatu dotyczącego smaku magdalenki zanurzonej w herbacie, warto podkreślić, że autor „Książki twarzy” nie uważa, by czytanie przy jedzeniu było czymś nagannym, pyta, „dlaczego rozdzielać głowę od żołądka”? Oczywiście należy tu zaapelować o ostrożność i rozwagę, zwłaszcza przy książkach z biblioteki.
Poświęcony w dużej mierze matce esej „Gruba” dotyczy otyłości i diet na przestrzeni wieków, także terapii odchudzających. Pisarz przyznaje, że jego matka zawsze była gruba, a on przywoził jej książki i słodycze. W jednym z wywiadów przyznał, że „niemal zmuszał matkę do czytania”. Ona zaś czytała i jadła.
Wspominając z kolei swoje wczesne lektury, pisze o fascynacji Minkowskim, Bahdajem, Domagalikiem i Niziurskim. Temu ostatniemu i jego „Sposobowi na Alcybiadesa” poświęca najwięcej uwagi. Przyznam, że i ja darzę tę powieść wielkim sentymentem. Różne sytuacje i powiedzenia z niej wzbudziły naszą wesołość. Bo też i humoru jest w esejach Bieńczyka sporo. Dostarcza go np. wymiana listów Jana Jo Rabendy z wieloma osobami, w tym z wydawcami, na temat wznowienia czeskiej książki Eduarda Bassa „Klub jedenastu”.
Słowa, gesty, obrazy, „żółta ściana” z „Widoku z Delft” Vermeera, malarstwo Edwarda Hoppera; rzadko używane słowa: gibki, ordynus, dziwoląg, dziwożona – wiele u autora „Melancholii” tematów i spraw, nad którymi warto się zadumać. On sam, w przywołanym już przeze mnie wywiadzie z 2015 roku z „Gazety Wyborczej”, przyznał, że „Jabłko Olgi, stopy Dawida” są „o zaczarowaniu i ucieczce, o takim przeskakiwaniu z jednego na drugie, z jasnej strony na ciemną i z powrotem”.
My, klubowiczki, tak sobie właśnie „przeskakiwałyśmy”, zainspirowane pięknymi esejami Marka Bieńczyka, rozmawiając o potędze słów, czytaniu, kontaktach z drugim człowiekiem, przeszłości i teraźniejszości. Przyszłość zaś przed nami i kolejne ciekawe lektury. Książkę autora „Kontenera” bardzo polecamy, warto niespiesznie ją czytać, delektując się słowami.
Wiesława Kruszek – Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Recenzja książki pt. "Rewers"
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 18, marzec 2024 13:34
- Beata Szymczak
Powieść pt. „Rewers” przenosi czytelnika w lata pięćdziesiąte XXI wieku, czasy PRL. W powieści poznajemy główna bohaterkę Sabinę Jankowską, która pracuje jako redaktorka w wydawnictwie „Nowina”. Panna dobiega już trzydziestki i wciąż jest samotna. Autor przedstawia trzy pokolenia kobiet: córkę, matkę i babcię i to one odgrywają kluczową rolę. Pisarz pokazuje rodzinę, która w trudnych czasach jest dość dobrze usytułowana. Czytelnik poznaje także bohaterów drugoplanowych takich jak brat Sabiny wybitny artysta, maluje piękne obrazy. Jednakże jego zmorą jest zbyt duży apetyt na alkohol, poznajemy przystojnego szefa redaktorki, do którego ona pała uczuciem. W końcu zjawia się adorator idealny. Przystojny, szarmancki, czytający w jej myślach, podczas nocnych igraszek zachodzi w ciążę, mężczyzna chce się żenić . Przedtem jednak prosi, by młoda narzeczona wyświadczyła mu pewną przysługę. Na piśmie. A właściwie, żeby wyświadczała ją raz na tydzień. Sabina na tak podstępny plan adoratora nie zgadza się i postanawia go przechytrzyć. W domu w którym doszło do zbrodni znajduje się babcia jednakże kobieta nic nie widzi. Mężczyzna zostaje otruty i wrzucony do kwasu aby zatuszować zbrodnie. W tym czasie brat Sabiny wraca z grupą wpływowych ludzi, ale płazem kobiecie się udaje zatuszować zbrodnię. Książka przepełniona czarnym humorem, spodobała się czytelniczkom.
