Recenzje czytelników klubów DKK
Magdalena Grzebałkowska 1945. Wojna i pokój
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 12, grudzień 2016 12:36
- Zbigniew Pacho
Magdalena Grzebałkowska
1945. Wojna i pokój
1945 w Polsce - Już nie wojna i jeszcze nie pokój. Fascynująca podróż po dwunastu miesiącach strachu, nadziei, euforii i rozczarowania.*
To sformułowanie idealnie ukazuje temat wiodący książki Magdaleny Grzebałkowskiej 1945. Wojna i pokój, która była lekturą czerwca w rawskim Dyskusyjnym Klubie Książki. Od razu rodzi się pytanie, czy ten nie do końca określony, z samej istoty niejednoznaczny i relatywny czas da się opisać wystarczająco wieloaspektowo, bezstronnie i dogłębnie?
Zapewne nie jest to do końca możliwe, ale autorka zrobiła wszystko, co w ludzkiej mocy, by w tym ograniczonym do jednego tomu opracowaniu zawrzeć jak najwięcej rzetelnej historii. Nie tej o „wielkich” ludziach, z reguły zakłamanej, pozłacanej i cenzurowanej, osłanianej Bogiem, Honorem i Ojczyzną, ale tej prawdziwej, której niezliczone oblicza, często ze sobą wzajemnie sprzeczne, ukryte są w losach zwykłych, szarych Kowalskich i tworzą prawdziwy obraz przeszłości.
Magdalena Grzebałkowska połączyła ustalenia z tradycyjnych źródeł historycznych z metodologią w powszechnym mniemaniu bliższą reportażystom niż historykom, to jest z przeprowadzonymi osobiście wywiadami z osobami napotkanymi w trakcie podróży po Ziemiach Odzyskanych, których celem było odnalezienie jeszcze żyjących pierwszych polskich osadników. Dało to wielce interesujący efekt przybliżający szerokie i skomplikowane tło tytułowego 1945.
Wielkim atutem książki jest ozdobienie każdego rozdziału wyborem ogłoszeń z ówczesnej prasy codziennej. Dają one do myślenia na różne tematy, jak choćby jawny handel dziećmi w tym czasie czy działalność sądów w prapoczątkach PRL.
Opracowanie oczywiście nie jest dziełem wyczerpującym temat, gdyż takim być nie może, nawet gdyby miało nieporównanie większą objętość i uzyskano by na pracę nad nim o wiele większe środki. Wynika to z samej materii przedmiotu, który z racji swej komplikacji, relatywizmu i wzajemnej sprzeczności wymyka się jednoznacznym sądom, podsumowaniom i ocenom.
Jedna z bohaterek reportażu, bo 1945 jest niewątpliwie również reportażem, formułuje zalecenie, by nie przykładać do ówczesnych wydarzeń i realiów dzisiejszych miar. Jest to klucz nie tylko do tej książki, ale w ogóle do rozumienia historii. Każdy czas, każde miejsce i każdy człowiek ma swoją miarę i tylko po jej uwzględnieniu można dokonać wartościowania, a i to z dużą dozą ostrożności i zastrzeżeniem, że wszystko jest względne.
1945 to dla mnie kolejna książka nadziei. Nie nadziei na normalność w rozumieniu historii, bo Polacy są narodem wyjątkowo przywiązanym do swego wyobrażenia historii i świata, ale nadziei na to, że przynajmniej ci nieliczni, którzy chcą naprawdę wiedzieć, będą mieli w czym wybierać, że poza propagandowymi bzdurami będą mogli sięgnąć do bardziej wiarygodnych opracowań.
Publikacja ta jest obrazem smutnej prawdy, wymową faktów przeciwstawiającym się wielu obiegowym opiniom wspieranym przez mainstreamowe media i Kościół, tak mile łechcącym naszą narodową dumę i kompleksy, tak zwalniającym od myślenia. Biorąc pod uwagę stan czytelnictwa w Polsce i jego strukturę nie mam złudzeń, by w dającej się przewidzieć przyszłości takie publikacje mogły coś zmienić, ale z drugiej strony gdzieś tam, głęboko, ukryta jest przewrotna nadzieja związana z obrazem kropli drążącej skałę...
Warsztat literacki Magdaleny Grzebałkowskiej zaprezentowany w 1945 odebrałem jako w zasadzie bez zarzutu. Co do dokładności i dociekliwości historycznej już nie było tak idealnie. Odwrócona na lewą stronę jedna z ilustracji, brak właściwego zobrazowania większości danych liczbowych, do których brak rzetelnego i czytelnego dla odbiorcy odniesienia... To jednak tylko drobne rysy na pięknym obrazie całości w niczym nie osłabiające stwierdzenia, że jest to lektura absolutnie godna polecenia nie tylko miłośnikom historii, ale i każdemu, kto chce wiedzieć, jak to wtedy było. Wspominam o tych niedomaganiach jedynie dlatego, że niektórzy nieco się zapędzili zrównując Grzebałkowską z Małgorzatą Szejnert, a niestety do Wyspy Klucz czy Czarnego ogrodu 1945-mu wiele brakuje. 1945 to książka bardzo dobra, interesująca i wartościowa, ale nie pozbawiona elementów godnych drobnych poprawek, gdy tymczasem wspomniane opracowania Małgorzaty Szejnert to dzieła doskonałe, kompletne, w których jakiekolwiek próby poprawiania czegokolwiek spowodowałaby tylko pogorszenie.
