recenzja książki Zofii Staniszewskiej Czarownica z Radosnej
- Szczegóły
- Kategoria: ... i poniosły konie - Włodzimierz Odojewski
- Utworzono: piątek, 25, marzec 2011 14:41
- Alina Sobolewska
"Czarownica z Radosnej" to debiut powieściowy Zofii Staniszewskiej i trzeba przyznać, że bardzo udany. Książka jest niezwykle kojąca, ciepła, pełna wewnętrznego uroku. Podzielona jest na dwa światy: realistyczny, w którym dzieje się fabuła i baśniowy, magiczny, w którym czas się zatrzymuje i wycisza. Staniszewska na kartach swojej powieści powołała do życia krainę dobroci, choć nie brakuje w niej także pierwiastków negatywnych. Znakomicie zobrazowała polską wieś, szczerość jej mieszkańców, ale także donosicielstwo, plotkarstwo, pazerność czy fałszywie pojętą religijność. Zresztą z powieści tej można wyodrębnić wiele gatunków, bo mamy tu i romans, autobiografię, kryminał(wątek radnego zamieszanego w handel kradzionymi samochodami), baśń, opowiastkę filozoficzną ( z bezpłciowym bogiem w roli głównej), książkę kucharską, wreszcie powieść fantastyczną. Wszystko to okraszone sporą dawką cytatów i opowiedziane przez kilku narratorów. Pewnie, że nie wszystko jest w tej książce idealne, zwłaszcza język młodzieży, który robi wrażenie sztucznego i wprowadzonego jakby na siłę czy trochę płaskie dialogi, ale nie to jest ważne. "Czarownicę z Radosnej" się chłonie, opisy przyrody, śpiew ptaków są tak sugestywne, że czuje się te zapachy i słyszy odgłosy natury co sprawia, że książka cudownie wycisza i tonuje. Takie życie w zgodzie z naturą jakie prowadzi główna bohaterka, gdzie równolegle istnieją dwa światy- magiczny, gdzie mieszkają rogate diabły i złośliwe chochliki oraz realny, w którym jest praca, dom i rodzący się romans- jest niezwykle pociągające. A wszystko to poprzetykane baśniami, obserwacjami gwiazd i zadumą nad wszechświatem. Może nie jest to literatura "wysokich lotów", ale czasem potrzeba zanurzyć się w baśniowo-poetycki romans dziejący się na prowincji, by na chwilę oderwać się od codziennego zgiełku, wyciszyć i po prostu zrobić sobie przyjemność.
Nielegalne związki G.Plebanek
- Szczegóły
- Kategoria: ... i poniosły konie - Włodzimierz Odojewski
- Utworzono: wtorek, 01, marzec 2011 14:43
- Alina Sobolewska
Grażyna Plebanek głównym bohaterem swojej powieści uczyniła mężczyznę i z jego punktu widzenia opisuje świat. Tylko czy to się może udać? To raczej wyobrażenie kobiety o tym co myślą mężczyźni, to chyba sposób w jaki ona postrzega mężczyzn. I wychodzi z tego romans z męskiego punktu widzenia, który takim nie jest. Przede wszystkim Plebanek łamie stereotypy. Oto małżeństwo, w którym kobieta robi karierę prawniczki w Komisji Europejskiej i to dzięki niej cała rodzina przenosi się do Brukseli, natomiast mężczyzna zajmuje się domem, a na przyjęciach służbowych występuje jako mąż swojej żony. To co wskazuje na niego jako na typowego mężczyznę, to jego romans, fascynacja seksem i miłość do dwóch kobiet jednocześnie. Fabułą jest właściwie banalna i po kilkunastu stronach robi się nudna. Bo ile można czytać o pozycjach seksualnych i obsesji na punkcie kochanki głównego bohatera? Inne wątki są jedynie słabo zarysowanym tłem. Trochę tu o Brukseli- mieście władzy, układów i wielkiej polityki, o pracy w Komisji Europejskiej, o odbiorze Polaków za granicą, ale to tylko zaledwie zarys. Najważniejsze jest to o czym myśli i co robi główny bohater. Przyznać trzeba, że nie sposób go lubić. Jest denerwujący. Jego świat kręci się głównie wokół ognistego seksu. Niby ma jakieś wyrzuty sumienia, ale w końcu sam przyznaje, że chciałby mieć i rodzinę, dzieci bez których nie wyobraża sobie życia, żonę przyjaciółkę i kochankę. To czego zabrakło w tej książce, to podłoże psychologiczne. Nie ma tu rozważań o zdradzie, uczuciach, relacjach między ludźmi, jest za to dużo fizyczności i prostych instynktów. A wszystko to ubrane w soczysty, dosadny język. Nie czyta się tego ani z przyjemnością ani szybko ani z zachwytem. Właściwie to z czystym sumieniem można tej książki w ogóle nie czytać.
