Wyszukiwanie:

Logowanie:

Realizatorzy:

recenzja książki Zofii Staniszewskiej Czarownica z Radosnej

"Czarownica z Radosnej" to debiut powieściowy Zofii Staniszewskiej i trzeba przyznać, że bardzo udany. Książka jest niezwykle kojąca, ciepła, pełna wewnętrznego uroku. Podzielona jest na dwa światy: realistyczny, w którym dzieje się fabuła i baśniowy, magiczny, w którym czas się zatrzymuje i wycisza. Staniszewska na kartach swojej powieści powołała do życia krainę dobroci, choć nie brakuje w niej także pierwiastków negatywnych. Znakomicie zobrazowała polską wieś, szczerość jej mieszkańców, ale także donosicielstwo, plotkarstwo, pazerność czy fałszywie pojętą religijność. Zresztą z powieści tej można wyodrębnić wiele gatunków, bo mamy tu i romans, autobiografię, kryminał(wątek radnego zamieszanego w handel kradzionymi samochodami), baśń, opowiastkę filozoficzną ( z bezpłciowym bogiem w roli głównej), książkę kucharską, wreszcie powieść fantastyczną. Wszystko to okraszone sporą dawką cytatów i opowiedziane przez kilku narratorów. Pewnie, że nie wszystko jest w tej książce idealne, zwłaszcza język młodzieży, który robi wrażenie sztucznego i wprowadzonego jakby na siłę czy trochę płaskie dialogi, ale nie to jest ważne. "Czarownicę z Radosnej" się chłonie, opisy przyrody, śpiew ptaków są tak sugestywne, że czuje się te zapachy i słyszy odgłosy natury co sprawia, że książka cudownie wycisza i tonuje. Takie życie w zgodzie z naturą jakie prowadzi główna bohaterka, gdzie równolegle istnieją dwa światy- magiczny, gdzie mieszkają rogate diabły i złośliwe chochliki oraz realny, w którym jest praca, dom i rodzący się romans- jest niezwykle pociągające. A wszystko to poprzetykane baśniami, obserwacjami gwiazd i zadumą nad wszechświatem. Może nie jest to literatura "wysokich lotów", ale czasem potrzeba zanurzyć się w baśniowo-poetycki romans dziejący się na prowincji, by na chwilę oderwać się od codziennego zgiełku, wyciszyć i po prostu zrobić sobie przyjemność.

Nielegalne związki G.Plebanek

Grażyna Plebanek głównym bohaterem swojej powieści uczyniła mężczyznę i z jego punktu widzenia opisuje świat. Tylko czy to się może udać? To raczej wyobrażenie kobiety o tym co myślą mężczyźni, to chyba sposób w jaki ona postrzega mężczyzn. I wychodzi z tego romans z męskiego punktu widzenia, który takim nie jest. Przede wszystkim Plebanek łamie stereotypy. Oto małżeństwo, w którym kobieta robi karierę prawniczki w Komisji Europejskiej i to dzięki niej cała rodzina przenosi się do Brukseli, natomiast mężczyzna zajmuje się domem, a na przyjęciach służbowych występuje jako mąż swojej żony. To co wskazuje na niego jako na typowego mężczyznę, to jego romans, fascynacja seksem i miłość do dwóch kobiet jednocześnie. Fabułą jest właściwie banalna i po kilkunastu stronach robi się nudna. Bo ile można czytać o pozycjach seksualnych i obsesji na punkcie kochanki głównego bohatera? Inne wątki są jedynie słabo zarysowanym tłem. Trochę tu o Brukseli- mieście władzy, układów i wielkiej polityki, o pracy w Komisji Europejskiej, o odbiorze Polaków za granicą, ale to tylko zaledwie zarys. Najważniejsze jest to o czym myśli i co robi główny bohater. Przyznać trzeba, że nie sposób go lubić. Jest denerwujący. Jego świat kręci się głównie wokół ognistego seksu. Niby ma jakieś wyrzuty sumienia, ale w końcu sam przyznaje, że chciałby mieć i rodzinę, dzieci bez których nie wyobraża sobie życia, żonę przyjaciółkę i kochankę. To czego zabrakło w tej książce, to podłoże psychologiczne. Nie ma tu rozważań o zdradzie, uczuciach, relacjach między ludźmi, jest za to dużo fizyczności i prostych instynktów. A wszystko to ubrane w soczysty, dosadny język. Nie czyta się tego ani z przyjemnością ani szybko ani z zachwytem. Właściwie to z czystym sumieniem można tej książki w ogóle nie czytać.

