Recenzje czytelników klubów DKK
Recenzja książki "Testamenty" Margaret Atwood
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 11, styczeń 2022 07:52
- Wiesława Kruszek
Kanadyjska pisarka Margaret Atwood napisała “Opowieść Podręcznej” w 1985 roku, po ponad 30 latach wróciła do świata tam pokazanego powieścią “Testamenty”. Przyznała, że długo wzbraniała się przed kontynuacją, ale w końcu uległa namowom, bo, jak powiedziała: “zaczęliśmy zbliżać się do Gileadu, zamiast się od niego oddalać”.
By wniknąć w świat stworzony w wyobraźni Atwood, przeczytałam najpierw “Opowieść Poręcznej”, gdzie bohaterka, Podręczna w domu Komendanta Freda, opowiada o świecie stworzonym przez Synów Jakuba, w którym kobieta sprowadzona została do roli służącej i reproduktorki.
W “Testamentach” pisarka przybliża Republikę Gileadu, opowiada o jej początkach, metodach działania Komendantów i Ciotek, którym to łaskawie pozwolono, po uprzednim “procesie zmiękczania oporu”, na współpracę. Jedną z nich jest Ciotka Lidia działająca na dwa fronty – cieszy się zaufaniem Komendanta Judda i tajnie działa na rzecz Mayday, organizacji pomagającej kobietom.
To jej relacje zapisane jako “holografy z Ardua Hall” pozwalają poznać ten przerażający świat, jego filozofię i strukturę opartą na wybranych, wygodnych dla Komendantów, fragmentach Starego Testamentu. Ciotka Lidia w tajemnicy prowadzi swoje zapiski i chowa je w książce kardynała Newmana. Wierzy, że może kiedyś ktoś je znajdzie i zapozna się z nimi, stąd jej zwroty do czytelnika” “Kim jesteś mój czytelniku? I kiedy jesteś?”
Obok relacji Ciotki Lidii są w powieści zapisy świadków: 369 A i 369 B. Pierwszym z nich jest Agnes Jemima, dziewczynka, która dorasta w Giliadzie, drugim Daisy mieszkająca w Kanadzie. Trzeba uważnie śledzić te relacje, bo ich tożsamość zmienia się, przybierają nowe imiona, okazują się kimś innym niż myślały.
Taki sposób prowadzenia narracji wymaga, jak już wspomniałam, uważności, ale szybko można przyzwyczaić się do niego i w kolejnych rozdziałach zagłębiać się w świat, który mógłby być sennym koszmarem, gdyby nie to, że niestety zwraca uwagę na to, jak wdrażając odpowiednie mechanizmy kontrolne, można ograniczyć wolność jednostki i całkowicie podporządkować ją systemowi władzy. O powodach politycznej długowieczności bardzo ciekawie pisze Ciotka Lidia, ona wie, że reżim jej potrzebuje, że ma na Komendantów “haki” i oni o tym wiedzą, wreszcie, są pewni jej dyskrecji.
Cytując sobie myśli tej bohaterki, popijając miętową herbatę, podawaną obok ciepłego mleka w Schlafly Cafe w Ardua Hall, dyskutowaliśmy w naszym klubowym gronie, jak Margaret Atwood wiarygodnie i realistyczne odtworzyła wizję republiki usytuowanej gdzieś na terenach Stanów Zjednoczonych. Podziwialiśmy kunszt tłumacza, stworzenie słów typu: Modliwil, porodomobil, Ekonoludzie. Naszą grozę budziły opisy Ceremonii, Wybawiania czy Zbiornika Wdzięczności.
Interesujące, zarówno w “Opowieści Podręcznej” jak i w “Testamentach”, są dodane na końcu powieści zapiski historyczne, odpowiednio z 2195 i z 2197 roku. To 12., a w “Testamentach” 13. Sympozjum Badań nad Gileadem. Można się z nich dowiedzieć o ostatecznym upadku tego koszmarnego państwa, gdzie nie trzeba było się zastanawiać, kogo widzimy na ulicy – czerwony strój i białe “skrzydła” na głowie - wiadomo Podręczna, brązowy - Ciotka, szary – Marta, niebieski - Żona Komendanta i tak dalej. Tylko mężczyźni, ci wyżej postawieni, w dobrze skrojonych garniturach, Strażnicy i Oczy w stosownych mundurach i z bronią, by pilnować porządku i miejsca, które każdy miał przypisane.
Polecam obie powieści Atwood i świetny serial nakręcony na ich motywach, są to już cztery sezony, a w przygotowaniu kolejny. Tam świat Gileadu zobaczymy w całym jego koszmarze i “barwach”.
Wiesława Kruszek - Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Recenzja książki "Transsyberyjska. Drogą żelazną przez Rosję i dalej”" Piotra Milewskiego
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 11, październik 2021 15:33
- Wiesława Kruszek
Recenzja książki Piotra Milewskiego „Transsyberyjska. Drogą żelazną przez Rosję i dalej”
Z dużymi oczekiwaniami siadłam do lektury książki Piotra Milewskiego o podróży koleją transsyberyjską. Liczyłam na czytelnicze współuczestnictwo w tej wyprawie, zachęcona takimi doznaniami podczas niedawnego „podróżowania” z norweskim pisarzem Torbjornem Faerovikiem i jego książką „Orient Express. Świat z okien najsłynniejszego pociągu”.
Okazało się, że moje, a i innych klubowiczów także, nastawienie na przeżycie wraz z autorem emocjonujących wrażeń rozminęło się z rzeczywistością. Już „zerowy kilometr”, gdzie opisuje swoje fascynacje koleją i drogę do większego zainteresowania tą tematyką za sprawą m.in. kolegi Grzegorza wydał nam się mało wiarygodny i stworzony wyłącznie na potrzeby książki.
Uznaliśmy zgodnie, no prawie, o tym za chwilę, że autor dość powierzchownie potraktował temat. Odnieśliśmy nawet wrażenie, że zamiast podróży koleją mamy tu spacery po kolejnych miastach, w których zatrzymuje się transsib. Milewski chodzi po miastach, coś tam ogląda, przytacza dokładnie napisy na pomnikach, domach, wylicza jedno pod drugim rzeczy, które można kupić na bazarze w Moskwie. Wydaje się to chyba zabiegiem mającym zwiększyć liczbę stron. Oglądane miejsca są niekiedy tylko wspomniane, urywa się wątek tam, gdzie oczekiwałoby się kontynuacji, np. przy zwiedzaniu Carskiego Sioła autor pokonuje trudności z dostaniem się tam i… zostawia nas przed wejściem.
Podróże to obok miejsc ludzie spotykani na szlaku, autor zamieszcza rozmowy z niektórymi z nich, i tu też niestety rozczarowanie. To często mało ciekawe i dość oczywiste rozważania na temat trudności życiowych i perspektyw rozwoju.
Napisałam, że prawie wszyscy klubowicze byli rozczarowani książką. Jedyną, która miała inne zdanie, była pani Ania. To ona uczestniczyła kiedyś w spotkaniu z Piotrem Milewskim i zrobił on na niej bardzo korzystne wrażenie. Jego spokojne usposobienie odnalazła w tej i innych przeczytanych przez nią jego książkach. Chwaliła takie właśnie niespieszne tempo narracji, rozglądanie się wokół, bez nadmiernej ekscytacji, koncentracja na wybranych obiektach. Trudno nam było się z tym zgodzić, choć w jednym przyznaliśmy pani Ani rację – podobały nam się niektóre wstawki historyczne, głównie te dotyczące urzędnika odpowiedzialnego za budowę kolei Siergieja Juliewicza Witte. Te fragmenty uznaliśmy za najciekawsze, bo i postać faktycznie jest warta bliższego poznania.
