Recenzje czytelników klubów DKK
Second Hand J.Fabickiej
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 12, grudzień 2013 13:52
- Monika Wajman
"Second Hand" J. Fabickiej to dla mnie ogromne rozczarowanie. Po lekturze "Idę w tango" czy cyklu o Rudolfie Gąbczaku spodziewałam się rozrywki i odprężenia, tymczasem dałam się wpakować w bagno i to dosłownie, bo opisaną w książce wieś otacza bagno zasypane śmieciami. Zaczyna się od tego, że miejscowość, gdzie dzieje się akcja nazywa się Podlewo i jako że nazwa zobowiązuje, wszystko jest tu plugawe i podłe z mieszkańcami na czele. Mam wrażenie, że autorka nagromadziła w sobie pokłady goryczy i frustracji i postanowiła wyrzucić je z siebie w postaci powieści Second Hand. Wieś Podlewo, zapomniana przez Boga, gdzie nawet ksiądz zafascynowany jest sektą, zamieszkują ludzie przegrani, usiłujący związać koniec z końcem. Mamy tu nagromadzenie wszelkich możliwych obrzydliwości tego świata. Rzeczywistość jest tu bezwzględna: gwałty, nienawiść, nietolerancja, toksyczne związki, brak miłości i akceptacji, dziwacy, wariaci i pedofile. Kolejne pokolenia kobiet żyjące bez perspektyw na lepsze jutro, zmagające się z traumami, odrzuceniem, osamotnieniem, brakiem poczucia bezpieczeństwa. Od tego maratonu przegranych, w którym uczestniczą,nie ma ucieczki. Niemniej trzeba Fabickiej przyznać, że potrafiła świetnie zarysować postaci, są wyraziste psychologicznie, niejednoznaczne, prawdziwe. Język Fabickiej jest soczysty, dosadny, ale nie męczący. Przebija się tu ironia i gorzkie poczucie humoru. Gdyby nie tak przygnębiająca tematyka, to Second Hand nawet dobrze by się czytało. Dobrnęłam do końca, ale bardziej z poczucia obowiązku niż przyjemności czy ciekawości losów bohaterów. To książka ciężkiego kalibru i trzeba być w dobrym nastroju psychicznym żeby ją przeczytać.
Recenzja ksiązki "Sercątko" Herty Muller
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: niedziela, 08, grudzień 2013 16:08
- Wiesława Kruszek
„Jak trzeba by żyć (…), żeby pasować do tego, co się akurat myśli” – zastanawia się narratorka powieści „Sercątko”. W Rumunii czasów Ceausescu najlepiej jest za wiele nie myśleć, po prostu trzeba zaakceptować rzeczywistość, zapisać się do partii, chwalić dyktatora i system, może też donosić na sąsiadów i przyjaciół. Choć „przyjaciele nie wchodzą w rachubę, gdy świat jest pełen lęku”. Ludowa piosenka Gellu Nauma stanowi motto powieści, powraca też na jej kartach..
Czterej bohaterowie, studenci pochodzenia niemieckiego, starają się jednak ocalić w tym strasznym świecie więzi przyjaźni i braterstwa. Próbują nie dać się stłamsić, zastraszyć, czytają nielegalne książki, piszą wiersze, fotografują to, czego nie powinni absolutnie nawet dostrzegać.
Edgar, Kurt, Georg i narratorka spotykają się najpierw jako studenci. Potem, gdy podejmą pierwszą pracę, piszą do siebie listy, odwiedzają się. Zastanawiają się nad tym, czy ich koleżanka Lola popełniła samobójstwo, czy może ktoś jej w tym pomógł. Starają się zachować ostrożność, stosują w listach tajny kod, np. rewizja to buty; wkładają do koperty włos.
Jednak Securitate nie da się nabrać, kapitan Pjele jest doświadczony w tropieniu wrogów systemu. Dotrze wszędzie - do miejsc pracy, do mieszkań, do domów rodzinnych. Wezwie na przesłuchania, w których dzielnie będzie mu pomagał pies noszący to samo co pan imię.
Spowoduje, że narratorka będzie musiała powiedzieć o swoim życiu:” dni wisiały na sznurze przypadków, huśtały się i przewracały mnie”.
Pisarka buduje nastrój strachu, lęku przed kolejnym przesłuchaniem, rewizją, utratą pracy.
Posługuje się pięknym poetyckim językiem pełnym obrazowych metafor, nawiązującym do ludowych wierzeń. Mam wrażenie, że czytelnik nie wszystkie jest w stanie rozszyfrować. Motywy morwy, liści, które ma każdy człowiek, które opadają, gdy kończy się dzieciństwo, to wszystko ma niewątpliwie jakieś głębsze znaczenie tkwiące w ludowości, w obyczajach wsi i małych miast, z których pochodzą bohaterowie.
Herta Muller, pisząc o bieżących zdarzeniach, powraca także do lat dzieciństwa, do swoich bliskich, rodziców, dziadków, którzy próbowali ułożyć sobie życie na obcej ziemi w tych strasznych czasach, gdy „przy pomocy psów i kul robiło się cmentarze”, a „każda ucieczka była ofertą złożoną śmierci”. Kombinaty metalurgiczne i fabryki drewna produkowały „blaszane owce’ i „drewniane arbuzy’, bo pracowali w nich ludzie, których na siłę przesiedlono do miast, Ojciec Narodu miał bowiem wizję wielkiej miejskiej Rumunii.
„Sercątko” jest dla mnie bardzo poruszającą lekturą, pokazane w niej obrazy pozostają w pamięci. Na pewno warto przeczytać, potem sięgnąć i po inne powieści laureatki Nobla. Wiedzę o Rumunii wzbogaci też wydana w tym roku książka Małgorzaty Rejmer „Bukareszt. Kurz i krew”.
Wiesława Kruszek - Dkk przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Recenzja książki "Grochów" Andrzeja Stasiuka
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: niedziela, 24, listopad 2013 17:37
- Wiesława Kruszek
Książka „Grochów” Andrzeja Stasiuka wydaje mi się dobrą lekturą w listopadzie, miesiącu poświęconym zmarłym; gdy przyroda pokazuje swoje smutne oblicze, liście opadły, a dni są coraz krótsze.
