Wyszukiwanie:

Logowanie:

Realizatorzy:

Recenzje czytelników klubów DKK

Telefrenia-Edwarda Redlińskiego

 

Andrzej K., pięćdziesięciolatek, choć wykształcony, pracuje w "dziupli" z gazetami i pożera kolorową prasę. Jego była żona, niczym Alexis z "Dynastii", pławi się w bogactwie, a syn wydaje się uzależniony od telewizji. Nieoczekiwanie poznaje piękną farmaceutkę podobną do Catherine Deneuve i próbuje umówić się z nią na randkę. Ale prawdziwy przełom w jego życiu zdają się zapowiadać dopiero refleksje po odejściu Papieża. Czy w dzisiejszym świecie, zdominowanym przez agresywną telewizję, reklamy i tabloidy jest jeszcze miejsce na głębsze wartości i poszukiwanie prawdy? Redliński, z wielkim darem obserwacji i jedynym w swoim rodzaju poczuciem humoru, tworzy niezapomnianych bohaterów wpisanych w naszą zwariowaną codzienność, która jednak w końcu zależy od nas samych.

 

Edward Redliński ma świetne wyczucie gorącego tematu. Ma też zadziwiającą skłonność do rozbrajania bomb, które sam podrzuca. W "Krfotoku" (2000) żarliwie bronił stanu wojennego, ale bynajmniej nie zachęcił nas do przemyślenia na nowo polskich spraw z lat 1980-81. W "Transformejszen" (2002) sformułował radykalną krytykę przemian ustrojowych zainicjowanych w 1989 r., lecz o polskim kapitalizmie powiedział raptem tyle, że krzywdzi i ogłupia niewinnych ludzi.

 

Nie inaczej jest w najnowszym dziele Redlińskiego. Tym razem pisarz zajął się nabrzmiałym problemem, jakim jest uzależnienie od telewizji, gazet, internetu, reklam i innych form medialnych, które pustoszą umysł i duszę współczesnego człowieka. Ale zrobił coś jeszcze: ów nośny problem połączył z chorobą (co podpowiada sam tytuł powieści - "Telefrenia") i zindywidualizował. W aberrację osunął się narrator i główny bohater powieści. Chory człowiek opowiada o chorym świecie, a to znaczy, że my sami jesteśmy bezpieczni, że nie o nas ta bajka.

 

Kmicic, przybysz ze wsi, student politechniki, nie czytał książek, toteż nie wiedział, że jego imię i nazwisko jest literacko obciążone. Dowiedział się dopiero w chwili, kiedy bibliotekarka postanowiła go skojarzyć z Oleńką Billewiczówną, również studentką. Ich ślub tylko o kilka miesięcy wyprzedził premierę kinową "Potopu". I tak to się zaczęło - żona inżyniera Kmicica wystylizowała się na Małgorzatę Braunek, w swoim mężu chciała widzieć Daniela Olbrychskiego, ale Andrzej K. do szaleństwa był zakochany w Catherine Deneuve. Tych dwoje rozstało się także pod wpływem filmu - serialu "Dynastia". Żona inżyniera wcieliła się ponoć w zimną i wyrachowaną Alexis.

 

Pamiętajmy, że o tym wszystkim powiadamia bohater, który wszędzie widzi uzależnienie: synowi wmawia uzależnienie od telewizji i internetu, córce - od sportów ekstremalnych. Sam - jeszcze w latach 70. - był kinomaniakiem, potem po kilkanaście godzin na dobę oglądał telewizję, wreszcie wyrzucił telewizor, ale zaczął namiętnie czytać wszystkie ukazujące się u nas tabloidy i kolorowe magazyny, zwane w powieści "pleplotami". Łatwo mu to przyszło, ponieważ po upadku kombinatu budowlanego, w którym za PRL-u pracował, wziął robotę sprzedawcy w kiosku z gazetami.

