Wyszukiwanie:

Logowanie:

Realizatorzy:

Zacznijmy Nowy Rok od klasyki - "Sto lat smotności" Márqueza

Nowy Rok zaczęliśmy ambitnie od klasyki – „Sto lat samotności” Marqueza. Lektura niełatwa, wymagająca, ale podjęliśmy ryzyko i opłaciło się. Książka stała się zarzewiem ostrej dyskusji, ponieważ opinie na jej temat były skrajne.
Zasadniczo jest to opowieść o dumnym i wielopokoleniowym rodzie Buendiów. Narrator ze swadą i pasją gawędziarza opisuje tę historię począwszy od źródła, poprzez burzliwe fale kolejnych, roztrzaskujących się o brzeg pokoleń, aż do skądinąd dość ponurego końca. Właściwie, po uporządkowaniu wszystkich wątków retrospektywnych czytelnik dochodzi do wniosku, iż zarzewiem dziejów tej niezwykłej familii był moment założenia przez kilkunastu najwytrwalszych wędrowców wioski u podnóża gór, której nadali nazwę Macondo. Tam osiedlili się i zaczęli wieść normalne, acz stosunkowo prymitywne życie, każdego dnia przeżywając swoje własne wzloty i upadki. Z dala od wielkiego świata i cywilizacji, w oparach zabobonu i lęku przed nieznanym Urszula i Jose Arcadio Buendia stali się protoplastami rodu, którego członkowie naznaczeni byli piętnem samotności. Żaden z ich licznych potomków nie potrafił odnaleźć swego miejsca na świecie, pomimo iż życiorysy kolejnych Arcadiów, Aurelianów, Urszuli i Amarant były tak urozmaicone, jak to tylko możliwe na zaściankowe warunki, a niekiedy nawet wykraczały poza nie. Wszystkich jednak łączyło rodzinne przeznaczenie, niczym niewidzialne znamię posiadane od chwili narodzin. Wszystkich także prześladowała pewnego rodzaju emocjonalna pustynia, uczuciowa martwica, z której poczynali zdawać sobie sprawę w różnych momentach swego życia. Osamotnienie było jakby cechą rodową Buendiów, wynikają z powinowactwa.
Część  klubowiczów utknęła, ugrzęzła i utonęła, w połowie tej sagi rodzinnej niczym w ruchomych błotnistych mokradłach.. Bardzo łatwo jest się pogubić w chronologii i w imionach bohaterów. Po kilkuset stronach imiona zaczynają się nam mieszać i ciężko jest nam określić ile to właściwie czasu minęło od założenia Macondo. Dlatego dobrze zaopatrzyć się w "ściągę" w postaci drzewa genealogicznego rodu Buendíów. Ale większość klubowiczów wypłynęła jednak na szerokie wody i rozpływała się w komplementach, opisując swoje czytelnicze wrażenia.
Reasumując "Sto lat samotności" to jedno z tych dzieł, które potrafią czytelnika zmęczyć, a mimo to po skończeniu czytania czujesz, że nie chcesz jeszcze kończyć tej przygody, że to wspaniała książka, do której jeszcze wrócisz, bo w przeciwieństwie do setek utworów o wartkich akcjach, czytanych w ciągu doby od deski do deski, ten zostaje w pamięci na długo.