Niewielki tomik z czarno-białymi ilustracjami Kamila Targosza dobrze współgra z takim melancholijnym nastrojem, z poczuciem straty, z tęsknotą za tym, co odeszło. Stasiuk pięknie pisze o przemijaniu, wspomina bliskich, którzy odeszli, wraca w przeszłość. Czyli znów podróż, jak w wielu jego książkach, choć tym razem to podróż w czasie.
I tak zaczyna od wspomnienia o babce z Podlasia. Zapamiętał jej opowieści o duchach, a raczej tylko ich „aurę pozbawioną zdziwienia i wykrzykników”.
Czytając o tym, uświadomiłam sobie, że i ja w dzieciństwie doświadczyłam czegoś podobnego. Pamiętam stare kobiety, które przy darciu pierza opowiadały o swoich spotkaniach z duchami. Rzeczywiście nigdy potem nie zdarzyło mi się słyszeć, aby ktoś tak po prostu zwyczajnie mówił o świecie niematerialnym.
Ma rację Stasiuk, pisząc, że powoli odchodzą ci, którzy na własne oczy widzieli świat duchów. A nas już od dawna straszą z ekranów telewizorów i z okładek książek różne zjawy i wampiry, czasem i duchy, ale z tymi dawnymi niewiele mają wspólnego.
Wspomnienie babki to dla pisarza również pierwsze zetknięcie się ze śmiercią, która długo w jego dziecięcej świadomości ma właśnie jej twarz.
Refleksje na temat umierania dawniej i dziś pojawią się w opowiadaniu „Suka”. Jest ono dla pisarza okazją, by wraz z opisywaniem powolnego odchodzenia swego szesnastoletniego psa, zastanawiać się nad hospicjami, domami opieki, nad współczesnym postrzeganiem śmierci, a raczej może ukrywaniem jej, udawaniem, że jej nie ma. Starość, powolne umieranie, śmierć są przecież tak nieestetyczne, kompletnie nie wpisują się w ten nasz świat, w którym wszystko jest „super”, „ekstra” i wciąż zdarzają się niesamowite okazje, głównie dla młodych i pięknych..
Wie jednak Stasiuk, próbując porównywać odchodzenie dawniej i dziś, że nie da się wskrzesić tamtego świata z jego majestatem śmierci, czuwaniem przez trzy dni przy zmarłym, konduktami pogrzebowymi wyruszającymi z domów.
Pisarz uświadamia nam, jak odsuwając od siebie „wizję człowieczeństwa w stanie umieralności”, nie potrafimy rozmawiać z osobami śmiertelnie chorymi. W opowiadaniu „Augustyn” przywołuje postać emerytowanego nauczyciela z powiatowego miasteczka, laureata jednego z konkursów literackich. Gdy doznał wylewu i leżał w szpitalu, a potem w domu opieki, Stasiuk odwiedzał go, ale rozmowy, jak sam przyznaje, najczęściej dotyczyły przeszłości, bo bezpieczniej się w niej poruszać.
Temat rozmów z tymi, którzy już wiedzą o swoim rychłym odejściu, powróci obszerniej w najdłuższym opowiadaniu pt. „Grochów”. Mnie podoba się ono najbardziej. Jest poświęcone zmarłemu przyjacielowi – Olkowi.
Wspominając go, wraca Stasiuk do miejsc swego dzieciństwa i młodości, pięknie oddaje klimat ulic Garwolińskiej czy Makowskiej. Przenosi czytelnika w Bieszczady i na Węgry. Realistycznie i bardzo sugestywnie pokazuje obraz hali fabrycznej, brudnych i ciężkich od oleju drelichów i towarzyszące temu przekonanie, że nie chce powielić losu ojca. Chce uciec.
Jednocześnie wspomina przyjaciela, pierwsze spotkanie z nim, wspólne wyjazdy.. Zastanawia się, dlaczego unikał rozmów o śmierci, dlaczego nie potrafił z nim na ten temat mówić. Czy dlatego, że „trudno jest z kimś dzielić powolną śmierć; zwłaszcza z kimś, z kim się tylko żyło”?
W „Grochowie” przeplatają się zdarzenia sprzed wielu lat i te teraźniejsze. Podążamy za pisarzem i jego przyjacielem, dając i sobie szansę na rozmyślanie o czasie, który minął, o zdarzeniach, które były naszym udziałem. Co się z nimi dzieje? Chyba rzeczywiście powracają, gdy stajemy się starsi… Gdy zaczynamy coraz częściej przypominać sobie to, co minęło. Chętnie powracamy myślami do czasów, gdy „nie byliśmy jeszcze śmiertelni”.
Zatem ruszajmy w podróż ze Stasiukiem, z nim zawsze warto.
Wiesława Kruszek - DKK przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Ziarno prawdy
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 20, listopad 2013 09:38
- Monika Wajman
Zygmunt Miłoszewski to młody pisarz entuzjastycznie przyjęty przez krytyków i czytelników, nagradzany za swoje powieści. Zachęcona tą popularnością z przyjemnością sięgnęłam po kryminał "Ziarno prawdy". Choć jest to kontynuacja "Uwikłania" można czytać ją niezależnie od pierwszej części. Elementem łączącym jest postać prokuratora Teodora Szackiego, który po wyprowadzce z Warszawy mieszka i pracuje w Sandomierzu. Tu zostaje popełnione morderstwo, które rezolutny pan prokurator ma wyjaśnić. Słabo mu to idzie, gdy tymczasem trupów przybywa. Niestety, mimo szczerych chęci książkę przeczytałam do połowy. Od początku nie wciągała, ale postanowiłam dać jej szansę, jednak nie wystarczyło mi samozaparcia, by dobrnąć do końca. Moje wyobrażenie kryminału jest zgoła inne niż autora. Oczekiwałam wartkiej akcji, napięcia, emocji nie pozwalających zasnąć póki nie wyjaśni się zagadka. Tu tego nie ma. Dużo za to opisów stanów psychicznych głównego bohatera, małomiasteczkowych stosunków międzyludzkich z historią antysemityzmu w tle. Intryga kryminalna banalna i nie wywołująca wypieków na twarzy. Cóż, miłośników kryminałów Miłoszewskiego jest wielu, ja się niestety do nich nie zaliczam.