Rezenzja ksiażki "Dwukropek" W. Szymorskiej

Rzadko sięgam do poezji, ponieważ wolę prozę, ale cieszę się, że dzięki DKK w końcu się przełamałam. Chyba jak każdą osobę sięgającą po nowy tomik W. Szymborskiej zaintrygował mnie jego tytuł. Dlaczego „Dwukropek”? – to pytanie towarzyszyło mi przez wszystkie 17 utworów i dopiero ostatni, zatytułowany "Właściwie każdy wiersz" nasunął mi odpowiedź, że być może poetka chciała nam zasugerować, że powinniśmy czekać na to co dalej nastąpi, że nic się tak naprawdę nie kończy.

Wśród wierszy, które najbardziej utkwiły mi w pamięci znalazł się utwór "Nazajutrz bez nas". Czyta się go tak jakby słuchało się komunikatu meteorologicznego. Zapowiada chłodny, deszczowy poranek i dopiero ostatni dwuwiersz: „choć tym, co ciągle żyją przyda się jeszcze parasol”, uświadamia nam, że poetka w formie meteorologicznego komunikatu napisała wiersz o śmierci.

Zaskoczył mnie także wiersz "Wypadek drogowy". Oczekiwałam raczej jakiegoś drastycznego opisu owego wypadku, tymczasem spotkałam się zapisem codziennych, zwykłych czynności wykonywanych przez ludzi, którzy jeszcze o tym wypadku drogowym nie wiedzą.

Do myślenia daje natomiast "Monolog psa zaplątanego w dzieje". Uświadamia nam, jak bardzo los tytułowego czworonoga zależny był od pozycji społecznej jego właściciela. Pies - bohater wiersza - opowiada, jak przez długi czas był "psem wybranym", bo jego pan należał do elity, co odbijało się również na stosunku otoczenia do jego ulubieńca. Całkowita zmiana nastąpiła, gdy jego pan utracił swój status. Opuszczony pies, powoli i boleśnie umierał, zastrzelony przez jakiegoś człowieka.

Ogólnie cały tomik jest utrzymany w tematyce smutku i melancholii. Czas upływa, ludzie umierają, dawni zakochani mijają się bez spojrzenia, stary profesor na pytanie, czy bywa szczęśliwy, odpowiada, że pracuje, lwica zjada antylopę, a ludzie nieświadomi wypadku żyją własnym życiem.

 

 

 

 

 



 

 

"Slumdog, milioner z ulicy" Vikas Swarup

 

„Slumdog” Vikas Swarup

Recenzja powstała na podstawie wypowiedzi klubowiczów

Ram Mohammad Thomas ubogi osiemnastoletni kelner zostaje aresztowany. Jakie popełnił przestępstwo?. Otóż wygrał teleturniej. Można by zaraz głośno zaprotestować, przecież to nie jest karalne. Jak się okazuje nie w każdym miejscu i nie o każdym czasie...