1945 poza obrazem niecodziennej codzienności zwykłych ludzi w ówczesnej Polsce jest również kopalnią ciekawostek historycznych mniej znanych szerszemu ogółowi. Za co Warszawiacy winni wdzięczność Stalinowi? Jak miała wyglądać Warszawa według pierwszych projektów powojennych? Odpowiedzi na te i inne pytania będą kolejnymi perełkami lektury 1945.
Kiedyś myślałem, że tylko ja miałem szczęście trafiać na przymusowych robotników wywiezionych do Niemiec do prac na wsi, którzy wspominali ten okres z rozrzewnieniem, jeśli nie jako najpiękniejszy czas w życiu. Stało to w oczywistej sprzeczności z oficjalnym stanowiskiem naszych historyków i polityków, według których te przymusowe roboty to była straszna zbrodnia. 1945 jest kolejną lekturą, która potwierdza, że wbrew powszechnemu mniemaniu, znacznie częściej niż bauer sadysta, trafiał się wywiezionym porządny gospodarz. Niemiecka wieś była znacznie dostatniejsza niż nasza, więc zwłaszcza w przypadku mieszkańców biedniejszych regionów Polski, a prawie cała polska przedwojenna wieś takim regionem była, znaczyło to, iż wywózka była bardzo znaczącym poprawieniem jakości życia.
Takich przyczynków do rozważań daleko odbiegających od lansowanej „jedynej prawdziwej historii” jest w książce, jak w każdej dobrej pozycji historycznej, mnóstwo. Szczególnie ważki jest choćby wątek ukazujący dlaczego wielu zadeklarowanych antysemitów, którzy po wojnie natychmiast powrócili do swych haniebnych przekonań, w jej czasie z narażeniem życia pomagało Żydom.
Można by tak jeszcze długo wymieniać tematy ważne, wartościowe, które autorka podjęła rzetelnie, odważnie i bezstronnie, wnioski i oceny pozostawiając czytelnikowi. A może nawet sugerując, by nie za bardzo oceniać, a bardziej starać się zrozumieć? Dlaczego tak było, dlaczego teraz tak jest, co zrobić, by się ten czas pogardy nie powtórzył? Bo czas pogardy to nie tylko czas do wyzwolenia, o czym niestety staramy się nie pamiętać, a o czym 1945 dobitnie nam przypomina.
Ta historyczna uczciwość sprawia, iż 1945 śmiało zaliczam do najbardziej wartościowych książek nie tylko o historii, społeczeństwie i polityce, ale w ogóle najważniejszych, godnych przeczytania i polecania, podobnie jak już wyżej wspomniane dwa klejnociki Małgorzaty Szejnert
Radosław Magiera
DKK Rawa Mazowiecka
woj. łódzkie
* źródło: Agora, 2015 za Lubimyczytac.pl
Edmund de Waal Zając o bursztynowych oczach. Historia wielkiej rodziny zamknięta w małym przedmiocie
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 12, grudzień 2016 12:33
- Zbigniew Pacho
Edmund de Waal
Zając o bursztynowych oczach. Historia wielkiej rodziny zamknięta w małym przedmiocie
Lekturą maja w moim, czyli rawskim Dyskusyjnym Klubie Książki był Zając o bursztynowych oczach Edmunda de Waal. Oto co mówi notka wydawcy na okładce książki:
Zając o bursztynowych oczach to niezwykła synteza powieści detektywistycznej, rodzinnych wspomnień i wykładu z historii sztuki. Odziedziczywszy po wujecznym dziadku wyjątkowy zbiór 264 maleńkich japońskich figurek, autor rozpoczyna pasjonujące śledztwo. Zgłębiając historię tej szczególnej kolekcji, poznaje dzieje swoich przodków — kilku pokoleń arystokratycznej rodziny Ephrussich.
Książka otrzymała wiele nagród i wyróżnień, m.in. Nagrodę Literacką Costa, Nagrodę Galaxy, Nagrodę Brytyjskich Księgarzy i Nagrodę im. Christophera Ondaatjego była także nominowana do Nagrody im. Harolda Hyama Wingate’a, Nagrody im. Samuela Johnsona i Nagrody PEN/Ackerley.
Taka cukierkowa reklama może znaczyć dokładnie to, co mówi, albo coś wręcz zgoła przeciwnego, co się niestety ostatnio coraz częściej zdarza. Jakie więc były moje wrażenia z tej lektury?
Do spotkania w DKK przeczytałem sto stron książki i powiem szczerze, że miałem już zamiar dalej się z nią nie męczyć.
De Waal jest Żydem, zarazem Brytyjczykiem, oficerem Orderu Imperium Brytyjskiego, członkiem Królewskiego Towarzystwa Wspierania Sztuki, Przedsiębiorczości i Handlu, uznanym na świecie artystą ceramikiem, krytykiem i historykiem sztuki, wykładowcą na Uniwersytecie Westminster. Wywodzi się z rodziny żydowskich bogaczy działających na skalę międzynarodową, która z kolei początek bierze od żydowskich kupców z Berdyczowa. Śledząc losy rodziny i zakupionych przez nią dzieł sztuki, w tym kolekcji netsuke, małych japońskich figurek, autor do setnej strony zdołał mnie znudzić opisami życia bogaczy oderwanymi od rzeczywistości większości ludzi. Raził także bezkrytyczną akceptacją poczynań swych przodków. Nie mam tu na myśli tylko pominiętego milczeniem problemu, czyim kosztem ich fortuny w tak krótkim czasie powstały. To infantylne uwielbienie widać choćby w momencie, gdy opisuje jak jeden z jego przodków Charles Ephrussi, pozujący na krytyka i mecenasa sztuki, kupił przedstawiający alegorie żywiołów siedemnastowieczny kobierzec z Savonnerie przeznaczony pierwotnie dla jednej z galerii Luwru, który następnie bezceremonialnie przyciął pod wymiar swojego pokoju. Artysta i krytyk literacki de Wall nie widzi w tym postępku niczego złego. Gdyby zrobił to ktoś spoza rodziny, pewnie by się rozwodził nad jego barbarzyńskim postępkiem. Zastanawiałem się, czy autor naprawdę jest tak ograniczony umysłowo i zaślepiony uwielbieniem rodziny, czy też po prostu w ten sposób promuje siebie, jako spadkobiercę dawnej świetności, który ponownie przywraca światu pamięć o niej? Dodajmy też, świetności żydowskiej, co nie jest bez znaczenia.
