Wyszukiwanie:

Logowanie:

Realizatorzy:

„Niezwykłe przygody Roberta Robura” Mirosław Nahacz

 

„Niezwykłe przygody Roberta Robura”

Mirosław Nahacz

Recenzja powstała na podstawie wypowiedzi klubowiczów

Godzina trzecia trzydzieści trzy czasu środkowoeuropejskiego ulice pustoszeją. Miasto wygląda jak umarłe. Wszyscy mieszkańcy włączają telewizory….zaczyna się ulubiony serial. Dziewięciu na dziesięciu obywateli zasiada by obejrzeć kolejny odcinek „Wściekłości i wrzasku”. Jak potoczą się losy miłości Justyny i Herberta i co złego znowu knuje czarny charakter Klemens Arcyzły. Robert Robur ma to generalnie gdzieś. Właśnie rozstał się z dziewczyną, jego „kariera” scenarzysty ugrzęzła w martwym punkcie. Codzienne picie powoduje, iż saldo na jego koncie skurczyło się do minimum. Dalszy los Roberta nie ma zbyt świetlanej przyszłości. Nagle odzywa się dzwonek telefonu. Numer nieznany. Chwila wahania odbiera. Dzwoni Małgorzata von Ungier, asystentka człowieka który dzięki telewizji rządzi ówczesną rzeczywistością. Producent Matheo DeZi człowiek który może wszystko. Dostaje propozycje pracy nad nowym projektem wszechwładnego DeZi. Czy takim ludziom się odmawia. Co zrobi Robert Robur i jak jego decyzja wpłynie na jego dalsze poczynania dowiecie się czytając „Niezwykłe przygody Roberta Robura” autorstwa Mirosława Nahacza.

Tak pokrótce rozpoczyna się akcja ostatniej powieści Mirosława Nahacza która została wydana po jego samobójczej śmierci. Początek tej książki, kilka pierwszych stron, dość ciekawie wprowadza nas w świat wymyślony przez autora. Świat wielkiego miasta w którym nie gasną światła a ludzie są naświetlani by ich myśli były podporządkowane tajemniczemu urzędowi Energii. Na pierwszy rzut oka pachnie nam tu Orwellem. Porządku pilnują tak zwane „susły” Siły urzędu Energii które na ulicy mają władzę absolutną. Wszyscy oglądają swój ukochany serial „Wściekłość i wrzask” który wyznacza rytm życia a jego producent Matheo DeZi sprawuje nad wszystkim kontrolę absolutną. Kłopot zaczyna się wtedy gdy nasz główny bohater dostaje ofertę współpracy z wszechwładnym i zarazem tajemniczym DeZi. Książka od tego momentu staje się totalnym chaosem, kolejne wątki książki zamiast się splatać w logiczną całość całkowicie rozbijają tę książkę. Wygląda to wszystko jakby autorowi nadmiar pomysłów które chciał przelać na papier wymknął się z pod kontroli. A zakończenie, cóż jeżeli powiem, że jest to niczego to będzie to w tym momencie komplement. Jest jednak jeden aspekt tej powieści który ją choć trochę broni. Nahacz ukazuje w krzywym zwierciadle społeczeństwo ludzi zapatrzonych tylko w swój ulubiony serial, cała reszta jest nie istotna. Ludzi ogłupionych telewizją i Internetem. Ludzi którzy właściwie nie potrafią ze sobą rozmawiać i samodzielnie myśleć. Ludzi żyjących tylko tym co wydarzy się w kolejnym odcinku serialu. Czy nie taka staje się nasza rzeczywistość. Kto ma wątpliwości niech zwróci uwagę na nowe ramówki naszych telewizji. Znikają programy które swoją treścią naprawdę mogą wnieść coś ciekawego do naszego życia a w to miejsce pojawiają się kolejne seriale i głupie ni to teleturnieje ni „tok szoły”. Mirosław Nahacz dla zainteresowanych i ku przestrodze.

 

Koordynator

rawskiego Dyskusyjnego Klubu Książki

Zbigniew Pacho

 

„Sto lat samotności” Gabriel García Márquez

 

„Sto lat samotności”

Gabriel García Márquez

Recenzja powstała na podstawie wypowiedzi klubowiczów

W jednej z gazet przeczytałem, że w książce, by nas zainteresowała, najważniejsze jest pierwsze zdanie. Autorzy przykładaja do niego szczególne znaczenie. A czy powieść rozpoczynająca się takim zdaniem –„Wiele lat później, stojąc naprzeciw plutonu egzekucyjnego, pułkownik Aureliano Buendia miał przypomnieć sobie to dalekie popołudnie, kiedy ojciec zabrał go z sobą do obozu Cyganów, żeby mu pokazać lód.”- może nas zainteresować. Jestem pewien, że tak a w stwierdzeniu co do pierwszego zdania jest dużo prawdy, ponieważ daje nam ono przedsmak i jest wprowadzeniem co do treści książki.

