Recenzja książki "Z głowy" Janusza Głowackiego
- Szczegóły
- Kategoria: Z głowy - Janusz Głowacki
- Utworzono: środa, 03, grudzień 2008 00:00
Kolorowa koszula rozpięta do pasa, spodnie dopasowane, szyte na miarę u pana Zenka na Brzeskiej, na nogach rokendrole. Wysoki, przystojny blondyn idzie Nowym Światem. Wielu przechodniów ogląda się za nim, ktoś krzyczy : "Cześć Głowa!" No tak & to oczywiście Janusz Głowacki!
W czasach PRL - u był tak charakterystyczną i rozpoznawalną postacią, że prozaik Andrzej Bonarski umieścił go w jednej ze swoich powieści dziejącej się w środowisku artystycznym Warszawy pod jego własnym nazwiskiem, bez charakteryzacji literackiej. Sam zainteresowany po wielu latach wspomina te, i nie tylko te, czasy w autobiograficznej książce pt. "Z głowy."
Zaczyna od rozdziału "One way ticket", w którym opisuje, jak 8.12.1981 roku wyjeżdża do Londynu na premierę swej sztuki pt. "Kopciuch." No i jak wielu rodaków po 13 grudnia staje przed dylematem - wracać do kraju czy zostać za granicą, gdzie, jak pisze : "w jednej chwili zamieniłem się z nikomu nieznanego prowincjonalnego pisarza w zupełną znakomitość." Oczywiście Głowacki pisze to z dystansem i z ironią, bo dość szybko przekona się, jak krótkotrwałe jest zainteresowanie Anglików jego osobą. Anglia jednak stała się szczęśliwym przystankiem w drodze do ... Ameryki !
Kolejne rozdziały przenoszą czytelnika w różne czasy i miejsca. Wcale nie przeszkadza to, że znalazłszy się na chwilę w czasach wojny (dzieciństwo pisarza), w kolejnym rozdziale jesteśmy już w Nowym Jorku. Sporo miejsca poświęca Głowacki czasom studenckim. Brylował wtedy w tzw. Trójkącie Bermudzkim (Hybrydy - bar Przechodni - przychodnia skórno - weneryczna), był częstym gościem SPATiF-u i Ścieku. W barwnych opowieściach przewija się galeria ciekawych postaci, charakterystycznych dla ówczesnego środowiska artystycznego stolicy: Jan Himilsbach, Zdzisław Maklakiewicz, Janusz Szpotański, Krzysztof Mętrak i wielu innych.
Chciano jakoś przetrwać w czasach komunizmu, co do którego rodzice Głowackiego nie mieli złudzeń. Matka cytowała synowi Rilkego: "Kto mówi o zwycięstwie? Przetrwać, oto wszystko", ojciec anonimowego poetę: "Nie krytykuj, nie podskakuj, siedź na d... i przytakuj..." Głowacki przytacza szereg humorystycznych sytuacji, dostarczając czytelnikowi dobrej zabawy. Jednocześnie bardzo realistycznie przedstawia emigrację polską w Ameryce, pokazuje Nowy Jork nie tylko z górnych pięter drapaczy chmur, ale raczej z piwnic, dworców, parków, w których przebywają bezdomni. Uwierzyli oni w mit Ameryki i zagubili się w tym świecie, w tym mieście (Nowym Jorku), "które wytwarza wielką energię, dobrą i złą, jednym ona służy, a innych wykańcza." Wśród tych, których wykończyła , szuka Głowacki inspiracji do swoich sztuk, które przyniosą mu uznanie w Ameryce i w wielu innych krajach na świecie (w Polsce niekoniecznie).
Ironia, dystans, humor, czasem cynizm autora sprawiają, że czyta się "Z głowy" bardzo dobrze i wcale nie na zasadzie, aby mieć z głowy tę kolejną pozycję autobiograficzną, w której twórca dokonuje obrachunku ze swoją przeszłością.
Książkę kończą dwa rozdziały nieco inne niż pozostałe. Jest w nich nie Głowacki - kpiarz, cynik, ale Głowacki przejmujący i prawie liryczny. " Żart bogów" pięknie ukazuje tragizm postaci Jerzego Kosińskiego, "Matka" - to bardzo wzruszający i przejmujący portret umierającej mamy pisarza, która czytała jego córce Zuzi Prousta. Głowacki nie zdążył jej powiedzieć, że nie zniechęciła wnuczki, bo swą pracę magisterską napisała ona właśnie o Prouście.
Autobiografię Głowackiego trzeba przeczytać koniecznie, na najbliższym spotkaniu towarzyskim będzie można błysnąć paroma niezłymi dowcipami, np. o majorze, któremu temperatura wrzenia wody pomyliła się z kątem prostym. Książka zachęci też do poznania twórczości pisarza, o którym Krzysztof Mętrak napisał, że "już w dekadzie Gierka odnalazł swój styl i chodził w glorii łagodnego prześmiewcy absurdów komunistycznego systemu (...) wcześniej demaskował i wyszydzał to, co mniej przenikliwym łatwo kompromitować dzisiaj."
Uczestnik DKK przy PBP w Sieradzu