Edmudn de Waal wydaje się też nie zauważać, że jego rodzina walnie przyczyniła się do mody, która uczyniła biednych na całym świecie jeszcze biedniejszymi. Przed przełomem wieku XIX i XX biedni mieli przynajmniej ładne przedmioty własnej produkcji, którymi mogli się cieszyć. To między innymi Charles Ephrussi wymyślił modę na japońszczyznę, która sprawiła, że Europejczycy masowo importowali kupowaną za grosze ludową sztukę japońską, jak choćby netsuke, a wśród nich i tytułowego Zająca, ogołacając biedniejsze warstwy społeczne najpierw Japonii, a potem całego świata, z jedynych pięknych rzeczy, którymi mogły się cieszyć – wytworów własnych rąk. Bo po Japonii przychodziły następne mody i ten sam mechanizm – wykupywanie co cenniejszych dzieł za bezcen przy wykorzystaniu własnej przewagi na różnych płaszczyznach, a z czasem nawet zwykłe ich rabowanie.
Choć miałem zamiar książkę rzucić w kąt, gdyż podejście autora do historii budziło moją odrazę, to nie mogę zaprzeczyć, że pewne kluczowe elementy historii sztuki, zwykle pomijane przez „autorytety”, oddał bardzo interesująco, jak choćby wpływ importu z Japonii i związanej z tym mody na przewrót w sztuce europejskiej. Nieświadomie i bez komentarza, a więc tym bardziej autentycznie, ukazał również początki tego, co zepsuło sztukę. Bogate nieroby promowały „sztukę”, której by nie chciał nawet za darmo ktoś, kto nie potrzebował się promować jako znawca piękna, którego inni nie dostrzegają. Był to zwiastun nieodległej przyszłości – mecenatu państwa i zawodowych krytyków, którzy by istnieć, muszą zaprzeczać gustom większości, bowiem gdyby się z nimi zgadzali, podkopaliby sens swego istnienia.
No, to była taka dygresja, która jednak nieodparcie się dla mnie wiąże z tą częścią Zająca.
Warto też spojrzeć na powieści Jeffreya Archera, innego szlachcica brytyjskiego, który pokazuje, że za wszystko ktoś musi kiedyś zapłacić. Nawet milioner budujący swe bogactwa kosztem innych ponosi koszty osobiste, na które wielu by się nie zdecydowało, gdyby o nich wiedzieli, zanim wstąpili na drogę do sławy i dostatku. Archer to pokazuje i jest to cenne zwłaszcza dla czytelników w społeczeństwach Zachodnich, a u Edmunda de Wall nie ma o tym ani słowa. Pomija milczeniem tych członków rodziny, którzy na bogactwo pracowali, a z upodobaniem delektuje się polukrowanym życiem tych, którzy urodzili się bogaczami i co najwyżej bogactwo pomnożyli, a najczęściej utracili.
Na spotkaniu DKK koleżanki i koledzy przekonali mnie, że warto czytać dalej i tak też postąpiłem. Całe szczęście!
Po setnej stronie opowieść nabiera rumieńców i wszystko zmienia się diametralnie. Celne uwagi i refleksje z Wielkiej Wojny, potem początki nazizmu i II Wojna Światowa. Wszystko oddane pozornie bez emocji, naprawdę bez nienawiści, rzeczowo a zarazem z uczuciem, ale nie tym egzaltowanym, a takim spokojnym, mądrym i wyważonym.
Szczególnie moją uwagę zwrócił Wiedeń po IWŚ i refleksja, że rozregulowane miasto było pełne śmieci. Przykładając tę obserwację do dzisiejszej Polski i patrząc w drugą stronę – nie ma nadziei na normalność, póki nie ma sił nawet na tak trywialną sprawę, jak ukrócenie powszechnego śmiecenia we wszystkich możliwych miejscach.
Wyraźnie też widać w opowieści, iż Hitler nie zmienił świata; świat na niego czekał. Absolutnie się z de Waalem zgadzam i chwała autorowi za odważne, uczciwe przedstawienie tego wątku.
W trakcie fragmentów lektury dotyczących czasów faszyzmu przypomina mi się Cmentarz w Pradze i początki dzisiejszego świata tajnych służb, który wciąż się rozrasta, ale autor w ogóle nie zastanawia się nad wiążącymi się z tym przyczynami antysemityzmu i faszyzmu, co jest dziwne i też daje do myślenia.
Bardzo obrazowo natomiast pisarz ukazał inflację i jej skutki, które biednych czynią biedniejszymi, a bogatych jeszcze bogatszymi, zgodnie ze starym przysłowiem, że biednemu zawsze wiatr w oczy, a bogatemu w żagle.