Podróże z Herodotem / Ryszard Kapuściński
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 06, listopad 2013 14:40
- Magdalena
Recenzja „Podróży z Herodotem” Ryszarda Kapuścińskiego
Twórczość Kapuścińskiego fascynowała mnie od dawna. Zaczytywałam się w „Imperium” i „Hebanie”. Reportaże z Afryki i Ameryki Południowej były dla mnie jednym z ważnych źródeł wiedzy o tych kontynentach. Ostatnio o Kapuścińskim było głośno z racji książki Domosławskiego, postanowiłam przeczytać „Kapuściński non-fiction”, by móc skonfrontować moje wyobrażenie o ulubionym autorze z innym punktem widzenia. Dowiedziałam się, że w książce Domosławskiego jest wiele odniesień do „Podróży z Herodotem” i to był jeden z powodów, dla którego sięgnęłam po ostatnią książkę Kapuścińskiego. I jak zwykle Kapuściński mnie zauroczył.
Książkę „Podróże z Herodotem”czyta się lekko. Zachwyca swoją wieloznacznością i wielowątkowością, ale nie rozprasza. Autor z łatwością przechodzi z tematu na temat, przenosi się w czasie i przestrzeni. Jest współczesnym Herodotem, wędrowcem, obserwatorem, komentatorem. W książce jest mnóstwo odniesień do „Dziejów” Herodota. Kapuściński po swojemu tłumaczy świat widziany oczyma starożytnego dziejopisarza, zwraca uwagę, że mimo upływu wielu wieków, świat oparty jest na tych samych wartościach, ma podobne problemy, rządzą nim te same prawa. Książka tchnie podziwem dla Herodota, widać jak ważna była dla autora lektura starożytnego dzieła, które zabierał z sobą w reporterskie podróże. Czytając „Podróże z Herodotem” uświadomiłam sobie, że autor żegna się z czytelnikami, odkrywa pewne elementy autobiografii, ukazuje jak ważna dla niego była praca reportera, pisze: „Droga jest źródłem, jest skarbnicą, jest bogactwem.”, „Istnieje coś takiego jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej.” W „Podróżach z Herodotem” czytelnik odnajdzie wiele wskazówek, spostrzeżeń tzw. życiowych mądrości. Autor opisuje politykę, historię, kulturę, ale o wielu rzeczach nie mówi wprost. Uważam, że to dobra książka dla tych, którzy lubią po przeczytaniu przemyśleć pewne rzeczy nim odstawią książkę na półkę.
Na zakończenie cytat z „Podróży z Herodotem”, w którym według mnie zawiera się pasja autora: „Tak naprawdę nie wiemy, co ciągnie człowieka w świat. Ciekawość? Głód przeżyć? Potrzeba nieustannego dziwienia się? Człowiek, który przestaje się dziwić, jest wydrążony, ma wypalone serce. W człowieku, który uważa, że wszystko już było i nic nie może go zadziwić, umarło to, co najpiękniejsze – uroda życia.” Wszystkim czytelnikom polecam „Podróże z Herodotem” i życzę, by uroda życia nigdy w nich nie umarła, a piękno i różnorodność świata niech przemawia do wyobraźni jak książki Kapuścińskiego.
Członek klubu Justyna Kubiak
Krzysztofa Pączka droga do sławy / Anna Onichimowska
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 06, listopad 2013 14:33
- Magdalena
Książka Anny Onichimowskiej „Krzysztofa Pączka droga do sławy” stanowi panoramę życia. Krzysztofa Pączka jego rodziny i przyjaciół. Pisarka na kartkach swojej powieści utrwaliła codzienne życie chłopca, ucznia czwartej klasy, który marzy o staniu się znanym człowiekiem. Za nim jednak wybierze odpowiedni zawód przeżywa różne, ciekawe przygody.
Cała książka jest napisana w formie pamiętnika głównego bohatera. Opisuje on w nim swoje relacje z rodzicami, młodszą siostrą i kolegami ze szkoły. Na początku pamiętnika postanawia zostać aktorem, jednak po wyjeździe na ferie w góry zmienia zdanie i chce być sławnym narciarzem. Nie mija wiele czasu a pod wpływem telewizji pragnie zostać żonglerem, a najlepiej magikiem. Ostatecznie dochodzi do wniosku, że skoro pisze już pamiętnik i lubi czytać książki to spróbuje napisać powieść i zostanie sławnym pisarzem.
Znakomity humor i wiele ciekawych przygód z codziennego życia dziesięciolatka, który pokazuje czytelnikom, że nie łatwo jest wybrać odpowiednią drogę kariery, zgodną ze swoimi oczekiwaniami i predyspozycjami.
Książka napisana jest bardzo ciekawie. Czytając, trudno się od niej oderwać, gdyż
ciągle powstaje pytanie: co będzie dalej? jak Krzyś sobie w tej sytuacji poradzi?
Chociaż sprawy, o których książka mówi są ważne, napisana jest jasno i z humorem.
Członek klubu Joanna Czarnecka
"Firmin" Sam Savage
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 05, listopad 2013 11:16
- Teresa Kukla
"Firmin" Sam Savage
Ta książka powinna być lekturą obowiązkową każdego zawodowego czytelnika. Pozytywne szaleństwo, jakie w swojej historii przedstawia nam szczurek imieniem Firmin to kwintesencja życia.
I choć to życie spostrzegane poprzez pryzmat małych czarnych ślepi chuderlawego stworzenia, to jednak bardzo wiele mówi o ludziach.
W książce tej odnajdziemy samotność, brak zrozumienia, niesprawiedliwość i bezwzględność świata w jakim przyszło nam żyć.
Od pierwszych stron nie brakuje również miłości, nadziei i jakże dobrze nam znanego zamiłowania do książek.
Myślę, że autor w bardzo specyficzny sposób przedstawił nam ludzką naturę wraz z jej najgorszą wadą jaką jest uprzedzenie, bo choć Firmin wyróżnia się bogatym wnętrzem, nietuzinkową inteligencją i ogromnym poczuciem humoru to jednak dla wielu pozostanie nadal tylko szczurem. Szkodnikiem, który brzydzi, odstrasza i gryzie. Sami sobie wyrządzamy krzywdę kierując się z góry ustalonym schematem postrzegania innych, a przecież każdy jest ciekawy, wyjątkowy. I choć nie wygląda atrakcyjnie, czasem wyliniałym szarym futrze, z zbyt wyłupiastymi oczami i chuderlawą posturą to jednak warto mieć odwagę wyzbyć się stereotypów i zajrzeć nieco głębiej.
