Wyszukiwanie:

Logowanie:

Realizatorzy:

Recenzje czytelników klubów DKK

Recenzja powieści Bernardine Evaristo „Dziewczyna, kobieta, inna”

Powieść Bernardine Evaristo składa się z pięciu rozdziałów i epilogu, zawarte są w nich opowieści o dwunastu kobietach. Pochodzą one z rodzin imigranckich, głównie z krajów afrykańskich, żyją w Wielkiej Brytanii. To tam ich przodkowie szukali lepszego życia dla siebie i swoich dzieci.

Bohaterki łączy pragnienie znalezienia swojego miejsca. Wiedzą, że muszą o nie walczyć, bo kolor skóry, płeć, orientacja seksualna to wciąż przeszkoda. Przepustką do lepszego świata jest wykształcenie, stwarza możliwości, których często nie miały ich matki i babki. Buntownicze i przebojowe potrafią też przeciwstawić się swoim rodzinom.

Historie dwunastu bohaterek przeplatają się, są między nimi związki odsłaniane powoli, aż do zaskakującego końca. Poznajemy losy dziewcząt, kobiet, innych na przestrzeni wieku XX i XXI. Pierwszą z nich jest Amma, widzimy ją, gdy właśnie idzie na premierę swej sztuki „Ostatnia Amazonka Dahomeju” w The National w Londynie. Większość powieściowych postaci zobaczymy na bankiecie wieńczącym sukces sztuki Ammy, córki Afrogujanki i Hindogujańczyka.

Będzie wśród nich m.in. przyjaciółka szkolna Ammy, Shirley, która została nauczycielką historii, Carole po uniwersytecie w Oxfordzie, która pracuje w banku w City. Z Ameryki przyjedzie Dominique, dawna miłość i partnerka Ammy. Będzie i Megan, która stała się Morgan. Zmianą imienia zamanifestowała swoje uwolnienie od płci, z żadną bowiem nie chce się utożsamiać. Wśród „pobrzękiwania kieliszków z prosecco” w teatralnym foyer toczyć się będą rozmowy o „fenomenalnym spektaklu”, który odniósł wielki sukces; określono go jako „olśniewające widowisko, poruszające, kontrowersyjne, oryginalne”. O długiej drodze wiodącej do niego rozmawiają Amma z Dominique.

Czytelnik zaś porządkuje sobie na nowo poznane historie, układa życiorysy bohaterek, widząc, że to one dominują, mężczyźni są tu zdecydowanie w tle, czasem niechlubnym, a i dramatycznym. Podejmowane są tematy, głównie z kobiecej perspektywy: rasizm, feminizm, transpłciowość.

Sympatyzujemy z kobiecymi postaciami, śledząc ich zajmujące, bardzo ciekawie pokazane losy. Podziwiamy siłę, dzięki której osiągają swoje cele. Udowadniają, że mogą być pisarkami, nauczycielkami, wiceprezeskami banku, ale i kierowniczkami działu w supermarkecie, jak LaTisha, która późno zrozumiała potrzebę nauki i wykształcenia. Przyglądamy się wszystkim dziewczynom, kobietom i innym z czułością pokazanych przez pisarkę.

Najbardziej sympatyczną i ciepłą zdaje się być Hattie (Bunia), prababcia Megan/Morgan. Ma 93 lata, krytyczne i racjonalne podejście do swojej rodziny, niebinarna prawnuczka ma w niej wielkie wsparcie i akceptację.

Powieść czyta się świetnie, przyznała to każda klubowiczka, mimo dość nietypowej formy zapisu, zdania nie zaczynają się wielką literą, nie kończą kropką, ale każde z nich to nowy akapit. Zgodnie stwierdziłyśmy, że szybko przestaje się to zauważać, narracja płynie tu wartko, nie ma czasu na nudę i dywagacje ortograficzne. Zostaje przemożna chęć, by zagłębiać się w tę zajmującą opowieść o trudnej drodze przebijania się imigrantów w angielskim społeczeństwie. W powieści pojawiają się też czasem humorystyczne fragmenty, jak choćby ten o bezstresowym wychowywaniu córki Ammy. Zauważyłyśmy też z radością informację o Winsome, matce Shirley, która opowiada o kółku czytelniczym; wraz z przyjaciółkami „co miesiąc czytają inną książkę”, rozmawiają o niej, a nawet się kłócą, choć, jak przyznaje Winsome,”to nie była kłótnia, tylko debata”. Zdarzało się, że „w jej myślach szumiało od dyskusji z koleżankami i zastanawiała się, jak poprawić swoje argumenty w przyszłości”. Nam także zdarza się doświadczać takich wrażeń w trakcie i po spotkaniach naszego DKK.

Na koniec warto też wspomnieć o tłumaczce książki, Annie Zano, i przeczytać jej posłowie „O wierności”. Wiele tu ciekawostek związanych z wyzwaniami, które przed nią stanęły przy pracy nad „powieścią pod wieloma względami nieprzekładalną”, takie bowiem słyszała wcześniej obawy. Trzeba przyznać, że efekt jej pracy jest naprawdę bardzo zadowalający i podziwiać należy jej tłumaczenie.

 

Wiesława Kruszek

Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu

Relaja książki pt."Bez szans"

"Bez szans" można polecić z uwagi na trudne wątki życiowe, książka daje do myślenia i niesie przesłanie co w życiu jest ważne i jakimi decyzjami powinniśmy się kierować.  Pomimo  smutnej, surowej fabuły książka ma w sobie piękno i jest ona godna do przeczytania dla dorastających czytelników. 

Recenzja książki pt."Bez szans"

"Bez szans" można polecić z uwagi na trudne wątki życiowe, książka daje do myślenia i niesie przesłanie co w życiu jest ważne i jakimi decyzjami powinniśmy się kierować.  Pomimo  smutnej, surowej fabuły książka ma w sobie piękno i jest ona godna do przeczytania dla dorastających czytelników. 