"Slumdog, milioner z ulicy" Vikas Swarup
- Szczegóły
- Kategoria: ... i poniosły konie - Włodzimierz Odojewski
- Utworzono: środa, 23, luty 2011 10:36
- Zibi
„Slumdog” Vikas Swarup
Recenzja powstała na podstawie wypowiedzi klubowiczów
Ram Mohammad Thomas ubogi osiemnastoletni kelner zostaje aresztowany. Jakie popełnił przestępstwo?. Otóż wygrał teleturniej. Można by zaraz głośno zaprotestować, przecież to nie jest karalne. Jak się okazuje nie w każdym miejscu i nie o każdym czasie...
Ram wygrywa nie byle jaki teleturniej ale „Kto wygra miliard” Indyjski odpowiednik „Milionerów”. Niestety producenci nie byli przygotowani na to, iż w tak szybkim czasie od rozpoczęcia emisji teleturnieju tak szybko ktoś go wygra. Wpływy od sponsorów i reklam nie pokryły jeszcze kampanii promującej ów show. Wydawcy ukrywają fakt zdobycia głównej wygranej a sami rozpętują machinę która ma udowodnić niewykształconemu Ramowi oszustwo. Skorumpowany Indyjski wymiar sprawiedliwości dokonuje aresztowania i wszelkimi sposobami próbuje zmusić chłopaka do przyzna się do tego, że wygrał miliard rupii nieuczciwie. Rozpoczyna się drastyczne przesłuchanie …
Jak potoczą się dalsze losy Rama Mohammada Thomasa, kto przyjdzie mu z pomocą i jakie losy sprawiły, że znał odpowiedź na dwanaście pytań które otworzyły mu drzwi o „Indii dream” dowiecie się czytając fascynującą powieść Vikasa Swarupa pt: „Slumdog, milioner z ulicy”.
Ezoteryczna, magiczna, duchowa, ponadwymiarowa, znakomita książka z drugim dnem, tak bym w kilku słowach powiedział o „Slumdogu” Vikasa Swarupa. Niewątpliwie historia wygranej Rama jest bardzo ciekawa, jestem jednak pewien , iż stanowi ona tylko pretekst do opowiedzenia nam drugiej i trzeciej i kolejnych historii o tak ważnych rzeczach jakimi są miłość, przyjaźń, uczciwość, wrażliwość w naszym życiu. Niby wydawałoby się rzeczy oczywiste i niezbędne do nazwijmy to normalnego funkcjonowania ale w ówczesnych czasach jakże pomijane i marginalizowane. Całe szczęście jest jeszcze literatura która Nam czytelnikom potrafi o tych wartościach tak pięknie opowiedzieć a niektórym przypomnieć.
Historia Rama Mohammada Thomasa podzielona jest na dwanaście opowieści z życia naszego bohatera które spowodowały to, iż zagrał i wygrał w teleturnieju „Kto wygra miliard” oraz z prologu i epilogu. Każda opowieść daje nam także odpowiedź skąd ubogi niewykształcony kelner znał odpowiedź na poszczególne pytania. Opowiadania nie są ułożone chronologicznie także podróżujemy po wybranych etapach życia indyjskiego osiemnastolatka. Poznajemy jego losy, sytuacje z jakimi jego byt został postawiony do konfrontacji, jakich poznawał ludzi na swojej drodze i w końcu jego i innych postawy. W ogóle ukazanie postaci w tej książce pod względem charakterologicznym i emocjonalnym to niewątpliwie jej duży atut, powiedziałbym więcej to jej kwintesencja. Może trochę mniej poznajemy kultury tak egzotycznego kraju jakim są dla nas Indie i ich różnorodność etniczną, ale wydaje mi się , że mimo wszystko Indie są w tej powieści tłem do opowiedzianej historii. Książkę „Slumdog” czyta się znakomicie, porównałbym ją z „Comedią Infantil” Henninga Mankella i „Firminem” Sama Savage'a nie ze względu na tematykę ale na przekaz i poruszenie w czytelniku wszystkich nawet najbardziej skrywanych emocji a to w literaturze jest arcymistrzostwem.
Rezenzja ksiażki "Dwukropek" W. Szymorskiej
- Szczegóły
- Kategoria: ... i poniosły konie - Włodzimierz Odojewski
- Utworzono: piątek, 25, luty 2011 12:26
- Małgorzata Nitecka
Rzadko sięgam do poezji, ponieważ wolę prozę, ale cieszę się, że dzięki DKK w końcu się przełamałam. Chyba jak każdą osobę sięgającą po nowy tomik W. Szymborskiej zaintrygował mnie jego tytuł. Dlaczego „Dwukropek”? – to pytanie towarzyszyło mi przez wszystkie 17 utworów i dopiero ostatni, zatytułowany "Właściwie każdy wiersz" nasunął mi odpowiedź, że być może poetka chciała nam zasugerować, że powinniśmy czekać na to co dalej nastąpi, że nic się tak naprawdę nie kończy.