Niesamowitym wątkiem jest historia Anny, służącej, która w czasach pogardy uratowała przed zagrabieniem kolekcję netsuke. W tej historii nie ma ani sentymentalizmu, ani tęsknoty. Jest za to coś twardego, prawdziwie twardego, coś na kształt wiary. Tylko puenta aż za bardzo życiowa – o samej Annie nie wiemy nic.
Bardzo mało znane, haniebne podejście powojennej Austrii do krzywd wyrządzonych Żydom, to też mocny element opowieści. Po wojnie też jest interesująco, bo choćby obraz Tokio po kapitulacji i w czasie odbudowy jest równie mało znany, co fascynujący.
Czy książka ma niedoróbki poza wspomnianymi wyżej? Wnętrze nie, ale za to w przytoczonej notce z okładki widać delikatnie mówiąc partaninę.
Zgłębiając historię tej szczególnej kolekcji, poznaje dzieje swoich przodków — kilku pokoleń arystokratycznej rodziny Ephrussich.
Nie trzeba żadnej wiedzy historycznej, wystarczy lektura książki, by wiedzieć że Ephrussi, podobnie jak inni żydowscy nowobogaccy, nigdy naprawdę nie weszli do ówczesnej arystokracji, nawet jeśli wstąpili w związki małżeńskie ze szlachtą czy magnaterią. O Zającu jako powieści detektywistycznej nawet nie będę się rozwodził – wystarczy przeczytać w internecie, co to takiego powieść detektywistyczna. Równie dobrze filmem detektywistycznym można nazwać Poszukiwaczy zaginionej Arki.
Kończąc pragnę zwrócić na to, że motyw netsuke nie bez kozery stał się kluczem przewodnim całej opowieści.
Przedmiot to zawsze jakaś opowieść.
Wyraźne podkreślenie tej prawdy, po wielokroć pojawiające się na kartach Zająca, jest szczególnie cenne dla czytelników w kraju, gdzie przedmiotów nigdy specjalnie się nie ceniło, wyjątkowo wartościowe zaś jest w czasie, gdy nachalny, otępiający i podstępny marketing usiłuje, niestety z dobrym skutkiem, wszystkim wmówić, że liczy się tylko posiadanie najnowszych gadżetów. A tymczasem wcale tak nie jest.
Reasumując – książka Edmunda de Waal okazała się, mimo wielu wad, dziełem absolutnie godnym polecenia. Wymagającym od czytelnika wolnego czasu, by smakować ją powoli, wnikać w niuanse i brzmienia historii, zarówno tych indywidualnych, jak i w szerszym ujęciu, ale dającym naprawdę wiele. Tę książkę nie wystarczy przeczytać, ją trzeba jeszcze przeżyć, przemyśleć i zapamiętać. Nie jest doskonała, ale to jedna z pozycji, których naprawdę warto poszukać, o czym szczerze Was zapewniam
Radosław Magiera
DKK Rawa Mazowiecka
woj. łódzkie
José Saramago „Miasto ślepców”
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 12, grudzień 2016 12:32
- Zbigniew Pacho
José Saramago
„Miasto ślepców”
Lekturą kwietnia w moim, czyli rawskim DKK było Miasto ślepców José Saramago. Podszedłem do niego tak jak prawie zawsze, czyli bez uprzedniego sprawdzania recenzji, bez poznania informacji o autorze. Bezwstydnie przyznam, że nie wiedziałem nawet, iż Saramago to literacki noblista z Portugalii. Inna sprawa, że do Nagród Nobla, nie tylko tych pokojowych i humanistycznych, podchodzę bardzo krytycznie. Co więc z tego czytania „w ciemno” wyszło?
Pewnego dnia na nienazwane miasto w nienazwanym kraju spada epidemia białej ślepoty. Bez ostrzeżenia dotyka ludzi zajętych zwykłymi, codziennymi sprawami, nie oszczędzając nikogo - starców, dzieci, kobiet, mężczyzn, osób prawych i z prawością mających niewiele wspólnego, słabych i silnych.
Władze w pośpiechu zamykają pierwszą grupę w nieczynnym szpitalu psychiatrycznym.
Z dnia na dzień ta zamknięta społeczność zaczyna się rządzić własnymi, twardymi prawami, które szybko wyznaczają role ofiar i oprawców, poddanych i panów. I tylko jedna osoba wie, że nie wszyscy są ślepi.
Ta powieść jest wstrząsającym i głęboko przenikającym czytelnika studium kondycji ludzkiej.
Tyle notka wydawcy na okładce i jeśli chodzi o przybliżenie zarysu fabuły, to myślę, iż wystarczy. Powrócimy jednak do niej później z pewnego istotnego powodu, ale po kolei.
Książka wydana została wręcz wzorcowo. Twarda okładka w poręcznym formacie i praktycznym ciemnym kolorze obleczona w obwolutę z szatą graficzną idealnie wypośrodkowaną między wymaganiami marketingu i dobrego smaku. Chochlik drukarski też nie miał pola do popisu. Początki lektury są wręcz wspaniałe, niczym klasyczny wstęp do dobrego filmu katastroficznego w wersji epidemiologicznej. Wzrok traci pierwsza osoba, potem druga, trzecia i następne. Fala się rozchodzi. Władze najpierw sprawę bagatelizują, a następnie, gdy już jest nieco za późno, próbują po omacku (gra słów jak w powieści) przeciwdziałać nadchodzącej zagładzie. Klasyka. Nastrój, atmosfera, klimat – oddane idealnie, tak iż bez problemu przenosimy się w świat, w którym lawinowo powiększa się liczba nagle ociemniałych. Ociemniałych stuprocentowo, całkowicie ślepych, choć widzą jasność zamiast ciemności. Postępuje paraliż państwa i społeczeństwa. Też klasyka. Tylko, że trwa to za długo.