Bez szans

Książka pt. "Bez szans" to opowieść o sile miłości dwojga ludzi, poznajemy głównych bohaterów Kylanda i Tenleigh , którzy pomimo tak młodego wieku muszą zachowywać się jak dorośli , zarabiać na swoje utrzymanie, ci dwoje borykają się z wielką biedą i ubóstwem,jednakże dzielnie pokonują trudy dnia codziennego.  Kyland poluje, dorabia i dba sam o siebie, musi sam młodzieniec zapewnić sobie wyżywienie i utrzymanie. Tenleigh  razem z siostrą zajmuje się chorą mamą. Pracuje by kupić jej leki i mieć na utrzymanie. Bohaterowie chodzą głodni i wyczerpani swoją biedą i codziennością. Oboje jednak mają marzenia i cel do osiągnięcia. Chcą zdobyć stypendium i wyrwać się z górskiego miasteczka.  Bohaterowie dobrze się ucza rywalizują ze sobą, ponieważ stypendium może uzyskać tylko jedno z nich. Jednak ich wewnętrzna siła i marzenia sa bardzo silne, mimo że nie chcą się wiązać z nikim na dłużej, to okazują się być bratnimi duszami.  "Bez szans" to surowa, ale piękna powieść o poświęceniu, stawiając czyjeś dobra ponad swoje, to pokazanie, że dla drugiej osoby mozna zrobić wszystko. 

Recenzja powieści Grzegorza Musiała „Ja, Tamara”

Grzegorz Musiał zaczyna swoją powieść o Tamarze Łempickiej mottem z książki „Pod wulkanem” Malcolma Lowry’ego. Jest to w pewnym stopniu uzasadnione tym, że właśnie nad wulkanem Popocatepetl, zwanym też El Popo, kazała swe prochy rozsypać znana malarka polskiego pochodzenia. W prologu zabiera głos ten, który spełnił jej wolę i towarzyszył jej w ostatnich latach życia. To znany meksykański rzeźbiarz Victor Contreras, w powieści występujący jako Pablo. Dla niego Tamara nagrywa swe wspomnienia.

Taki jest pomysł Musiała na książkę. Jest to beletryzowana biografia, nad którą, jak przyznał w wywiadach, pracował około 10 lat. Jeździł śladami Łempickiej, spotykał się z osobami, które ją znały, czytał ich wspomnienia, zapoznał się z książką jej córki Kizette pt. „Tamara Łempicka. Projekt artystka”.

W życiu tej wybitnej malarki tworzącej w stylu art déco jest wiele niejasności, począwszy już od daty urodzin. Autor uznał, że pokaże jej barwne życie i twórczość, stosując narrację w pierwszej osobie, i to właśnie jej odda głos. Odwołam się znów do jednego z wywiadów, w którym stwierdził, że chciał zrozumieć duszę Łempickiej i w ten sposób to ona jakby zaprasza czytelnika do swego wnętrza.

Czy to się udało? Można dyskutować nad taką formułą książki. Dla mnie była ona męcząca, egzaltacja bohaterki, drobiazgowe opisy miejsc i osób sprawiały, że trudno mi było dotrwać, choć to zrobiłam, do końca, czyli do 565. strony. Przyznaję, że nie lubię w ogóle biografii beletryzowanych, stąd może i moja niechęć.

Na plus zaliczę autorowi to, że opisując słowami malarki kolejne malowane przez nią obrazy, zachęcił mnie do sięgnięcia po ich reprodukcje i obejrzenia rezultatów. W sumie to wielka szkoda, że przy takich opisach nie znalazły się w książce fotografie jej dzieł.

Są one piękne, to przyznawały wszystkie klubowiczki, z których część miała okazję być kilka lat temu na wystawie jej malarstwa w Krakowie. Niektórym książka też się podobała, odpowiadał im taki sposób pokazania bohaterki. Podkreślano, że może właśnie udało mu się uchwycić jej charakter, wyniosłość, egoizm, przemożną chęć bycia nieustannie na pierwszym planie.

Powieść jest doprowadzona do 1939 roku, gdy Łempicka wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych. Jest i drugi tom pt. „Tamara, siostra wulkanu”. Jeśli kogoś zainteresował tom pierwszy, może do niego sięgnąć, by dowiedzieć się, jak potoczyły się dalsze losy sławnej malarki, „królowej Paryża”. Czy udało jej się pozostać „królową” także za oceanem?

 

Wiesława Kruszek

Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu

 

D. Chamberlain Światło nie może zgasnąć

Światło nie może zgasnąć to dobrze napisany dramat rodzinny, książke czyta się jednym tchem, ciekawe wątki obyczajowe i społeczne, charakterystyczni bohaterowie zapadający w pamięci. Niektóre wątki łamią serce, niespodziewane zwroty akcji , historie rodzinne, międzyludzkich relacjach, o miłości i zdradzie. Książka napisana prostym i przystepnym językiem. Uważam, że powieść spodobała się czytelnikom. 

Recenzja książki ”Stówka. Przeczytaj to jeszcze raz”

Anna Dziewit-Meller i Justyna Sobolewska postanowiły w okresie pandemii stworzyć swój własny, jak podkreślają, „absolutnie subiektywny wybór książek”. Podzieliły go na cztery części: dzieciństwo, szkoła, studia i dorosłość.

Przypomniały sobie i powróciły raz jeszcze do lektur, które budziły ich emocje, były czytane z dziećmi, wywoływały wspomnienia. Te ich rozważania, eseje, czy nawet można je nazwać po prostu recenzjami, mogą stać się inspiracją dla osób sięgających po „Stówkę”.