Recenzja powieści Colsona Whiteheada „Kolej podziemna”
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 12, marzec 2024 08:29
- Wiesława Kruszek
Recenzja powieści Colsona Whiteheada „Kolej podziemna”
„To nie jest powieść historyczna, ale powieść o historii” – tak powiedział w jednym z wywiadów udzielonych podczas wizyty w naszym kraju Colson Whitehead. To dość istotna uwaga, tym bardziej że autor przyznaje, że tak od ok. 80 strony zaczyna „nabierać” czytelnika.
Na pewno w pełni realistyczne są zdarzenia na farmie Randallów, czasowo można je umiejscowić ok. roku 1850. Tu silne są emocje i przeżycia czytelnika, co przyznały wszystkie klubowiczki. Obrazy nieludzkiego traktowania czarnoskórych niewolników, losy Cory, jej matki i babki pokrywają się z zapamiętanymi z serialu „Korzenie” czy innych filmów o podobnej tematyce. Przypomniała nam się też powieść „Chata wuja Toma”.
W „Kolei podziemnej” Whitehead posłużył się jednak realizmem magicznym, co w dalszej części powieści zmniejsza trochę poziom emocji. Zaczynamy się zastanawiać nad kolejnymi etapami wędrówki Cory przez poszczególne stany. Autor we wspomnianym przeze mnie wywiadzie z 2017 roku mówił o swojej inspiracji „Podróżami Guliwera”- „Każdy stan to alternatywna Ameryka”.
Towarzyszy nam na przemian nadzieja i zwątpienie w pomyślne zakończenie ucieczki bohaterki z plantacji Randallów. Jej tropem rusza budzący postrach łowca niewolników Ridgeway, który za wszelką cenę chce odnaleźć Corę i obsługę kolei podziemnej w Georgii. W książce co jakiś czas mamy obwieszczenia o zbiegłych Murzynach i nagrodach za ich doprowadzenie..
Przeciwwagą dla takich ludzi jak Ridgeway jest kolej podziemna, czyli siatka stworzona przez abolicjonistów i różnych ludzi dobrej woli, którzy pomagali potrzebującym przedostać się na Północ. Organizowali im transport i miejsca schronienia. W powieści jest to metaforycznie pokazane jako faktycznie funkcjonująca podziemna kolej z pociągami, stacjami, tunelami pod stodołą czy domem. Jeśli odrzucimy magię, przypomną nam się obrazy związane z II wojną światową, Holokaustem, ukrywaniem Żydów. Tu zwłaszcza pobyt Cory u Ethel i Martina Wellsów i jej kryjówka na strychu jest takim czytelnym przykładem. Także denuncjacja przez ich służącą dopełnia analogii.
Autor, wyolbrzymiając zjawiska, zwraca uwagę na problem rasizmu. Pisze o eksperymentach medycznych na czarnoskórych niewolnikach, o ich sterylizacji, o linczach. Porusza sprawę „czarnych komun”, gdzie trafia bohaterka w swoim kolejnym przystanku w drodze ku wolności. Mottem założyciela farmy przygarniającej uciekinierów, Johna Valentine’a, jest: „Zostań i przysłuż się”.
Czy Corze uda się przedostać na Północ? Czy patrolowcy, zwani też regulatorami, doprowadzą ją z powrotem na plantację Randallów? Jakie będą jej losy?
Warto o tym przeczytać w nagrodzonej powieści Colsona Whiteheada. Trzeba liczyć się z dość przygnębiającym obrazem, choć nie ma tu raczej martyrologicznego czy rzewnego tonu. Mało tu przeżyć i emocji bohaterów, to bardziej relacjonowanie kolejnych zdarzeń prostym językiem i krótkimi zdaniami. Po przeczytaniu można obejrzeć serial nakręcony na podstawie powieści.
