Corinne Hofmann, Biała Masajka
- Szczegóły
- Kategoria: Biała Masajka - Corinne Hofmann
- Utworzono: wtorek, 31, maj 2011 11:49
- Krieger Sylwia
Corinne Hofmann, Biała Masajka
Kto był kiedyś zakochany, ten wie, że miłość to taka choroba, która najpierw odbiera człowiekowi rozum. Tych, którzy nie znają takiego stanu z autopsji, przekonać może „Biała Masajka” Corinne Hofmann.
Młoda Europejka Corinne, w 1987 roku spędza urlop w Kenii. Widzi na promie młodego Samburu w tradycyjnym stroju plemiennym, przystrojonego ozdobami i paciorkami, z ufarbowanymi na czerwono włosami. Jest zachwycona. Nic o nim nie wie, a jednak, jak w animowanych filmach – celnie rażona strzałą Amora, zakochuje się w jednej chwili. Niby zwykła historia miłosna. Ale dotyczy ludzi z dwóch bardzo od siebie odległych kultur i nie kończy się tradycyjnym happy endem.
Corinne bez namysłu rzuca wszystko, sprzedaje mieszkanie i własną firmę w Szwajcarii, decyduje się na stałe zamieszkać w Kenii, w masajskiej wiosce. W miłosnym zaślepieniu bierze z Lketingą ślub. „Odnalazłam go, moją wielką miłość. Jutro wcześnie rano pojedziemy do Mombasy i zacznie się wspaniałe życie” [str.67] – mówi z pewnością w głosie. Kocha Lketingę i jest pewna jego uczuć: „Oczywiście że musi czuć to samo co ja!” [str.16]. Nie do wiary! Jakby ktoś odłączył zasilanie w urządzeniu zwanym Rozumem.
Największe znaczenie ma tu uroda młodego Samburu. Piękny mężczyzna (choć według mnie na fotografiach w książce tego nie widać), o innym kolorze skóry jest pociągający. I chyba na fizycznym pociągu opiera się ten związek, „miłość” jak o tym często mówi Corinne. Tych dwoje porozumiewa się prostą angielszczyzną. Trudno dobrze poznać kogoś, z kim nie można się porozumieć. Ale Corinne decyduje się budować na tak kruchych fundamentach. Młodzi małżonkowie żyją razem w manyatcie (chacie), w wiosce Barsaloi. Corinne kupuje samochód, otwiera i prowadzi własny sklep, zapada na malarię, rodzi dziecko. Oboje mają swoje motta życiowe: ona – „ważne, że się kochamy” , on – „everything is okay”. Nic się nie liczy jeśli ukochany jest obok. Różnice poglądów nie stanowią dla niej problemu, bo naiwnie wierzy, że wszystko będzie dobrze. Wielożeństwo? Przecież on ją kocha i dla niej odrzuci zwyczaje plemienne. Sex „po afrykańsku”? Też się zgadza, bo przecież go kocha. Dla Corinne wszystko jest bardzo proste. Kocha i tylko to się liczy.
Ale uczucie w pewnym momencie się wyczerpuje. Już nie wszystko jest dobrze. Lketinga już nie pomaga żonie, zajmuje się sobą, decyduje, co należy robić choć nie zna się na interesach. Staje się nieprzewidywalny i Corinne nie wie czego może się po nim spodziewać: wybuchów gniewu, milczącej dezaprobaty czy powrotu cieplejszych uczuć. Jest niekonsekwentny: domaga się nazwiska dziecka, ale gdy Corinne załatwia dokumenty tylko na swoje nazwisko, zachowuje się tak, jakby nie widział problemu. Staje się podejrzliwy: gdy żona wyjeżdża do Szwajcarii, Lketinga liczy się z tym, że nie powróci do Kenii; gdy zostawia ją samą na noc w manyatcie, w sklepie albo gdy przedłuża się wizyta u fryzjera, nie wierzy w żadne jej zapewnienia o wierności i podejrzewa o zdradę. Wielka miłość na całe życie znika, nic z niej nie zostaje. Doprowadzona do granic wytrzymałości psychicznej Corinne coraz częściej myśli o powrocie do Szwajcarii, którą kilkanaście miesięcy temu żegnała jak myślała, na zawsze.