Młodszym pewnie bliższe będą wybory Anny Dziewit-Meller (rocznik 1981), starsi chyba lepiej się poczują wśród książek zaproponowanych przez Justynę Sobolewską (rocznik 1972). Nam, klubowiczkom, bliżej było do lektur autorki książki o Kornelu Filipowiczu, którą gościliśmy w naszej bibliotece w listopadzie 2023 roku. Niektóre z nas czytają jej recenzje zamieszczane w tygodniku „Polityka”. Znamy jej „Książkę o czytaniu”, w której wspomina o naszym DKK. Może więc trochę decydował tu sentyment, ale tak się też złożyło, że znałyśmy więcej książek z jej listy.

Doceniamy oczywiście także polecenia autorki „Darcia pierza”. Pięknie napisała np. o wierszach Juliana Tuwima czy Wisławy Szymborskiej. Przyklasnęłyśmy mocno wyborowi „Śmierci pięknych saren”, kryminałom Agaty Christie, kilka z nas chce przeczytać polecaną przez nią „Ucztę Babette” Karen Blixen.

Mnie bardzo zainteresował esej poświęcony książce Joanny Brach-Czajny, której „Szczeliny istnienia” przeczytałam trzy lata temu, a Dziewit-Meller znała ją już w okresie studiów. Ta zawarta w niej filozofia codzienności została tu bardzo ładnie przedstawiona przez nią, napisała, że „był to dla niej łyk krystalicznie czystej wody po długim forsownym marszu”.

Obie autorki mają niewątpliwie dar polecania, przekazywania nam swoich wzruszeń związanych z lekturą ważnych dla nich książek. Justyna Sobolewska wspomina swego ojca czytającego na głos „Pamiętnik z powstania warszawskiego” Mirona Białoszewskiego. Zaznacza z kolei, że sama czytała z synami głośno ballady Adama Mickiewicza.

Długo by tu wymieniać ważne dla obu autorek książki; nie da się oczywiście, bo jest ich 100, a nawet dokładnie 101. Trzeba po prostu usiąść, zacząć czytać, wybrać sobie książki, które znamy i chcielibyśmy do nich wrócić i te, których jeszcze nie przeczytaliśmy, a autorki zachęciły nas do tego.

Warto przy okazji pamiętać, że „czytanie ma nad życiem znaczącą przewagę”, o czym pisze w końcowym rozdziale dotyczącym „Czarodziejskiej góry” Justyna Sobolewska. Przytacza też słowa Małgorzaty Łukasiewicz z książki „Jak być artystą”: „literatura to coś innego niż życie, którego nie da się, dobrnąwszy do końca, zacząć jeszcze raz”.

Skoro tak, to, jak radzi wspaniały węgierski pisarz Sandor Marai, trzeba: „Czytać w każdej chwili. Kiedy pomyślę o możliwościach i zaniedbaniach w lekturze, zszokowany konstatuję, jak krótkie jest życie”.

 

Wiesława Kruszek

Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu

Jest krew

Książka pt. "Jest krew"  to zbiór czterech opowiadań, znanego mistrza grozy, lecz w powieści zabrakło atmosfery prawdziwej grozy. Odbiór książki wśród czytelników był raczej chłodny.

Recenzja Co chcesz powiedzieć światu"

Książka przekazuje wiele o odrzuceniu, trudnych decyzjach i przewrotności losu. Nie jest to jednak opowieść o użalaniu się nad sobą.Mimo trudności te doświadczenia ukształtowały je jako silne jednostki.Klubowicze mieli okazję poznać te wyjątkowe kobiety, śmiać się i płakać razem z nimi. To książka, do której podeszły z  emocjami, dająca nadzieję,że po każdej burzy wychodzi słońce. Książka spodobała się odbiorcom i zyskała ich uznanie. 

Co chcesz powiedzieć światu

Książka jednej z najbardziej znanych polskich reporterek pt."Co chcesz powiedzieć światu" daje siłę i nadzieję, pokazuje świat bez uwrażliwienia na losy innych, Zobrazowane są portrety dziesięciu niezwykłych kobiet, które autorka spotkała na swojej drodze na różnych krańcach świata i w Polsce. Tematy i historie, w których głośno mówią o tym, co najważniejsze: o walce o godności i szczęście własne, i drugiego człowieka, o bezwarunkowej miłości, która daje siłę, i determinacji, która pozwala osiągnąć niemożliwe.

Recenzja opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza „Panny z Wilka”

Krytyk literacki Ryszard Matuszewski w posłowiu do „Wyboru opowiadań” Jarosława Iwaszkiewicza z 1975 roku napisał, że w tym właśnie gatunku „najdobitniej wyraża się jego mistrzostwo”. Pisarz Eustachy Rylski w eseju „Mój Iwaszkiewicz” ze zbioru „Po śniadaniu” uznał „Panny z Wilka” za najlepsze, jego zdaniem, opowiadanie w historii literatury światowej.

Nie śmiałabym porównywać się z autorem „Warunku”, który na pewno zna bardzo dużo opowiadań, nie tylko polskich, ale chętnie się z nim zgodzę. Podobnie i inne klubowiczki uznały, że to piękny tekst spopularyzowany dodatkowo przez film Andrzeja Wajdy z 1979 roku, nominowany do Oskara, w którym pojawia się Jarosław Iwaszkiewicz.

Niewątpliwym walorem „Panien z Wilka” jest niepowtarzalny klimat oddany wspaniałymi i poetyckimi zdaniami. Można wyobrazić sobie dwór w Wilku, dom w Rożkach i ich okolice. Podkreślona zostaje atmosfera przemijania i „bezpowrotności minionego czasu”, jak zauważył Leon Piwiński, krytyk i edytor.

