Recenzja książki Mariusza Wilka "Dom nad Oniego"
- Szczegóły
- Kategoria: Dom nad Oniego - Mariusz Wilk
- Utworzono: środa, 02, grudzień 2009 00:00
Mariusz Wilk po 1989 roku porzucił cywilizację. Najpierw przez kilka lat mieszkał na Wyspach Sołowieckich, potem przeniósł się nad Jezioro Onieżskie do wsi Konda Bierieżna. „Dom nad Oniego” zawiera zapiski z lat 2003-2005.
Autor przybliża czytelnikowi Karelię i Zaonieże nie tylko poprzez własne obserwacje. Stwierdza : „Pisząc o Północy, sięgam do różnych źródeł ( często są to zatęchłe książki, od lat nieczytane ) i nierzadko cytuję opinie autorów – uczonych, zesłańców, włóczęgów…”
Znaleźć więc można w Dzienniku Północy wiele interesujących rozważań na temat literatury, ekologii, polityki, obyczajów. Autor mocno sympatyzuje z osobami, które próbują zachować czy na nowo odtworzyć tradycje tego odległego zakątka Rosji. Nie ma zbyt wielu zapaleńców, dla których maslenica, pluszczycha czy skomorochy to wciąż aktualne terminy związane z zapustami czy powitaniem wiosny.
Mariusz Wilk pokazuje, że można obejść się bez radia, telewizji i prasy… ale bez pieczki już się nie da. Dlatego w jego domu taki właśnie ruski piec z miejscem do leżenia to najważniejsza rzecz. W zimie jest niezastąpiony, a przecież ta pora roku tam szczególnie daje się we znaki. Wiosną i latem można jednak uprawiać ogród i zbierać plony.
Czytając „ Dom nad Oniego”, ma się wrażenie, że Wilk to naprawdę mieszkaniec Karelii, człowiek, któremu bardzo leży na sercu ochrona środowiska. To miłośnik literatury japońskiej i rosyjskiej. Po lekturze nabiera się ochoty, by sięgnąć do „Krainy śniegu” Yasumari Kawabaty czy utworów Nikołaja Klujewa, którego wiersz „Czasza” otwiera książkę.
Przede wszystkim zaś chciałoby się wyruszyć na Północ i odwiedzić autora w jego pięknym domu, którego zdjęcie znajduje się na okładce książki. No ale Mariusz Wilk zapowiada w zakończeniu, że opuszcza Kondę Bierieżną i rusza dalej śladami Saamów. I tu już trzeba sięgnąć do kolejnego tomu Dziennika Północy pt. „Tropami rena”. Ta lektura także nas nie zawiedzie.
A na zakończenie możemy zadumać się nad jej posłowiem.
„Porywisty wiatr
zdmuchnął jesień
- jak świeczkę.
Opadłe liście
dogasają w śniegu”.
Wiesława Kruszek Uczestnik DKK przy PBP w Sieradzu
Mariusz Wilk, Dom nad Oniego
- Szczegóły
- Kategoria: Dom nad Oniego - Mariusz Wilk
- Utworzono: środa, 20, maj 2009 01:00
- Sylwia Krieger
Gdy dostałam do przeczytania książkę Mariusza Wilka, z widoczkiem zasypanego śniegiem domu na okładce, i po raz pierwszy ją przekartkowałam, pomyślałam, że to pewnie nic ciekawego. Dzienniki nie są moim ulubionym gatunkiem, więc spodziewałam ciężkiej przeprawy przez nudnawe opisy codziennych czynności. Pozytywnie nie nastroił mnie również autor - zupełnie mi nieznany, kiedyś opozycjonista, teraz podróżnik od kilkunastu już lat mieszkający na rosyjskiej północy: na Wyspach Sołowieckich i Karelli. I stamtąd okiem człowieka z zewnątrz, "z Polszy", a jednocześnie już jak ktoś stamtąd, opisujący tę "swoją" Rosję na potrzeby czytelników "Rzeczpospolitej".
Autor odkrywa przed czytelnikami świat, którego większość z nich nie zna. Dla nich Rosja to najczęściej Putin, czaj z samowara, walonki i cyrylica. Tymczasem ten kraj widziany oczami Wilka jest niezwykle ciekawy. Książka okazuje się kopalnią intrygujących tematów. Jest tu i opis jeziora Onieżskiego innego o każdej porze dnia i roku, i lista ryb je zamieszkujących oraz praca rybaków znad Onieża; jest i sposób budowy starej ruskiej pieczki, czyli pieca, od którego zaczyna się stawianie domu, zasady życia w tej niezbyt chętnej rolnikom ziemi, jest i o rosyjskich poetach i skoromachach, są wreszcie legendy o początkach tutejszego osadnictwa.
W opowieść o swojej nadonieżskiej codzienności Wilk wplata dygresje o przeszłości, i odwrotnie. Kiedy na jednej stronie opowiada o "maslennicy", czyli odpowiedniku naszego tłustego czwartku i badaniach archeologiczno-geologicznych tych terenów, na kolejnej zapisuje doniesienia prasowe, refleksje na temat wydarzeń politycznych, własne przemyślenia o Gombrowiczu i literaturze. Relacjonuje zwyczajne życie na północy Rosji, notuje więc, że ktoś się powiesił, ktoś przyjechał do Karelii, a ktoś inny zapił się na śmierć. Zapisuje obyczaje i zapomniane zasady, którymi kierowali się przed laty ludzie zamieszkujący te tereny. Opisuje spotkanych ludzi i swoje poszukiwania "starej Karelli" w pieśniach, literaturze naukowej i w tym, co za oknem - ludziach i naturze. Mnogość tematów nie powoduje chaosu, bo każda taka historia opatrzona jest datą i z kalendarza często wynika wybór tematu.
Wspomniany już Gombrowicz ma chyba dla podróżnika-pisarza szczególne znaczenie. Gombrowicz patrzył na Polaków z perspektywy innego kontynentu. Wilk patrzy zaś zza kilku granic i ze sporej odległości, która pozwala mu dostrzegać wyraźniej wady i niekonsekwencje rodaków. Przychylnie patrzy na Rosję i "tuziemców" Rosjan, mimo że widzi także ich pijaństwo, bierność, to że młodzi opuszczają wieś i jadą do miast po lepsze życie.
Wejście w świat nakreślony na kartach dziennika, jest trudne. Z jednej strony dlatego, że moim zdaniem, zrozumienie świata innego człowieka i jego przeżyć opisanych w dzienniku, jest samo w sobie trudne. Tutaj mamy dodatkowo do czynienia z opisem świata dalekiego i nieznanego innym. Pewne nazwy, miejsca, sytuacje, dla piszącego znane, dla czytelnika są murem, za który niełatwo się przebić. Inna trudność to słownictwo: wiele rusycyzmów, które dla Mariusza Wilka są zwykłym elementem jego języka, ale mogą być powodem odłożenia książki na półkę. Choć dla mnie były miłym powrotem do czasów moich studiów nad historią języka i związków z rosyjskiego z językami słowiańskimi.
Ale mimo tych minusów, wyprawa, którą zaproponował w dzienniku, zafascynowany przyrodą i Rosją, Mariusz Wilk, rozbudza ochotę do wyjazdu na wschód. Jeśli nie w rzeczywistości, to na kartach jego książki. "Dziennik północy" polecam wszystkim.
Uczestnik DKK przy MBP w Pabianicach