Wiesława Kruszek - Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Gang różowych kapeluszy
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 19, luty 2024 14:45
- Beata Szymczak
Autorka w swojej książce maluje portrety czterech niezwykłych kobiet. Tytułowy gang różowych kapeluszy tworzą: Maria, Serafina, Barbara i Olga, które mimo wieku nie wahają się korzystać z życia. Kobiety te łączy wzajemna przyjaźń wiek i są one wobec siebie lojalne. Każda ma inne pragnienia, lecz różnią się od tych sprzed kilkunastu lat. Pomimo każdej nowej zmarszczki żadna z bohaterek nie wyzbywa się więc potrzeby czułości, akceptacji i miłości. Kobiety te chcą czuć się potrzebne. Powieść kończy i zaczyna się pogrzebem o którym, któremu autorka także poświęca dużą część uwagi. W fabule poznajemy Marię drugą zonę Gucia, szczęśliwa w małżeństwie z kryształowym, kochającym i prawdomównym Guciem. Z czasem okazuje się, że miał swoje tajemnice, ale mimo Krystyny żony Gucia wszystko się dla Marii dobrze kończy. Kolejna z bohaterek to Olga to burzliwa postać, piękna ale prowadząca rozwiązły tryb życia. Nie odmawia kieliszka, opada w alkoholizm. Bohaterka ma wielu kochanków, prowadzi hulaszczy tryb życia. Kiedy poznaje Konrada i staje się on dla niej oparciem, przyjacielem rozumie, e już czas odejść na emeryturę jako kochanka. Odnajduje sens życia i bycie sobą, nie myśli już więc o igraszkach, które potem swoje zwieńczenie maja w łóżku, lecz o dobrym początku nowej przyszłości. Trzecia przedstawiona bohaterka to Barbara mieszka z rodziną, ciągle zapracowana. Uziemiona przez ból w kręgosłupie broni się przed wyjazdem do sanatorium, nie wyobraża sobie że rodzina poradzi sobie bez niej. Serafina z kolei poukładana, w domu wszystko na swoim miejscu najlepiej czuje się sama, ale przyjmuje pod dach siostrzenicę, znosi ją cierpliwie. Zna się na ziołach leczniczych, mieszka z kotem. Po wyprowadzce siostrzenicy, kiedy wszystko wraca na swoje miejsce, umiera na zapalenie płuc.
Gang różowych kapeluszy to ciepła, pełna humoru i optymizmu opowieść o jesieni życia, która mieni się tysiącem kolorów.
Recenzja książki Marcina Wichy „Rzeczy, których nie wyrzuciłem”
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 12, luty 2024 18:20
- Wiesława Kruszek
To „historia (…) o słowach i przedmiotach (…) także o mojej matce” – tak pisze Marcin Wicha we wstępie „Rzeczy, których nie wyrzuciłem”. Podzielona na trzy części książka nie jest zbyt obszerna, składa się z wielu mikroesejów. Autor wspomina swoją matkę, pisząc o książkach, które po niej zostały. Okazuje się, że wiele pozycji z obszernej biblioteczki to dziś, zdaniem antykwariusza, makulatura. Zdobywane kiedyś, często wystane w długich kolejkach, słowniki czy encyklopedie w dobie Internetu okazują się zbędne.
Wicha na dłużej zatrzymuje się przy niektórych tytułach, np. przy powieści „Emma” Jane Austen traktowanej przez matkę terapeutycznie, mocno zaczytanej, bez okładki. Wymienia jej ulubione książki. Wspomina wspólne wyprawy do księgarni po wyczekiwanego „Maciupka”.
Nie ma tu sentymentalizmu i czułostkowości, bo matka ich nie znosiła. Była odważna w wypowiadaniu opinii, ważne były dla niej słowa, ceniła przyjaźń. Relacja syna i matki nie była łatwa, Marcin Wicha pisze o tym wprost, nie ulegając dość powszechnej opinii, że o zmarłych można tylko dobrze albo wcale.
Nie przemilcza trudnych spraw związanych z żydowskim pochodzeniem swojej rodziny. Skromne rozmiary książki nie pozwalają na dogłębne omówienie wielu kwestii. Niektóre zostają tylko zarysowane.
Temat choroby i odchodzenia pojawia się w trzeciej części zatytułowanej „Śmiech w odpowiednich momentach”. Czyta się ją ze ściśniętym gardłem, choć autor nie pisze wprost o swoim bólu czy łzach.