Przez pierwszą połowę lektury oczekiwałem, iż na koniec autor zaskoczy nas jakąś piękną woltą w stylu podobnym do tego z Mgły*, ale oczywiście nic takiego nie nastąpiło. Dochodzimy do końca lektury i wciąż nie widzimy żadnych oznak zbliżającej się kulminacji oraz oczekiwanego rozwiązania. Żaden genialny naukowiec nie prowadzi badań (zresztą wszyscy są już ślepi), nie pojawia się żaden nowy wątek, z którego autor mógłby coś wypichcić. Gdy pozostaje nam już dosłownie kilka kartek, czujemy, że zakończenie będzie do d...; z kapelusza, bez sensu. I się nie mylimy!
Miasto ślepców to wstęp do klasycznej powieści katastroficznej rozbudowany tak, że stał się powieścią. Jakby autor nie wiedział, co dalej z tym świetnie napisanym wstępem począć. Zakończenie nie ma żadnego sensu, nie niesie żadnego przesłania, kompletnie żadnej myśli. Można wręcz stwierdzić, że zakończenie jest, ale lepiej już, żeby go nie było. Niby rzecz całą czyta się świetnie, prawie do ostatnich kartek, ale czy to nie za mało? Najgorsze przychodzi jednak po zakończeniu lektury.
Gdy zamknąłem książkę i sięgnąłem do recenzji oraz do przytoczonej wyżej notki wydawcy, doznałem szoku.
Ta powieść jest wstrząsającym i głęboko przenikającym czytelnika studium kondycji ludzkiej. – powtarzane jak mantra, odmieniane i łączone z psychologią, socjologią, zagrożeniem, instynktem przetrwania, zezwierzęceniem... Dopiero wrażenia większości odbiorców pokazują jak fałszywa, zła i szkodliwa jest ta książka. Czyta się ją świetnie, więc chyba większość podświadomie akceptuje prawdy w niej zawarte i wnioski z niej wynikające. Tylko, że to żałosne bzdury!
Nie sposób zaprzeczyć, że pewne elementy są oddane zgodnie z socjologiczną i psychologiczną prawdą, jak choćby obóz koncentracyjny w miniaturze, w którym nieliczni panują nad nieporównanie liczniejszą większością, która godzi się na powolną śmierć wszystkich, choć wydaje się, iż mogłaby się w jednej chwili uwolnić za cenę życia niewielu, którzy utraciliby je w gwałtownym, zmasowanym ataku na ciemiężców. Takie rzeczy były już przerabiane po wielokroć i dodają książce fałszywego realizmu. Niestety, pozostała większość istotnych aspektów jest całkowicie nierzetelna i zamiast popychać czytelników na drodze do rozwoju, powiększać wiedzę o prawidłach socjo- i psychologicznych, cofa nas do kolejnych warstw przesądów i wiedzy fałszywej niegodnej nie tylko noblisty, ale w ogóle człowieka myślącego, inteligentnego.
Całość jest tym zdradliwsza, że między fałszywymi, szkodliwymi przekonaniami podanymi jako pewniki obiektywne, znajduje się dużo humoru i celnych spostrzeżeń nadających się na złote myśli, jak choćby ta, że jedyną prawdziwą nieśmiertelnością dostępną człowiekowi są odległe skutki dokonanych przez niego wyborów.
Powieść promuje powszechne przekonanie, że w zagrożeniu życia, zwłaszcza powszechnym, następuje zezwierzęcenie i ludzie gotowi są na wszystko, by przeżyć. Jest ono komunałem po równi fałszywym, co szkodliwym. Liczne przykłady, zarówno z życia (historii), jak i nauk społecznych, udowadniają, że w sytuacji konfliktu pomiędzy korzyścią własną a Dobrem wybór często pada jednak na Dobro. Sęk w tym, że mechanizmy powodujące podjęcie takiej a nie innej decyzji są skomplikowane i właśnie wiedza o nich pozwala uniknąć Zła. Tylko, że większość woli proste, choćby fałszywe prawdy, ale pozwalające uniknąć myślenia, niż wiedzę, bo ta ostatnia boli. Sączenie fałszów socjologicznych zaczyna się w najwcześniejszej młodości już podczas pierwszych wizyt w kościele - złe drzewo owoców dobrych rodzić nie może - a potem dochodzą do nich coraz kolejne źródła podobnych mądrości, dzięki którym ludzie nie muszą myśleć, gdyż „wiedzą” co dobre, co złe, co robić i jak żyć, a Zło dzięki temu wiecznie rozkwita. Miasto ślepców ze swym przekazem o nieuchronności zezwierzęcenia wpisuje się pięknie w ten ciąg i pozwala usprawiedliwić złe uczynki. Większość z nas nigdy nie znajdzie się w sytuacji, gdy życie jest tak naprawdę zagrożone, gdyż najczęściej chodzi tylko o zagrożenie jakości życia, ale ten sposób myślenia kiełkuje. W końcu co to za życie bez domu większego niż sąsiada, bez samochodu i wczasów na Kanarach? Potem zaś można się już zeszmacić dla wszystkiego – dla podwyżki, dla pochwały, na koniec z przyzwyczajenia.