Wiktor Ruben, główny bohater, wraca po piętnastu latach do wiejskiego dworu, gdzie był korepetytorem jednej z sześciu mieszkających tam sióstr. Porównuje stan obecny z tym sprzed lat i uświadamia sobie, że niemożliwy jest powrót w przeszłość. Panny wyszły za mąż (Jola, Julcia, Zosia), rozwiodły się (Kazia), zmarły (Fela), zaś Tunia jest jeszcze bardzo młoda i nie pamięta go z tamtych lat.

Konfrontacja panien z ich dawnymi wizerunkami nie wypada zbyt korzystnie (Wiktor zdaje się tu być bardzo krytyczny), jedynie Fela wciąż pozostaje w jego pamięci i wyobrażeniach piękna, młoda i naga, bo taką ujrzał ją kiedyś przypadkiem na łące w świetle słońca.

Mimo że Kazia uświadamia mu, jak wiele znaczył dla każdej z nich, „widziano go w heroicznym świetle dwudziestej wiosny życia”, teraz żadna z sióstr nie myśli o nim poważnie, są zajęte sobą i swoimi sprawami. Jest tylko wakacyjnym przerywnikiem w ich życiu, przypomnieniem dawnych dni.

Wiktor przeżywa rozterki, nie bardzo wie, czy chciałby wyjechać, czy może zostać. Ciotka chciałaby go ożenić z Tunią, ale on zdaje sobie sprawę, że dla niego jest już za późno, poza tym tak naprawdę interesują go raczej mężczyźni.

Kiedy czyta się opowiadanie, wydaje się, że bohater ma więcej lat niż w rzeczywistości, a przecież ma ich zaledwie trzydzieści siedem. Po rozmowie z Zosią uświadamia sobie, że „lato się w nim przełamało” i pora wracać do swoich spraw. Jeszcze „przez chwilę” pomyśli, że „wszystko rzeczywiste odbyło się wówczas, piętnaście lat temu, a on o tym nie wiedział”. Pewnie wielu czytelników doświadcza podobnego uczucia, gdy sięga do przeszłości.

Jarosław Iwaszkiewicz, tu sięgnę znów do słów Eustachego Rylskiego, „pisze bardzo przejmująco o przemijaniu”. Warto zanurzyć się w tę nostalgiczną atmosferę wilkowskiego dworu, przeczytać opowiadanie, po raz pierwszy lub kolejny, obejrzeć film ze wspaniałymi rolami Daniela Olbrychskiego, Mai Komorowskiej, Anny Seniuk, Stanisławy Celińskiej czy Krystyny Zachwatowicz. Warto też sięgnąć do wydanej niedawno książki Grażyny Stachówny o trzech dworach ( w Byszewach, Wilku, Radachówce ) oraz prawdziwych, literackich i filmowych „Pannach z Wilka”. Znajdziemy tam różne interpretacje opowiadania, przeczytamy o nostalgii pisarza, bohatera i reżysera, obejrzymy wiele bardzo ciekawych zdjęć.

Wiesława Kruszek

Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu

 

Recenzja książki Krzysztofa Vargi „Czardasz z mangalicą”

Krzysztof Varga w dziewięciu opowieściach przybliża ojczyznę swojego ojca. Pierwsza z opisywanych w drugiej części trylogii węgierskiej wypraw kończy się 30 km od zamierzonego celu (wyjazd do Miszkolca po paprykowaną słoninę z mangalicy) wypadkiem drogowym. Na szczęście ucierpiał tylko samochód, zaś autor w oczekiwaniu na przyjaciół wspomina sznycle z knajpy Wichmanna.

W kolejnych opowieściach węgierska kuchnia zajmuje sporo miejsca. Varga zajada się ciężkostrawnymi potrawami z nieodłącznym dodatkiem różnego rodzaju papryki. Podobały nam się ich nazwy, które trudno wymówić, wszak język węgierski należy do rodziny języków ugrofińskich i jest unikalny w Europie. Te porkoloty, hurki, rakott krumple, bundas kenyery, jak to brzmi! Wiele miejsc kojarzy się autorowi ze zjadanymi w tamtejszych restauracjach, barach i knajpach potrawami.

Odwiedza miasta, miasteczka, wsie, od Budapesztu, Peczu, Kecskemetu po Szolnok i Nagyerev. Z Andrzejem Stasiukiem postanawiają też „pokłonić się cieniom Danilo Kisa”. Tym razem muszą przekroczyć nieco granicę, bo Szabatka, kiedyś miasto węgierskie, to serbska Subotica. Danilo Kisa uważa Krzysztof Varga „za jednego z największych pisarzy minionego szczęśliwie wieku”, a jego „Ogród, popiół” za „jedną z najpiękniejszych książek, jakie człowiek może w swoim życiu przeczytać”. Podpisuję się pod tym zdaniem; przeczytałam i zachwyciłam się.

Podróżując przez Węgry, pisarz przygląda się mijanym pomnikom i cmentarzom, opowiada o przeszłości tego kraju, o nieutulonym wciąż żalu i nostalgii jego mieszkańców za przedtrianońskim państwem. Tu dostrzega podobieństwo do naszego rodzimego „napawania się narodowymi nieszczęściami” i celebrowania klęsk. Niewątpliwie łączy nas ten „historyczno – nostalgiczny narodowy entourage”.

Z książki autora „Gulaszu z turula” można dowiedzieć się wiele o historii Węgier, a także o dniu dzisiejszym jego mieszkańców. Barwne opisy miejsc: cmentarza Farkasreti, puszty w Bugac, zamku Batorych, targowisk i placów, kąpieliska w Hajduszoboszlo sprawiają, że można je zobaczyć oczyma wyobraźni.