Książka Wichy podobała się nam, niektóre z nas przyznały, że chętnie zaprzyjaźniłyby się z jego matką. Uważamy, że napisał o niej pięknie. Przypomniałyśmy sobie przy okazji nasze książki, nasze biblioteczki, zastanawiałyśmy się nad ich dalszym losem.
Polecamy „Rzeczy, których nie wyrzuciłem”, książkę o ciekawej okładce, gdzie literka „m” niknie gdzieś w głębi, „wchodzi” do środka. Jeszcze na koniec znaczący cytat: „ Kiedyś sądziłem, że ludzi pamiętamy, dopóki możemy ich opisać. Teraz myślę, że jest odwrotnie: są z nami, dopóki nie umiemy tego zrobić”.
Wicha uważa, że „jeszcze nie wszystko pamięta”.
Wiesława Kruszek – Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Tancerka i zagłada. Historia Poli Nireńskiej
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 30, styczeń 2024 14:57
- Beata Szymczak
Książka opisuje losy tancerki Poli Nireńskiej, a także pojawia się wiele postaci drugo i trzecioplanowych. Biografia dobrze parta na źródłach historycznych, świetnie osadzona w tle historycznym. Autorka porusza problemy homoseksualizmu i biseksualizmu w okresie międzywojennym. Bohaterka trzykrotnie wychodzi za mąż, niestety żadne z małżeństw nie jest z miłości, pierwszy małżonek to biseksualista. Pola pierwsze dwa związki zawiera jedynie po to, aby uzyskać obywatelstwo. Kobieta ta kocha inaczej, lecz miłosne jej życie jest barwne, pisze wiele listów miłosnych. Pola pomimo swej biseksualności zostaje doceniona przez karskiego, który widzi w niej intelektualistke i pobieraja się. Związek ten także nie jest oparty na czytej miłości, ale para ze sobą mile spędza czasi się rozumie. Biografia uznana jest przez czytelników godna do przeczytania.
Recenzja książki "Testament" Niny Wähä
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 10, styczeń 2024 10:12
- Wiesława Kruszek
Jest grudzień 1981 roku, kilka dni przed Bożym Narodzeniem. Anna, najstarsza córka Siri i Penttiego Toimich, przyjeżdża do domu ze Sztokholmu. Rodzina mieszka w fińskiej części Doliny Tormio, liczy dwanaścioro dzieci; było jeszcze dwoje, ale zmarły w wieku dwóch i pięciu lat.
Narrator, a może raczej narratorka, wprowadza nas w historię Toimich, objaśnia niektóre sprawy pod tytułami rozdziałów, kursywą. Czy objaśnia? Daje bardzo ogólnikowe wskazówki, o czym teraz przeczytamy, często są to pytania. Zabiera głos i w trakcie narracji, gdy np. informuje: „Oto wszyscy inni, także oni, ale nie martwcie się, zawrzecie z nimi znajomość nieco później”. Żeby się nie pogubić wśród tylu członków rodziny, na początku tej obszernej powieści mamy wykaz kluczowych postaci. Przydaje się, bo polskiemu czytelnikowi trudno zapamiętać te obce imiona.
Zastanawiałyśmy się w klubowym gronie nad gatunkiem „Testamentu”. Za sagę rodzinną trudno go uznać, w sumie obejmuje trzy pokolenia, jednak koncentruje się na Siri i Penttim oraz ich dzieciach. Kryminał też to nie jest, choć na samym początku pojawia się zapowiedź, że „to nic innego jak historia morderstwa”. Chyba najbardziej pasuje tu powieść obyczajowa.
Nina Wähä, pisząc o rodzinie Toimich, stara się pokazać i scharakteryzować każdego z jej licznych członków. Dzieci, poszukując bliskości, łączyły się w pary, np. Anna trzymała się z najstarszym bratem Esko, Lahja z Tarmo, Arto z Onnim. Są tu też indywidualiści; Hirvo – wyobcowany, „uwięziony we własnym ciele”, może autystyczny; Voitto – dręczący zwierzęta, potem wstępujący do wojska.