Być może odkryjemy fenomen, który pod niepozorną powłoką błyszczy niczym diamentowy pył, a na imię mu Firmin.
Marta Kucharska, DKK w Działoszynie
Cafe plotka
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 30, październik 2013 14:37
- Beata Szymczak
Cafe plotka to opowieść o współczesnym maglu, o sile plotki w dobie Internetu współczesnych mediów. To książką o poszukiwaniu przyjaźni i miłości w czasach.
Bohaterami powieści Marty Fox są najczęściej nastolatki. Tak też jest w powieści "Cafe plotka", główna bohaterka to młoda prawie 18 letnia dziewczyna, która nie przeżyła jeszcze swojego "pierwszego razu", stwierdzając w ostatniej chwili niegotowość do tego typu doświadczeń seksualnych. W ten właśnie sposób traci chłopaka i nie ma z kim iść na imprezę urodzinową. Dzieki pomysłowi podsuniętemu przez mamę organizuje casting na na chłopaka, który będzie tę rolę odgrywał A tymczasem plotka zrodzona po niefortunnej nocy z byłym chłopakiem roznosi se błyskawicznie zataczając coraz szersze kręgi...
Syn zlodziejki
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 30, październik 2013 14:12
- Beata Szymczak
Akcja książki dzieje się w Łodzi. Bohaterem jest piętnastoletni Hieronim - syn łódzkich złodziei. Chłopiec przenoszony z jednego sierocińca do drugiego, o d jednych opiekunów do drugich. czasami spotyka swoją matkę, którą kocha a jednocześnie nienawidzi za los jaki mu zgotowała. Chłopak odkrywa powiązania ze światem przestępczym.
Piękna wzruszająca powieść, ukazująca dziecko uwikłane w intrygi, kradzieże.
13 malych błekitnych kopert
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 30, październik 2013 11:42
- Beata Szymczak
13 małych błękitnych kopert to niezwykła książka o podroży, sztuce, miłości i dorastaniu. To wzruszająca powieść głownie kierowana nastolatkom.
Siedemnastoletnia Ginny otrzymuje w spadku po ukochanej ciotce 13 małych niebieskich ponumerowanych kopert. W pierwszej znajduje się 1000 dolarów i szczegółowe instrukcje jak kupić bilet lotniczy do Londynu oraz prośbę aby udała sie tam najszybciej jak to możliwe i otworzyła kolejny list dopiero na miejscu. Bohaterka wyrusza w podroż po całej Europie podążając śladami ciotki.
„Weronika postanawia umrzeć” recenzja książki
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 28, październik 2013 12:35
- Wawrzyniak Anita
„Weronika postanawia umrzeć” to kolejna książka wybitnego twórcy Paulo Coelho. Autor pisał ją na podstawie własnych doświadczeń. Jako młody chłopak też został umieszczony przez rodziców w zakładzie psychiatrycznym. Pojawia się tutaj pytanie czy bycie szalonym to coś złego? Każdego z nas przeraża odmienność od ściśle wyznaczonych wzorców. Odstępstwo od narzuconych nam „ciasnych” norm społecznych. A przecież nie wszystko co inne musi być złe. Czasami szaleństwo to jedyna droga wyjścia z przerastającej nas sytuacji. „ Bo czasem lepiej odejść od zmysłów by nie zwariować”. Paulo Coelho w swym utworze porusza właśnie problem szaleństwa. Według niego każdy z nas w głębi duszy nosi jego ziarno. Tylko od nas zależy czy wykiełkuje ukazując los niedoszłej samobójczyni – Weroniki – chce zwrócić nasza uwagę na fundamentalne prawdy o człowieku i jego kruchej psychice. Jak na pozór błaha sprawa potrafi pchnąć człowieka w objęcia szaleństwa, nawet śmierci. Jednocześnie pytając czego tak naprawdę pragniemy. Co tak naprawdę jest dla nas w życiu najważniejsze. Weronika odpowiedziała sobie na to pytanie. Umierając chciała żyć. Książka jest przykładem ambitnej literatury , w którym każdy z nas znajdzie coś dla siebie. Wybierze coś co akurat jest mu najbardziej potrzebne. Wyciągnie naukę na przyszłość. Osobiście gorąco zachęcam do lektury.
Katarzyna Czyżyk
DKK Sulmierzyce
Recenzja Cień Wiatru"Carlosa Ruiza Zafona
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 25, październik 2013 10:19
- Katarzyna Pietrych
W dniu 17 kwietnia br. Klubowicze przybyli na spotkanie, by omówić książkę Carlosa Ruiza Zafona „Cień wiatru”. Powieść przenosi nas do części starego miasta Barcelony w okresie burzliwych zmian w Hiszpanii za rządów Franko. Już od samego początku autor stwarzaniesamowity nastrój, tajemniczy klimat.Głównym bohaterem powieści jest dziesięcioletni Daniel Semper. Zaprowadzony przez swego ojca do tajemniczego miejsca, pełnego labiryntów różnorodnych książek, oddanych przez swych właścicieli, zgubionych i zapomnianych, ma wybrać ta jedną, której będzie opiekunem. W taki właśnie sposób chłopiec trafia na dzieło tajemniczego autora Juliana Caraxa , zatytułowaną Cień wiatru, której staje się głównym bohaterem, a nawet więźniem.
Od tego momentu życie chłopca interesującego się Caraxem narażone jest na
niebezpieczeństwo i splata się z losami ludzi bliskich autorowi. Klubowiczom podobały się: styl pisarski, tło akcji, wielowątkowość, nieprzewidywalność rozwoju i zakończenia akcji. Książka została przyjęta pozytywnie, choć dla niektórych osób nie była tak porywająca, jak zapowiadały recenzje.