Na przykładzie bohaterki widać wyraźnie, jak bardzo jest naiwna. Naiwności w książce jest chyba najwięcej, wylewa się wręcz z kartek. Wierzy, że ich miłość zapewni im szczęście. Nie bierze jednak pod uwagę tego, jak bardzo różnią się z mężem od siebie. Jej mężem nie jest człowiek wychowany w tej samej kulturze, hołdującym podobnym zasadom, ale ktoś z innego końca świata, podlegający zupełnie innym tradycjom, odmiennemu wychowaniu. To, co dla mnie było od początku jasne, ona odkrywa po ponad trzech latach i pisze w liście do męża: „Nasze światy bardzo się różnią, ale myślałam, że pewnego dnia znajdziemy się razem we wspólnym świecie” [str.298], „Szukaj jednak kobiety Samburu , a nie znowu białej, zbyt się różnimy” [str.298]. Wszystko to powinna była przemyśleć przed podjęciem decyzji o zostaniu w Afryce. Nie zrobiła tego i na własne życzenie sprowadziła na siebie problemy (lub ich możliwość), decydując się na związek z mężczyzną innej kultury, tak różniącym się od niej. Rozumiem, że właśnie ta odmienność była w nim najbardziej interesująca. Tylko, czy naprawdę trzeba brać z takim człowiekiem ślub?Po co pchać palce między drzwi? Czy było warto? Moim zdaniem nie. Może po prostu wybrać związek z człowiekiem wychowanym w naszej kulturze, choć też nikt nam nie zagwarantuje idylli, ale będzie chyba łatwiej.
Kilka rzeczy mnie w tej książce dziwi. Na przykład rodzice Corrine. Jestem przekonana, że rodzice młodej Europejki planującej ślub z Afrykańczykiem z buszu, staraliby się dowiedzieć szczegółów, jeśli nie odwieźć ją od tego pomysłu. Rodzice Corrine przechodzą nad tą sprawą do porządku dziennego. Jakby uznawali ślub z człowiekiem z innej kultury za rzecz zupełnie naturalną. Hofmann nie pisze nic o tym, jak funkcjonuje w wiosce nie znając języka. Z nikim poza Lketingą nie rozmawia. Godzinami siedzi w milczeniu? Co robi, bo przecież przez jakiś czas nie pracuje, nie zajmuje się gospodarstwem, nie pomaga. Występuje w roli wioskowej atrakcji albo darmowego kierowcy dla wszystkich jej mieszkańców. Siedzi, słucha niezrozumiałych rozmów, milczy, patrzy na Lketingę, snuje marzenia o wspólnej przyszłości. „ Gdzie żyje Lketinga, tam i ja potrafię” [str.81] – twierdzi. Jest jak porcelanowa lalka sadzana dawniej dla dekoracji na łóżkach na starych fotografiach. Los godny pożałowania.
Na koniec – kilka wad powieści. Po pierwsze – błędy językowe. Nie wiem, czy z winy tłumacza, korekty, czy może w niemieckim oryginale też były „byki”. Najbardziej rażące przykłady: „gdy tak patrzę na te miasteczko i jej mieszkańców, ogarnia mnie żądza przygody” [str.60], „znowu idę ponownie po wodę” [str.190]. Po drugie - trzeba się domyślać, jak w powieści płynie czas. Ile dni, tygodni, lat mija między opisywanymi wydarzeniami? Autorka właściwie tego nie dookreśla i wydaje się, że epizody następują szybko po sobie. Jest tylko kilka wyznaczników upływu czasu: wzmianka o tym, że rok wcześniej zepsuł się samochód czy narodziny Napirai. Po trzecie – tej historii brakuje zakończenia. Corinne wsiada z dzieckiem do samolotu, aby odlecieć do matki. I? Lketinga bez słowa się na to godzi? W Szwajcarii wszystko układa się idealnie? Warto byłoby dodać kilka zdań finalizujących opowieść.
Nie lubię opowieści z cyklu „biedna kobieta kocha i walczy z całym światem”. Konsekwentnie omijam książki, których opisy zapowiadają miłość do kogoś z drugiego końca świata, małżeństwo, upokorzenia, lęk i wreszcie ucieczkę w ostatnim momencie. „Białą Masajkę” przeczytałam tylko na potrzeby DKK. Niestety, nie zrozumiałam jej postępowania. Swoje dalsze losy Corinne Hofmann przedstawiła w książkach „Żegnaj Afryko” i „Moja afrykańska miłość”, opowiadającej o powrocie do Kenii po czternastu latach. Jedną z nich już przeczytałam z czystej ciekawości „co będzie dalej”. Mimo to, nie potrafię jej polecić. Zdecydujcie sami.