Ram wygrywa nie byle jaki teleturniej ale „Kto wygra miliard” Indyjski odpowiednik „Milionerów”. Niestety producenci nie byli przygotowani na to, iż w tak szybkim czasie od rozpoczęcia emisji teleturnieju tak szybko ktoś go wygra. Wpływy od sponsorów i reklam nie pokryły jeszcze kampanii promującej ów show. Wydawcy ukrywają fakt zdobycia głównej wygranej a sami rozpętują machinę która ma udowodnić niewykształconemu Ramowi oszustwo. Skorumpowany Indyjski wymiar sprawiedliwości dokonuje aresztowania i wszelkimi sposobami próbuje zmusić chłopaka do przyzna się do tego, że wygrał miliard rupii nieuczciwie. Rozpoczyna się drastyczne przesłuchanie …

Jak potoczą się dalsze losy Rama Mohammada Thomasa, kto przyjdzie mu z pomocą i jakie losy sprawiły, że znał odpowiedź na dwanaście pytań które otworzyły mu drzwi o „Indii dream” dowiecie się czytając fascynującą powieść Vikasa Swarupa pt: „Slumdog, milioner z ulicy”.

Ezoteryczna, magiczna, duchowa, ponadwymiarowa, znakomita książka z drugim dnem, tak bym w kilku słowach powiedział o „Slumdogu” Vikasa Swarupa. Niewątpliwie historia wygranej Rama jest bardzo ciekawa, jestem jednak pewien , iż stanowi ona tylko pretekst do opowiedzenia nam drugiej i trzeciej i kolejnych historii o tak ważnych rzeczach jakimi są miłość, przyjaźń, uczciwość, wrażliwość w naszym życiu. Niby wydawałoby się rzeczy oczywiste i niezbędne do nazwijmy to normalnego funkcjonowania ale w ówczesnych czasach jakże pomijane i marginalizowane. Całe szczęście jest jeszcze literatura która Nam czytelnikom potrafi o tych wartościach tak pięknie opowiedzieć a niektórym przypomnieć.

Historia Rama Mohammada Thomasa podzielona jest na dwanaście opowieści z życia naszego bohatera które spowodowały to, iż zagrał i wygrał w teleturnieju „Kto wygra miliard” oraz z prologu i epilogu. Każda opowieść daje nam także odpowiedź skąd ubogi niewykształcony kelner znał odpowiedź na poszczególne pytania. Opowiadania nie są ułożone chronologicznie także podróżujemy po wybranych etapach życia indyjskiego osiemnastolatka. Poznajemy jego losy, sytuacje z jakimi jego byt został postawiony do konfrontacji, jakich poznawał ludzi na swojej drodze i w końcu jego i innych postawy. W ogóle ukazanie postaci w tej książce pod względem charakterologicznym i emocjonalnym to niewątpliwie jej duży atut, powiedziałbym więcej to jej kwintesencja. Może trochę mniej poznajemy kultury tak egzotycznego kraju jakim są dla nas Indie i ich różnorodność etniczną, ale wydaje mi się , że mimo wszystko Indie są w tej powieści tłem do opowiedzianej historii. Książkę „Slumdog” czyta się znakomicie, porównałbym ją z „Comedią Infantil” Henninga Mankella i „Firminem” Sama Savage'a nie ze względu na tematykę ale na przekaz i poruszenie w czytelniku wszystkich nawet najbardziej skrywanych emocji a to w literaturze jest arcymistrzostwem.

 

 