Podróże w czasie z Markiem Krajewskim - cz. II

Marek Krajewski we czwartek, 28 listopada, zaproponował do omówienia naszej ekipie klubowiczów  wspaniałą, trzymającą w napięciu kryminalną historię z zagadką w tle. Niebywała to gratka dla osób, lubujących się w szaradach i łamigłówkach, ceniących żmudne dochodzenie do celu i odnajdywanie rozwiązania, które zaskakuje i szokuje. Książkę czyta się z przyjemnością, Edward Popielski to człowiek z krwi i kości z wszystkimi zaletami i wadami, nie jest papierową postacią, jest mężczyzną, który czasami popełnia błędy, który miotany jest różnymi pragnieniami i wątpliwościami. Kolejnym plusem jest oczywiście umiejscowienie akcji i dbałość o szczegóły topograficzne i historyczne. No i sama zagadka, związana z liczbami Charona, doskonale widać, że autor dopracował szczegóły intrygi i idealnie je do siebie dopasował. Podobał mi się także język, jakim napisana jest książka, pełen lwowskich wtrętów i regionalnych powiedzonek. Ukazany Lwów i zamieszkujący go ludzie są ukazani szczerze, bez zbytniego upiększania, bez ubierania w piękne słówka, bez skrępowania czy delikatności. Autor nazywa rzeczy po imieniu i przedstawia realia ówczesnego życia. I to też mnie ujmuje w prozie Marka Krajewskiego. Nazywanie rzeczy po imieniu. Ukazywanie prawdy, rzeczywistości, czasami brutalnej, kloacznej, wywołującej niesmak, oddziałującej na wyobraźnię. To wielka sztuka i jednocześnie ryzyko. Oceniamy tę umiejętność u autora bardzo wysoko. Książkę polecamy wszystkim tym, którzy kochają zagadki i pragną choć raz poczuć się jak detektyw. Dla matematyków ,,Liczby Charona” mogą stać się nauką, która ukaże im bardzo ciekawy i magiczny sposób morderców.

Podróże w czasie z Markiem Krajewskim cz. I

Czwartek, 31 października 2013r. Biblioteka Publiczna w Łasku, 6-osobowa grupa klubowiczów DKK.
 "Śmierć w Breslau" to pierwsza z książek Marka Krajewskiego, których bohaterem jest pracujący w policji kryminalnej Wrocławia, w latach 30 - tych ubiegłego stulecia, Eberhard Mock. To również nasze pierwsze spotkanie z Markiem Krajewskim, z wykształcenia filologiem klasycznym i specjalistą w zakresie językoznawstwa łacińskiego, byłym wykładowcą Uniwersytetu Wrocławskiego, a obecnie autorem kryminałów. Jej okładka intryguje swym wyglądem doskonale wpisując się w tematykę tego kryminału. Znajdujemy na niej zachęcające do sięgnięcia po " Śmierć w Breslau" informacje typu :"Lata trzydzieste we Wrocławiu: mroczny erotyzm, faszyzm, zbrodnie." czy też : "Śmierć w Breslau" łączy w sobie elementy "czarnego kryminału" i horroru." I to jest prawdą. W książce tej mamy bowiem, jak w klasycznym czarnym kryminale, do czynienia z bardzo realistycznie, a nawet brutalnie ukazanym obrazem rzeczywistości lat 30 - tych we Wrocławiu, a wynikających z dojścia do władzy Hitlera. "Śmierć w Breslau " Marka Krajewskiego to świetny, błyskotliwy kryminał w swoim gatunku. Posiada wciągającą intrygę, której rozwikłaniem zajmuje się wprawdzie nie wzbudzający sympatii, zgorzkniały i pozbawiony zasad moralnych osobnik, który jednak mimo wszystko robi to w sposób inteligentny chociaż często brutalny, a nawet niezgodny z prawem. Zajmującą jest jego niebywała umiejętność adaptacji do politycznych zmian, jakie zachodzą w latach 1933 do 1951, w jakich osadzona jest akcja książki, by móc realizować zamierzone cele co dodatkowo sprawia, że kryminał jest dla czytelnika atrakcyjny. Czytaliśmy  tę książkę z dużym zainteresowaniem toteż z przyjemnością sięgniemy po kolejne książki opowiadające o Eberhardzie Mocku.

Zafón - odsłona trzecia.