Zeruya Shalev "Życie miłosne"
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 22, październik 2013 14:34
- Monika Wajman
"Życie miłosne" rozpoczyna trylogię, na którą składają się "Mąż i żona" oraz "Po rozstaniu". To pierwsza powieść pisarki, która po nieudanym debiucie, przyniosła jej międzynarodowy sukces. Przetłumaczona na ponad dwadzieścia języków, sfilmowana, umieszczona przez "Der Spiegel" na liście dwudziestu najlepszych powieści na świecie opublikowanych w ciągu ostatnich czterdziestu lat. To książka mocna, trudna i poruszająca. Zapis koszmaru, momentami nie do zniesienia. Główną bohaterką jest Ja`ara, młoda kobieta, mężatka, na początku kariery naukowej. Cała fabuła oparta jest na jej wewnętrznych przeżyciach. Świat pokazany jest wyłącznie z jej perspektywy. Poukładane życie doznaje wstrząsu, gdy poznaje przyjaciela rodziców, mężczyznę u progu starości, który tak ją fascynuje, że bez opamiętania wikła się w toksyczny związek. Na naszych oczach rozpoczyna się proces obsesji, chorego zauroczenia, które rządzi bohaterką, jak narkotyk narkomanem. Rodzi się dziki, szalony romans, niszczący jej małżeństwo i karierę, prowadzący do wzajemnego uzależnienia. Chciałaby się z niego wyplątać i jednocześnie boi się, ucieka i wraca. Pragnie miłości i jenocześnie zadowala ją, że kochanek nigdy jej nie pokocha. Przyznać trzeba, że Ja`ara jest denerwująca, sama nie wie czego chce. Momentami zdaje sobie sprawę z tego, że jej kochanek jest starym mężczyzną, który wzbudza w niej wstręt, gniew i strach. Poniża ją, bawi się nią, a mimo to ona chce z nim zamieszkać, porzucając swoje dotychczasowe życie. Zeruya Shalev sama stwierdza, że czasem ma ochotę potrząsnąć którąś ze swoich bohaterek, żeby otrzeźwiała i zaczęła myśleć bardziej racjonalnie, ale się powstrzymuje. Mówi: " Nie szukam łatwego życia dla moich bohaterów. Dla siebie też nie. Uważam, że bohaterowie literaccy muszą być pełni słabości tak samo jak my. Dlatego gdy czytelnicy czasem narzekają na charaktery moich bohaterów mówię, nie wolno ich tak łatwo osądzać, ponieważ nie są osobami idealnymi."
Bohaterka "Życia miłosnego" miota się, zmaga ze sprzecznymi uczuciami, wciąż nie wie jakiego dokonać wyboru. Jej stany emocjonalne są dla czytelnika trudne do zniesienia. Książkę broni jedynie to, że jest znakomicie napisana, trzyma w napięciu, porusza. Jej osią jest miłość w różnych wariantach, a w tle zarysowane są relacje rodzinne. Zakończenie jest otwarte, czytający sam może zdecydować jaką drogę Ja`ara wybrała i dzięki autorce za to, w przeciwnym razie książka byłaby trudna do zniesienia.
"Cesarz' Ryszard Kapyściński DKK Rawa Maz.
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 16, październik 2013 13:16
- Zbigniew Pacho
„Cesarz”
Ryszard Kapuściński
Tym razem spróbujemy w naszej recenzji przeniesiemy się w cieplejsze klimaty a dokładnie do Etiopii. Przeniesie nas tam król polskiego reportażu Ryszard Kapuściński w książce pod tytułem „Cesarz”.
Jestem pewien, iż większość z nas słyszała o tym pisarzu i o tej książce, jestem pewien, iż większość z nas ma tę lekturę w swoim dorobku czytelniczym. Ale jest to pozycja do której zawsze wato wrócić, zaś Ci miłośnicy książek którzy jeszcze nie mieli okazji do przeczytania „Cesarza” muszą obowiązkowo tę lukę uzupełnić.
Ryszard Kapuściński urodził się 1932 w Pińsku, zmarł sześć lata temu w Warszawie, był najczęściej poza Stanisławem Lemem tłumaczonym za granicą polskim autorem. Niewątpliwie najbardziej kojarzony jest z zapisami, notatkami swoich przemyśleń które złożyły się na cykl „Lapidaria”, książce poświęconej upadkowi Związku Radzieckiego pod tytułem „Imperium” oraz właśnie „Cesarza”. Tak jak wcześniej wspomniałem autor przenosi nas na dwór etiopskiego cesarza Hajle Sellasje. Kapuściński opisuje życie tegoż dworu na podstawie relacji ludzi którzy stanowili najbliższe otoczenie Króla Królów. I tak poznajemy człowieka który jest odpowiedzialny za wycieranie butów dostojnikom podczas audiencji które obsikał pupil Cesarza, kolejny jest odpowiedzialny za otwieranie drzwi, którymi władca wchodzi na salę audiencyjną, zaś następny zajmuje się podkładaniem poduszek, na których cesarz opiera nogi, gdy zasiada na tronie by nie było tak bardzo widać jego niskiego wzrostu. Kapuściński opisuje bale na których stoły uginają się od jedzenia, karmienie lwów płatami mięsa, podczas gdy w kraju panuje nieopisany głód. Ciekawe jest tez przedstawienie osobowości i charakterów ludzi z otoczenia Hajle Sellasje. Dobierał on sobie ludzi delikatnie mówiąc prostych, którzy normalnie nic wielkiego w życiu by nie osiągnęli, jego zdaniem dawało to gwarancje uniknięcia spisku, którego się bał i spodziewał. Ponad to tłumaczył to tym, że byli oni mu tak bardzo wdzięczni za to wyróżnienie, iż mówiąc kolokwialnie nic nie kombinowali. Sam zresztą nie odebrał jakiegokolwiek wykształcenia a wszystkie relacje przekazywane mu były ustnie. Jeżeli chcecie dowiedzieć się jak oryginale funkcje i zwyczaje panowały na dworze Hajle Sellasje koniecznie przeczytajcie „Cesarza” Ryszarda Kapuścińskiego.