Dziwni są ci Toimi, brak tu serdeczności czy bliskich więzi rodzinnych. Co prawda już na początku mamy zdanie: „Nauczyć się, jak być człowiekiem – wiedzieli to od Siri”. Z kolei Pentti nauczył ich raczej „jak nie być człowiekiem”. Te rozbieżności z pewnością wpływały na dzieci, mogły czuć się zagubione, widząc swoich rodziców, między którymi trudno mówić o miłości. Zwłaszcza ojciec to prymitywny, prostacki człowiek, w dodatku dewiant seksualny.
Zastanawiające jest, że zaczynając czytanie, ma się wrażenie tajemnicy, mroku spowijającego tę rodzinę. Stopniowo jednak napięcie maleje, pojawia się lekki, czasem nawet ironiczny ton, a przecież nie brak tu traum i dramatów. Ma się wrażenie pewnej niespójności, małej wiarygodności opowiedzianej historii. Każda z klubowiczek dziwiła się szybkiej i spektakularnej przemianie Siri. Również Pentti po napisaniu przez niego testamentu urósł prawie do rangi filozofa. Zostawił list z myślami i refleksjami dziwnie kontrastującymi z jego wcześniejszym obrazem. Jakoś to kłóci się ze sobą.
Rozmawiając o tej powieści, zwróciłyśmy uwagę na bardzo wiele zawartych w niej spraw. Zainteresowała nas historia Karelii, krainy, z której pochodziła Siri, ciekawa i mało nam znana. Zwróciłyśmy uwagę na obyczaje dotyczące świąt Bożego Narodzenia, organizację stypy czy religię lestadiańską. Zgodnie uznałyśmy, że książkę dobrze się czyta. Czy jednak po lekturze zostaje się z jakimiś większymi emocjami i wzruszeniami? Tu już każdy czytelnik musi sam znaleźć odpowiedź. My „Testament” polecamy – umiarkowanie.
Wiesława Kruszek – Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Recenzja Maria Piłsudska. Zapomniana żona
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 08, styczeń 2024 15:17
- Beata Szymczak
Autobiografia” Maria Piłsudska. Zapomniana żona” to książka opowiadająca o losach Marii żony Józefa Piłsudskiego, która zasłynęła z urody i odwagi. W zapiskach poznajemy młodą 17- letnią wychodzącą za mąż z rozsądku i jej losy u mężczyzny z którym postanowiła zawrzeć związek. Ponadto kobiety, które były kolejnymi żonami dyktatora nie miały łatwego życia u jego boku. W pierwszych etapach życia z nim czuły się adorowane i czuły ciągłe zainteresowanie ukochanego. Niestety z biegiem czasu Piłsudski odsuwał każdą po kolei , po czym odchodził i zapominał o nich. Z Marią było jednak inaczej. Jej pierwsze małżeństwo w wieku 17 lat z rozsądku rozpadło się bardzo szybko. Później młoda piękna Maria poznaje dwóch mężczyzn, jednak jednego Dmowskiego odrzuca szybko, jej serce jest przepełnione miłością do Piłsudskiego. Mimo, iż formalnie była jeszcze zamężna związała się z Józefem Piłsudskim. Wiadomo, że przeżyli wspólnie dużo radosnych chwil, wartych zapamiętania. Najbardziej bolesna jej sercu była decyzja opuszczenia Krakowa. Wtenczas serce kobiety zamarło opuszczając miasto, opuścił również ukochaną. Książka opisuje życie tej odważnej, upartej kobiety jaką była Maria Piłsudska.
Maria Piłsudska. Zapomniana żona
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 08, styczeń 2024 15:06
- Beata Szymczak
Autobiografia” Maria Piłsudska. Zapomniana żona” to książka opowiadająca o losach Marii żony Józefa Piłsudskiego, która zasłynęła z urody i odwagi. W zapiskach poznajemy młodą 17- letnią wychodzącą za mąż z rozsądku i jej losy u mężczyzny z którym postanowiła zawrzeć związek. Ponadto kobiety, które były kolejnymi żonami dyktatora nie miały łatwego życia u jego boku. W pierwszych etapach życia z nim czuły się adorowane i czuły ciągłe zainteresowanie ukochanego. Niestety z biegiem czasu Piłsudski odsuwał każdą po kolei , po czym odchodził i zapominał o nich. Z Marią było jednak inaczej. Jej pierwsze małżeństwo w wieku 17 lat z rozsądku rozpadło się bardzo szybko. Później młoda piękna Maria poznaje dwóch mężczyzn, jednak jednego Dmowskiego odrzuca szybko, jej serce jest przepełnione miłością do Piłsudskiego. Mimo, iż formalnie była jeszcze zamężna związała się z Józefem Piłsudskim. Wiadomo, że przeżyli wspólnie dużo radosnych chwil, wartych zapamiętania. Najbardziej bolesna jej sercu była decyzja opuszczenia Krakowa. Wtenczas serce kobiety zamarło opuszczając miasto, opuścił również ukochaną. Książka opisuje życie tej odważnej, upartej kobiety jaką była Maria Piłsudska.