„Więzień nieba” to jedna z najbardziej czytanych książek od dnia jej premiery. Jednocześnie od tego dnia czytelnicy wyraźnie dzielą się na dwa przeciwstawne obozy mianowicie tych, którzy odczuli w „Więźniu nieba” klimat wielkich poprzedników - „Cienia wiatru” i „Gry Anioła” oraz tych, którzy niestety nie odnaleźli czaru wymienionych poprzedniczek. W tę grę daliśmy  się wciągnąć i my – ekipa 8 klubowiczów, dnia 26 września 2013r. Dlaczego? Ponieważ „Cień wiatru” i „Gra Anioła” były powieściami wyjątkowymi właśnie ze względu na jedyny w swoim rodzaju klimat zaczerpnięty rodem z najlepszej klasyki powieści gotyckich, klimat za sprawą którego nie mogliśmy się oderwać od tych powieści. Zafón dał się poznać jako mistrzowski kreator wyśmienitej atmosfery tajemnicy i grozy i całej gamy towarzyszącej jej uczuć. Sprawił, że postrzegaliśmy go jako Pisarza, który był w stanie ujarzmić Magię stając się jej Panem. I nie ma nic dziwnego w tym, że biorąc do ręki „Więźnia…” chcieliśmy znowu poczuć ten charakterystyczny duet „Magia-Zafón” i przeżyć kolejną ekstazę. Niestety okazało się, że w „Więźniu…” Magia niczym chimeryczna kochanka gdzieś prysła, pozostawiając Zafóna samego. Mówiąc nieco ironicznie i z przymrużeniem oka, parafrazując znane hasło reklamowe „Więzień nieba” jest tak wyprany z magii swoich poprzedników jak wyblakłe są ciuchy, które nie są prane w Perwollu.  Co zatem pozostaje po osieroceniu Zafóna przez Magię?
Hmm… Ale miejmy nadzieję, bo w ostatnim zdaniu Daniel mówi:

"Kocham cię - mówi i całuje ją (Beę), wiedząc, że historia, jego historia, jeszcze się nie skończyła. Dopiero się zaczęła". - str. 411

Zarażeni Zafónem...

 Czas - 22 sierpień, godzina 18. Miejsce - działka na Woli Łaskiej. Cel – klubowicze z DKK omawiają książkę Gra Anioła . Zauroczeni (w większości) autorem, sięgnęliśmy po jego kolejną książkę. Przemyka się tu romans, krzyżuje z thrillerem, a także napotyka sensacje - która wywołana jest mistrzowską intrygą. Wszystko to skutkuje naprawdę dobrą książką o losach młodego pisarza bardzo zaniedbywanego w dzieciństwie Martina Davida. Jest on zakochany w czytaniu książek od dziecka i traktuje ich jako swoich najlepszych przyjaciół , jednocześnie nie wolno mu ich czytać. Jego ojciec analfabeta bardzo złości się i wymierza, nieadekwatnie ciężkie kary, kiedy nakryję go na takim marnowaniu czasu. To jest tylko wstęp do tragicznych wydarzeń, które napotykają Martina - złe decyzje biznesowe, nieintratne umowy, jego choroba, trudna miłość - to wszystko świetnie się wtapia do naszkicowanego tła, którym jest dość przerażający obraz Barcelony. Nagle Martin dostaje propozycję fortuny w zamian za napisanie książki i tu zaczyna się wszystko jeszcze bardziej komplikować. W powieści pojawiają stary księgarz Sempere (znany z innych części), który odkrywa w chłopcu bratnią duszę i postanawia stać się jego ostoją. W czasach tak trudnych dla chłopca, jest jego nauczycielem, przyjacielem i doradcą. Sempere wprowadza też przez swoje dobre i drobne intrygi drugą -  najbardziej jaskrawą bohaterkę książki czyli krnąbrną i dowcipną Isabellę. Carlos Ruiz Zafon stworzył mistrzowską i ciekawą historię, która mogłaby nigdy się nie kończyć. Książka jest doskonała i każdy pewnie znajdzie w niej coś dla siebie. Wydaje się, że w Grze Anioła dzieje się więcej niż w Cieniu wiatru. Więcej jest tam klimatu Barcelony, akcji, magii, grozy, humoru i tajemniczości. Ciężko było nam wybrać, która książka jest lepsza… Obydwie są magiczne i pewnie przez bardzo długi czas (lub na zawsze) zamieszkają w naszej pamięci.

"Książki mają duszę, duszę tych, którzy je pisali, tych,
którzy je czytali oraz tych, którzy o nich marzyli."

 

 

 

Lekko, miło i przyjemnie - "Cień wiatru" Carlosa Ruiza Zafóna.