„Sto lat samotności” to sto lat losów rodziny Buendia, którą poznajemy na przestrzeni sześciu pokoleń. Protoplastami rodu są José Arcadio Buendía i Urszula Iguarán. To młode małżeństwo musi odejść ze swojego rodzinnego miasta. Spowodowane jest to splotem pewnych nieszczęśliwych wydarzeń które to spowodowane były połączeniem tych dwojga ludzi węzłem małżeńskim. Okazuje się bowiem, że José i Urszula są spokrewnieni. Pojawia się także widmo rodzinnej przepowiedni, iż z związku takiego będą się rodziły dzieci ze świńskimi ogonami a rodzina ta nigdy nie zazna szczęścia. Na przekór wszystkim złym znakom wyruszają szukać swego przeznaczenia i miejsca na świecie. Do wyprawy przyłącza się kilka innych młodych małżeństw. Tak oto tworzy się grupa która w przyszłości założy nowa osadę o nazwie Macondo. José Arcadio Buendía jest dobrym organizatorem, także miasto się rozrasta. Powiększa się także rodzina Buendía. José i Urszula mają trójkę dzieci: Josego Arcadia, Aureliana i Amarantę. Wszystkie zdrowe i silne. Protoplasta rodu jest człowiekiem rządnym wiedzy i nowych doświadczeń. Do wielu wniosków i odkryć powszechnie znanych dochodzi siłą swojego umysłu. Dzieci dojrzewają. Czy słowa klątwy straciły swoją moc i czy kolejne pokolenia rodu Buendia dosięgnie kazirodcza klątwa. Przekonacie się czytając znakomita książkę Gabriela Garci Marqueza pt. „Sto lat samotności”

Książka kolumbijskiego pisarza Gabriela Garci Marqueza pt. „Sto lat samotności” to niewątpliwie arcydzieło literatury światowej. Marquez jest laureatem literackiej nagrody Nobla z 1982 roku. I jest to niewątpliwie jedna z trafniejszych decyzji kapituły przyznających to wyróżnienie, bo jak z nią bywało, szczególnie w ostatnich latach, sami wiemy. Ale skoncentrujmy się na naszej powieści. Marquez reprezentuje tak zwany realizm magiczny i chyba największym tego przykładem jest omawiana książka. Przeplatają się w niej wątki realistyczne jak i te wręcz metafizyczne jak choćby lewitacja , wniebowstąpienie. Ogólnie nie brakuje w niej wątków religijnych a sama konstrukcja książki przypomina strukturę Biblii. Od opisu stworzenia i rozkwitu miasta - Genesis, aż do zagłady -Apokalipsa. Tak jak wyżej wspomniałem poznajemy w niej kilka pokoleń rodziny Buendia. Szczęście tego rodu jest zmącone kazirodczą klątwą. Motywem przewodnim w tej powieści jest oczywiście tytułowa samotność na którą są skazani członkowie tegoż rodu. Akcja powieści toczy się szybko, co chwila poznajemy kolejne pokolenie a każdy nowy bohater wnosi swoją nową fenomenalnie skonstruowaną przez pisarza osobowość. W „Stu latach samotności” dzieje się tyle, że można by stworzyć nie jedną a kilka powieści. Każda strona przynosi coś nowego, a my czytając z zapartym tchem nie możemy się nawet na moment od tej historii oderwać. Wszystko to osadzone w egzotycznym, dla nas, miejscu i kulturze. Do tego magiczny i fascynujący język. „Sto lat samotności” to dzieło doskonałe, czysta kwintesencja formy i treści.

 

Koordynator

rawskiego Dyskusyjnego Klubu Książki

Zbigniew Pacho

 

Włodzimierz Odojewski "... i poniosły konie"

Zbiór opowiadań Włodzimierza Odojewskiego: "...i poniosły konie" - to historie opowiedziane stosunkowo niedawno. Większość z nich powstała po 2000 roku. Autor powieści "Zasypie wszystko zawieje" powraca tematem do lat czterdziestych wojny na Kresach. Swoją piękną, "klasyczną", czystą, wręcz "przezroczystą" narracją nawiązuje do tradycji polskiej prozy lat powojennych.

W opowiadaniach Odojewskiego wszystko ma swoją określoną funkcję, zdaje się, że tylko sama fabuła posiada dużo mniejsze znaczenie. Indywidualne, pojedyncze losy uwikłane w dramatyczny splot wydarzeń uchwycone w czasie wojny są interesujące i warte poznania. Poznajemy je za pomocą dyskretnego nurtu narracji wszechwiedzącego świadka - narratora pisarza. Są z pewnością wystarczającym materiałem literackim, niezaprzeczalnie bardzo dobrego gatunku, jak to u Odojewskiego zawsze bywa.