Recenzja pt. "Tam gdzie Ty"
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 29, grudzień 2023 09:53
- Beata Szymczak
Mloda kobieta jest spełniona, żyje w szczęśliwym związku, jednak w momencie podejmowania prób o dziecko dotychczasowe szczęśliwe życie zmienia się. Zoe kilkakrotnie się zawodzi, gdyż chęć posiadania potomstwa przeradza się w besilność i niemoc. Związek małżeński tych dwoje wystawiony kilkukrotnie na próby, rozpada się. Kobieta odnajduje sszczęście u boku innej kobiety, natomiast Max popada w alkoholizm. Po rozwodzie znajduje schronienie u brata w piwnicy jest bowiem wdzięczny za bezinteresowna pomoc. Tych dwoje ludzi pomimo dość długiego pożycia małżeńskiego nie mogą się ze spobą porozumieć, każdy z osobna ten problem przechodzi inaczej. Rozpad małżeński przechodzi sprawy sądowe, tych dwoje bliskich, a jakże dalekich sobie istot odnajduje życie w innym świecie. Powieść niesie zakończenie, iż Max zostaje wujem dla swojego dziecka, decyduje aby prawo nad nim miała jego Zoe. Powiesć wyznacza jakie mamy podejście do problemów, jak sobie z nimi w życiu radzimy. Autorka zostawia interpretację czytelnikowi. Książka jest godna polecenia.
Recenzja książki Andera Izagirrego „Potosi. Góra, która zjada ludzi”
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 12, grudzień 2023 10:44
- Wiesława Kruszek
Książka Andera Izagirrego o Boliwii przypomina trochę „Głód” Caparrosa. Można by tu przypomnieć jego pytanie: „Jak, do diabła, możemy żyć, wiedząc, że dzieją się takie rzeczy?”
Co można zrobić, jak poradzić sobie z emocjami, ze smutkiem i przygnębieniem w trakcie lektury, z bezsilnością, gniewem, złością? Próbowałyśmy, w naszym klubowym gronie, poszukać odpowiedzi. Jednak zostałyśmy właściwie z pytaniami.
Cerro Rico de Potosi, góra, która się rozpada, eksploatowana przez 500 lat. Codziennie wydobywa się 3 – 4 tysięcy ton skał, by pozyskać srebro, cynk, ołów i cynę. To tam hiszpański reporter spotyka bohaterów swojej książki, także tę główną postać, Alicię Quispe (nie jest to jej prawdziwe nazwisko). Gdy ją poznaje, dziewczyna ma 14 lat, w epilogu 22 lata. Pracuje w kopalni, mieszka z matką i młodszą siostrą na wysokości 4400 metrów, ma chorą nerkę.
Górnicy pracujący w kopalniach chorują powszechnie na krzemicę, często ulegają wypadkom. Ich prawa nie są respektowane, protesty rozpędza się. Pracują w nieludzkich warunkach, wyzyskiwani, słabo opłacani. Dzieci, które nie powinny pracować, walczą o prawo do pracy, bo mogą, choć w nieznaczny sposób, zdobyć środki na przeżycie rodziny.
Tak to trwa, kolejne rządy nie potrafią temu zaradzić, szerzy się korupcja. Różne organizacje próbują pomagać, ale to kropla w morzu potrzeb. Bohaterka książki ma marzenia, chce być lekarzem, potem już choćby pielęgniarką, na końcu zaś jej pragnieniem jest uciec z Potosi.
