DKK dla dorosłych (spotk. 13)
- Szczegóły
- Kategoria: Relacje DKK przy MBP w Pabianicach FB 2 - Dorośli
- Utworzono: czwartek, 17, luty 2011 12:11
- Katarzyna Kuchler
Dnia 21 kwietnia br. w Filii nr 2 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Pabianicach odbyło się trzynaste (ale wcale niepechowe) spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki dla dorosłych, na którym gościłyśmy 16 osób.
Rozmawialiśmy o „zadanej” do przeczytania przed miesiącem książce, amerykańskiej pisarki, Jodi Picoult - „Dziewiętnaście minut”. Wszyscy obecni na spotkaniu klubowicze zgodnie uznali powieść za świetnie napisaną i wartościową literaturę. Podkreślali także „fantastyczny zmysł obserwacyjny autorki i jej doskonałe wyczucie psychologiczne, jeśli idzie o zachowania ludzi w sytuacjach życiowych tak trudnych, że wręcz ekstremalnych”.
„Dziewiętnaście minut” jest fikcją literacką, ale pisarka posiłkowała się przy pracy nad książką historiami równie dramatycznymi, jak ta przez nią opisana, a zaczerpniętymi wprost z życia.
Być może to właśnie sprawia, że podczas lektury chwilami zapomina się wręcz, że to beletrystyka tak bardzo książka Picoult przypomina dokument.
Tytułowe „minuty”, to czas, w którym rozgrywa się w tej opowieści cały dramat. Wydaje się, że w ciągu tak krótkiego czasu po prostu nie powinno to być możliwe, ale niestety w tym przypadku okazuje się, że nie ma rzeczy niemożliwych. W tak dużym skrócie rzecz cała nie wygląda strasznie, ale to tylko pozory...
Główna postać tej dramatycznej historii, to ogromnie nieszczęśliwy 17 – latek o imieniu Peter, jeden z wielu uczniów, jednego z wielu collegów w Stanach Zjednoczonych. Mocno przeciętny, potwornie zakompleksiony i, jako się rzekło, bardzo nieszczęśliwy, zagubiony dzieciak, który w wyniku nagromadzonego przez lata (począwszy od przedszkola do wspomnianego collegu), żalu, poczucia krzywdy, za prześladowanie go przez rówieśników, pewnego całkiem zwyczajnego dnia przychodzi do szkoły z bronią i w ciągu tytułowych „dziewiętnastu minut” zabija na terenie tejże szkoły, kilkanaście osób. Na naszym klubowym spotkaniu zastanawialiśmy się, co lub kto, tak naprawdę w tej opowieści zawinił i kto jest w tym konkretnym przypadku winnym, a kto ofiarą.
I mimo że, sądząc z tego krótkiego opisu treści książki, rzecz wydaje się oczywista, to tak naprawdę, wg zdania naszych klubowiczów, ofiarą jest tu z całą pewnością Peter, zagubiony dzieciak - morderca (z okropnego i nieszczęśliwego przypadku). Na „klubie” mówiliśmy o tym, jak bardzo jego otoczenie (w tym także, niestety, najbliżsi, tj. rodzina) przyczyniło się do strasznego dramatu, którego był głównym „bohaterem”. Przecież, gdyby w porę ktoś (ktokolwiek) zadał sobie trud zauważenia tego, co się dzieje i wyciągnięcia do tego chłopaka pomocnej dłoni, cała ta koszmarna historia z pewnością by się nie wydarzyła. Ale nikt tego nie zrobił i doszło do tragedii, od której nie było odwrotu, bez względu na to czy, już po wszystkim, ludzie z jego otoczenia, w tym, m. in. rodzice, którym z pewnością było najbardziej ciężko, chcieli mu tej pomocy udzielić. Po prostu wtedy na wszystko było już za późno.
Nasi klubowicze byli przeczytaną powieścią bardzo poruszeni i mówili na spotkaniu głównie o tym, jak ważne jest słuchanie, uważne słuchanie, drugiego człowieka, zwłaszcza tak młodego, właściwie jeszcze dziecka, które przez lata prosiło (nawet, jeśli bez słów) o pomoc. I nie otrzymało jej od nikogo...
Klubowi goście opowiadali także, jako że kilkoro z nich to „ciała pedagogiczne”, o podobnych przypadkach, nierozumianych przez otoczenie, często prześladowanych przez rówieśników po – gubionych dzieciach. Wprawdzie te wspominane przez nich przypadki, na szczęście, nie miały tak dramatycznego zakończenia, jak ten książkowy, ale i tak były to często bardzo przykre historie.
Najlepszy dowód, że nie pozostawiły obojętnymi tych z naszych klubowiczów, którzy się z nimi zetknęli na różnym etapie swojego życia, a pamiętają je do dziś.
Z uwagi na tak trudny problem, z którym zmierzyła się w swojej książce Jodi Picoult, zrobiło się nam na naszym klubowym spotkaniu trochę „przesadnie” smutno, więc po jej omówieniu, celem przywrócenia „równowagi w przyrodzie”, zaczęliśmy rozmawiać na tematy nieco pogodniejsze, nie związane już z klubową lekturą, tylko z m. in. naszym DKK (wspominaliśmy nasze poprzednie spotkania, w tym także to, na którym gościliśmy pisarkę p. Izabelę Sowę) i w rezultacie rozstaliśmy się po ponad 5 godzinach, nie zwracając, w ferworze dyskusji, uwagi na upływający w zawrotnym tempie, czas.
Podsumowując zaś nasze klubowe spotkanie, okazuje się, że dobra książka nie jest zła (nawet, jeśli początkowo działa lekko zniechęcająco, liczy sobie bowiem niemal 700 stron) i warto po taką pozycję literacką sięgnąć, nawet jeśli jej temat jest tak trudny, jak to miało miejsce w tym konkretnym przypadku.
W sumie można chyba pokusić się o stwierdzenie, że kwietniowe spotkanie DKK dla dorosłych było całkiem udane, czego nieśmiało, ale żarliwie bardzo byśmy sobie życzyły i na następnych klubowych „zlotach”. Na kolejnym zaś, które umówiliśmy sobie 19 maja, jak zwykle o godz. 17.00, porozmawiamy o książce Bernharda Schlinka - „Lektor” i sądzę, że także w przypadku tego tytułu klubowicze nasi nie będą czuli się zawiedzeni. Ale, czy naprawdę tak się stanie, okaże się dopiero za miesiąc.