Te krótkie historie od samego początku wciągają nas - jako czytelników - w klimat i nastrój opisywanych wydarzeń. Co więcej, doskonale odnajdujemy się w tej wyciszonej, dyskretnej ale sugestywnej narracji swoistego "strumienia świadomości". W wielu kwestiach pomaga nam dyskretna stylizacja języka, ot choćby nazwy typowe dla miejsca rozgrywanych wydarzeń, np. "Miodobory". Konia z rzędem temu, kto przypomni bez słownika definicję obecnego w jednym z opowiadań słowa "młaki" lub "łodynie". Dyskretnie zasygnalizowane miejsce i czas, obiektywny, wyciszony, ale wszechwiedzący narrator i klarowny tok opowieści sprawiają, że w napięciu smakujemy tę prozę, jej wewnętrzne napięcie, melodię-pointę dzięki swoistej, dobrej psychologizacji ostateczne rozwiązanie akcji staje się mniej znaczące.

Dla autora liczy się przede wszystkim, by zainteresować, poruszyć wyobraźnię, uchwycić nastrój i klimat, a nawet smak powietrza, jego niemal fizyczną obecność, niepowtarzalny urok krajobrazu. Wreszcie, na tym rozbudowanym tle - samych ludzi, bohaterów opowiadań. Wszystkich bez wyjątku "przywraca z niepamięci" - dzięki umiejętnemu budowaniu materii literackiej. Jeśli dodamy, iż tematyka rozgrywanych wydarzeń dotyczy Polskich Kresów, to bez wątpienia talent, wyobraźnia autora oraz dramatyzm czasu i miejsca sprawiają, że przypomniane wydarzenia stanowią znakomitą lekturę.

Pani Ela
Uczestnik DKK przy BP w Aleksandrowie Łódzkim

Włodzimierz Odojewski "... i poniosły konie"

Włodzimierz Odojewski określany bywa pisarzem jednej fabuły. Potwierdza to tom "... i poniosły konie", który  zdominowało opowiadanie tytułowe, liczące aż 110 stron. Inne dłuższe opowiadania to „Zapis zbrodni”, Sprawa Agnieszki”, „Krótkie spotkanie w Koryncie” czy „Nie mogąc obudzić się jeszcze”. Pozostałe to miniatury będące kontrapunktem dla opowiadania tytułowego, jednego z ważniejszych  w twórczości Odojewskiego. Stanowi ono syntezę dwudziestowiecznych stosunków polsko-ukraińskich z ich tragicznym punktem kulminacyjnym, czyli rzeziami ludności polskiej na Podolu i Wołyniu w 1943 roku. Losy dwóch bohaterów - Ukraińca
i Polaka, ich przyjaźń zawiązana we wczesnej młodości, jeszcze w Polsce przedwojennej, obrazują splątaną historię dwóch narodów, na skutek wielu czynników skazanych na nieustanną konfrontację, nie potrafiących żyć w zgodzie  i sąsiedzkim braterstwie. Zarówno w tym opowiadaniu, jak i w „Zapisie zbrodni” porażające jest okrucieństwo przedstawionych wydarzeń. Trudno zapomnieć obraz zamęczonej Marusi „śmieszki”, brutalnie oślepionej, a potem dobitej bagnetem  małej dziewczynki, czy widok ojca rozpaczającego nad ciałem córki, zabitej przez braci, którzy wcześniej – wyłącznie z pobudek nacjonalistycznych – zamordowali siekierą własną matkę.  Pisarz chce wstrząsnąć sumieniami wskazując na nacjonalizm jako największe zło świata: nie tylko wczorajszego, dzisiejszego także.  Co ważne - nie jest zaślepiony nienawiścią - o swoim ukraińskim bohaterze Mikołaju Damiatyczu potrafi napisać: „Był wspaniałym człowiekiem, drugiego takiego pewnie nie spotkałem nigdy. I pewnie nigdy już nie spotkam”. Warto to zapamiętać.
Warto także zwrócić uwagę na wielki kunszt literacki autora chętnie sięgającego po techniki Faulknerowskiego monologu wewnętrznego i odkrycia Joyce'a. Tomik „... i poniosły konie” jest poruszającą i pouczającą lekturą obowiązkową.

Elzbieta Domagalska
Moderator DKK przy WiMBP w Łodzi

Statystyki działalności

Wykaz zakupionych ksiażek

Jak założyć lub dołączyć?

KONTAKT

Koordynatorkami wojewódzkimi DKK są:
Danuta Wachulak i Dorota Jankowska
(Dział Metodyki, Analiz i Szkoleń WBP w Łodzi).

tel. 42 663 03 53
42 63 768 35

adres e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Deklaracja dostępności

2011 WiMBP w Łodzi