Kapuściński miał na tę książkę bardzo ciekawy pomysł. Otóż zestawił on dwa oblicza Etiopii. Tę od strony głodu, biedy i nędzy jaka tam panowała połączył z satyrycznym aczkolwiek autentycznym ukazaniem nonsensu panującego u szczytu tamtejszej władzy. Z jednej strony świat luksusu, przepychu, bogactwa, z drugiej bieda i śmierć głodowa. I był to strzał w dziesiątkę. To właśnie ta książka przyniosła mu sławę a reportaż stał się bardziej przystępny i ciekawy dla czytelnika. A ile jest w tym wszystkim prawdy, a ile fikcji pozostawiam waszej ocenie …
Recenzja książki "Pingpongista" Józefa Hena
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: niedziela, 13, październik 2013 16:59
- Wiesława Kruszek
Recenzja książki Józefa Hena „Pingpongista”
Do Cheremca przyjeżdża ze Stanów sędzia Mike Murphy (dawniej Michał Dembina). Ma uczestniczyć w odsłonięciu pomnika ku czci pomordowanych Żydów, dawnych mieszkańców miasteczka. Co prawda pomnik był już wcześniej, ale napis na nim głosił, że to zbrodnia faszystowska. Nadszedł wreszcie czas, by przyznać, że to cheremczanie spalili swych sąsiadów w stodole.
Czytałam książkę Hena i wiedziałam, że sprawy, które w niej porusza są mi doskonale znane. Cheremiec to przecież Jedwabne, bracia Butrymowie wyróżniający się gorliwością i okrucieństwem to Laudańscy. Prezydent przepraszający w imieniu narodu za straszliwą zbrodnię to Aleksander Kwaśniewski, zaś w dziennikarce Ani łatwo rozpoznać Annę Bikont, autorkę książki „My z Jedwabnego”, o której też się wspomina.
Uważam jednak, że dobrze się stało, iż Józef Hen napisał o tym powieść. To ważny głos we wciąż budzącej emocje dyskusji na temat postaw Polaków wobec zagłady Żydów. W niewielkiej objętościowo książce udało się pisarzowi poruszyć wiele kwestii. Pokazał bohatera wracającego po ponad pół wieku do miejsca swego dzieciństwa, pamiętającego dawnych mieszkańców, zwłaszcza zaś przyjaciela Zygę Ehrlicha, z którym grał w pingponga.
To jego przede wszystkim pragnie uczcić, stojąc przed pomnikiem i słuchając pięknego śpiewu kantora.
W monologu wewnętrznym wspomina, jak bardzo chciał go uratować i choć udało mu się wydostać Zygę ze stodoły, to i tak zginął zastrzelony przez Waldemara Butryma. Obecnie jego syn Bolesław pragnie po części odpokutować winę ojca i chroni Michała Dembinę, by podczas pobytu w Cheremcu nic mu się nie stało. Bolesław Butrym będzie też wraz z nielicznymi mieszkańcami (głównie młodzieżą) porządkował cmentarz żydowski.
Z książki Hena dowiemy się także o ratowaniu Żydów, przechowywaniu ich przez niektórych mieszkańców Cheremca i okolic z narażeniem życia własnego i swych rodzin. Pojawi się Żydówka Frajndla Wajnsztajn ocalona przez panią Eulalię. Matka Bolesława Butryma uratuje Rutkę, z którą ożeni się jej syn, by dalej sprawować nad nią opiekę, choć ona sama nienawidzi swych żydowskich korzeni.
Jest w powieści stary ksiądz Ziemowit spowiadający się sędziemu z Brooklynu, obwiniający się o to, że nie zrobił nic, by zapobiec złu, nie przygarnął nikogo, nikomu nie otworzył drzwi. Teraz wie, że gdyby mógł cofnąć czas, wyszedłby naprzeciw oprawców z krzyżem. Żyjący wciąż stary Konstanty Butrym należący dawniej do Narodowego Hufca Patriotycznego nie uważa siebie za oprawcę, nie odczuwa skruchy, tłumaczy zbrodnię wolą bożą.. Ludzie pamiętają o tym, co się stało w 1941 roku, ale woleliby, aby było jak dawniej – pomnik ze starym napisem o zbrodni faszystów.
Przesłanie książki Hena jest czytelne i jasne. Trzeba pamiętać o niechlubnym udziale Polaków w zbrodniach przeciw Żydom, nie zniekształcać prawdy, oddać hołd ofiarom, dbać o cmentarze. Ładnie ujmuje to sędzia, mówiąc: „Chciałbym, żeby twarz Polski wyglądała przyzwoicie. Nawet gdyby ją trzeba było trochę uszminkować”. Powieść Hena jest ważna, warto ją poznać. Sprawa Jedwabnego może przestała już budzić emocje, jednak antysemityzm jest wciąż obecny. Pisarz określił go jako „chorobę trudną do wyleczenia, bo sprawia choremu przyjemność”.
Myślę, że „Pingpongista” chce pokazać jednak w miarę optymistyczny obraz i daje nadzieję, że ludzi z takim nastawieniem jest coraz mniej.
Wiesława Kruszek
DKK przy PBP w Sieradzu
Recenzja książki "Skaza" Zofii Borowskiej-Wyrwy
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: niedziela, 22, wrzesień 2013 18:44
- Wiesława Kruszek
Akcja książki Zofii Borowskiej-Wyrwy „Skaza” obejmuje 6 lat II wojny światowej. Dokładne ramy czasowe to 27 lipca 1939 roku i 9 maja 1945 roku. Druga z tych dat jest dobrze znana, co kryje się pod pierwszą? Otóż żona majora Sobańskiego, Magda, pakuje się, by wyjechać, zamiast do modnego kurortu, do Złotnik, majątku wuja jej męża.
W tamtych stronach - okolice Pińczowa, Kielc, przyjdzie jej spędzić całą wojnę. Najpierw z rodziną Jastrzębskich, a potem niespodziewanie los postawi na jej drodze Niemca, Arnolda Neugebauera. Ten inwalida wojenny, odznaczony Krzyżem Żelaznym za zasługi na polu walki w I wojnie światowej trafi z rodzinnej Bawarii do Borzestowa. Mimo że musiał się zapisać do NSDAP, nie darzy sympatią Hitlera, w przeciwieństwie do swej żony i dzieci.
W Borzestowie jako oberleiter organizuje biuro urzędu administrującego skonfiskowanymi majątkami. Znajomość z Magdą Sobańską i złączenie ich losów będzie miało związek z pomocą żydowskiej rodzinie Rosenbaumów. Babka Arnolda Neugebauera pochodziła z Pińczowa i była z domu Rosenbaum, co Niemiec skrzętnie ukrywa przed dziećmi.