Pochyliliśmy się jeszcze trochę nad dwiema wkładkami z kolorowymi zdjęciami z podróży i tu niestety znów narzekaliśmy, bo nie znajdowaliśmy w nich często piękna odwiedzanych i mijanych z okien pociągu miejsc. Niektóre wydawały się dość przypadkowo zamieszczone i niezbyt trafnie dobrane, np. zdjęcie małpki czy fragmentu ściany wagonu, gdzie znajduje się palarnia.
Nie przypadł nam do gustu styl i język; autor próbuje wplatać w tok swojej narracji porównania i metafory nie bardzo współbrzmiące z całością przekazu, rażą czasem sformułowania typu „mieszanka mokrego kurzu i słodkiego kwiecia” czy „obłoki sunęły po niebie jak wielkie tłuste gęsi”.
Było nam nieco żal, że nie znaleźliśmy w tej książce klimatu podróży przez Rosję, bezkresu obszarów, różnych stref czasowych, zabrakło nam emocji autora, nie poczuliśmy tej jego fascynacji i spełnienia dziecięcych marzeń. Może jednak powinniśmy, idąc za radą pani Ani, dać jeszcze szansę Milewskiemu i sięgnąć po jego inne książki.
Wiesława Kruszek z Dyskusyjnego Klubu Książki działającego przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
"Nie oddam dzieci"
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 06, październik 2021 10:14
- Beata Szymczak
Książka Katarzyny Michalak pt. „Nie oddam dzieci” przedstawia losy rodziny Sokołowskich, przybliża nam człowieka, a inaczej znanego pracoholika, który pochłania się w zupełności swej pracy i nie odnajduje czasu dla rodziny. Można byłoby pomyśleć, że to zwyczajna rodzina w dzisiejszych czasach, jednakże Michał Sokołowski zawsze zapracowany, zbyt mało poświęca czasu i serca swej zonie i dzieciom. Mężczyzna niejednokrotnie łamie przysięgi złożone swoim najbliższym, gdyż kariera i sława jest dla chirurga priorytetem najważniejszym. Człowiek ten ciężko pracuje dla dobra rodziny, sądząc iż całą opiekę powinna ponieść jego małżonka matka dzieci. Nagły ,straszny wypadek diametralnie zmienia postać rzeczy. Młody chirurg po nagłej i przerażającej wiadomości telefonicznej, popada w depresję, brzydzi się swoim postępowaniem, ma wyrzuty sumienia i nieustające poczucie winy. Ten niewyobrażalny ból przeszywa jego serce w ciągu kilku sekund jego życie radykalnie się zmienia. Śmierć jego najbliższych: żony i trzyletniego synka Antosia wywołuje w nim jęk i łzy i nieodgadnione poczucie krzywdy, winy i strachu. Czy mężczyzna mógł przewidzieć sytuację?, kłębią się w jego głowie nieustające myśli?..., zbyt późno, aby cofnąć czas… Sokołowski popada w stan upojenia alkoholowego, aby zapomnieć o wszystkim. Ten młody mężczyzna zapomina, że w jego życiu, są jeszcze jego pozostałe dzieci, które właśnie teraz potrzebują jego wsparcia najbardziej. W tym momencie w życiu rodziny pojawia się ktoś życzliwy, ktoś kto za wszelką cenę chce odebrać pozostałe dzieci. Czy ,mu się to uda?. Po pewnym czasie Michał budzi się ze zbyt długiego snu w jakim dominował gniew, żal, smutek i na nowo pragnie zadbać o swoich najbliższych. Za wszelką cenę dąży do utrzymania swoich dzieci, przy sobie zmienia się, aby udowodnić przed sobą samym że jest w stanie udźwignąć wychowywanie swych dzieci i bierze na swoje barki ten obowiązek. W tym momencie słynny chirurg odnajduje drugą szansę swego życia i za wszelką cenę dąży do złączenia swej rodziny i odbudowania relacji.
Recenzja książki "Wyhoduj sobie wolność"
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 14, wrzesień 2021 12:07
- Wiesława Kruszek
Recenzja książki Marii Hawranek i Szymona Opryszka „Wyhoduj sobie wolność. Reportaże z Urugwaju”
Autorzy „Wyhoduj sobie wolność” pojechali do Urugwaju, by, jak piszą, „ zajarać dżointa”, a potem narodził się pomysł na książkę. W pisaniu wspomagała ich yerba mate, którą Urugwajczycy piją litrami, termos i tykwa z bombillą to ich nieodłączny atrybut. My na spotkaniu raczyliśmy się zwykłą herbatą i kawą, które nie mają tak wspaniałych właściwości jak napój z dalekiego kraju. Zgodnie przyznaliśmy, że nasza wiedza o Urugwaju nie wykraczała dotąd poza znajomość położenia tego miejsca. Zatem dzięki lekturze dwudziestu dwóch tekstów mogliśmy poznać trochę ten kraj.
Pan Ryszard od razu wskazał na reportaże związane z piłką nożną, fascynacja futbolem jest tam powszechna; „garra charrua” (wojowniczy duch) jest w narodzie, nawet gdy trzeba pogodzić się z porażką. Inni klubowicze, mniej może zainteresowani „świątynią kulistego boga”, mówili o ciekawych tekstach dotyczących laickości państwa, zalegalizowaniu uprawy marihuany, związków partnerskich, adopcji dzieci przez pary jednopłciowe czy przyjmowaniu uchodźców. Urugwaj, liczący zaledwie trzy i pół miliona mieszkańców, wydaje się krajem, gdzie wolność i tolerancja są najważniejsze. Nie zawsze jednak wszystko wygląda tak wspaniale. Są nierówności społeczne, pani Janka zwróciła uwagę na reportaż o ludziach utrzymujących się ze zbierania śmieci. Autorzy rozmawiają z Rosą, która marzy, by jej dzieci nie musiały „pracować w śmieciach”.
Pani Ola z kolei mówiła o reportażu „Nie taki znowu raj”, gdzie poruszono kwestie przyjmowania uchodźców, którzy po pewnym czasie chcieli wyjeżdżać, podglądani wciąż przez Urugwajczyków oczekujących od nich wdzięczności. Przyznała też, że trochę rozczarował ją bardzo krótki tekst „Kraj tłustych krów”, oczekiwałaby tu rozwinięcia tematu. Dla mnie również zastanawiająca jest niewielkich rozmiarów „Błękitna krew”, tekst umieszczony może ze względu na polski akcent.
Niektóre z reportażu wydały nam się znów nieco za długie, zbyt nużące, np. ten o ucieczkach z więzienia czy rozpisany na sceny tekst „Wolni od dymu” o procesie z koncernem Philip Morris. Zainteresowało nas „Dziesięć zasad Lucii”, żony prezydenta Jose Mujici. To reportaż o nim właśnie otwiera książkę i kończy się pytaniem, czy uda się, po kilku nieudanych próbach, przeprowadzić z nim wywiad. Udało się! Ostatni tekst to ciekawa rozmowa z Pepe, z której warto może przytoczyć takie zdanie: „Dla mnie wolność oznacza wolny wybór drogi, która może doprowadzić nas do większego poczucia szczęścia”.
Przyznaliśmy zgodnie, że Urugwaj to ciekawy kraj, zaś Maria Hawranek i Szymon Opryszek chcieli nam go pokazać z różnych stron, odbyli wiele rozmów, odwiedzili swych bohaterów w domach, miejscach pracy, kawiarniach; wysłuchali powierzonych im historii, wsłuchali się w relacje, zanotowali ważne myśli, zacytowali słowa poematów i piosenek. Jednak zabrakło nam w tym zbiorze reportaży pokazujących atrakcje turystyczne tego kraju, opisany przylądek Cabo Polonio raczej nie zachęca do odwiedzenia go, podobnie Montevideo, Melo czy miasteczko Durazno , czyli Brzoskwinia. Może taki był zamysł autorów. Chcieli, by czytelnik zobaczył ich oczyma kraj, gdzie można „wyhodować sobie wolność”. Jak rozumieć ten tytuł? Zachęcamy do lektury!