Uwagę zwracają także piękne dygresje autora o literaturze, filmie, obrazach, muzyce. W rozdziale „Nienapisana powieść” pisze Varga o tym, że zaczął powieść rozgrywającą się w Budapeszcie, zamieszcza nawet jej fragment, ale nie dał rady i zrezygnował. Na szczęście okazało się, że nie do końca, bowiem w 2018 roku ukazała się, dla mnie najlepsza, jego powieść „Sonnenberg”.

Krzysztof Varga potrafi zajmująco opowiadać, ma świetny zmysł obserwacyjny i charakterystyczny styl; sarkastyczny, ironiczny, czasem i złośliwy. Polecamy jego książki, nie tylko te pokazujące ojczyznę, kraj jego ojca, ale i „matczyznę”, kraj jego matki, który dla niego jest miejscem, gdzie żyje i tworzy.

 

Wiesława Kruszek

Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu

Recenzja książki Mariusza Urbanka „Tuwim. Wylękniony bluźnierca”

Mariusz Urbanek przybliża w swojej książce sylwetkę Juliana Tuwima, znanego wszystkim twórcę wspaniałych wierszy dla dorosłych i dla dzieci. Pokazuje jego dzieciństwo i wczesne lata młodzieńcze spędzone w Łodzi, gdy, jak mówiła jego siostra Irena, „rozsadzał jak dynamitem szarość i ubóstwo naszego życia”. Autor pisze o jego psotnym i dość beztroskim usposobieniu, które spowodowało nawet powtarzanie szóstej klasy gimnazjum. Tuwim miał dużo różnych pasji i zainteresowań, co rosło wraz z jego dorastaniem.

Urbanek w kolejnych rozdziałach, ciekawie zatytułowanych, często cytatami z utworów autora „Wiosny” czy też z wypowiedzi o nim, wskazuje na rodzący się talent młodego chłopca, który pisał wiersze już w gimnazjum. Ośmielony pochlebną opinią Leopolda Staffa szybko wybrał poetycką drogę, rezygnując ze studiów prawniczych.

Książka oddaje atmosferę Warszawy międzywojennej, gdzie zamieszkał twórca „Balu w Operze” wraz ze swą ukochaną żoną Stefanią. Wszystkie klubowiczki podkreślały pasję, z jaką autor biografii nakreślił obraz stolicy odrodzonego państwa polskiego, w której działało mnóstwo kabaretów, teatrów, kawiarni (słynna „Ziemiańska”), wychodziło wiele czasopism; kwitło życie kulturalne i towarzyskie. Tuwim zaś tworzył teksty wierszy, piosenek, skeczów, był „poszukiwaczem osobliwości, badaczem i kolekcjonerem”. Określano go mianem „księcia poetów”.

Była jednak i ta bardziej mroczna strona jego życia. Mariusz Urbanek nie pomija jej, pokazuje zmaganie się poety z traumą szpecącego znamienia na twarzy, z agorafobią, wypominanie mu żydowskiego pochodzenia, czy też już po II wojnie światowej współpracy z nową władzą. Zaznacza, że antysemickie nagonki towarzyszyły mu praktycznie przez całe życie.

W książce wybrzmiewa mocno problem postawy Juliana Tuwima czującego się przede wszystkim Polakiem, chcącego tworzyć w języku ojczystym, żyć w swej „ojczyźnie polszczyźnie”. Udało mu się uniknąć tragicznego losu wielu Żydów, w porę wyjechał, spędził lata wojny w Brazylii i Stanach Zjednoczonych. Wrócił, bo nie wyobrażał sobie życia poza krajem, chciał tworzyć, pisać dalej swój wspaniały poemat „Kwiaty polskie” rozpoczęty w Brazylii. Józef Wittlin, gdy wysłuchał pierwszych wersów, napisał do Tuwima: „Ty jesteś dowodem na istnienie Boga”.

Wielki talent i wszechstronność autora „Lokomotywy” czy „Ptasiego radia” podkreśla Urbanek niemal na każdej stronie, przytacza liczne anegdoty i powiedzenia, pisze „o anonimowym życiu utworów, które jest miarą wielkości pisarza”, zamieszcza fragmenty wierszy i zdjęcia.

Czyta się „Wylęknionego bluźniercę” prawie „jednym tchem”, czując jednocześnie potrzebę powrotu do utworów Tuwima i poznania tych jeszcze nieprzeczytanych. Warto też włączyć sobie piękne interpretacje testów w wykonaniu Ewy Demarczyk czy Czesława Niemena.

 

Wiesława Kruszek

Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu

 

Recenzja książki Piotra Oleksego „Wyspy odzyskane. Wolin i nieznany archipelag”

Kilka miesięcy po zakończeniu II wojny światowej wciąż niepewny był los wysp leżących u ujścia Odry do Bałtyku. Dopiero 4 X 1945 roku administracja polska oficjalnie przejęła te tereny z rąk nadzorującej je Armii Czerwonej.

O tych trudnych pierwszych miesiącach i latach pisze Piotr Oleksy, historyk i publicysta, który dorastał w Lubinie na wyspie Wolin. W dziesięciu opowieściach kreśli historię zasiedlania „ziem odzyskanych”, podkreślając, że „tu były geografia, krajobraz i przyroda”, i „trudno było oprzeć poczucie regionalnej tożsamości na historii”.

Autor pokazuje ciężki los osadników, gehennę zarówno „wypędzanych”, jak i „wypędzonych”. Przybywali tu bowiem ludzie z tzw. Kresów Wschodnich, zastawali nieraz dawnych mieszkańców, którzy jeszcze nie wyjechali lub bardzo nie chcieli opuścić swych ziem. Te tereny były też miejscem ukrycia się, np. żołnierzy z Armii Krajowej, czasem i szpiegów, przykładem Ludwik Kalkstein, osób pragnących zniknąć na jakiś czas.