I tak przeplatają się wątki, zdarzenia, sprawy. Jesteśmy w Niemczech, we Francji, pod Stalingradem, w majątkach ziemskich, na chwilę w Warszawie. Śledzimy losy ziemian Jastrzębskich i Kreczunowiczów, zaloty Johana Neugebauera i jego małżeństwo z Hildą von Rohde, działalność konspiracyjną Michała Jastrzębskiego i Magdy Sobańskiej.
W fabułę włącza autorka informacje historyczne uzupełniane przypisami.
W tym natłoku zdarzeń umyka jej bardzo ważna data, 17 września 1939 roku i napad Sowietów na Polskę. Dosyć to dziwne, bo książka ukazała się w 2011 roku (można o tym napisać) i przecież jej akcja toczy się blisko wschodniej granicy. No cóż, nie da się na 440 stronach powieści zmieścić wszystkich ważnych wydarzeń II wojny światowej, ale pominięcie akurat tej daty, po tylu latach ukrywania, może zastanawiać.
Odnoszę też wrażenie, że Borowska-Wyrwa chciała za dużo opowiedzieć i stąd niektóre zagadnienia są tylko zarysowane i nie znajdują dalszego ciągu. Nie bardzo wiadomo na czym polega konspiracyjna działalność Michała Jastrzębskiego, więcej miejsca poświęcone jest jego staraniom o rękę panny z dworu w Smogorzowie czy opiece nad krewniaczką Magdą, która zostaje łączniczką ZWZ. Także jej działania są tu bardzo ogólnikowo ujęte, a nawet powiedziałabym nieco karykaturalnie. No bo zajęta pogaduszkami z przyjaciółkami sprzed wojny spóźnia się ponad godzinę na umówione konspiracyjne spotkanie (jak się okaże łącznik poczeka!). Ma się wrażenie, że te treści zostały jakby „na siłę” włączone w fabułę. Jest takich zresztą więcej, podczas gdy zagadnienia istotne są często potraktowane powierzchownie. Tytułowa „skaza” chociażby; syn Arnolda, Johan, który dowiaduje się dość nieoczekiwanie o prababce Żydówce, raczej łatwo przechodzi nad tym do porządku dziennego. Nie skontaktuje się z ojcem, nie zarzuci go pretensjami o ukrywanie takiej prawdy. A przecież tak zależało mu na przyjęciu do SS i udowodnieniu, że jego przodkowie byli aryjskiego pochodzenia, nieskażeni krwią żydowską.
Cóż, tak jak pisałam wcześniej, chyba pisarka za wiele chciała opowiedzieć. Mnie ta powieść się nie podoba. Jej mankamentem jest też niestaranne wydanie; różna czcionka, błędy ortograficzne. Są błędy rzeczowe, np. sprawa zabrania przez Magdę Sobańską na wyjazd do Złotnik jedwabnej sukienki, raz jej nie ma, potem nagle „cudownie” jest, i skąd, skoro nie została spakowana! Bohaterka wyjechała z Warszawy w lipcu, potem pojawia się informacja, że w sierpniu!
Nie podoba mi się język, przesadne, wydumane sformułowania, powtarzanie treści. Może podam przekład, żeby nie być gołosłowną: „Johan opancerzył twarz maską śmiertelnej powagi, ale jego serce skowyczało z bólu” czy „ręka drżała febrycznie”.
Odwołując się na koniec do opinii klubowiczów, muszę stwierdzić, że były one podzielone, chyba po równo. Połowa podzielała wyrażone przeze mnie zdanie, inni bronili powieści, podkreślali ciekawe treści, ukazanie tematyki wojennej bez okrucieństw i drastycznych scen, sposób przedstawienia bohaterów, zwłaszcza sylwetki tzw. dobrego Niemca, Arnolda Neugebauera, wzbogacenie wiedzy historycznej na temat II wojny światowej.
Co do języka raczej się zgadzaliśmy. Pozostawia wiele do życzenia, choć czytanie może przebiegać lekko i łatwo, jeśli nie zirytujemy się zanadto, gdy natrafimy na przykład na takie zdanie:”- To tylko jeden Bóg wie- odrzekła Kreczunowiczowa, wyciskając zapłakane oczy.” Słowo „wyciskając” podkreślone zostało przez użycie większej czcionki!!!
Ja raczej nie polecam powieści „Skaza” Zofii Borowskiej-Wyrwy. Skłaniałabym się zdecydowanie do zaproponowania tego samego tytułu, ale autorstwa Magdaleny Tulli czy Josephine Hart.
Wiesława Kruszek - Dyskusyjny Klub Książki przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Ostatnia konkubina
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 11, wrzesień 2013 10:56
- Monika Wajman
"Ostatnia konkubina" L.Downer to barwna opowieść o młodej dziewczynie, która wplątana zostaje w wydarzenia wielkich zmian w Japonii w drugiej połowie XIX wieku. To czasy wojny domowej pomiędzy siłami panującego Siogunatu Tokugawów a zwolennikami przywrócenia realnej władzy cesarza. Autorka zadbała, by tło historyczne powieści było bliskie prawdy. Bitwy, wydarzenia polityczne, życiorysy niektórych postaci, a nawet pogoda są autentyczne. Główna bohaterka jako dziewczynka trafia do pałacu kobiet, w którym mieszka 3000 kobiet i jeden mężczyzna-shogun. Otoczone przepychem zajmują się głównie swoim wyglądem, ale co zadziwiające, również uczą się sztuk walk, by w każdej chwili były gotowe obronić swojego pana, a nawet za niego umrzeć. Książka dostarcza dużo wiedzy na temat kultury Japonii, obyczajów i mentalności jej mieszkańców. Życie Japonek bardzo różniło się od naszego. Kobiety z wyższych klas rzadko opuszczały dom, musiały bezwzględnie podporządkować się woli najpierw ojca, później męża, a gdy ten zmarł, syna. Nie wolno było okazywać uczuć, bez względu na to, jak straszne wydarzyłoby się nieszczęście. W ich świecie ogromną rolę odgrywały zapachy, cała powieść jest nimi przepełniona.
"Ostatnią konkubinę" bardzo dobrze się czyta. Wartko poprowadzona akcja, sugestywne opisy, zaskakujące zwroty akcji, a przy tym przystępny język potęgują przyjemność czytania. Poza tym to nie tylko kronika kraju rozdartego bratobójczymi walkami, ale również historia zmagań z losem młodziutkiej dziewczyny, którą zaskoczyła nieznana Japończykom miłość. Lesley Downer pokazała nam świat zupełnie odmienny od naszego, ale w sposób zrozumiały i atrakcyjny. Warto się w niego zagłębić.