Wiesława Kruszek – Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradz
Recenzja książki "Laska nebeska"
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 02, wrzesień 2021 07:34
- Wiesława Kruszek
Dla Mariusza Szczygła literatura czeska to jego „laska nebeska”. Znany czechofil kolejny raz proponuje czeskie klimaty w zbiorze felietonów inspirowanych literaturą naszych południowych sąsiadów. Wśród siedemnastu utworów nie mogło oczywiście zabraknąć „Przygód dobrego wojaka Szwejka”, „Śmierci pięknych saren”, „Obsługiwałem angielskiego króla” czy „Pociągów pod specjalnym nadzorem”. Znalazły się jednak i te mniej znane: „Batalion czołgów”, „Krakatit”, „Palacz zwłok”, „Lemoniadowy Joe”.
Oprócz felietonów związanych z czeskimi książkami, które są „improwizacją na ich temat”, w zbiorze znalazły się też inne teksty; zadaniem ich wszystkich jest, jak pisze we wstępie autor, „wprowadzić nas w dobry nastrój”. Ten zaś dodatkowo jest spotęgowany zdjęciami Frantiska Dostala.
Zamysł Szczygła, przynajmniej w odniesieniu do nas, klubowiczów, powiódł się w pełni. Dobrze bawiliśmy się nie tylko przy czytaniu, ale i dyskutowaniu. Niektórzy z nas przywołali swoje doświadczenia związane z pobytami w Czechach, Słowacji czy wcześniejszej Czechosłowacji. Zgodziliśmy się z tezami autora o tym, że nasi sąsiedzi są pogodniejsi niż my, mają do siebie większy dystans, a ich literatura pokazuje „naród czeski z niezbyt chlubnej strony”.
Jej bohaterami są często zwykli, prości ludzie i, jak to bywa zwłaszcza u Hrabala, „towarzystwo pijących piwo”, ludzie zajęci swoim wewnętrznym monologiem. Z kolei dewizą Szwejka jest „przeżyć za każdą cenę”, w „Obsługiwałem angielskiego króla” wyrazi się to zaś złotą zasadą przetrwania: „Nic nie widziałeś, nic nie słyszałeś” i „Wszystko widziałeś i wszystko słyszałeś”.
Pisze nam też Szczygieł o „szwejkowaniu”, którym określa się groteskowe sytuacje czy idiotyczne zachowania; podaje swoją złotą siódemkę literatury wychodkowej (głośny śmiech gwarantowany), przytacza przykłady dwóch różnych tłumaczeń niektórych fragmentów „Kapryśnego lata”, co jest bardzo ciekawym i pouczającym doświadczeniem dla czytelnika. Przyznaje się do swej niechęci przebywania w zadymionych, hałaśliwych, piwnych barach, co skutkowało niemożnością przeprowadzenia wywiadu ze znanym opozycjonistą i literatem Ivanem Martinem Jirousem. Wyjaśnia, dlaczego nie udało mu się porozmawiać z siostrzenicą Kafki.
Pora teraz, by odnieść się jeszcze do ostatniego tekstu, a właściwie dwóch, poświęconych postaci czeskiego geniusza Jary Cimrmana - to m.in. wybitny wynalazca, dramatopisarz, kompozytor, a nawet pionier Internetu. Znają i podziwiają go wszyscy Czesi, ma swoje wystawy, w teatrze grane są jego sztuki,” przyczynił się” w pewien sposób do powstania „Trzech sióstr” Czechowa. Wszystko pięknie, tylko… Jara Cimrman nigdy nie istniał, został wymyślony. Istnieje jednak w głowach Czechów, dla których uwielbienie dla niego to wg autora „Laski nebeskiej” jakaś „forma patriotyzmu”.
Warto jeszcze zwrócić uwagę na wspomniane już na początku czarno – białe zdjęcia Frantiska Dostala, jest na nich uchwycony „zwyczajny dzień w tym bajkowym mieście, który ma więcej czaru niż piękny sen”. Te słowa z piosenki Vlasty Pruchowej określają wg Szczygła ich klimat, zwyczajność sąsiaduje tu z nieoczekiwanymi zestawieniami dostarczającymi radości. Ich autor, cytowany w książce, uważa, że „bez śmiechu nie ma życia (…) jest naszym oparciem i daje nam przewagę nad głupotą”.
My, klubowicze, podpisujemy się pod tym. Pozostajemy też nieustająco pod wrażeniem czytelnictwa u Czechów, mają pierwsze miejsce w Europie, 80 % społeczeństwa czyta! A jak jest u nas?! Apelujemy zatem i zachęcamy: Czytajmy! Można zacząć od „Laski nebeskiej”.
Wiesława Kruszek z Dyskusyjnego Klubu Książki działającego przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Bańki mydlane-E.Świętek
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 23, sierpień 2021 15:32
- Beata Szymczak
Książka ta opowiada historie nastoletniej dziewczyny, której życie w krótkim czasie staje się horrorem, ponieważ niepomyślna diagnoza lekarska całkowicie zmienia jej życiowe plany. Nagle jej życie zostaje oparte o ciągłe badania, biopsje, operacje i chemioterapię. Fakt ten sprawia, że ciężko jej odnaleźć się w nowej sytuacji. Większość znajomych powoli zaczyna się od niej odwracać. Pozostaje przy niej najbliższa rodzina, chłopak i przyjaciółka. Tylko dzięki najbliższym znajduje w sobie siłę i nie poddaje się. Podkreślić jednak należy, że choroba sprawia, że na wszystko zaczyna patrzeć całkowicie inaczej i musi podejmować ważne decyzję, które nie są łatwe. Bohaterka znalazła się w strasznej i okrutnej rzeczywistości. Mimo wszystko stara się realizować swoje plany i urzeczywistniać pomysły.
Podsumowując, należy stwierdzić, że jest to krótka, ale bardzo wartościowa książka. Jest to powieść, którą można polecić przede wszystkim młodszej grupie czytelników, a szczególnie osobom chorym, które również znalazły się w podobnej sytuacji. Ogólnie stwierdzić można, że jest to smutna książka, poruszająca temat chorób nowotworowych, odchodzenia oraz umierania.
Recenzja książki "Łódź. Miasto po przejściach"
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: niedziela, 11, lipiec 2021 18:51
- Wiesława Kruszek
Książka Wojciecha Góreckiego „Łódź przeżyła katharsis” została wydana w 1998 roku, zawierała teksty pisane i publikowane w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX w. We wznowieniu będącym, jak to określa autor we wstępie, „książką eksperymentem” dodano do nich reportaże Bartosza Józefiaka (młodszego od Góreckiego o 17 lat), uzupełniono niektóre o post scriptum, wreszcie znalazły się i teksty napisane wspólnie przez obu panów.
Powstała książka przyciągająca różową okładką ze zdjęciem bałuckiej kamienicy. W środku już tak różowo nie jest. W starszych reportażach przeważa tematyka związana z nędzą i bezrobociem, z fatalnymi statystykami dotyczącymi zdrowia łodzian, są sylwetki zapomnianych łódzkich polityków i biznesmenów. Zgodnie przyznaliśmy, że po latach te teksty nieco się zestarzały i śledzenie różnych politycznych układanek może być nużące. Dopiski też są często enigmatyczne i niewiele mówiące.
Zdecydowanie lepiej wypadają reportaże z drugiej dekady XXI wieku, choć tej teraźniejszości przydałoby się więcej. Tu dominuje temat rewitalizacji, walki z właścicielami kamienic, katastrof budowlanych, trudnych ludzkich losów. Pojedyncze historie ludzi są chyba podane w nadmiarze i obliczone, jak zauważyła pani Ola, na wzbudzenie współczucia, choć problem jest tu bardziej złożony, bo często sami zainteresowani nie chcą pracować, niszczą zajmowane mieszkania i przyjmują postawę roszczeniową. To także pokazują autorzy i wydaje się, że można by poprzestać na pojedynczych przykładach.