Przybywali tu też ci, którzy chcieli się szybko wzbogacić, niekoniecznie zaś w odpowiedzi na propagandowe agitacje o „spełnieniu powinności dziejowej, którą jest przyłączenie piastowskich ziem do macierzy”. Nie brakowało niestety przykładów bandytyzmu, gwałtów, kradzieży, szabrowania na wielką skalę, poszukiwania „niemieckich skarbów”.

Piotr Oleksy przybliża również sylwetki lokalnych działaczy, ludzi, którzy wbrew przeciwnościom pracowali, by oswoić te ziemie, zrozumieć ich specyfikę, nauczyć się „rybaczenia”. Tu pomocni okazywali się Niemcy, którzy zostali i wprowadzali miejscowych w tajniki łowienia ryb czy funkcjonowania urządzeń w zakładach przemysłowych.

Pokazuje ofiarność niemieckiego lekarza Alfreda Trosta pomagającego wszystkim, często z narażeniem życia. Pisze o nędzy i biedzie pierwszych powojennych lat, podaje przykłady wspierania się Niemców i Polaków.

Są tu także i lata trochę późniejsze; w „Archipelagu urzeczonych” pojawiają się postaci tych, dla których tereny „wysp odzyskanych” stały się „krainą upajania się wolnością”. To barwne i ciekawe sylwetki pisarzy i literatów: Czesława Schabowskiego, Jana Papugi, Ryszarda Dżamana czy Jerzego Porębskiego, autora słynnej szanty „Gdzie ta keja”. Jest i opowieść o Lechosławie Goździku, przywódcy października 1956 roku , o znaczącym tytule „Wasz towarzysz, nasz szyper”.

Nie brak dramatycznych czasem, choć jednocześnie i humorystycznych, historii związanych z dalekimi rejsami, „pracą całymi miesiącami na wodzie, przy sieciach, w smrodzie ryb i spalin”.

Historia pięknego miejsca” daje okazję zapoznania się z lokalnymi opowieściami o przeszłości, pojawiają się tu Wikingowie, Słowianie i pogański bóg Trygław, są fragmenty kroniki „Pomerania”.

Piotr Oleksy podkreśla, że warto byłoby spojrzeć na te ziemie „jako osobny region i państwo bałtyckie na pograniczu kultur: słowiańskiej, niemieckiej i skandynawskiej”. Sam działa aktywnie na rzecz takiego właśnie spojrzenia, rozwijając platformę Archipelag Pamięci. Jest autorem wielu projektów promujących „wyspy odzyskane”.

 

Książka jest bardzo ciekawa, dzięki niej można dowiedzieć się niezwykle interesujących rzeczy związanych z tym, z pewnością mniej znanym, regionem naszego kraju.

 

Wiesława Kruszek z Dyskusyjnego Klubu Książki działającego przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu

Uciekinierka

Akcja opowiadań rozgrywa się powoli, sporo czasu potrzebują bohaterki, żeby zrozumieć to dlaczego doświadczają, tego co je zmieni. Pierwsza z bohaterek opowiadań Carla ucieka z mężem od swojej rodziny, by po czasie zrozumieć że potrzebuje ucieczki od niego samego z czasem zdaje sobie sprawę że nie ma ucieczki i powraca do męża. Kolejna z bohaterek Juliet i nieślubna córka Penelopy, która również ucieka od swej rodzicielki. Robin uwiedziona przez emigranta z Czarnogóry, po latach doświadcza ironii losu, która z jej próby odmiany w życiu uczyniła gorzkie doświadczenie i Nency , która próbuje zozumieć czy jej przyjaciółka Tessa była jasnowidzką, czy oszustką. Próby charakteru, próby nowych życiowych zmian i zrozumienia samych siebie. „Uciekinierka” to osiem  przejmujących narracji i odkrywaniu własnych uczuć. Autorka pomimo trudnej trudnej i niepokojącej tematyki pisze w prosty i czytelny sposób. Czytając zbiór opowiadań towarzyszymy tym kobietom ambitnym, niejednokrotnie zagubionym które doświadczają iż życie to nieustanna podróż.

Recenzja powieści Ignacego Karpowicza „Sońka"

Dawno, dawno temu..."- tak zaczyna się „Sońka" Ignacego Karpowicza dedykowana „dobrym ludziom". Jej bohaterka spotyka na podlaskim odludziu „miastowego królewicza", któremu zepsuł się samochód i staje bezradny wobec braku zasięgu telefonicznego.

Sonia wie, że to dla niej „anioł śmierci" i będzie mogła opowiedzieć mu swoją historię. Tak oto w jednej z czterech chałup Królowego Stojła zaczyna toczyć się opowieść, głównie o latach II wojny światowej, bo ten czas jest dla bohaterki tym najszczęśliwszym. Dane jej było przeżyć wówczas wielką odwzajemnioną miłość, niestety zakazaną, bo do esesmana. Jak silnie, nawet po wielu latach, tkwi w niej to uczucie, świadczą słowa: „...jak ja tęsknię do wojny! Czemuż się skończyła". Życie boleśnie ją doświadczyło, matka zmarła w połogu, ona zaś, żyjąc z ojcem i dwoma braćmi, była przez nich poniewierana i bita. Ojciec na dodatek wykorzystywał ją seksualnie. Przez podlaską wieś przetaczały się wojny, z których, jak mówi Sonia, „żadna nie była naszą".

Igor Grycowski, ten „miastowy królewicz", to znany reżyser teatralny. Słucha historii Sońki i jednocześnie przetwarza ją na spektakl, licząc, że „Królowe Stojło" przyniesie mu sukces. Wraz z opowieścią okaże się też, że łączy go z bohaterką coś więcej niż tylko przypadkowe spotkanie. Igor był wcześniej Ignacym o raczej pospolitym nazwisku Gryka, pochodzi z tych stron, ale ze wstydu zmienił tożsamość i zatarł ślady.