 

 

 

To było bardzo gorące popołudnie, 25 lipca, kiedy 7 osobowa ekipa z DKK spotkała się przy mrożonej kawce. Ponieważ jest to czas urlopowy – lekki i przyjemny, sięgnęliśmy po książkę o takiej właśnie charakterystyce - Cień wiatru Carlosa Ruiza Zafóna. Akcja książki rozgrywa się w Barcelonie. Głównym bohaterem jest 10-letni chłopiec, Daniel, który stracił matkę. Ojciec, pracujący w księgarni, w dniu urodzin syna zabiera go w tajemnicze miejsce zwane Cmentarzem Zapomnianych Książek. Zgodnie z tradycją chłopak wybiera jedną książkę i dzięki temu pomoże zachować ją od zapomnienia. Właśnie ten moment na całe życie zmieni losy młodego chłopca i jego ojca. Zauroczony powieścią i zafascynowany jej autorem Daniel usiłuje odnaleźć inne jego książki i odkryć tajemnicę pisarza, nie podejrzewając nawet, iż zaczyna się największa i najbardziej niebezpieczna przygoda jego życia, która da również początek niezwykłym opowieściom, wielkim namiętnościom, przeklętym i tragicznym miłościom rozgrywającym się w cudownej scenerii Barcelony gotyckiej i renesansowej, secesyjnej i powojennej. Tak pokrótce rysuje się treść tej książki. I cóż… Zdecydowana większość klubowiczów była zachwycona tą pozycją. Cień wiatru został tak dobrze oceniony przede wszystkim za swoją wielowątkowość. Porusza bowiem  historyczne aspekty, przez co dowiadujemy się trochę faktów o dziejach Hiszpanii i możemy lepiej zrozumieć mentalność bohaterów, ich sposób postępowania i patrzenia na świat oraz poczuć prawdziwy klimat Barcelony. W lekturze tej poruszany jest również problem wpływu książki na życie człowieka. Czy rzeczywiście książka może je odmienić? Czy może zawładnąć człowiekiem, kierować nim lub doprowadzić do tragedii? Kolejnym istotnym wątkiem książki jest uczucie miłości, ukazane w różnych odcieniach i kolorach. Nic nie jest tu takie oczywiste i proste, jak mogłoby się wydawać. Mamy miłość, która niszczy i wpływa destrukcyjnie na życie bohaterów oraz miłość, która uskrzydla i buduje. W książce poznajemy dużą ilość postaci, wiele wątków i historii tylko pozornie niezwiązanych ze sobą. Ta mnogość bohaterów, ciekawe przedstawienie ich osobowości i intrygujące połączenie przeszłości z teraźniejszością nie pozwolą nam oderwać się od czytania. Książka jest napisana bardzo dobrym, żywym językiem, dzięki czemu bardzo szybko się ją czyta . Mimo to, w tym miejscu padł  mały zarzut -  po około 200 stronach zaczęły się przydługie opisy, które wydają się  zbędne. Na szczęście nie trwało to długo, bo akcja ponownie przyspieszyła i z zapartym tchem czytelnik wyczekiwał rozwiązania zagadki, jaką przygotował nam Carlos Ruiz Zafon.

Podsumowując - Carlos Ruiz Zafon stworzył niesamowitą, tajemniczą opowieść, która wciąga z niezwykłą siłą..

 

 

 

"Swingowanie językiem" - "Senność" Wojciecha Kuczoka.

Ostatni majowy czwartek ogarnęła Senność… W domowej atmosferze, przy murzynku i kawie, grono klubowiczów (6 osób) dyskutowało  o książce Wojciecha Kuczoka. Senność przedstawia historię trzech bohaterów, których losy, wydawać mogłoby się, nigdy nie powinny się zetknąć, a jednak w którymś momencie przecinają się. Każde z bohaterów wiedzie życie takie, na jakie w ich mniemaniu zasłużyli, jednak każde z nich w smutku codzienności żyje w nadziei, że coś się zmieni, że przyjdzie lepsze jutro. I rzeczywiście w życiu każdego z nich następuje punkt zwrotny, ktoś poznaje miłość, ktoś dowiaduje się o chorobie, a ktoś inny odkrywa zdradę. I… zaczynają walczyć. 

