"Cały czas" Janusz Anderman
- Szczegóły
- Kategoria: Cały czas - Janusz Anderman
- Utworzono: poniedziałek, 22, czerwiec 2009 01:00
- Alina Sobolewska
"Cały czas" Janusza Andermana to jedna z nielicznych książek, którą przeczytałam z niekłamaną przyjemnością. Nieczęsto zdarza mi się zgłębić powieść w jeden dzień. Zachwycił mnie warsztat pisarski autora i świetny pomysł na konstrukcję książki. Człowiekowi, który prawdopodobnie za kilka chwil zginie w zderzeniu z tirem, przypomina się całe życie. Dzięki tym wspomnieniom poznajemy literata, który podpisując się pod pracami innych, pnie się po szczeblach sukcesu zawodowego. Nastawiony tylko na jeden cel- zdobycia pozycji uznanego pisarza, nie cofnie się przed żadną podłością. Grę pozorów doprowadził do mistrzostwa, a z fałszu i łajdactwa uczynił filozofię życia. Sam nie czuje się z tym źle usprawiedliwiając się, że takie były czasy, a on się tylko do nich dostosował. To typowy konformista, oszust i cwaniak, który wykorzystywanie sytuacji i manipulację ludźmi doprowadził do perfekcji. Nie ma żadnych zasad moralnych ani poglądów politycznych. Jego jedyna ideologia to stać się uznanym pisarzem, liczącym się w środowisku i tak lawiruje, aby to osiągnąć. Nie ma wątpliwości, że bohater jest antypatyczny i wzbudza tylko i wyłącznie negatywne emocje. Ale dzięki niemu niezwykle jasno odczytujemy przesłanie książki. Anderman rozprawia się z mitem heroicznych postaw polskiej inteligencji w czasach komunizmu, zwłaszcza z etosem literata piszącego tylko w podziemnych oficynach. Nakreślił karykaturalny portret polskiej rzeczywistości od lat siedemdziesiątych do dziś. Dowiódł, że łajdactwo szerzyło się również w kręgach opozycji, bowiem Peerel stworzył cieplarniane warunki dla miernot i hochsztaplerów. Za czasów Gierka wystarczyło napisać kilka peanów na cześć władzy, a gdy komunizm upadł- zapisać się do jakiejkolwiek partii. Choć w pierwszym odruchu zwraca uwagę przede wszystkim bohater (ze względu na jego bulwersujące metody działania), to jednak chyba nie on jest tu najważniejszy. Sugerować już to mogą użyte tylko inicjały A.Z. Nie ma zatem znaczenia kto to jest, ważny jest schemat pokazany na jego przykładzie. Anderman daje zarys współczesnej historii naszego kraju, obnaża struktury rządzące w środowiskach pisarskich i autorskich. Wskazał mechanizm działania, dzięki któremu człowiek, który nic nie umie i nic sobą nie reprezentuje, pnie się po szczeblach kariery. Nasuwa się tu porównanie do Nikodema Dyzmy, jak widać ludzie tego pokroju rodzą się w każdych czasach.
Powieść "Cały czas" czyta się z przyjemnością, napisana sprawnym językiem, trochę zgryźliwa, demaskuje polską rzeczywistość i stawia diagnozę na temat społecznych nastrojów i stanu umysłów. Ciekawym rozwiązaniem jest kończenie każdego rozdziału urwanym zdaniem. Nasuwa to skojarzenie z potokiem myśli u człowieka, któremu tuż przed wypadkiem całe życie "przewija" się przed oczami.
Pochwała dla autora, że udało mu się stworzyć książkę, która wzbudza wiele emocji ze względu na bohatera, ale jednocześnie warta jest przeczytania. Dzięki swojej kontrowersyjności na pewno nie pozostawi czytelnika obojętnym. Wywoła podziw lub oburzenie.
Monika Wajman
Moderator DKK przy MBP w Zduńskiej Woli
Recenzja książki Janusza Andermana "Cały czas"
- Szczegóły
- Kategoria: Cały czas - Janusz Anderman
- Utworzono: środa, 04, luty 2009 00:00
"Utrzymywanie wokół siebie aury tajemniczości i odgrywanie roli człowieka skromnego daje więcej korzyści niż strat."
A.Z. - bohater powieści Janusza Andermana "Cały czas" tak właśnie stara się kreować swój wizerunek. Z powodzeniem udaje pisarza, choć jego dokonania to jedynie czternaście wierszy tzw. poezji konkretnej. Potem podpisuje swoim nazwiskiem powieść zabraną sąsiadowi z sali szpitala psychiatrycznego. Jest spokojny, nikt się nie dowie, bo autor popełnił samobójstwo. "Co z tego" przynosi mu sławę i uznanie w kraju i za granicą, zwłaszcza że zostaje wydane w drugim obiegu. Żeby wzmocnić swoją pozycję pisarza uciskanego przez władze, A.Z. pisze na siebie donosy, bo "kto był atakowany z nazwiska, spotykał się z powszechnym szacunkiem."
I tak A.Z. "prześlizguje się" przez lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte, by w 1989 roku zorientować się, że został sam. "Czekał na wizytę, na telefon, na list (...). Ale nie doczekał się żadnej wizyty, żadnego telefonu, nie przyszedł żaden list." Jakoś jednak próbuje sobie radzić, od czego dokonania innych. Zawsze można z kawałków cudzych tekstów stworzyć swój! Można zapisać się do kilku partii i czekać na swoją szansę.
Gorzka, "mroczna"- jak ją nazywa sam autor - powieść ukazuje pokolenie dzisiejszych pięćdziesięcio-, sześćdziesięciolatków. Obala mit bohatera solidarnościowego. Tygodnik "Solidarność" ostro ją zresztą skrytykował.
Na pewno wolimy mieć w pamięci tych szlachetnych, szczerze zaangażowanych w sprawy kraju i o nich czytać. Ale nie można udawać, że nie było tych, którzy robili sobie zdjęcia z Wałęsą i innymi ważnymi działaczami, by potem eksponować je w swej biografii i na nich budować tzw. wizerunek polityczny. Dobrze, że taka powieść została napisana.
Pomysł, by bohater przed śmiercią przypominał sobie ważne momenty z życia, pozwalał żywić nadzieję, że może odczuje wówczas skruchę, przyzna się do błędów, pojedna z Bogiem. Jednak nie... A.Z. myśli bowiem tak: "Jeśli Bóg istnieje i tak bym Go nie ograł. Jeśli nie istnieje, to strata czasu." A.Z. martwi się jedynie, że wiadomość o jego śmierci może zostać wyparta przez inne ważne doniesienia.
"Nieważne jak, ale niech piszą, niech mówią, niech pokazują" - tak myśli wielu. Czegóż to się nie robi dziś, by choć na chwilę zaistnieć w mediach. No cóż... książka może budzić różne reakcje, niektórym nie spodoba się taki obraz naszego kraju, obnażanie absurdów, wyśmiewanie, odbrązawianie. Jednak przeczytać warto!
Uczestnik DKK przy PBP w Sieradzu