Siedzą sobie z Sońką przy mleku i ahładkach z dala od cywilizacji. Kobieta wtrąca do swych wypowiedzi słownictwo białoruskie. Autor dołącza na końcu słowniczek. Zaznacza, że czas, gdy na Podlasiu „istniały dwie rzeczywistości językowe: polska i białoruska nieodwracalnie dobiega końca".

W tej dość krótkiej, ale wielowątkowej, powieści język szczególnie zwraca uwagę, obok słownictwa białoruskiego jest i żydowskie. W przedstawieniu teatralnym odmawiany jest kadisz. Jest tu też wiele bardzo pięknych i mądrych zdań na temat historii, kobiet, wojny, miłości i nienawiści. „Historia jest zawsze przeciwko ludziom, a najbardziej kobietom". Znajdziemy tu również echo znanych słów Mariana Turskiego o jedenastym przykazaniu: „Nie bądź obojętny". W „Sońce" brzmi to tak: „Wyciągnij wnioski, bo inaczej zdarzy się znowu to, co już wiele razy na palcach się nie zmieściło".

Toczy się ta piękna i bolesna opowieść o zakazanej miłości, braku wybaczenia i potrzebie odpokutowania za złe czyny. W kulminacyjnym momencie mamy tu nawet dwie symboliczne puste strony. Wspomniana już konwencja baśniowa „pozwala" na zabranie głosu zwierzętom. Są bardzo ważne dla Soni, bo przecież to jej jedyni towarzysze przez długie powojenne lata. Swoje monologi wygłaszają suka Borbus Dwunasta i kot Jozik Pasterz Myszy.

Historia Soni wzrusza i przejmuje, przypomina o jednostkowym losie człowieka wobec wojny, o trudnych relacjach ludzi żyjących na terenach przygranicznych. To obowiązkowa lektura, którą jako klubowiczki bardzo polecamy.

Wiesława Kruszek

Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu

Uparte serce. Biografia Poświatowskiej

Autorka przedstawia biografię znanej poetki, która walczyła o życie ze śmiertelną chorobą. Jej umiłowanie życia spowodowało, że pokonała na krótki okres śmiertelną chorobę i pozostawiła po sobie ogromną ilość cudowych wierszy, które mówią o życiu i śmierci i wielkiej miłości. 

Recenzja powieści Zośki Papużanki „Żaden koniec”

Zośka Papużanka ujawnia się w powieści „Żaden koniec” jako narrator wszystkowiedzący po teatrologii i wyjaśnia, czym jest wodewil. Streszcza „Romans z wodewilu”, umieszcza kuplety, nowinki kryminalne, fragmenty dramatu, krótki wykład o dramacie liturgicznym, oddaje głos łyżeczce, podaje przepis na zupę kminkową, zamieszcza ogłoszenie. Jest zatem różnorodnie gatunkowo, rozdziały są krótkie, nawet bardzo krótkie, czasem jednozdaniowe.

Na niektórych stronach pojawia się informacja: „Niczego się nie dowiadujemy”. To tylko drobny przerywnik, bo naprawdę dowiadujemy się całkiem sporo o pewnej rodzinie. Musimy tę wiedzę sobie poukładać, autorka nie dba bowiem o chronologię zdarzeń. Zaczyna od śmierci głównej bohaterki, babci Krystyny, a potem swobodnie wędruje przez jej życie, dwójki dzieci i wnuków.

A jak to w rodzinie, nie wszystkie elementy pasują do siebie, czasem, jak pisze Papużanka na początku powieści, zapodzieje się gdzieś jakiś element, jak to ma miejsce w układaniu puzzli. Chcielibyśmy, aby było ładnie, miło, czule: „…uroczystości, prezenty świąteczne, rodzina z rodziną o rodzinie, wszystko bujdy na kiju, bzdury”.

Krystyna traci pełną rodzinę w wieku pięciu lat, gdy umiera jej matka, potem wcześnie zostaje wydana za dużo starszego od niej męża zmarłej siostry. Pojawiają się dzieci, Marta i Marek, potem zięć i synowa, dwójka wnuków, dla których babcia to raczej obcy człowiek. „Celebryci kuzynobycia”, jak ich nazywa autorka, podkreślają brak więzi rodzinnych i dziwactwa babci, która często testuje granice wytrzymałości członków swej rodziny.

Relacje rodzinne to częsty temat w literaturze, Zośka Papużanka podjęła go już w debiutanckiej „Szopce” czy później w „Kąkolu”. Wydawać by się mogło, że trudno tu napisać coś nowego, odkrywczego, ale przecież literatura wciąż podejmuje w zasadzie te same tematy, chodzi tylko o sposób opowiadania. W tym zaś autorka „Przez” jest świetna. Potrafi wciąż zaskakiwać czytelnika. Pisanie, jak przyznaje w rozmowie z Weroniką Wawrzkowicz, to dla niej wielka frajda. Tym samym staje się lektura jej powieści dla czytelników.

Nie sposób się nudzić, gdy trzeba przekierowywać uwagę z bieżących zdarzeń na zagadnienia gramatyczne, np. użycie form nieosobowych czasownika czy jego strony biernej. Tu hospicjum to „specjalny zakład oczekiwania pobożnej śmierci”, a prowadzą go zakonnice o wyszukanych imionach, np. Geriatria, Apoteoza, Euforia, Illokucja, Ariergarda.