Książka jest podzielona na dziewięć części, każda ma tytuł i reportaże w jej obrębie zdają się być tematycznie powiązane, choć generalnie ma się wrażenie pewnego chaosu i „wrzucania” do zbioru trochę zbędnych tekstów, np. o Józefie Onoszko, „oryginalnym” kandydacie na prezydenta, dawno przebrzmiałej miłosnej historii córki Kerna czy Janusza Baranowskiego i Westy. Chyba można było dokonać „większych cięć”, takie jest nasze, klubowiczów, zgodne odczucie. Czytałoby się wtedy z większym zainteresowaniem, bo tak to trzeba robić dłuższe przerwy, „pić herbatę, pogryzać ciasto”(„Dom dzienny, dom nocny”), bo przez niektóre teksty naprawdę trudno się przedrzeć.
Najbardziej zainteresowała nas historia Michaela Christiana von W. znanego potem Michała Wiśniewskiego, to barwna opowieść pokazująca, jaką magię mógł roztaczać w latach dziewięćdziesiątych ktoś „wyglądający na artystę”, przyjeżdżający z zagranicy, mówiący w obcym języku. Bardzo ciekawa jest rozmowa z Arnoldem Mostowiczem „Przywróćmy pamięć o zamordowanym narodzie żydowskim”. Zwraca uwagę końcowa „Stajnia jednorożców” prezentująca jeden dzień z Hanną Zdanowską, panią prezydent Łodzi, choć może wypadło to nieco „laurkowo”.
Łódź to miasto bliskie nam z racji położenia, uczestniczenia czasem w życiu kulturalnym – wyjazdach do kin, teatrów, na wycieczki czy wystawy, a i zwyczajnie po zakupy. Niektórzy z klubowiczów tam studiowali, inni pracowali. To miasto znane z wielu inicjatyw kulturalnych. Szkoda, że autorzy nie skupili się bardziej na tym, w gruncie rzeczy pozostając trochę w nurcie stereotypów wyrażonych dosadnie w wypowiedzi Bogusława Lindy, że „Łódź to miasto meneli”. A przecież, jak napisał Bartosz Józefiak we wstępie: „W Łodzi dzieje się dokładnie to samo, co w każdym innym polskim mieście”.
Książka duetu reporterskiego zawiązanego chyba tylko na potrzeby tego zbioru (Wojciech Górecki nie mieszka już w Łodzi i zajmuje się Kaukazem i Azją Centralną) jest warta przeczytania, ale trzeba nastawić się na mniej zajmujące teksty i rozciągnąć sobie lekturę w czasie. Potem zaś najlepiej pojechać do tego miasta i pospacerować po ulicy Piotrkowskiej, zajrzeć na tyły niektórych kamienic kryjących czasem interesujące niespodzianki architektoniczne, przysiąść na ławeczce obok Tuwima czy na kuferku Reymonta.
Wiesława Kruszek – Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Recenzja eseju Olgi Tokarczuk „Palec w soli, czyli krótka historia mojego czytania” z tomu „Czuły narrator”
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 29, czerwiec 2021 07:55
- Wiesława Kruszek
„Czuły narrator” to pierwsza książka Olgi Tokarczuk wydana po otrzymaniu Literackiej Nagrody Nobla. Zawiera dwanaście tekstów, w tym słynną mowę noblowską, od której zbiór wziął tytuł.
Nas, klubowiczów, szczególnie zainteresował esej pochodzący z sympozjum Uniwersytetu Rzeszowskiego pt. „Światy Olgi Tokarczuk” z 2012 roku. Przedstawia on krótką historię czytania przyszłej noblistki. Autorka zaczyna od próby wyjaśnienia „cudu czytania”, choć zaznacza, że nawet psychologowie nie potrafią sobie z tym poradzić. Zastanowiło nas, że owocnie czytać mogą tylko osoby zdrowe psychicznie. Jednocześnie uświadomiliśmy sobie, że faktycznie trudno jest czytać ze zrozumieniem, gdy dopadają nas stres czy chandra.
Autorka podkreśla, że literatura daje nam możliwość uczestniczenia w zabawie, życia życiem innych ludzi, kreowania alternatywnych światów. Daje się zauważyć tendencja czytelników do poszukiwania prawdy, stąd wziął się pewnie ostatnimi laty wielki popyt na reportaże czy biografie, a przecież i tu autorzy mogą „naginać” fakty, przedstawiać swój punkt widzenia. Dla Olgi Tokarczuk najbliższa jest powieść i zachęca do wielokrotnego powrotu do czytania tej samej książki, co pozwala odkrywać ją na nowo. „Książki zmieniają nas” – pisze, ale i zastanawia się, czy i my, czytając, zmieniamy książkę. Opowiada o swoich w tym zakresie doświadczeniach związanych z „Czarodziejską górą”.
Wspomina swoje pierwsze doznania czytelnicze, gdy buszowała między półkami biblioteki, w której pracował jej ojciec. Przyznaje się do swojego uzależnienia od czytania, któremu towarzyszyło lizanie słonych figurek z Wieliczki lub maczanie palca w soli. Po latach odkryła, że tak robią uczniowie w jesziwie studiujący Torę. Zastanawialiśmy się nad tym zwyczajem, bo jednak większość osób w czasie czytania podjada raczej coś słodkiego, a i Olga Tokarczuk w „Domu dziennym, domu nocnym” napisała: „Jaka to rozkosz, jaka słodycz życia – siedzieć w chłodnym domu, pić herbatę, pogryzać ciasto i czytać”.
Noblistka, z wykształcenia psycholożka, przypomina też pierwszą lekturę tekstów Freuda, jego metodę pisarską, to że „szedł za myślą”. Podoba jej się, że wiąże ze sobą rzeczy odległe, pokazuje, że świat można oglądać z różnych punktów widzenia, można też go „interpretować w nieskończoność” i nadawać mu różne sensy. Zgodziliśmy się, że to właśnie jest w prozie Tokarczuk, ta, jak to określiła sama w eseju „Psychologia narratora”, „droniczna perspektywa” pozwalająca widzieć więcej, „z góry” i „spoglądać poprzez czas”. Tak autorka kształtuje swojego narratora, a my mamy tę cudowną możliwość podążania za nim.
Esej o czytelniczych początkach autorki „Ksiąg Jakubowych” dostarczył nam, klubowiczom, wiele radości. Mogliśmy, oprócz dzielenia się swoimi wrażeniami z jego lektury, porozmawiać o potrzebie czytania odczuwanej przez nas nieustająco, o książkach, do których lubimy wracać. Zgodnie podpisujemy się pod ostatnim zdaniem tekstu: „Tak, jesteśmy tu po to, żeby czytać”.
Wiesława Kruszek - Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
"W blasku diamentów" Anna Davis - recenzja
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 25, czerwiec 2021 14:45
- Beata Szymczak
„W blasku diamentów” Anny Davis, to opisująca gorzko-słodki smak życia towarzyskiego, pulsującego jazzem Londynu lat dwudziestych. Dziennikarka Grace Rutherford ukazuje bogactwo, przepych, romans przepełniony tajemnicą, subtelnością i grzechem. Pisze bez znieczulenia o wszystkim, co może spotkać wyzwoloną kobietę w nocnych klubach. Jedzenie, ubrania, mężczyźni, kobiety są tematem jej felietonów, cieszących się ogromną popularnością. Życie towarzyskie nie stanowi dla niej żadnej tajemnicy, bywa tam, gdzie powinno się bywać i doskonale bawi się wśród londyńskiej śmietanki towarzyskiej. Pewnego dnia, zupełnie się nie spodziewając, na jej drodze pojawia się tajemniczy mężczyzna - pisarz, a jakby tego było mało, pojawia się drugi, równie przystojny jak poprzedni i równie tajemniczy dziennikarz. W dodatku obu mężczyzn łączy wspólna przeszłość. Grace próbuje bronić się przed budzącymi się uczuciami. Staje przed trudnym wyborem podsycanym przeżyciami z przeszłości. Trudno jest pogrzebać to, co było i wyruszyć ku nowej przygodzie. Chciałaby przeżyć wielką miłość, nie raniąc nikogo po drodze. Po szeregu nieporozumień, Grace w końcu wie czego chce. Uświadamia sobie, że kocha Johna. Pragnie z nim być. Ale czy nie jest za późno? John natomiast wraca do Nowego Jorku. Książka „W blasku diamentów” ma niesamowity klimat. Zadziwiająco mocno działa na wyobraźnię. Wydarzenia zaskakują i zdecydowanie podsycają ciekawość. Powiązania teraźniejszości z dość zawirowaną przeszłością dodają smaku i wprowadzają czytelnika w zupełnie inny świat. Miłość, wielkie emocje, rozterki, szaleństwo, walka rozumu z sercem stają się tematami przewodnimi, w których można zatopić się bez reszty, zapominając o wszystkim, co dookoła, a niebywała atmosfera, wielka moc Londynu udzielają się już od pierwszych stron.