 

Obszerna warstwa retrospekcyjna odsłaniająca biografię 55-letniego inżyniera wmontowana została w akcję powieściową, która obejmuje kilka miesięcy roku 2005 (od połowy lutego do połowy kwietnia). W tym czasie Kmicic ponownie zakocha się w Deneuve (w tej roli obsadzi pewną aptekarkę), pojawi się na mityngach, gdzie leczą się "anonimowi samobójcy", "anonimowi meteopaci" i inni uzależnieni, a nade wszystko wespół z synem Karolem weźmie udział - rzecz jasna jako konsument - w wielkim medialnym spektaklu związanym z agonią, śmiercią i pogrzebem Jana Pawła II.

 

Fragmenty, w których nieszczęsny inżynier i jego syn wsłuchują się w komunikaty o zdrowiu Papieża, a następnie próbują się włączyć w ogólnonarodową żałobę, są nie tylko błyskotliwe, ale i na swój sposób bezwzględne.

 

Po pierwsze, Redliński ustami swojego bohatera zadaje fundamentalne pytanie: "Czy to się dzieje naprawdę?". Andrzej K. żył dotąd życiem gwiazd, o którym donoszą pisma brukowe, czuł się szczęśliwy tylko w świecie całkowicie wykreowanym przez media. Czy śmierć Papieża należy do tego samego porządku? - pyta nieco prowokacyjnie autor "Telefrenii".

 

Po drugie, Redliński kwestionuje dzieło wielkiej przemiany duchowej, jaka rzekomo dokonała się w Polsce w kwietniu ubiegłego roku. Najbardziej prowokacyjną sceną jest ta, kiedy to obaj Kimicice zaraz po komunikacie o śmierci Papieża udają się na nocną mszę. Nie trafiają tam jednak, ponieważ po drodze spotykają menela, który naciąga ich na wspólną wódkę w krzakach i modlitwę. Nieco później dowiadujemy się, że młody Kmicic, playboy i hedonista, postanowił wstąpić do zakonu dominikanów.

 

W finale powieści mamy do czynienia z wielce efektowną zmyłką. Otóż Andrzej K. chce się przebudzić. W tym celu przyjeżdża na wieś, do miejsca, z którego ongiś wyruszył do Warszawy. Wcześniej każdy napotkany przez niego człowiek nosił nazwisko którejś z gwiazd filmu lub estrady - teraz wśród swoich, rodziców i sąsiadów, już tak nie jest. Wydaje się, że życie wróciło do normy, a bohater zostanie ocalony. Nic z tego - odezwała się mania prześladowcza. Kmicic widzi szatana, najczęściej jako bestię wcieloną w psa. Rzecz kończy się groteskowym pojedynkiem z bestią, który błyskawicznie zostanie przekształcony w "klasyczny niuz": człowiek zagryzł psa.

 

Niestety, ta szalenie dowcipna powieść poniekąd sama się unieważnia. Raz - poprzez kostium choroby. Czytając "Telefrenię", powiemy: "To się zdarza, niektórzy przesadzają z oglądaniem filmów lub czytaniem brukowców. Sami sobie winni". Dwa - za sprawą wszędobylskiego żywiołu satyry i zgrywy. To tylko karykatura, zbiór żarcików, któżby się przejmował.





 

 

 

„Śnieg” Orhana Pamuka

 

          „Śnieg” to pierwsza książka tureckiego pisarza, laureata literackiej Nagrody Nobla –Orhana Pamuka, którą możemy przeczytać po polsku. Za sensacyjno-kryminalną fabułą kryje się próba dotarcia do źródeł współczesnego terroryzmu.
Do tej pory autor ten znany był u nas głównie z doniesień prasowych na temat procesu, jaki wytoczono mu w ojczyźnie za wypowiedź dla szwajcarskiej gazety, w której przyznał, że około miliona Ormian padło ofiarą ludobójstwa z rąk Turków podczas I wojny światowej.
         Akcja tej 550-stronicowej książki rozgrywa się w latach 90.,