„Potosi. Góra, która zjada ludzi” to książka, która nie zostawia nadziei. Czytając o wyzysku rdzennych mieszkańców Boliwii przez konkwistadorów hiszpańskich od XV wieku, dochodzi się do wniosku, że w sumie niewiele się od tamtych czasów zmieniło. Dorobili się nieliczni, spółdzielnie górnicze, które miały pomóc Boliwijczykom okazały się „przykrywką dla przekrętów i wyzysku pracowników”.
Izagirre pisze: „Takie życie górnika, zarabiać i pić, zarabiać i pić, a w końcu umrzeć”. Jeszcze gorszy jest los kobiet. Próbują zrzeszać się, tworząc Górnicze Komitety Gospodyń Domowych. Ich działalność jest wyśmiewana, są lekceważone i bite przez mężczyzn, gwałcone.
Tę przejmującą i wstrząsającą książkę czyta się bardzo trudno, ze ściśniętym sercem. Boliwia - kraj w Ameryce Południowej; pewnie jest tam pięknie, turystycznie to atrakcyjne miejsce. Mówiła o tym jedna z naszych klubowiczek, pani Bożena, która miała okazję zwiedzić trochę ten kraj.
Po lekturze reportażu doszłyśmy do wniosku, że nie chciałybyśmy się tam urodzić ani żyć. Książkę polecamy, warto ją poznać, choć trzeba się nastawić, że na długo zostaną z nami tragiczne opowieści i doznamy raczej bolesnych przeżyć.
Wiesława Kruszek – Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Recenzja powieści „Wilk” Marka Hłaski
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 14, listopad 2023 12:59
- Wiesława Kruszek
„Wilk” Marka Hłaski stał się w 2015 roku sensacją wydawniczą. Okazało się, że to debiutancka powieść młodego twórcy odnaleziona wśród maszynopisów „Sonaty marymonckiej”. Jej akcja toczy się w okresie międzywojennym na warszawskim Marymoncie. Obraz tej biednej dzielnicy, niemającej aż do 1936 roku kanalizacji, przykuwa uwagę i jest tym, co wg nas, klubowiczek, jest najlepsze w tej powieści.
Przygnębiające i przytłaczające opisy biedy, Cygańskich Bud, gdzie mrok, wilgoć, zimno; wszechobecnego jesiennego błota, gruźlicy, na którą cierpi wiele osób, są bardzo realistycznie oddane. Hłasko pokazuje brak perspektyw, złodziejstwo, alkoholizm, bójki. Obowiązuje prawo ulicy, które jeden z bohaterów, złodziej Zdzisław Zieliński zdradza Ryśkowi Lewandowskiemu: „Słabego w ryja, mocniejszego w rączkę”.
Rysiek, główna postać „Wilka”, ma jednak marzenia wykraczające poza Marymont, chce być jak kowboj, bohater westernów Ken Maynard. Stopniowo, pod wpływem działacza KPP Janka Rączyna, zaczyna interesować się ideą komunizmu.
Podczas strajku w fabryce nazywanej „Blaszanką”, gdzie trafia przypadkowo, zdaje mu się, że „drogę odnalazł i marzenia swoje zgubione”. Tu właśnie, co zgodnie przyznałyśmy, zaczyna się ta mniej interesująca część powieści. Trochę mało wiarygodna jest ta przemiana Ryśka z łobuza i złodziejaszka w chłopaka modlącego się, by przyjęto go do partii, by został komunistą.
W „Blaszance” kilka razy wybrzmiewa „Międzynarodówka”, sąsiad Lewandowskich, Kotras, wśród dopingujących go robotników, maluje z pamięci portret Stalina. Te sceny są dość karykaturalne, męczące dla czytelnika, pozostają w duchu socrealizmu, choć wg autora posłowia Radosława Młynarczyka, który „Wilka” odnalazł i przygotował do druku, „obudowa ideologiczna była pastiszem”.
Może i tak, jednak trudno się czyta te patetyczne opisy, przemowy towarzyszy, ciężko wyobrazić sobie szesnastoletniego Ryśka, syna furmana, pogrążonego w całodziennej lekturze nielegalnych gazet komunistycznych.