Wyjątkowo zgodnie stwierdziliśmy, że książka napisana jest niesamowitym językiem. Zadziwiająca konstrukcja zdań, zestawiająca ze sobą wyrazy o podobnym brzmieniu zachwyca. Dzięki temu czerpie się radość z samej historii, ale również  z czynności samego czytania. Autor nie boi posługiwać się gwarą i wulgaryzmami, co dodaje postaciom niesamowitej wiarygodności. W sposób niezwykły potrafi opisać cechy osób, wprawiając czytelnika w rozbawienie. Nie raz zadrwi z ludzkiego materializmu i z prymitywnego postrzegania świata. Sam fakt, że w książce, w której pojawia się wiele postaci są użyte tylko 3 imiona udowadnia, że Kuczok nie potrzebuje imienia aby nazwać człowieka. Ponadto fabuła jest skonstruowana w taki sposób, że wciąga niemal od pierwszej strony i nie sposób się oderwać od lektury.
Kuczok pokazuje nam, że samotność można uprawiać na wiele sposobów: w pojedynkę, parami z rodziną. Nie sposób jednoznacznie określić jaki jest jej powód, pewne jest to, że naturalnym stanem rzeczy jest ucieczka od bycia samotnym. Jest to historia o tym, że los każdego człowieka leży w jego własnych rękach i choć czasem wydawać się może, że nic już nie można zrobić, nagle pojawia się człowiek, pojawia się znak;    wystarczy tylko chcieć i …zawalczyć.
Brawo dla ekipy, za niecodzienną zgodność wyrażanych opinii!!!


                                                                                                                        Magdalena Binkowska

DKK Łask znowu nadaje: Kobieta i mężczyźni Manueli Gretkowskiej – hit czy kit?

 

 

Odpowiedzi na  pytanie zawarte  w/w temacie, próbowaliśmy udzielić  25 kwietnia (czwartek).  Mimo tego, że nasza grupa była nieliczna - 5 osób, to hałasowaliśmy  co najmniej za dziesięciu. A wszystko przez panią Gretkowską i jej dziecko: „Kobieta i mężczyźni”. Pominę wprowadzenie w świat książki i jej autorki i przejdę do subiektywnych opinii klubowiczów.  Zacznę od pozytywów…  Za plus uznano rozwinięcie akcji, nietuzinkowość bohaterów i opisanie podstawowych problemów z nowym spojrzeniem. Tutaj kobiety są kobietami, mężczyźni mężczyznami, bez ekstra dodatków. Bardzo realistyczna dzięki czemu czyta się ją jednym tchem. Rzuca  nowe spojrzenie na postawy i problemy. To tyle z walorów książki, która raczej nie przypadła czytelnikom  do gustu. Cóż jej  zarzucono? Zacznijmy od najmocniejszego „uderzenia” : historia o niczym, autorka używa zbyt wielu niepotrzebnych metafor i porównań, intelektualnego bełkotu, który niczego nie wnosi. Najsłabszy punkt - postacie. Zupełnie nijakie, mdłe. Są - i to jedyne, co można o nich powiedzieć. Nie wzbudzają w czytelniku absolutnie żadnych emocji. Ponadto: książka nieciekawa, ze znikomym przesłaniem, za to z wyjątkowo barwnymi opisami życia erotycznego bohaterów. A i to po pewnym czasie stało  się męczące, a nawet niesmaczne. W trakcie lektury należy być niezwykle czujnym, ponieważ chwila nieuwagi sprawia, że gubimy się w nieco chaotycznych w przejściach między sytuacjami.
By zakończyć pozytywnym akcentem dodam, że  książka  cieszy jednak na poziomie przesłania, którym Gretkowska ujarzmia nasze narodowe przekonanie o wyjątkowości: jesteśmy normalni,  z własnymi radostkami i problemami. Wypadałoby w to jeszcze uwierzyć.
                                                                                                                        Magdalena Binkowska

 

Whartona ciąg dalszy.