Wśród wierszy, które najbardziej utkwiły mi w pamięci znalazł się utwór "Nazajutrz bez nas". Czyta się go tak jakby słuchało się komunikatu meteorologicznego. Zapowiada chłodny, deszczowy poranek i dopiero ostatni dwuwiersz: „choć tym, co ciągle żyją przyda się jeszcze parasol”, uświadamia nam, że poetka w formie meteorologicznego komunikatu napisała wiersz o śmierci.
Zaskoczył mnie także wiersz "Wypadek drogowy". Oczekiwałam raczej jakiegoś drastycznego opisu owego wypadku, tymczasem spotkałam się zapisem codziennych, zwykłych czynności wykonywanych przez ludzi, którzy jeszcze o tym wypadku drogowym nie wiedzą.
Do myślenia daje natomiast "Monolog psa zaplątanego w dzieje". Uświadamia nam, jak bardzo los tytułowego czworonoga zależny był od pozycji społecznej jego właściciela. Pies - bohater wiersza - opowiada, jak przez długi czas był "psem wybranym", bo jego pan należał do elity, co odbijało się również na stosunku otoczenia do jego ulubieńca. Całkowita zmiana nastąpiła, gdy jego pan utracił swój status. Opuszczony pies, powoli i boleśnie umierał, zastrzelony przez jakiegoś człowieka.
Ogólnie cały tomik jest utrzymany w tematyce smutku i melancholii. Czas upływa, ludzie umierają, dawni zakochani mijają się bez spojrzenia, stary profesor na pytanie, czy bywa szczęśliwy, odpowiada, że pracuje, lwica zjada antylopę, a ludzie nieświadomi wypadku żyją własnym życiem.
Recenzja książki Dzidzia S. Chutnik
- Szczegóły
- Kategoria: ... i poniosły konie - Włodzimierz Odojewski
- Utworzono: czwartek, 03, luty 2011 11:05
- Alina Sobolewska
Dzidzia to szesnastoletnia dziewczynka z wodogłowiem, bez rąk i nóg, którą autorka uczyniła symbolem aby wyrazić swój krzyk, wściekłość i wrzask, aby poradzić sobie z emocjami jakie wywołuje korespondencja rodziców dzieci niepełnosprawnych, która codziennie napływa do fundacji MaMa, której Sylwia Chutnik jest prezesem. Dzidzia pojawia się na świecie jako kara za grzech prababki, która w czasie II wojny światowej zadenuncjowała Niemcom dwie Polki. Dzidzia to kpina losu, dziwadło zdane wyłącznie na matkę, śliniące się, robiące w pampersa, nie komunikujące się ze światem. Dla sąsiadów jest sprawiedliwością, była zbrodnia jest i kara, według nich rodzina słusznie została ukarana takim dzieckiem. Sylwia Chutnik stworzyła taką postać, jak sama mówi groteskę groteski, aby wstrząsnąć czytelnikiem i powiedzieć bez oporów o naszych narodowych kompleksach i głupocie. Chce przełamać tabu, odczarować romantyczną wizję powstania warszawskiego zdecydowanie je potępiając. Chce uświadomić czym jest trudne rodzicielstwo dzieci niepełnosprawnych, przez co przechodzą matki, które bardzo kochają swoje chore dzieci, ale czasami są po prostu wyczerpane pracą ponad siły, pozostawione same sobie nie potrafią radzić sobie w urzędniczym świecie wciąż przegrywając batalie o pomoc, opiekę, o przyznanie środków finansowych. Autorka używając ironii znakomicie uwypukla polską mentalność, katolicyzm, kreśli wizję polskiego podwórka pęczniejącego od zawiści, gnuśności, a nawet nienawiści. Kpi z romantycznych mitów, z klasycznego rozumienia cierpienia, przeraża by zmieniać rzeczywistość, bo nie ma w niej zgody na zastany świat. Choć wydawać by się mogło, że bohaterką powieści jest tytułowa Dzidzia czy jej matka, to tak naprawdę bohaterką jest Polska, autorka boksuje się z nią. Używa soczystego języka, pisze dosadnie przez co skrajne emocje towarzyszą podczas całej lektury. Ale przyznać trzeba, że książkę czyta się dobrze, płynnie, a pewna dawka humoru sprawia, że nawet przyjemnie, choć tematyka trudna. Powieść ta uznawana jest za kontrowersyjną, tylko dlaczego? Dlatego, że autorka nie pada na kolana tylko szczerze wytyka polskie przywary? Stawia na ton ironiczny, ma inne podejście do wojennej traumy, krytykuje kościół, obłudę, urzędniczą bezduszność. Książka jest bardzo emocjonalna o kobietach, o historii Polski, o dzieciach niepełnosprawnych. Sylwia Chutnik "tupnęła nogą" i w znakomity sposób opisała naszą rzeczywistość w dosadny sposób i za to ją cenię.