Recenzja książki Dzidzia S. Chutnik

Dzidzia to szesnastoletnia dziewczynka z wodogłowiem, bez rąk i nóg, którą autorka uczyniła symbolem aby wyrazić swój krzyk, wściekłość i wrzask, aby poradzić sobie z emocjami jakie wywołuje korespondencja rodziców dzieci niepełnosprawnych, która codziennie napływa do fundacji MaMa, której Sylwia Chutnik jest prezesem. Dzidzia pojawia się na świecie jako kara za grzech prababki, która w czasie II wojny światowej zadenuncjowała Niemcom dwie Polki. Dzidzia to kpina losu, dziwadło zdane wyłącznie na matkę, śliniące się, robiące w pampersa, nie komunikujące się ze światem. Dla sąsiadów jest sprawiedliwością, była zbrodnia jest i kara, według nich rodzina słusznie została ukarana takim dzieckiem. Sylwia Chutnik stworzyła taką postać, jak sama mówi groteskę groteski, aby wstrząsnąć czytelnikiem i powiedzieć bez oporów o naszych narodowych kompleksach i głupocie. Chce przełamać tabu, odczarować romantyczną wizję powstania warszawskiego zdecydowanie je potępiając. Chce uświadomić czym jest trudne rodzicielstwo dzieci niepełnosprawnych, przez co przechodzą matki, które bardzo kochają swoje chore dzieci, ale czasami są po prostu wyczerpane pracą ponad siły, pozostawione same sobie nie potrafią radzić sobie w urzędniczym świecie wciąż przegrywając batalie o pomoc, opiekę, o przyznanie środków finansowych. Autorka używając ironii znakomicie uwypukla polską mentalność, katolicyzm, kreśli wizję polskiego podwórka pęczniejącego od zawiści, gnuśności, a nawet nienawiści. Kpi z romantycznych mitów, z klasycznego rozumienia cierpienia, przeraża by zmieniać rzeczywistość, bo nie ma w niej zgody na zastany świat. Choć wydawać by się mogło, że bohaterką powieści jest tytułowa Dzidzia czy jej matka, to tak naprawdę bohaterką jest Polska, autorka boksuje się z nią. Używa soczystego języka, pisze dosadnie przez co skrajne emocje towarzyszą podczas całej lektury. Ale przyznać trzeba, że książkę czyta się dobrze, płynnie, a pewna dawka humoru sprawia, że nawet przyjemnie, choć tematyka trudna. Powieść ta uznawana jest za kontrowersyjną, tylko dlaczego? Dlatego, że autorka nie pada na kolana tylko szczerze wytyka polskie przywary?  Stawia na ton ironiczny, ma inne podejście do wojennej traumy, krytykuje kościół, obłudę, urzędniczą bezduszność. Książka jest bardzo emocjonalna o kobietach, o historii Polski, o dzieciach niepełnosprawnych. Sylwia Chutnik "tupnęła nogą" i w znakomity sposób opisała naszą rzeczywistość w dosadny sposób i za to ją cenię.

"Gottland" Mariusz Szczygieł

 

„Gottland” Mariusz Szczygieł

Recenzja powstała na podstawie wypowiedzi klubowiczów

 

Tomas Bata wraz z bratem i siostrą z pierwszego małżeństwa ich ojca Antonina postanawiają się usamodzielnić. Wraz z rodzeństwem proszą ojca o zaległy spadek po matce oraz o ewentualne pieniądze jakie mieliby dostać po…jego śmierci. Co jest przyczyną takiego myślenia –„Nie mają czasu czekać tyle lat, a poza tym w domu jest ciasno”-. Trzeba dodać iż jest to rodzina szewska. Początki pracy na własny rachunek jak się okazuje nie są takie proste. Popadają w długi, nie stać ich na zakup skór do wyrobu butów. Tomas patrząc na kończące się zapasy materiału wpada na najważniejszą zasadę swojego życia – „Z wady zawsze zrobić zaletę”-. I tak w głowie Tomasa rodzi się pomysł szycia butów z płótna. Niewątpliwie ta wizjonerska decyzja pokieruje jego dalszym losem i rozwojem gigantycznego konsorcjum jakim były w Czechach fabryki butów Bata. Butów znanych w całej europie a później na świecie, butów których marka przetrwała do dziś. Jeżeli chcecie się dowiedzieć o szczegółach arcyciekawych losów i wizji otaczającego świata Tomasa Bata i jego brata Jana przeczytajcie reportaż „Ani kroku bez Baty” z książki Mariusza Szczygła pt: „Gottland”.