Nie tylko grupowa, trudna do przewidzenia, ale i jednostkowa tragedia oślepnięcia przedstawiona przez Saramago wydaje się świadczyć, że niespecjalnie przyłożył się do tematu. Nawet w normalnych warunkach, gdy nagle ociemniały ma dookoła bliskich i innych widzących, na których pomoc może liczyć, odsetek depresji i myśli samobójczych jest niewiarygodnie wysoki. W powieści, w warunkach nieporównanie gorszych, praktycznie tematu nie ma. Autorowi nie chciało się zapytać znajomych czy w necie, jakie były przeżycia po nagłej utracie wzroku?!?
Warto skonfrontować jednego mądralę z drugim i tutaj przychodzi z pomocą nieśmiertelny cytat naszej noblistki**:
Tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono.
Nigdy w historii nie było podobnej sytuacji grupowej ślepoty. Jak więc można mówić o „studium”, „istocie duszy ludzkiej” i innych podobnych bzdurach, skoro widać, że jest to tylko projekcja pewnej wizji, w dodatku bardzo płytkiej i sprzecznej z tym wszystkim, co się zdarzało w podobnych sytuacjach?
Gdyby odbiorcy traktowali tę powieść taką, jaką jest, czyli rzecz o świetnym klimacie, którą czyta się szybko, z przyjemnością i zainteresowaniem, nie byłoby problemu. Niestety, większość chyba uważa, że jak noblista, to musiał napisać coś mądrego, a w tym wypadku jest niestety wręcz odwrotnie, o czym z wielkim żalem Was przestrzegam
Radosław Magiera
DKK Rawa Mazowiecka
woj.łódzkie
* Mgła (The Mist, 2007) film w reż. Franka Darabonta
** Wisława Szymborska
Recenzja książki "Stryjeńska: diabli nadali"
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 12, grudzień 2016 10:39
- Wiesława Kruszek
Recenzja książki Angeliki Kuźniak „Stryjeńska. Diabli nadali”
Zofia Stryjeńska pragnęła nade wszystko malować i zdobyć sławę. Wyraziła to najpełniej w modlitwie, którą Angelika Kuźniak przytacza w swej książce, mimo że artystka skreśliła ten zapisek. Przed wyjazdem z Monachium, gdzie Zofia, wtedy jeszcze Lubańska, a właściwie Tadeusz Von Grzymala, bo tylko jako mężczyzna mogła studiować w Akademii Sztuk Pięknych, modli się w pustej kaplicy. Prosi Boga, by odebrał jej wszystko w zamian za „możliwość wypowiedzenia się artystycznego i sławę”.
Czy to pragnienie się spełni? Angelika Kuźniak w reporterskiej książce szuka odpowiedzi na to pytanie. Pokazuje Stryjeńską jako wybitną malarkę, której szczyt powodzenia przypadnie na okres międzywojenny, a dokładnie na rok 1925, gdy w Paryżu na Międzynarodowej Wystawie Sztuk Dekoracyjnych I Przemysłu Współczesnego zdobędzie „cztery grands prix, wyróżnienie i Legię Honorową”. Wydawało się wtedy Zofii, że „świat stanął przed nią otworem”, jak zapisuje w swoim pamiętniku.
To on jest głównym tworzywem, w oparciu o który autorka książki tworzy portret kobiety nieprzeciętnej, żony, którą mąż zamknie dwukrotnie w szpitalu psychiatrycznym, matki, która będzie podejmować próby wychowywania dzieci, malarki wciąż borykającej się z brakiem pieniędzy. Przytaczając duże fragmenty pamiętnika Stryjeńskiej, Kuźniak daje czytelnikowi możliwość poznania skomplikowanej osobowości artystki, ekscentrycznej, nieprzewidywalnej i tajemniczej (okładka książki pokazuje połowę twarzy malarki).
Zwraca uwagę język pamiętnika, cięty i dosadny, barwny i ironiczny z takimi sformułowaniami jak: „diabeł wsiadł na sytuację”, „gruby wpadunek” czy „cholera sakramencka, o ścierwo głupie”. Kiedy syn przyśle matce kawę ziarnistą, pyta, czy ma „z tym do młyna chodzić czy butem tłuc na dywanie”. Kuźniak korzysta też w książce ze wspomnień wnuczki malarki, Martine Sokołowskiej, która swą babkę nazywa „dworcową madonną”, bo osamotniona, w końcowych latach życia szukała towarzystwa na dworcach. Z rodziną łączyły ją dość trudne relacje, choć dzieci starały się jej pomagać, głównie finansowo, bo z „flotą”, jak nazywała pieniądze, wciąż miała problemy.
Autorka nie osądza Stryjeńskiej, nie ocenia jej postępowania. Stara się pokazać jej naturę i niełatwy charakter głównie w oparciu o pamiętnik, jej i ojca, listy, wspomnienia bliskich. Czytelnik ma się zainteresować i zaciekawić malarką, która zmarła w 1976 roku w Szwajcarii, zapomniana w swym kraju, gdzie jednak chętnie korzystano z jej dorobku, nie troszcząc się o jej zgodę.
Dopiero w 2008 roku Muzeum Narodowe w Krakowie zorganizowało wystawę prac Zofii Stryjeńskiej. W książce też znalazło się trochę reprodukcji jej obrazów i zdjęć. Pozwalają one zobaczyć urodę artystki i piękne barwy jej obrazów, o których entuzjastycznie pisała Irena Krzywicka, wymieniając „czerwień zuchwałą i czerwień zawstydzoną”, „błękity świątobliwe i diabelskie” czy „biel rozżarzoną i bezkompromisową”.