"Gdy zakwitną poziomki" Agnieszka Walczak-Chojecka - recenzja
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 25, czerwiec 2021 14:05
- Beata Szymczak
„Gdy zakwitną poziomki” Agnieszki Walczak-Chojeckiej, to piękna, obyczajowa powieść o pożądaniu, miłości i ogromnej potrzebie macierzyństwa. To powieść o kobiecie, skierowana w głównej mierze do kobiet, poruszająca tematy takie jak – instynkt macierzyński, potrzeba miłości i akceptacji, realizacja własnych pasji i przede wszystkim wielkie poświęcenie, na które gotowa jest każda kobieta. Główną bohaterką jest trzydziestoośmioletnia Karolina, która pracuje jako graficzka i od dłuższego czasu, wraz ze swoim chłopakiem młodym architektem Filipem – stara się o dziecko. Poznajemy ją w niezwykle trudnym dla niej momencie życia. Traci upragnione dziecko, a samoistne poronienie staje się rysą na jej związku z Filipem. Kiedy wszystkie, naturalne sposoby niestety zawodzą, zrozpaczona bohaterka postanawia spróbować innych metod pod postacią inseminacji oraz in vitro. W międzyczasie w życiu Karoliny pojawia się dawna sympatia – czarnooki Milan, który budzi w niej nieoczekiwane pragnienia. Pół Serb, pół Chorwat pojawia się i znika, siejąc spustoszenie w umyśle głównej bohaterki. Na jaw wychodzi także skrywany, rodzinny sekret, który burzy dotychczas znany jej świat. Karolina owładnięta pragnieniem macierzyństwa, musi zmierzyć się z nowymi uczuciami i przede wszystkim z samą sobą. Tak naprawdę można uznać książkę Agnieszki Walczak-Chojeckiej za pisaną przez samo życie, bowiem ono nigdy nie niesie nam samych radości ani samego cierpienia. Jest to powieść niejednoznaczna, której tytuł oraz okładka mogą stwarzać pozory lekkości i banalności, podczas gdy w istocie skrywa ona tematy trudne i bolesne. Na jej kartach odnaleźć swój portret mogą te kobiety, które marzą o dziecku, które mają kłopoty z zajściem w ciążę, a także wszystkie te czytelniczki, które podporządkowują swoje życie jednemu celowi, nieopatrznie tracąc przez to codzienność i drobne, codzienne i piękne chwile.
"Minione chwile" Gabriela Gargaś - recenzja
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 25, czerwiec 2021 13:20
- Beata Szymczak
„Minione chwile” Gabreli Gargaś, to niesamowicie klimatyczna historia, pełna zawirowań i nie dających się przewidzieć wydarzeń, która trzyma w napięciu do samego końca. Główną bohaterką jest trzydziestopięcioletnia Anna. Kobieta ma zranione serce i postanawia wyjechać do Szkocji, by tam dojść do siebie po ogromnym, miłosnym rozczarowaniu. W zapomnieniu o mężczyźnie, który niepoważnie ją potraktował, pomaga jej praca w posiadłości lady Abigail – bogatej starszej pani, której staje się opiekunką. Pracodawczyni opowiada Annie historię swojego życia. Ta staje się podstawą do książki, którą Ania pragnęła kiedyś napisać. Okazuje się bowiem, że nie tylko Polka stała się ofiarą źle ulokowanego uczucia. Staruszka przenosi się w czasie do roku 1947, kiedy to poznała polskiego oficera - Waldka i zakochała się. Mężczyzna miał problem z powrotem do Polski, gdyż komunistyczny kraj był wrogo nastawiony do oficerów walczących na obczyźnie. A to wszystko na tle szkockich wrzosowisk, wysokich klifów i chłodnego oceanu. Akcja powieści toczy się równolegle we współczesności i latach po II wojnie światowej. Powieść jest ogromnie specyficzną historią kobiet, które musiały uporać się z porzuceniem. Każda na swój sposób walczyła o miłość. Książka jest pełna miłości, nienawiści, bólu samotności i namiętności. Nie brakuje też kłamstwa, tajemnic, zdrady, intryg, samotności, humoru czy łez rozpaczy. Gabriela Gargaś roztacza przed czytelnikami aurę tajemniczości, a opisy różnych szkockich miejsc napawają ciekawością.
"Gargulec" Andrew Davidson - recenzja
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 25, czerwiec 2021 12:50
- Beata Szymczak
„Gargulec” Andrew Davidsona, to debiut pisarski – historia o miłości i namiętności, zbawczej sile cierpienia. Powieść przedstawia historię mężczyzny narkomana i cynika, dla którego nocna jazda samochodem kończy się dla niego katastrofą. Cudem uniknął śmierci w wypadku samochodowym. Trafia do szpitala z rozległymi oparzeniami. Ocknąwszy się ze śpiączki, szczegółowo obmyśla samobójstwo. Życie w potwornie okaleczonym ciele jest dla niego torturą nie do zniesienia. Odmianę w szeregu jednostajnych dni przynoszą odwiedziny Marianne Engel - chorej na schizofrenię rzeźbiarki, która uwalnia z marmuru gargulce i daje im swoje serce. Kobieta twierdzi, że w XIV wieku ich oboje - zakonnicę i najemnika - łączyła namiętność. Z czasem, mężczyzna zaczyna się do niej przywiązywać i odzyskuje motywację do życia, a kobieta pokonuje jego sceptycyzm i postanawia się nim opiekować. „Gargulec” to przepiękna, poruszająca i niebanalna historia miłosna, której liczne odsłony obserwujemy na przestrzeni dziejów, w różnych zakątkach świata, śledząc skomplikowane i tragiczne losy bohaterów odnajdujących się raz po raz w kolejnych inkarnacjach. Dopełnieniem ich losów, a zarazem klamrą spinającą całą opowieść, są dzieje schizofrenicznej rzeźbiarki i poparzonego mężczyzny, rozgrywające się we współczesności i stanowiące zwieńczenie swoistej wędrówki dusz trwającej siedemset lat.