Mariusz Szczygieł dziennikarz znany jest i kojarzony przede wszystkim z pierwszego w Polsce talk-show „Na każdy temat” emitowanego w telewizji POLSAT. Jednak istotniejszą informacją, jest jego współpraca z Gazetą Wyborczą, gdzie jest odpowiedzialny a właściwie współodpowiedzialny za dział reportażu. I właśnie tenże reportaż spowodował to, iż pan Mariusz się zakochał, zapytacie w kim, otóż odpowiedź brzmi …. w Czechach. W wyniku kilkuletnich obserwacji, rozmów, literatury powstało kilkanaście reportaży o Czechach które zostały zebrane i powiązane niejako w całość zatytułowaną „Gottland”, która we wspaniały sposób przekazuje nam, czytelnikom, spojrzenie autora na ten naród. Jest to obraz który przedstawia nam Polakom, Czechów w innym świetle niż postrzegaliśmy ich do tej pory. Jak do tej pory, czyli jak, można zapytać? Otóż wydaje mi się, że jako rubasznych „Szwejków” lubiących piwo, jako ludzi bez zrywów narodowych takich trochę nazwijmy to głupawo – niezdarnych. Ale czy faktycznie tak jest?. „Gottland” stawia te postawy w trochę innym świetle aczkolwiek nie zaprzecza im. Ukazuje nam sposób myślenia naszych południowych sąsiadów, a uwierzcie mi jest on diametralnie różny od Polskiego. Smaku tej książce dodają postaci które znamy i poniekąd lubimy oraz osoby o postawach i istnieniu których nie mieliśmy zielonego pojęcia. Tak więc poznajemy losy wspomnianego wyżej Tomasa Bata, założyciela słynnej firmy obuwniczej, Helenę Vondraczkową. reżysera Evalda Schorma, legendę Nowej Fali, któremu przez 20 lat nie pozwolono kręcić filmów, czy w końcu postać od której został zaczerpnięty tytuł czyli Karela Gotta. Znakomita książka dla wszystkich którzy chcą choć trochę zgłębić swoją wiedzę o PRAWDZIWYM OBLICZU CZECH. Gorąco polecamy i z niecierpliwością czekamy na kolejne reportaże Mariusza Szczygła.



 

Paw królowej- Dorota Masłowska

Książka Doroty Masłowskiej "Paw królowej" bardzo mi się podobała. Na pewno nie jest to literatura dla każdego i znajdzie tyle samo zwolenników co przeciwników. Autorka podobnie jak w „Wojnie polsko - ruskiej..." posługuje się specyficznym stylem nawiązującym do slangu blokersów, hiphopowców, ale też języka reklam, sloganów politycznych, a nawet innych pisarzy. Bardzo długie zdania układają się jednak melodyjnie w całość. Najgorzej jest zacząć, ale poźniej wpada się w rytm czytania.

To opowieść dziejąca się we współczesnej Warszawie, w środowisku artystów i tzw. showbiznesie. Możemy tu odnaleźć galerię pełnych humoru postaci przedstawionych przez pisarkę w krzywym zwierciadle. Całość jest okraszona błyskotliwymi i ciętymi obserwacjami autorki. Masłowska bawi się skojarzeniami, utartymi schematami, a my czytając bawimy się razem z nią. Polecam z czystym sumieniem nie tylko fanom „Wojny polsko – ruskiej…”.



"Cień Poego” Matthew Pearl

 

Recenzja powstała na podstawie wypowiedzi naszych klubowiczów.

 

Powieść „Cień Poego” Matthew Pearl`a przeczytało 7 naszych klubowiczów.  Niestety nie spotkała się ona ze zbyt entuzjastycznym przyjęciem. Po zapoznaniu się z nią, wśród czytelników przeważały opinie negatywne. Na plus można zaliczyć jedynie to, iż autor doskonale oddaje obraz Ameryki XIX wieku. Już w pierwszych zdaniach powieści pozwala odczuć, że znajdujemy się w innej epoce. Za pomocą drobnych i subtelnie wplecionych w akcję zdań autor buduje pełny i wyrazisty obraz wydarzeń tak, że czytelnik czuje się jakby naprawdę tam był. Niestety poza tym powieść nie porywa. Główny bohater Quentin Clark jest dla czytelnika mało pociągający i pusty, trudno się z nim identyfikować. Można odnieść wrażenie, że przez kilkadziesiąt początkowych stron nie posuwa się wcale w swych wysiłkach mających rozwiązać tajemnicę śmierci Edgara Allana Poe. Zbędne wątki w powieści, rozciagnięta fabuła – to wszystko sprawia, że ciężko przez nią przebrnąć. Niestety nie jest to książka, którą pochłania się w jeden wieczór z zapartym tchem. To raczej pozycja dla koneserów takiego gatunku literackiego. Można ją porównać do powieści pisanych przez Umberto Eco – nie każdy je lubi i rozumie, ale warto je przeczytać.