Na pewno warto przeczytać książkę Angeliki Kuźniak, a potem może sięgnąć po niedawno wydany pamiętnik Stryjeńskiej pt. „Chleb prawie że powszedni. Kronika jednego życia”.
Oddech
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 08, grudzień 2016 13:39
- Alina Sobolewska
„Oddech” Moniki Jaruzelskiej jest kontynuacją dwóch poprzednich bestselerów „Towarzyszki panienki” i „Rodziny”. Poruszająca i najbardziej intymna z całej trylogii. Jest pożegnaniem ze zmarłym Ojcem, próbą odnalezienia siebie w nowej, niełatwej rzeczywistości. „Oddech”- to zbiór migawek z życia, scenek i refleksji o różnej głębi. Większość z nich dotyczy życia rodziny i szarej codzienności. Autorka porusza różne tematy – niektóre bliskie każdemu z nas inne specyficzne, właściwe dla konkretnej sytuacji córki generała Wojciecha Jaruzelskiego. Takie uczucia jak ból, lęk, czy tęsknota są jak najbardziej uniwersalne i sprawiają , że kontakt z książką jest autentycznie przyjemny. Autorka z jednej strony odkrywa przed nami kulisy swego funkcjonowania, jednak silnie kontroluje ile danych dotrze do czytelnika, pokazuje nam sceny wyselekcjonowane i ujęte inteligentnie, jednocześnie nie zdradzając zbyt wiele. Drugim aspektem jest język-nadspodziewanie lekkie pióro i talent literacki nadają książce specyficznego charakteru. Pisarka jak zawsze urzeka nas erudycją, mądrym i uważnym spojrzeniem na świat, poczuciem humoru oraz dystansem do siebie, którego tak brakuje Polakom.
W cieniu Ojca
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 08, grudzień 2016 13:38
- Alina Sobolewska
„Oddech” Moniki Jaruzelskiej jest kontynuacją dwóch poprzednich bestselerów „Towarzyszki panienki” i „Rodziny”. Poruszająca i najbardziej intymna z całej trylogii. Jest pożegnaniem ze zmarłym Ojcem, próbą odnalezienia siebie w nowej, niełatwej rzeczywistości. „Oddech”- to zbiór migawek z życia, scenek i refleksji o różnej głębi. Większość z nich dotyczy życia rodziny i szarej codzienności. Autorka porusza różne tematy – niektóre bliskie każdemu z nas inne specyficzne, właściwe dla konkretnej sytuacji córki generała Wojciecha Jaruzelskiego. Takie uczucia jak ból, lęk, czy tęsknota są jak najbardziej uniwersalne i sprawiają , że kontakt z książką jest autentycznie przyjemny. Autorka z jednej strony odkrywa przed nami kulisy swego funkcjonowania, jednak silnie kontroluje ile danych dotrze do czytelnika, pokazuje nam sceny wyselekcjonowane i ujęte inteligentnie, jednocześnie nie zdradzając zbyt wiele. Drugim aspektem jest język-nadspodziewanie lekkie pióro i talent literacki nadają książce specyficznego charakteru. Pisarka jak zawsze urzeka nas erudycją, mądrym i uważnym spojrzeniem na świat, poczuciem humoru oraz dystansem do siebie, którego tak brakuje Polakom.
Recenzja książki Szczęścia można się nauczyć Daniel Allemann. DKK Uniejów
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 07, grudzień 2016 13:50
- Beata Szymczak
Książka pt. „ Szczęścia można się nauczyć. Poradnik dla Ciebie” Daniel Allemann, to wspaniała lektura dla tych, którzy powinni przełamać swój sposób myślenia. Autor sam miał duże wątpliwości dlaczego jedni są prześladowani np. przez zły los, natomiast inni mają tak wielkie szczęście, jakby urodzili się pod szczęśliwą gwiazdą. Daniel Allemann po wielu latach doszedł do wniosku, że każdy z nas ma szczęście tylko powinien je odkrywać każdego dnia. Powinniśmy być optymistycznie zawsze nastawieni do świata i ludzi i nigdy nie dopuszczać złych myśli. Nie tylko w marzeniach dostajemy od losu szczęście,czasami nie potrafimy go dostrzec,. Jest ono na wyciągnięcie ręki tylko we właściwym miejscu i czasie. Każdy z nas powinien dążyć do szczęścia, ponieważ nigdy nie wiadomo w jakich zakątkach świata można je odnaleźć.
"Chłopiec, który umiał latać" -PSOUU Pabianice
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 14, listopad 2016 17:40
- Marek Bednarek
Dnia 10 listopada poszliśmy do biblioteki na spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki. Pani Kasia czytała nam książkę pt: "Chłopiec, który umiał latać". Bohaterem książki jest chłopiec, który miał na imię Thomas. W dniu urodzin odwiedziła go grubaśna wróżka, która spełniła jego marzenie. Chłopiec zaczął latać. Przysporzyło mu to dużo kłopotów. W szkole skoczył przez kozła i znalazł się na belce przy suficie. Miał zakaz uczęszczania do szkoły. Fruwał po okolicy. Pewnego dnia siedział na dachu i poznał malarza, który umiał fruwać. Zaprzyjaźnił się z nim. W domu panowała coraz gorsza atmosfera. Tata krzyczał i robił awantury. Mama wyprowadziła się z domu. Nastał dzień urodzin taty. Odwiedziła go grubaśna wróżka. Tata poprosił, żeby znowu umiał cieszyć się życiem. Jego życzenie się spełniło. Tata z synem przygotowali niespodziankę dla mamy. Pięknie wymalowali mieszkanie. Zapanowała w domu radosna atmosfera. Rodzice byli uśmiechnięci a syn wrócił do szkoły. Grubaśna wróżka zmieniła życie bohaterów książki.