"Siedem lat później" Emilly Giffin - recenzja
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 25, czerwiec 2021 12:42
- Beata Szymczak
Emilly Giffin w powieści „Siedem lat później” porusza temat małżeństwa, wiary, siły i przebaczania, tematy trudne, ale bardzo życiowe. Główni bohaterowie - Tessa i Nick są siedem lat po ślubie. Mają dwójkę dzieci i na pozór uchodzą za szczęśliwą parę. Tessa kocha swoją rodzinę i jest gotowa zrobić dla niej wszystko. Poświęciła karierę, przyjaźnie i oddała się pracy w domu. Nigdy nie winiła swojego męża o to, że zostaje do późna w pracy, nie robi wymówek, kiedy nagle musi opuścić randkę, nie podnosi głosu, kiedy się spóźnia. Kobieta niejednokrotnie pokazuje, jak silną i wytrwałą jest kobietą. Siedem lat może jednak zmienić ludzi. Tessa i Nick nie są już tak młodzi i pełni energii, jak w czasie, gdy się w sobie zakochali. Podczas kolacji z okazji ich rocznicy ślubu Nick odbiera wezwanie do szpitala, w którym pracuje. Wówczas jeszcze nie wiedzą, że ten jeden moment zmieni ich dalsze losy. Tego dnia Nick poznaje Valerie, samotną matkę, która wywraca jego życie do góry nogami. Wystarczył jeden zbieg okoliczności, tragiczne następstwo zdarzeń, chwilowa słabość, aby życie obrało zupełnie inny kierunek niż to, do czego dążyli w zamierzeniach i planach. Historia jest o tyle ciekawa, bo prezentowana jest z dwóch punktów widzenia - zdradzanej kobiety oraz kobiety, zakochującej się w żonatym mężczyźnie. Nick stara się być lojalny wobec żony, nadal próbując odgrywać dobrego i troskliwego ojca oraz męża, a wobec drugiej czuje fascynację i pożądanie, którego tak bardzo brakuje mu w kontaktach z żoną. Tessa niestety wydaje się być w gorszym położeniu, cóż bowiem może zrobić w sytuacji, kiedy jej mąż zakochał się w innej kobiecie. Valeria natomiast wcale nie czuje się w porządku wobec Tessy oraz uczucia, które rodzi się w jej sercu. Stara się z nim walczyć, bowiem nie chce rozbić czyjegoś małżeństwa oraz pozbawić dwójki dzieci ojca. „Siedem lat później”, to wspaniała mieszanka ludzkich słabości i mocnych stron, szerokiej palety barw uczuć i emocji, gdzie namiętność przeplata się z obojętnością, przyjaźń z nienawiścią, oddanie z niezrozumieniem, a radość ze smutkiem, ponieważ temat zdrady jest trudny zarówno dla mężczyzn jak i kobiet.
"Błogostan" Joanna Bojarska-Opiat - recenzja
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 25, czerwiec 2021 12:35
- Beata Szymczak
„Błogostan” Joanny Bojarskiej-Opiat, to współczesna literatura kobieca nie tylko o miłości i problemach dnia codziennego. To pozycja o uzależnieniach i próbie radzenia sobie z nimi – historia z przesłaniem. Bohaterką książki jest Sylwia Michalak. Z pozoru wiedzie ona szczęśliwe życie. Ma nową pracę, pełna perspektyw i kochającego chłopaka. Ma to niestety jednak swoje gorsze strony. Szef zalega z wypłacaniem pensji już nie pierwszy raz, a chłopak niezmiennie myśli tylko o imprezach i dobrej zabawie. Tak naprawdę to toksyczna miłość, ciągłe usprawiedliwianie i tłumaczenie zachowań partnera, jego oszustwa i brak obiektywizmu w ocenie własnego związku. Pod wpływem impulsu Sylwia zakłada bloga. Chce dzielić się swoim codziennym życiem z innymi. Zaczyna opisywać na nim wszystko - relacje z chłopakiem, rozwód rodziców, problemy w pracy. Chce zainteresować odbiorców swoimi wpisami. Początkowo, to tylko forma rozrywki, oderwania od smutnej rzeczywistości. Z czasem blogowanie wciąga dziewczynę coraz bardziej, stając się prawdziwą obsesją, uzależnieniem od Internetu, od wirtualnych przyjaciół. Poszukując akceptacji, tak naprawdę ten wirtualny świat stał się dla Sylwii pułapką i krokiem ku przepaści. „Błogostan”, to niesamowicie wciągająca książka. Skłania do zastanowienia się, czy nasze "życie" w Internecie to jeszcze tylko rozrywka, czy już uzależnienie i w którym momencie ta granica zaczyna się zacierać.
Recenzja książki "Zimowla" Dominiki Słowik
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 03, czerwiec 2021 20:02
- Wiesława Kruszek
Miasteczko Cukrówka niedaleko Wadowic położone malowniczo w Dolinie Zmornickiej nad rzeką Zmornicą - to właśnie tam zdarzają się cuda „trzy dobrze udokumentowane i dwa kolejne, nieco bardziej wątpliwe”.
W powieści Dominiki Słowik zazębiają się i zachodzą na siebie kolejne opowieści, które przybliża czytelnikowi narratorka, bohaterka zdarzeń z pamiętnego roku 2005 i lat wcześniejszych. Opowiada z perspektywy minionych lat, trudno określić, ilu dokładnie. W każdym razie, gdy Cukrówka była świadkiem niesamowitych i ocierających się o magię wydarzeń, młoda Sarecka była licealistką, przyjaźniła się z Hansem i Miszą. Zamieszkiwała willę swej babki, towarzyszki Sareckiej, wraz z matką pracującą w miejscowym muzeum i ojcem, który z księgowego przeistoczył się w maga Arrevalda.
Zdeklarowana komunistka i działaczka Sarecka zostawiła „babiznę” swej wnuczce i po 1989 roku wyjechała do Ameryki. To niezwykle barwna postać, właścicielka kur – wisieloków, malarka amatorka, twardo stąpająca po ziemi, w przeciwieństwie do swojego zięcia widzącego wciąż oznaki zbliżającej się apokalipsy. Jedną z nich jest śpiew lunatykującej Magdy Dygnar, córki miejscowego biznesmena, korzystającego z usług wróżbiarskich i „firmowych horoskopów” ojca narratorki.
Marek Niedziółka, wróż, nazwany później „baronem dolomitowym” jest dość krytycznie postrzegany przez swoją córkę widzącą w nim „tchórza, konformistę, hipokrytę, apologetę nicości, paranoika, dewota i zwykłego kłamcę”. Jednak to z nim wydaje się być bardziej związana niż z matką stojącą na uboczu dziejących się zdarzeń i realizującą własne, osobne pragnienia i plany, z powodzeniem zresztą.
Barwnych postaci jest w tej obszernej (611 stron) powieści dużo więcej, nie sposób ich tu wszystkich wymienić. Warto może jeszcze wspomnieć Pszczelarza tresującego swe pszczoły czy księdza Wilka - budowniczego przykościelnej wieży – dzwonnicy dwukrotnie przewyższającej kościół, w przeszłości TW „Marszanda”.
Młoda autorka (rocznik 1988) buduje w powieści napięcie w taki sposób, że ma się wrażenie uczestniczenia w wydarzeniach, czuje się narastający niepokój i lęk przed tym, co może się zdarzyć. Mroczna atmosfera spowija okolice nieczynnego zakładu ceramicznego, Szklanego Domu pana Masztalerza, pasieki Pszczelarza, lasu i zarośli nad Zmornicą.
Magia i niesamowitość znikają w końcówce powieści, wiele spraw znajdzie swoje realne wytłumaczenie. Tak najczęściej dzieje się z czymś tajemniczym i niby niewyjaśnianym. Nie przeszkadza to jednak w zanurzeniu się w realizm magiczny „Zimowli”, powieści napisanej pięknym językiem, pokazującej zdarzenia tak, „jak je zapamiętała młoda Sarecka”, dla której „pamięć jest po prostu formą opowieści”.
Wszyscy klubowicze zgodnie chwalili powieść, doceniając różnorodność wątków, przenikanie się opowieści, wyrazistość bohaterów, pokazanie czasów transformacji. Możemy też podpisać się pod zdaniem Dominiki Słowik, która w jednym z wywiadów powiedziała: „Dla mnie Cukrówka to nie obraz prowincji tylko miniaturowa Polska”.
Gorąco polecamy „Zimowlę”, ja zaś także pierwszą powieść jej autorki „Atlas: Doppelganger”. Już w debiucie autorka pokazała świat niczym nieskrępowanej wyobraźni, tęsknoty za przeżywaniem przygód i uczestniczeniem w niesamowitych zdarzeniach. Warto zapamiętać nazwisko tej młodej pisarki.
