Telefrenia - Edwarda Redlińskiego
- Szczegóły
- Kategoria: Telefrenia - Edward Redliński
- Utworzono: środa, 18, czerwiec 2008 03:00
- Sylwia Krieger
Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, jaki wpływ wywiera na Was telewizja, film, internet, prasa kolorowa? Naiwnie sądzicie z pewnością, że potraficie oprzeć się zalewającej Was papce informacji. A jednak... Edward Redliński w swojej powieści Telefrenia udowadnia, jak bardzo się mylicie i jak często telewizja staje się dla nas nie tylko rozrywką, nie środkiem do osiągnięcia celu, ale celem samym w sobie, celem życia.
Andrzej - bohater i zarazem narrator powieści - prowadzi nieustający dialog z tajemniczą farmaceutką, będącą ucieleśnieniem nieosiągalnej Catherine Deneuve, z synem, z sobą, z Anonimowymi Teleholikami. Jego życie nieustannie kręciło się i kręci wokół kina, telewizora i gazet z "pleplotami". Wszystkie wydarzenia skorelowane są z tym, co aktualnie proponowało w repertuarze kino Moskwa czy program stacji TVN. Jednoznacznie losy warunkuje literacko - filmowe nazwisko Andrzeja, jego żony i teściów. Nie bez wpływu na życie rodziny pozostaje filmografia Daniela Olbrychskiego i Catherine Deneuve oraz telewizyjna "kariera" serialu Dynastia. Jego codziennością zawładnęły media, spod których władzy w pewnym momencie próbował wyzwolić siebie i syna. Okazuje się jednak, że na dobre ugrzązł w kiosku z prasą, po szyję w informacyjnym bagnie. Wychowany w kinie, mijanych na ulicy ludzi porównuje do bohaterów filmowych i aktorów, każdy dzień zaczyna od przeglądu
prasy kolorowej, gdzie jednakowe znaczenie mają informacje o chorobie papieża Jana Pawła II, piątym ślubie gwiazdy rocka i nowym mieszkaniu gwiazdki ostatniego sezonu.
Następuje specyficzny rozpad osobowości, swoista telewizyjna schizofrenia - telefrenia. Andrzej w natłoku informacji przestaje zauważać, gdzie kończy się medialny sen, a zaczyna jawa realności. Ekranowa fikcja powoli, acz skutecznie, zastępuje rzeczywistość i w konsekwencji staje się jej substytutem. Kolorowe życie telewizyjno - prasowych bohaterów jest przecież o wiele ciekawsze niż nasze. Można przez chwilę żyć życiem innym i lepszym, albo po prostu uciec od pustej wegetacji w emocje serialowych Lubiczów i komisarza Zawady.
Odbiorniki, monitory i gazety postawiono obok Boga na piedestale, a częściej nawet zamiast Niego. Telecentryzm ogarnął świat, jak w średniowieczu teocentryzm. Szczególnie wyraźnie widać to, kiedy Redliński skonfrontuje taką wizję świata z wydarzeniami Wielkanocy 2005, gdy w światłach kamer dobiegało kresu życie Jana Pawła II. Śmierć staje się tylko kolejnym gorącym newsem, informacja, dla której warto przerwać inny program. Niewiele w religii prawdziwej wiary, bo wierzymy już tylko w to, co widzimy na szklanym ekranie.
Jest to książka gorzka, ironiczna, ale zdumiewająco wiernie odsłaniająca rzeczywistość. Redliński bierze na siebie rolę sumienia narodu - wytyka nam nasze słabostki, wady, przewiny - podaje na srebrnej tacy bolesną prawdę. W lustrze powieści każdy może się przejrzeć. I każdy znajdzie tu fragment swego odbicia. Będą tacy, którzy z odrazą odrzucą obraz, który zobaczą, ale i tacy, którzy doskonale wiedzą, że tak właśnie wygląda ich twarz. Czy coś zrobimy z tą wiedzą o nas samych - to już nasza decyzja spowodowana refleksją nad pasjonującą prozą Edwarda Redlińskiego.
Świetnie się to czyta, mimo rezygnacji z tradycyjnego zapisu dialogu. Warte polecenie szczególnie tym, którzy swoja przygodę z twórczością Redlińskiego dopiero rozpoczynają.
Uczestnik DKK przy MBP w Pabianicach