 

 

"Wyrwany z piekła.Świadectwo narkomana"

Człowiek sam zgotował sobie taki los….


Tematem, który ostatnio zdominował polskie media były dopalacze, a właściwie ich zgubny wpływ na życie ludzi. W dobie takich zagrożeń za przestrogę przed ich czasem śmiertelnym skutkiem może uchodzić książka Laurenta Gay'a „Wyrwany z piekła. Świadectwo narkomana”.
To wstrząsające świadectwo człowieka, któremu narkotyki zmarnowały prawie piętnaście lat życia. Wychowywał się w normalnej rodzinie: matka niepraktykująca katoliczka, ojciec zagorzały ateista. W jego domu królowało wychowanie bezstresowe, czyli z zasadzie zero rygoru. Jako dziecko już w przedszkolu miał pierwszy kontakt z przemocą. W zasadzie codziennie przechodził tzw. „kocenie” ze strony starszych kolegów, aż do momentu kiedy postanowił się postawić i to on ich pobił. Odniósł pierwsze zwycięstwo, które stało się zaczątkiem błędnego koła. Kolejne bójki, przynależność do różnych band, rozboje, bijatyki, jednak najgorsze miało dopiero przyjść.
Wszystko zaczęło się od jednego jointa wypalonego na klatce. Nowa używka, zapewniająca odlot, w zasadzie na stałe zagościła w życiu jedenastoletniego bohatera. Wyrzucenie ze szkoły to był dopiero początek kłopotów. Brak środków na dość drogą jeszcze wtedy marihuanę, zmusił Laurenca do przejścia na tańsze narkotyki, więc nadeszła pora m.in. na klej . Niczego nieświadomi rodzice byli zszokowani, gdy przyszło im odebrać syna z komisariatu. Wiek dojrzewania to początek równi pochyłej, to czas mieszania alkoholu i leków uspokajających, przejścia do twardych narkotyków. Nadzór policyjny, aż wreszcie zakończona niepowodzeniem próba obrabowania magazynu doprowadziła Laurenaca przed sąd, a w efekcie do więzienia. Historia bohatera kończy się … dobrze, biorąc pod uwagę jego tak aktywne życie…
Książka –to głos narkomana, który przeszedł wszystkie stadia staczania się aż na samo dno. Bójki, pierwszy joint, wąchanie kleju, przejście do twardych narkotyków, napady, rozboje, aż wreszcie dwa morderstwa doprowadziły go do więzienia. Tam podczas próby samobójczej doznał łaski Bożej, która uchroniła go przed potępieniem wiecznym i dała nadzieję na lepsze jutro.
Dość drastyczne świadectwo człowieka, takiego jak większość z nas to przestroga dla wszystkich przed szukaniem lekkiego sposobu na życie albo poszukiwaniu wyłącznie zabawy.

"Firmin" Sam Savage

Normal 0 21 false false false MicrosoftInternetExplorer4 /* Style Definitions */ table.MsoNormalTable {mso-style-name:Standardowy; mso-tstyle-rowband-size:0; mso-tstyle-colband-size:0; mso-style-noshow:yes; mso-style-parent:""; mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt; mso-para-margin:0cm; mso-para-margin-bottom:.0001pt; mso-pagination:widow-orphan; font-size:10.0pt; font-family:"Times New Roman"; mso-ansi-language:#0400; mso-fareast-language:#0400; mso-bidi-language:#0400;}

„Firmin” Sam Savage

Recenzja powstała na podstawie wypowiedzi klubowiczów

 