Wiesława Kruszek
Dyskusyjny Klub Książki przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
"Szamragdowa tablica" Carla Montero - recenzja
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 19, listopad 2020 11:57
- Beata Szymczak
Książka hiszpańskiej pisarki Carli Montero pt. „Szmaragdowa tablica”, to głośno reklamowana, pierwsza wydana w Polsce obszerna powieść autorki, w której teraźniejszość splata się z przeszłością – renesansową i wojenną. Akcja toczy się na początku XXI wieku w Madrycie. Główna bohaterka Ana pracuje w Muzeum Prado, prowadzi spokojne życie u boku Konrada, bogatego niemieckiego kolekcjonera dzieł sztuki. Spokój kończy się z chwilą, gdy pewien list napisany podczas drugiej wojny światowej naprowadza Konrada na ślad tajemniczego obrazu „Astrolog” autorstwa Giorgione malarza epoki renesansu. Zaciekawiony i skuszony wielką wartością tego dzieła, Konrad przekonuje Anę, aby rozpoczęła poszukiwania obrazu. Poszukiwania odkrywają przed Aną i współpracującym z nią doktorem Arnoux z Paryża rozgrywającą się w czasach drugiej wojny światowej historię rzekomej posiadaczki obrazu, Sary Bauer, i poszukującego „Astrologa” – na zlecenie samego Hitlera – nazisty Georga von Bergheima. Rozpoczyna się niebezpieczna gra, której konsekwencji oboje się nie spodziewali. „Szmaragdowa Tablica” to nie tylko napisana z rozmachem historia o poszukiwaniu zagadkowego dzieła sztuki, ale i niezwykła opowieść o zakazanej miłości, która zdarzyła się wbrew wszelkim przeciwnościom.
Recenzja książki "Jareminka" Agnieszki Daukszy
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 11, listopad 2020 08:42
- Wiesława Kruszek
Recenzja książki Agnieszki Daukszy „Jaremianka. Biografia”
Na okładce zdjęcie Marii Jaremy zrobione przez, wtedy początkującego, znanego fotografa Tadeusza Rolkego na rok przed śmiercią artystki. Przykuwa uwagę czytelnika, zafascynowało zaś Agnieszkę Daukszę, która pisze o tym we wstępie zatytułowanym „Gdzie jesteś Mario?” Poszukuje jej przez 600 stron biografii, a wraz za nią podąża czytelnik.
To niezwykła podróż od Starego Sambora po Kraków, Paryż, Wenecję. Poznajemy rodzinę Marii, jej liczne rodzeństwo, silną więź, jaka łączyła ją z siostrą bliźniaczką Nuną. Wchodzimy w świat krakowskich artystów, przysłuchujemy się dyskusjom na temat roli sztuki w społeczeństwie. Wędrujemy po Paryżu i Wenecji, przysiadamy na tarasie domu na Woli Justowskiej. Takie wrażenie bezpośredniego uczestnictwa w życiu Jaremianki osiągamy dzięki szczególnemu rodzajowi narracji zastosowanemu przez Daukszę.
Autorka inscenizuje wiele scen na podstawie licznych zapisków Jaremy, listów, rozmów z jej bliskimi. Wyobraża sobie różne sytuacje, które mogły mieć miejsce, próbuje niemalże poczuć obecność Marii, dotykając jej rzeczy, przymierzając jej beret, analizując fotografie. Przygląda się im też czytelnik i widzi nowoczesną, właściwie współczesną kobietę, wyróżniającą się ciekawym strojem i pozą. Ten zewnętrzny wizerunek bardzo dokładnie współgra z poglądami Jaremianki, żyjącej w czasach 1908 – 1958, tworzącej w okresie międzywojennym i powojennym, doświadczającej niezrozumienia dla swojej twórczości, milczącej wobec socrealizmu. Emancypantka, można powiedzieć feministka „jest otwarta na wszelkie różnice, marzy o równym traktowaniu płci i klas, dostępie do edukacji, jednakowych szansach i możliwościach, wolności osobistej”. Dla Marii Jaremy najważniejszą sprawą w życiu jest sztuka, jej podporządkowuje wszystko, rola żony, matki jest jednak na drugim planie. Ceni sobie wolność, nie jest w stanie podporządkować się konwenansom, jest silną osobowością, w relacjach z mężczyznami to ona dyktuje warunki.
Dzięki książce Daukszy możemy poznać tych, których wybrała Jaremianka: Henryka Wicińskiego, Gabriela Gottlieba i Kornela Filipowicza. Ten ostatni pięknie napisał o Marii w opowiadaniu „Fizjologia”: „Twarz Marii, jej oczy patrzące na mnie, jej poruszające się usta, słowa Marii, które słyszę, i jej myśli, które staram się odgadnąć”. Ne jest to łatwe, trudno wniknąć w myśli malarki przebywającej głównie w świecie swoich artystycznych projektów, wypowiadającej się poprzez rzeźby, obrazy, projektowane kostiumy.
Kolorowa wkładka pozwala obejrzeć niektóre reprodukcje, przyjrzeć się mapie miejsc w Krakowie związanych z Jaremianką, zobaczyć drzewo genealogiczne jej rodziny. Biografia Marii Jaremy autorstwa Agnieszki Daukszy pokazuje portret niezwykłej kobiety i artystki, daje wyobrażenie o jej niełatwym życiu przedwcześnie zakończonym. Można mieć nadzieję, że dzięki tej książce Maria Jarema zaistnieje w pamięci wielu osób, bo z pewnością na to zasługuje. Umieszczenie tej pozycji wśród siedmiu nominowanych do Nagrody Nike na pewno zwiększyło to zainteresowanie. W gronie klubowiczów zgodnie uznaliśmy biografię o Jaremiance za jedną z ciekawych, które omawialiśmy i gorąco ją polecamy.
Wiesława Kruszek
DKK przy PBP w Sieradzu
"Jeszcze się kiedyś spotkamy" Magdalena Witkiewicz - recenzja
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 16, październik 2020 15:41
- Beata Szymczak
„Jeszcze się kiedyś spotkamy” Magdaleny Witkiewicz to wzruszająca, opowiadająca o wojnie, wspólnych doświadczeniach i miłości książka obyczajowa, przedstawiająca historię babci i wnuczki. Historia przedstawiona w powieści toczy się dwutorowo - w czasach II wojny światowej oraz współcześnie. Obie przedstawione historie łączy ze sobą więź rodzinna. Główni bohaterowie Justyna i Michał planują wspólną przyszłość. Po skończeniu studiów chcą się pobrać i zamieszkać w mieszkaniu, które dziewczyna dostała od babci. Marzą o znalezieniu pracy w zawodzie i o powiększeniu rodziny. Wpatrzeni w siebie młodzi żyją jak w bajce do chwili, gdy Michał postanawia wyjechać do Stanów Zjednoczonych w poszukiwaniu lepszego jutra. Wpada w złość, ponieważ nie rozumie dlaczego jego ukochana nie zamierza jechać z nim. Justyna czuje się porzucona i osamotniona. Zaczyna wątpić w to, czy mężczyzna kiedykolwiek ją kochał, czy nie szukał przypadkiem pretekstu do ucieczki. Zamyka się w sobie. Do czasu aż poznaje historię swojej babci Adeli, która zupełnie zmienia jej sposób postrzegania świata. Niegdyś nie liczyło się dla niej to, jakiej narodowości jest ona i jej przyjaciele. Tak właśnie związała się z Frankiem. Kiedy nadeszła wojna, mężczyzna został zmuszony do walki na froncie, ramię w ramię z nieprzyjacielem. Ona natomiast została sama z malutką córeczką i czekała jedynie na wieści od ukochanego męża. Justyna ciągle czeka, aż jej miłość wróci ze Stanów. Mimo, iż i przyjaciółka i matka próbują przemówić jej do rozsądku, że może warto zakończyć ten związek i zacząć w końcu żyć. Ona upiera się przy swoim i z utęsknieniem czeka na powrót Michała. ,,Jeszcze się kiedyś spotkamy" to bardzo piękna powieść o życiowych wyborach i czekaniu. Obie bohaterki to kobiety, które doświadczyło życie. Są one ludzkie, nie boją się popełniać błędów. Czasami może nie być już powrotu, a my, musimy iść dalej.