 

w odciętym od świata przez gwałtowne opady śniegu Karsie. Główny bohater, turecki poeta Ka, przyjeżdża tam, by na zlecenie postępowej stambulskiej gazety napisać reportaż o pladze samobójstw wśród młodych muzułmanek. To powód oficjalny. Właściwy cel jego odwiedzin w tym mieście to chęć znalezienia sobie tureckiej żony, z którą mógłby wrócić do Niemiec, gdzie korzystając ze statusu uchodźcy politycznego, mieszka od kilkunastu lat.
Kobietą tą jest Ipek, dawna przyjaciółka ze studiów, która porzuciła niedawno męża, kandydata na burmistrza z ramienia partii islamskiej w mających się odbyć za kilka dni w Karsie wyborach.
Prowincjonalny Kars staje się miejscem zdarzeń, o których marzyli tytułowi bohaterowie "Biesów" Dostojewskiego - zwolennicy laickiej Turcji przejmują władzę i przystępują do rozprawy z wrogami postępu. Zamykają w więzieniach i poddają torturom wszelakich wrogów republiki.
Ka, przybysz z Europy, przestał rozumieć niewidzianą od lat ojczyznę. Nie uniknie wplątania w te krwawe wydarzenia. Współczuje masakrowanym ofiarom przewrotu, lecz doskonale zdaje sobie sprawę, że gdyby role się odwróciły - to znaczy, gdyby władzę w mieście przejęli islamiści - on sam nie przeżyłby w Karsie ani jednego dnia. Nie wierzy już w dawne lewicowe ideały, za wierność, którym zbyt wielu jego przyjaciół w przeszłości zapłaciło życiem. Chce tylko wydostać się z miasta pierwszym pociągiem wraz z Ipek.
         Wszystkie te wydarzenia przedstawił nam przyjaciel Ka prozaik stambulski Orhan Pamuk. Pisarz wybiera się po latach w podróż śladami Ka, do Frankfurtu i Karsu, by odnaleźć zaginiony zeszyt poety. Ka zanotował w nim kilkanaście ostatnich napisanych przez siebie wierszy - całkiem jak bohater powieści Borysa Pasternaka czerniący papier pośród rewolucyjnej pożogi.
         To ciekawa, dobrze skonstruowana i napisana klarownym językiem powieść. Jest bogatym źródłem wiedzy o Turcji.

 

 
 

 

Pensjonat Piotra Pazińskiego-recenzja

"Pensjonat" Piotra Pazińskiego daje niesamowitą przyjemność czytania. To najlepsza alternatywa na miłe spędzenie wieczoru. Zanurzamy się w świat melancholii, wspomnień, przemijania. Główny bohater odwiedza żydowski dom wypoczynkowy, w którym jako dziecko bywał z babcią. Kiedyś tętniący życiem, dziś opustoszały jest symbolem odchodzącego świata, ciszy, która po nim pozostała. Opowieść przesiąknięta jest tęsknotą i smutkiem. Wspomnieniem o tych, których już nie ma. Przedstawia dawne życie w pensjonacie, rozmowy, zwyczaje, toczone spory. Przywołuje historię narodu żydowskiego, jego kulturę i tradycję, która po wojnie powoli umiera. Teraz ci, którzy dawniej zamieszkiwali pensjonat obecni są tylko na starych fotografiach i w pamięci narratora. A wszystko to napisane pięknym językiem, który można smakować jak najlepszą delicję. Nie dziwi zatem, że Piotra Pazińskiego uhonorowano Paszportem Polityki.

Testowa

asd

Statystyki działalności

Wykaz zakupionych ksiażek

Jak założyć lub dołączyć?

KONTAKT

Koordynatorkami wojewódzkimi DKK są:
Danuta Wachulak i Dorota Jankowska
(Dział Metodyki, Analiz i Szkoleń WBP w Łodzi).

tel. 42 663 03 53
42 63 768 35

adres e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Deklaracja dostępności

2011 WiMBP w Łodzi