Boston, mroczna deszczowa noc, Flo przyszła matka szuka bezpiecznego schronienia by wydać na świat swoje potomstwo. Pięciu mężczyzn których ją goni nie daje chwili wytchnienia. Nagle dostrzega wąską szczelinie przy suterenie sklepu, robi wszystko by jak najszybciej tam dotrzeć i schronić. Udaje się. Chwila odpoczynku, zmęczenie, sen. Gdy się budzi musi jak najszybciej dotrzeć do jamy swojego pokoju. Moment porodu zbliża się nieubłaganie. Jarzeniówki oświetlają pomieszczenie wypełnione książkami. Flo wybiera największą z nich i pieczołowicie zębami tnie jej kartki na małe kawałeczki. Miejsce gotowe. Nadchodzi czas porodu, pierwsze dziecko, drugie dziecko, trzecie …… i na końcu on Firmin jako trzynasty z rodzeństwa. Rodzina dość liczna, matka jedna, sutków dwanaście. On jako najsłabszy w szczurzym gnieździe musi zadawalać się resztkami. By zabić głód podjada to czym wymoszczone jest legowisko, więc kartki książki. Jak się okazuje nie byle jakiej książki, mianowicie „Finnegans Wake” Joyce’a. Jednak „kurczące” się gniazdo irytowało rodzinę. Młody Firmin rusza więc w poszukiwaniu innych książek, w ten sposób poznaje zaplecze księgarni w której mieszka. Szuka książek od których się uzależnił, na razie powiedzmy to sobie szczerze, kulinarnie. Gdy dociera do półek wypełnionych przeróżnymi woluminami okazuje się, że bez problemu odczytuje ich tytuły. Nadchodzi moment gdy konsumuje je fizycznie ale i duchowo. Gdy je podjada stwierdza, iż mają różne smaki i zapachy w zależności od treści. Zaczyna czytać. Jak potoczą się losy szczura Frmina i jaki wpływ na jego życie będą miały ksiązki dowiecie się czytając znakomitą powieść Sama Savage pt. „Firmin”

Wspaniała, zachwycająca, piękna, wzruszająca, niezwykła, magiczna, idealna, fantastyczna, ezoteryczna albo po prostu bardzo dobra ponieważ nie wiem jakich przymiotników użyć by oddać to co stworzył Sam Savage. „Firmin” to książka doskonała i odnosi się to co do treści jak i formy. Czyta się ją z zapartym tchem i ciekawością co przyniesie następna strona. Savage w swojej powieści głównym bohaterem czyni szczura. Zwierzę nieodłącznie towarzyszące ludziom jednak nie wzbudzające, delikatnie mówiąc, sympatii. Firmin jest jednak inny, autor nadał mu tyle ludzkich cech iż momentami zastanawiamy się czy jest to szczur któremu wydaje się, że jest człowiekiem czy człowiek żyjący jak szczur. To ostatnie stwierdzenie mimo wszystko do komplementów nie należy. Ale wracając do książki, znakomitym wprowadzeniem do klimatu powieści jest cytat który możemy przeczytać zaraz na początku. Doskonale obrazuje on przewrotność tej opowieści i jej drugie dno. Ponad to Sam Savage opisując losy Firmina w sposób wręcz mistrzowski oddał jego charakter, rozterki i uczucia które nim kierują. A to uważam za najtrudniejsze do oddania i przekazania słowami. Reasumując jest to magiczna i fantastyczna podróż w głąb w brew pozorom ludzkiego umysłu i serca. Sama Savage śmiało można dołączyć do takich pisarzy jak Marquez, Zafon czy Mankell których magia pisarstwa nas wręcz oczarowuje !!!.

 

Zbigniew Pacho

 

Statystyki działalności

Wykaz zakupionych ksiażek

Jak założyć lub dołączyć?

KONTAKT

Koordynatorkami wojewódzkimi DKK są:
Danuta Wachulak i Dorota Jankowska
(Dział Metodyki, Analiz i Szkoleń WBP w Łodzi).

tel. 42 663 03 53
42 63 768 35

adres e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Deklaracja dostępności

2011 WiMBP w Łodzi