Recenzja książki "Ości" Ignacego Karpowicza
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 12, październik 2020 18:47
- Wiesława Kruszek
Recenzja powieści Ignacego Karpowicza „Ości”
Życie wciąż stawia przed nami wiele możliw-ości. Wokół widzimy sporo niegodziw-ości czy podł-ości, a przecież pragniemy mił-ości, rad-ości, wyrozumiał-ości. I tak można by jeszcze oddzielać różne „ości”, szukając drogi interpretacyjnej powieści Karpowicza. Spróbowaliśmy zmierzyć się z tym, spotykając się w pandemicznym czasie, zasłonięci maseczkami i zdezynfekowani płynami.
Zaczęła pani Ola, zwracając uwagę na erudycję autora rozpoczynającego rozdziały różnymi cytatami, m.in. Kazuo Ishiguro, Thomasa Bernharda, Juliana Barnesa, Margaret Atwood czy rodzimej Anny Janko. Zadaniem czytelnika jest odnalezienie związków tych fragmentów z treścią rozdziałów, co skłania do dużej uważności. Tę łatwo zachować, bo Karpowicz w „Ościach” proponuje zabawę słowami, zaczynając już od pierwszego zdania: ”Autobus wolno stał w korku i niepoprawnym związku frazeologicznym”. Podjęliśmy więc to wyzwanie i zaczęło się czytanie co zabawniejszych fragmentów.
Pamiętając jednakże o tym, że autor nie tylko chce nas rozbawić, pochyliliśmy się również nad głębszą wymową powieści, nad jej bohaterami. To głównie dwie rodziny rozrastające się o nieoczekiwane i dość nietypowe związki i układy. Maria jest żoną Wietnamczyka Kuana, ten zaś występuje jako drag queen i jest związany z Norbertem, który z kolei kocha się w Ninel (anagram słowa Lenin), a jej syn Franek jest kochankiem Mai, żony Szymona zdradzającego ją z Juli. Skomplikowane? Może trochę, ale mamy więcej rozmait-ości. Jest para sympatycznych gejów, Andrzej i Krzyś, matka Mai, pani Cecylia, której w pielgrzymkach towarzyszy z wielką ochotą wnuk – pank. Pani Cecylia nie mieszka od lat z mężem, ale na rozwód się nie zgodziła, jest bardzo religijna.
Jeden z moich ulubionych fragmentów pokazuje właśnie tegoż męża zajmującego wraz ze swym bratem dom będący przyczyną nieustających kłótni i procesów sądowych. Niczym Fredrowscy bohaterowie „w jednym stoją domu”, nie mogąc żadną miarą dogadać się ze sobą, doświadczając „euforycznej nienawiści” i próbując przez dwadzieścia lat eksmitować się nawzajem lub też licząc na śmierć drugiego, co wciąż nie następuje.
Nudzić się w każdym razie nie można, czytając „Ości” i zastanawiając się nad „giętkością szkieletu społecznego” – to cytat z recenzji Przemysława Czaplińskiego, który dokonał dogłębnej analizy powieści Karpowicza, pisząc też o niej jako o „inteligentnej plotce”. Można tu zresztą znaleźć odniesienia do realnych postaci. To jednak wzbudzało pewnie emocje, gdy książka się ukazała, dziś po siedmiu latach raczej niewiele osób o tym pamięta.
Wciąż ukazują się nowe książki, zainteresowanie nimi trwa czasem dłużej, częściej krócej. Debiutują młodzi twórcy mający nadzieję na podbicie rynku czytelniczego, na entuzjastyczne opinie recenzentów, na prestiżowe nagrody literackie. Uda się tylko niektórym. Ignacy Karpowicz wciąż tworzy powieści cieszące się uznaniem, począwszy od debiutanckiego „Niehalo”, przez „Cud”, „Gesty”, „Balladyny i romanse”, po, znakomitą dla mnie, „Sońkę” czy wydaną w 2017 roku „Miłość”.
W gronie klubowiczów uznaliśmy zgodnie „Ości” za powieść godną polecenia, otwartą na różne dalsze ciągi, pokazującą niestandardowe rodziny i ludzi, którzy, dokonując określonych wyborów, nie chcą wtrącania się do ich prywatn-ości. Mimo sporej objęt-ości (469 stron), tu zwróciliśmy uwagę na pewne dłużyzny, warto jednak zmierzyć się z nią. Na pewno dostarczy nam dobrej zabawy, zwróci uwagę na bogactwo naszego języka, na ciekawe połączenia słowne, na frazeologizmy, na nową wersję mitu o Demeter i Korze. Może zastanowimy się nad pojęciem normaln-ości, może nauczy nas wrażliw-ości.
Wiesława Kruszek
DKK przy PBP w Sieradzu
"Zabójca" Maria Nurowska - recenzja
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 23, wrzesień 2020 14:29
- Beata Szymczak
„Zabójca” Marii Nurowskiej to książka, dla której autorka inspirację czerpała z prawdziwych historii, które wydarzyły się na Podhalu. Jest to opowieść o parze bohaterów - Joannie i Adamie, którzy poznają się dość nieoczekiwanie i równie niespodziewanie zaczyna rodzić się między nimi uczucie, którego początkowo oboje nie dopuszczają do głosu. Joanna Padlewska, to młoda dziennikarka jednej z większych polskich gazet, która w pociągu w drodze do Zakopanego spotyka tajemniczego mężczyznę. Zaintrygowana zachowaniem współpasażera kobieta, pod pretekstem pisania reportażu o Polakach, którzy wrócili z Ameryki, postanawia za wszelką cenę poznać historię Adama Madeja. Nie spodziewa się, że historia, jaką opowie jej mężczyzna, może stanowić temat na pierwsze strony gazet. Po dwudziestu latach odsiadki wyszedł on z więzienia o zaostrzonym rygorze – San Quentin, gdzie odbywał karę za popełnienie morderstwa. Joanna szybko przekonuje się, że sprawa Adama nie jest taka prosta, jak się wydaje. Jest ona skomplikowana, przerażająca i niezwykle bolesna. Z czasem dziennikarka zaprzyjaźnia się z mężczyzną, pomaga mu odbudować dom i stopniowo odkrywa, dlaczego trafił do więzienia i co tam przeżył. Adam powierza jej prowadzone przez lata zapiski więzienne, których lektura pozwala jej poznać prawdę o tym wyjątkowym człowieku. Wkrótce Joanna uświadamia sobie, że to, co czuje do Adama, to nie tylko przyjaźń. Niespodziewanie jednak sprawy się komplikują, wydawca Joanny publikuje nieautoryzowany wywiad, a zraniony Adam postanawia zerwać z Joanną wszelkie kontakty. „Zabójca” M. Nurowskiej, to chwytająca za serce opowieść, wzruszająca, ale i też chwilami przerażająca. Historia pełna ludzkich losów, uczuć i emocji.
Więcej artykułów…
- Recenzja książki "Drach" Szczepana Twardocha
- "Paryżanka" Amelie Sobczak-Sabre - recenzja
- "Okularnik" Katarzyna Bonda - recenzja
- "Trzy tygodnie z moim bratem" Nicolas Sparks - recenzja
- "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" Stieg Larsson - recenzja
- "Kiedyś na pewno" Ewa Nowak - recenzja
- "Dziewczyny z Dubaju" Piotr Krysiak - recenzja
- "Niebezpieczna gra" Emilia Wituszyńska - recenzja
- Recenzja książki Wojciecha Jagielskiego „Wszystkie wojny Lary”
- Recenzja książki „Mózg i błazen. Rozmowa z Jerzym Vetulanim” Marcina Rotkiewicza