Sylwia Krieger
"Biała Masajka" Corinne Hofmannn
- Szczegóły
- Kategoria: Biała Masajka - Corinne Hofmann
- Utworzono: wtorek, 15, luty 2011 11:54
- Magdalena
Z ostatnio przeczytanych książek szczególnie zainteresowała mnie książka Corinne Hofmann pt. „Biała Masajka”. Jest to niezwykle ciekawa opowieść pewnej Szwajcarki oparta na faktach, gdzie autorka opisuje cztery lata swojego życia spędzone w buszu. Z początku zwyczajna wycieczka do Kenii zmienia całkowicie życie bohaterki. Kobieta, zauroczona przystojnym i silnym Masajem i jego tradycyjnym strojem plemienia Samburu, porzuca mężczyznę, z którym sądziła, że spędzi resztę życia i powodowana impulsem podejmuje decyzję o pozostaniu w Kenii. Autorka opisuje trudne życie kobiet w Afryce i różnice kulturowe między Europą a Czarnym Lądem. Jest to opowieść o szaleńczej miłości dla której kobieta jest w stanie poświęcić wszystko. Corinne zrezygnowała z wygodnego życia w Szwajcarii na rzecz życia w lepiance, gdzie spała na ziemi, wśród much i innych owadów.
Jest to historia dwóch całkowicie odmiennych ludzi jak dzień i noc. Choć łączy ich wielka miłość, na ich drodze stoją znaczne różnice kulturowe. Gdy na świat przychodzi ich córka Napirai, Corinne ma jeszcze nadzieję, że wszystko się ułoży i będą żyć normalnie, niestety tak się nie dzieję. Dochodzi to tego jeszcze chorobliwa zazdrość męża, której to już bohaterka nie jest w stanie wytrzymać. Ostatecznie dojrzewa do powrotu do Szwajcarii. Mimo tak wielu niekorzystnych doświadczeń Corinne zobowiązuję się pomagać byłemu mężowi i jego rodzinie.
Historia głębokiego uczucia, które prowadzi do podejmowania zupełnie nieoczekiwanych i odważnych decyzji, a jednocześnie wzruszająca, ale i pełna dramatyzmu opowieść o tym, jak kobieta potrafi walczyć o siebie samą w odległej i zupełnie odmiennej kulturowo Afryce. Zawarte w książce opisy przyrody i krajobrazów Afryki na chwilę odrywają czytelnika od ciężkiego życia kobiet, jakiemu muszą codziennie stawiać czoło.
Członek DKK
Joanna Czarnecka
Recenzja "Białej Masajki" Corinne Hofmann
- Szczegóły
- Kategoria: Biała Masajka - Corinne Hofmann
- Utworzono: czwartek, 07, październik 2010 10:07
- Halina Rabikowska-Nowak
„Biała Masajka” to powieść pochodzącej ze Szwajcarii pisarki. Autorka przedstawia w książce swoje emocje, wrażenia i rozczarowania związane z poznanym w Kenii Masajem.
Wątkiem przewodnim jest zauroczenie Europejki egzotycznym mężczyzną i kolejne etapy przeradzania się znajomości w gorące uczucie.
Mimo ogromnej różnicy kulturowej, geograficznej i klimatycznej Corrine postanawiana zrezygnować z dostatniego życia w Szwajcarii i na stałe osiąść w Kenii z dala od cywilizacji, by tam rozpocząć wspólne życie w ukochanym Masajem. Jednak codzienność w prymitywnych innych, niż europejskie warunkach, okazuje się skrajnie odmienna i bardzo trudna. Czytelnikowi niejednokrotnie może nasuwać się wątpliwość do sensu podjętej przez Corrine decyzji. Obserwacja uczuć pary bohaterów skłania do stwierdzenia, że zdecydowanie większe zaangażowanie w związek widać po stronie kobiety. Masaj, który bardzo dobrze czuje się w swoim środowisku i trwa w swych przyzwyczajeniach nie odwzajemnia uczuć w takim stopniu, jakiego oczekiwałaby partnerka.
Mimo że pobyt Corrine wprowadził wiele korzystnych zmian w otoczeniu rodziny i tubylców, jak np. posiadanie samochodu, założenie pierwszego we wsi sklepu, to ciemnoskóry Masaj nie do końca rozumiał istotę zmiany swojego statusu. Skrajnie odmienne warunki klimatyczne i bytowe stały się przyczyną poważnych kłopotów zdrowotnych autorki. Zaczęły się też problemy w małżeństwie bohaterki. Brak porozumienia z mężem, jego chorobliwa zazdrość spowodowały, że w Corrine coraz bardziej dojrzewała decyzja o powrocie do Kraju. Mimo tak wielu niekorzystnych doświadczeń Corinne zobowiązuje się pomagać byłemu mężowi i jego rodzinie.Narodziny dziecka pojawiają się w końcowej części powieści, można więc sądzić, że dalsze losy córki i rozdzielonych byłych małżonków poznać będzie można w drugiej części powieści pt. „Żegnaj Afryko”