Dwie recenzentki wydawnictwa „Iskry” odrzuciły w 1954 roku powieść Hłaski, choć uznały, że jej autor ma talent i proponowały dalszą pracę nad tym „brulionem dobrej książki”. Miały rację, autor debiutował świetnymi opowiadaniami i w nich spełniał się najbardziej. Pewnie i z tej powieści mogłoby powstać bardzo dobre opowiadanie.
„Wilka” warto przeczytać, przede wszystkim dla obrazów Marymontu i dla języka, barwnego i żywego. Autor wplótł tutaj gwarę uliczną, wulgaryzmy, złodziejskie powiedzenia, piosenki. Dobrze, że powieść została wydana, ta pierwsza młodzieńcza próba pokazuje, mimo niedociągnięć, talent bardzo młodego chłopaka niewywodzącego się przecież z pokazanego przez siebie środowiska, mającego zmysł obserwacji, stawiającego od początku na „ciemny realizm”.
Wiesława Kruszek – Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Recenzja książki „Trudno z miłości się podnieść. Manuela Gretkowska w rozmowie z Patrycją Pustkowiak”
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: niedziela, 08, październik 2023 13:51
- Wiesława Kruszek
Patrycja Pustkowiak rozmawia z Manuelą Gretkowską. Obie są pisarkami; Pustkowiak raczej mniej znaną niż jej rozmówczyni. Poruszają wiele tematów, od dzieciństwa, młodości, miłości, przez emigrację, seks, dom, po partię, jogę i tarot. Łącznie czternaście zagadnień. Trudno się nudzić, bo Gretkowska słynie z otwartości, bezczelności i bezkompromisowości, nie ma dla niej tematów tabu. Szczerze wypowiada się o wielu sprawach, w swoich książkach pisze przecież o sobie: „Gram życiem osobistym” – przyznaje. Uważa, że: „Te prawdziwe historie opisane w formie fikcji wyblakłyby”. Jest znana z prowokacji obyczajowych i erotycznych.
Dużo można się dowiedzieć o autorce „Kosmitki”, choć jej niektóre wypowiedzi wydają się przesadzone. Czy to aby nie kreacja? Z powątpiewaniem czyta się np. o rzucaniu w dzieciństwie kryształami za przyzwoleniem ojca czy o doświadczanych przez nią wizjach i stanach mistycznych. Ma to być efekt padaczki skroniowej, praktyk buddyjskich czy też działania ayahuascy. Zainteresowanych odsyłam do sprawdzenia co to takiego.
Niewątpliwe jest Gretkowska erudytką, czyta bardzo dużo, skończyła filozofię, jest też autorką dwóch podręczników z filozofii dla dzieci. Ma za sobą doświadczenia emigracyjne. Mówi dużo o ludziach, których miała okazję poznać. Nie szczędzi słów krytyki pod adresem niektórych z nich. Mówi o wadach i przywarach naszego społeczeństwa. Dostaje się Kościołowi i politykom.
Te sprawy poruszone są także w felietonach dołączonych do książki. Przyznam jednak, a i inne klubowiczki również, że felietony dobrze się czyta w prasie, gdy na bieżąco odnoszą się do aktualnych wydarzeń. Po czasie siła ich oddziaływania słabnie.
W książce jest jeszcze wkładka ze zdjęciami, czarno – białymi i kolorowymi. Wśród nich szczególnie urokliwie prezentuje się fotografia z kolorowymi jesiennymi liśćmi na stole w charakterze obrusa. Przy nim Gretkowska z mężem z kubkami, chyba herbaty, o którym to napoju ładnie napisała w „Europejce”: „…wywar z czasu, trzy, pięć minut nasiąkniętych wiecznością”.
Książkę polecamy tym, którzy chcieliby lepiej poznać Manuelę Gretkowską.
Wiesława Kruszek – Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Więcej artykułów…
- Marquez G. G.- Miłość w czasach zarazy
- Recenzja książki Sylwii Siedleckiej „Złote piachy”
- Recenzja-Pokój
- Recenzja- Nie oddam dzieci
- K. Michalak- Nie oddam dzieci
- Chata
- Recenzja- Chata
- Recenzja powieści Kateriny Tuckovej „Wypędzenie Gerty Schnirch”
- Recenzja powieści Sylwii Chutnik „Tyłem do kierunku jazdy”
- Recenzja pt." Musimy coś zmienić"