Recenzja książki "Młot na czarownice"
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 09, wrzesień 2013 14:01
- Marzanna Wiśniewska
Styl Jacka Piekary, który jest niezwykle barwny i interesujący, pobudzi wyobraźnię każdego czytelnika i przeniesie go do pokoju na piętrze karczmy, by mógł przysłuchiwać się rozmowie Mordimera Madderdina z Vermą Roksdorff. Tak właśnie zaczyna się "Młot na czarownice" - jeden z siedmiu tomów przygód Sługi Bożego, Inkwizytora.
Książka zawiera pięć opowiadań różniących się od siebie tematyką i bohaterami pobocznymi. Ich elementami wspólnymi są oszczędne, aczkolwiek prawdziwie obrazujące relacje między postaciami, jak również łączący ich problem lub zdarzenie. Autor skupia się na poczynaniach bohaterów, dzięki czemu akcja jest wartka i płynna. Przedstawia czytelnikom sceny egzekucji, tortur, polowania. Przykładem jak bardzo jest barwny i pomysłowy styl pisarza świadczy opis zgładzenia ludzkiego wampira przez Anioła.
Interesujące w tej książce jest to, że opowiada o wydarzeniach, które rzeczywiście miały miejsce. Jacek Piekara we wszystkich tomach o Inkwizytorze bardzo kreatywnie i bogato pokazuje jak to mogło wyglądać. Jak czarownice mściły się za swoich bliskich i jakimi metodami były nawracane na drogę Bożą. Co więcej, autor zamieścił w jednym z opowiadań demona, który swoim wyglądem i postępowaniem mógł nieco rozczarować, lecz z pewnością zaskoczyć. To jedynie potwierdza nieprzewidywalność pisarza.
Na pewno nie można odmówić Piekarze świetnego warsztatu, jak i twórczego podejścia do tematu. Kreacja głównego bohatera, która wzbudza zarówno sympatyczne, jak i niesympatyczne odczucia, gwarantuje, że nowych czytelników będzie przybywać.
Justyna Grabowska, DKK przy Gminnej Bibliotece Publicznej w Wodzieradach z/s w Kwiatkowicach
Recenzja książki "Chaszcze"
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 09, wrzesień 2013 12:09
- Marzanna Wiśniewska
Głównego bohatera powieści Jana Grzegorczyka pt.: "Chaszcze" można określić mianem poszukiwacza. W czasie trwania fabuły zajmuje się rozmyślaniem nad swoim życiem: co takiego osiągnął, a co przegapił, czego chciałby się nauczyć i co powinien nadrobić.
Zakup chatki w Witalniku jest początkiem lawiny decyzji, które pojawiają się na każdym jego kroku. Stanisław Madej zwykle bierny, nie pragnący wychodzić z jakąkolwiek inicjatywą, lubiący stan, w którym trwał przez prawie 50 lat, jest zmuszony do przemiany. I on na tę przemianę przystaje z większą lub mniejszą ochotą. Swój czas przeznacza na poznawanie przyrody i gatunków ptaków. Podczas tej czynności odnajduje zwłoki wisielca. Wydarzenie to zapoczątkowało w pośredni sposób jego powrót do pisania. W tym miejscu jego poszukiwania nabierają innego charakteru. Odrzuca egzystencjonalne, nic nie przynoszące myślenie i zaczyna działać, odnajdując odpowiedzi na pytania dotyczące samobójstwa. Poprzez to wydarzenie porządkuje swoje sprawy życiowe, tworzy hierarchię wartości, której mu dotychczas brakowało. Poznaje innych poszukiwaczy: pana Mizerę (z zawodu adwokat), Kaleckiego (dziennikarz), Guzowskiego (poszukiwał sensu w życiu), Krystynę (która chciała wiedzieć, czemu jej mąż popełnił samobójstwo).
Cała historia jest napisana ciekawie i zajmująco. Wpływa na to kreacja wszystkich bohaterów, których bez problemu można by odnaleźć w rzeczywistości. A także zawarte śledztwo przeistaczające sie w romans, bazujące na tragicznej przeszłości wisielca. Warto również zwrócić uwagę na anegdoty o posycnych, którzy zamieszkiwali tamte tereny kilkadziesiąt lat temu.
"Chaszcze'" są dowodem na to, że nigdy nie jest za późno, by chcieć i móc zmienić swoje życie. Należy pamiętać, że kiedy będzie się już do tego dążyć, trzeba to doprowadzić do końca.
Justyna Grabowska, DKK przy Gminnej Bibliotece Publicznej w Wodzieradach z/s w Kwiatkowicach
dziewczyna z pomarańczami
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 29, lipiec 2013 14:03
- Beata Szymczak
"Dziewczyna z pomarańczami"-to opowieść o miłości. Narratorem jest 15 letni chłopiec imieniem Georg. Mieszka z matką, malutką siostrzyczką i ojczymem. Jego ojciec zmarł wiele lat temu, kiedy on sam był jeszcze małym chłopcem i właściwie go w ogóle nie pamięta.
Pewnego dnia 15 letni Georg znajduje list, który schowany był w czerwonym dziecięcym wózku na strychu. List ojca do syna jest momentami rozwlekły. W liście tym ojciec opisuje spotkanie i miłość do dziewczyny, ktora miała przy sobie torbę wypełnioną ogromną ilością pomarańczy, dziewczyna ta to matka Georga.
Książka przekazuje sens miłości. Chłopiec pod wpływem listu przypomina sobie rozmowy z ojcem, który zaszczepił w min miłość do gwiazd.
Więcej artykułów…
- "Kubuś Fatalista i jego pan" Denis Diderot
- "Kobiety" Charles Bukowski
- Japońska parasolka
- Recenzja książki "Niech to nie będzie sen"
- Recenzja książki "Przedział dla pań"
- Recenzja książki "Dzwon śmierci"
- Recenzja książki "Pensjonat"
- Recenzja książki "Stuhrowie: historie rodzinne"
- Recenzja książki "Dzidzia"
- Recenzja książki "Good night, Dżerzi"