Wiele tu zdań, które chciałoby się zapamiętać i cytować; trafnych, zabawnych, prawdziwych; o życiu, śmierci, rodzinie, pisaniu. Podczas naszego spotkania dużo fragmentów zostało odczytanych, podziwiałyśmy skojarzenia autorki z bajką o Czerwonym Kapturku, z wierszem „Jadą dzieci, jadą”. Papużanka napisała kolejną świetną książkę, która przykuwa uwagę piękną okładką, gwarantuje dobrą zabawę, a także długie chwile zadumy i refleksji.

 

Wiesława Kruszek

Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu

Recenzja książki Tove Ditlevsen „Trylogia kopenhaska”

Tove Ditlevsen, duńska poetka i pisarka, w „Trylogii kopenhaskiej” prowadzi czytelnika przez trzy ważne etapy swego życia – dzieciństwo, młodość, uzależnienie. Szczerze i otwarcie pisze o dorastaniu w robotniczej dzielnicy Vesterbro w Kopenhadze. Oczyma mądrej (umiała czytać i pisać w wieku 6 lat) i wrażliwej dziewczynki patrzymy na jej raczej ubogie dzieciństwo. Ojciec był często bezrobotny, starszy brat terminował u lakiernika, a matka to dość dziwna i trudna osoba; relację z nią określa autorka jako „intensywną, bolesną i rozedrganą”.

O dzieciństwie pisze też jako „o długiej i wąskiej trumnie, z której nie można się wydostać samodzielnie”. Wierzy, że drogą do tego może być pisanie, choć ojciec tamuje jej zamiary, twierdząc, że „dziewczyna nie może zostać pisarką”. Awans społeczny w czasach, w których dorasta Tove ( urodzona w 1917 roku), jest bardzo utrudniony. Po ukończeniu szkoły dziewczyna nie ma szans na dalszą naukę w liceum. Jest w niej jednak silna wiara, że uda jej się wydostać z „cienkiego i płaskiego, papierowego dzieciństwa” i osiągnąć sukces.

Z tą nadzieją podejmuje swą pierwszą pracę w wieku 15 lat. Poznajemy jej kolejne zmagania zawodowe, aż wreszcie przychodzi wymarzony debiut. Zbiega się on w czasie z wybuchem II wojny światowej. Trzeba zauważyć, że ten temat nie jest w książce zbytnio eksponowany; zarysowany zaledwie kilkoma kreskami, podsumowany słowami: „nasza młodość przeminęła wraz z okupacją”.

Młoda poetka i pisarka w swym już prawie dorosłym życiu zaczyna szukać miłości, tak chyba można by określić dość burzliwe losy jej małżeństw i zdrad. Znajdziemy się zatem w trzeciej części trylogii, najbardziej trudnej i bolesnej. Zakończy się ona niejednoznacznie; z nadzieją, ale i z nutą niepokoju.

Nie znam twórczości Tove Ditlevsen, podobnie i inne klubowiczki. Jej raczej przygnębiająca autobiografia chyba za bardzo nie skłoniła nas, by w przyszłości zapoznać się z nią. Sama opowieść o jej życiu zainteresowała jednak wszystkich. Dała szansę przyjrzenia się drodze życiowej dziewcząt z biednych duńskich rodzin w latach po I wojnie światowej. Pokazała, że warto walczyć o zmianę swego losu i wierzyć w sukces. Autorka buntuje się przeciwko roli, jaką standardowo przypisywało się kobiecie w jej czasach. Dziś też, mimo pozytywnych zmian, wciąż jest w tym temacie wiele do zrobienia.

Podkreślić należy odwagę, z jaką Ditlevsen pisze o najbardziej intymnych sprawach swego życia, i dziś niektórych może to trochę szokować. Warto jednakże wczytać się w tę smutną opowieść, w której nie brak i bardziej optymistycznych fragmentów. Autorka może cieszyć się spotkaniami w gronie Klubu Młodych Artystów, towarzyszymy jej w radosnych chwilach ukazania się debiutanckiego wiersza na łamach czasopisma „Vild Hvede” i pierwszego tomiku wierszy, wspieramy, gdy wierzy, że skutecznie przeciwstawi się tym momentom, gdy „rzeczywistość będzie stawała się jak ziarenko piasku drażniące oko”.

 

Wiesława Kruszek

Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu

Recenzja- A tam, cicho być!

Książka pt. "A tam, cicho być! Biografia Bohdana Smolenia. Jako młodzieniec już przejawiał talent aktorski, miał zaledwie pięć lat gdy jego matka do końca życia była sparaliżowana, ale choroba ta nie związała jej rąk i opiekowała się domem.  Ojciec Smolenia od choroby matki popadł w alkoholizm i hazard, przez co nie nawiązywał dobrych relacji z dziećmi.  Mężczyzna ożenił się i zawiązał rodzinę z której na świat przyszło trzech synów.  Byli dobrana parą ponieważ wspólnie kochali zwierzęta, jednakże później pojawiły się problemy, wyjazdy alkohol, kobiety i hulaszczy tryb życia. Wszystko to spowodowało, że zatracał się w swoim życiu, trwonił mnóstwo pieniędzy co spowodowało, że musiał się zapożyczać. Wszystkie te problemy spowodowały śmierć jednego z synów, po śmierci dziecka żona Bohdana Teresa popada w alkoholizm. W tej dramatycznej sytuacji zaczynają się przy spożywaniu nadmiernej ilości alkoholu dogadywać i zatracać. Po roku żona Smolenia Teresa umiera.  Publikacja napisana dobrze i na długo pozostaje w pamięci czytelników. 

Statystyki działalności

Wykaz zakupionych ksiażek

Jak założyć lub dołączyć?

KONTAKT

Koordynatorkami wojewódzkimi DKK są:
Danuta Wachulak i Magdalena Szymańska
(Dział Metodyki, Analiz i Szkoleń WBP w Łodzi).

tel. 42 663 03 53
42 63 768 35

adres e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Deklaracja dostępności

2011 WiMBP w Łodzi