Po żywiołowych dyskusjach na temat „Spóźnionych kochanków” Williama Whartona, postanowiliśmy sięgnąć po jeszcze jedną książkę tego wybitnego autora. W środę tuż przed świętami wielkanocnymi, spotkaliśmy się w bibliotece, by w ośmioosobowej grupie dyskutować na temat „Ptaśka”. Tytułowy bohater  po ciężkich przeżyciach na wojnie cierpi na schizofrenię. Duchowo należy do innego świata, w którym jako ptak prowadzi normalne życie. Nikt, nawet przyjaciel z dzieciństwa, który jak on przeżył koszmar wojny, nie potrafi go zrozumieć. Akceptują się jednak nawzajem, a między nimi zawiązuje się silna męska przyjaźń, w której obaj są dla siebie nauczycielami. Obydwaj próbują znaleźć swoje miejsca w otaczającym ich świecie. Z czasem Ptasiek zrozumie, że aby pozostać samotnym i obcym dla świata, trzeba ukryć się w nienormalności.
Szukając powiązań pomiędzy „Spóźnionymi kochankami” a „Ptaśkiem”, doszliśmy do wniosku, że Wharton ma cechę lekko denerwującą czytelnika. O bardzo trudnych, intymnych i wstydliwych sprawach mówi z jednej strony wprost, ale z drugiej stosuje alegorie, żeby kurtynę podnieść jak najwyżej. W „Ptaśku” dotarł na wyżyny swojego pisarstwa, opisując na pierwszym planie to, co dotąd było zamknięte za drzwiami dziecięcych pokoi, trudne dzieje dojrzewania. Amerykański purytanizm? Szczątki angielskiego konserwatyzmu? Autor nie pozostawił swojemu bohaterowi nic do ukrycia. Obnażył go okrutnie. Zostawił na literackiej scenie nagiego, z jego snami wyświetlanymi na ogromnym ekranie. Ktoś spuszcza oczy ze wstydem? Ktoś przewraca kartki, żeby opuścić gorszące fragmenty? Ktoś odwraca głowę z oburzeniem? Ba! może z obrzydzeniem? Być może… Nam książka jak najbardziej przypadła do gustu i zgodnie możemy ją polecić, gdyż czytając „Ptaśka” człowiek nagle zaczyna zastanawiać się nad własnym życiem, nad swymi marzeniami i ich realizacją.
modelator
Magdalena Binkowska

Ach, ten Wharton...

Ostatniego dnia lutego, późnym popołudniem, nasza 8-osobowa ekipa, spotkała się w bibliotece, by omówić wybraną książkę Williama Whartona.  Spóźnieni kochankowie to historia o miłości, o tym,    że nigdy nie jest za późno, żeby otworzyć swoje serce na drugą osobę. Wharton zmusza nas                   do zastanowienia się nad tym, co w życiu najważniejsze i najbardziej wartościowe. Co musi się wydarzyć, żebyśmy trzeźwo spojrzeli na własne życie, zdecydowali się na zmiany i na walkę o własne szczęście? Co tak naprawdę się dla nas liczy? Autor niewątpliwie zawarł w książce ważne myśli, jednak ich odbiór i zrozumienie odbiło się szerokim jak i rozbieżnym  echem wśród klubowiczów. Ale przecież   o to właśnie chodzi! Rozgorzała dyskusja pt. „co autor miał na myśli”. Z jednej strony padały opinie, że w piękny sposób zostało opisane budowanie zaufania, bliskości, intymności, pokonywanie własnej nieśmiałości, burzenie barier – ogólnie rzecz ujmując -  przepiękna historia.  W opozycji stanęli czytelnicy, którzy uważali, że autor "przedobrzył", że uczucie łączące głównych bohaterów jest czymś nienormalnym, dziwnym, miejscami wręcz rubasznym. Opisy fizycznych kontaktów również podzieliły czytelników, od zachwytu nad subtelnością, czułością i romantyzmem po odczucia szoku i niesmaku. Reasumując, książka rozbudziła ambiwalentne uczucia, ale byliśmy zgodni, że zapadnie nam  ona na długo w pamięci.
moderator
Magdalena Binkowska

Statystyki działalności

Wykaz zakupionych ksiażek

Jak założyć lub dołączyć?

KONTAKT

Koordynatorkami wojewódzkimi DKK są:
Danuta Wachulak i Dorota Jankowska
(Dział Metodyki, Analiz i Szkoleń WBP w Łodzi).

tel. 42 663 03 53
42 63 768 35

adres e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Deklaracja dostępności

2011 WiMBP w Łodzi