Recenzja książki "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety"
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 07, listopad 2016 09:49
- Wiesława Kruszek
Recenzja książki Swietłany Aleksijewicz „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”
Zapamiętałam taki obraz z radzieckich filmów: dworzec, pociąg wypełniony ochotnikami ruszającymi na front, żegnające ich matki, żony, siostry, narzeczone, euforia, bukiety kwiatów, gra orkiestra. Wydało mi się to trochę dziwne, myślałam, że to może na potrzeby filmu, przecież wojna jest straszna, z czego tu się cieszyć, ruszając walczyć i zabijać, mając świadomość, że można nie wrócić.
Kiedy czytałam książkę Aleksijewicz, przekonałam się, jak bardzo ten obraz był rzeczywisty. Co więcej, kobiety nie tylko żegnały swych mężczyzn, one również zgłaszały się na ochotnika, by wziąć udział w wojnie. To z ich wspomnień, przejmujących i wstrząsających relacji, składa się reportaż Noblistki. Autorka im oddaje głos, pozwalając sobie na krótkie komentarze i z rzadka jakieś pytania.
Kobiety opowiadają o wojnie, innej niż jawi się ona w relacji mężczyzn. One zapamiętały szczegóły, drobne, na pozór mało ważne zdarzenia; za duże buty, męską bieliznę, którą musiały nosić, oczy rannych i martwych żołnierzy. Wspominają chęć uchronienia choćby w niewielkim stopniu swej kobiecości, Maria Nikołajewna chowa kolczyki, by móc wpiąć je nocą w uszy. Mówią o przerażeniu okrucieństwem wojny, ale podkreślają też chęć dorównania mężczyznom, chwalą się swoimi odznaczeniami.
Można się zastanawiać, co skłoniło te młode siedemnasto - , osiemnasto - , a nawet szesnastoletnie dziewczęta, by zaciągnąć się do wojska, by nie tylko być na tyłach jako kucharki, praczki, sanitariuszki czy lekarki, ale i domagać się udziału w walkach na pierwszej linii frontu. Mówią Swietłanie Aleksijewicz o miłości do Ojczyzny, o nakazie walki za nią wynikającym z przynależności do Komsomołu, o wierze w Stalina i w partię. Wspominają plakaty z napisem „Matka Ojczyzna wzywa” czy pieść „Zbudź się potężny kraju, na krwawy ruszaj bój”. Cieszą się, że dzięki Aleksijewicz mogą po 40 latach milczenia (autorka zbierała relacje w latach 1978 – 1985) wreszcie otwarcie wspominać swój udział w wojnie.
Jest w nich jednocześnie obawa, że zburzą mit wielkiego zwycięstwa Armii Czerwonej. Część z nich nie ujawnia swego nazwiska, wolą pozostać anonimowe, by dzieci i rodzina nadal widzieli w nich wyłącznie bohaterki wojny. Wciąż jest w nich lęk. Walentyna Jewdokimowa M –wa mówi, że nawet teraz się boi i żyje w strachu wraz z mężem: „Tak też umrzemy – w strachu. Z goryczą i wstydem…”
Skąd się to bierze? Otóż po zwycięstwie niekoniecznie witano je jak bohaterki, raczej mówiono „suki wojskowe”. Kobiety, które zostały, które cierpiały głód i wyczekiwały, często daremnie, na swych mężczyzn, oskarżały te walczące o złe prowadzenie się czy chęć znalezienia na wojnie męża. Wspominają o tym z goryczą, jednak często w ich relacjach 4 lata wojny to czas, który pokazał wielkość ZSRR i zakończył się Zwycięstwem, tak właśnie pisanym, wielką literą.
Swietłana Aleksijewicz słucha kobiet, pijąc z nimi herbatę, jedząc pierogi. Opowiadają zwyczajnie, prostym językiem o tym, czego doświadczyły, o przerażających rzeczach, które widziały. Mnie najbardziej poruszyły wspomnienia kobiet walczących w partyzantce, narażających nie tylko siebie, ale i swoje dzieci. Czy takie zachowania można zrozumieć, usprawiedliwić miłością do ojczyzny, czy może nazwać głupotą? Po lekturze książki pozostaje się z takimi pytaniami, wzbogaca się też wiedzę na temat udziału kobiet radzieckich w wojnie, zachowania żołnierzy w wyzwalanych krajach i w Niemczech, stosunku władz do tych, którzy z niewoli wrócili do domów.
„Ptaki szybko zapomniały o wojnie…” – takim zdaniem kończy się książka. A ludzie? – chciałoby się zapytać.
Wiesława Kruszek
DKK przy PBP w Sieradzu
,,Szwaczka'' Frances de Pontes Peebles
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 03, listopad 2016 16:55
- Alina Sobolewska
Bohaterkami książki pt. ,,Szwaczka” Frances de Pontes Peebles są dwie siostry – Luzia i Emilia dos Santos. Akcja powieści rozgrywa się w Brazylii, na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku. Autorka nie skupia się jedynie na historii państwa. Opisana zostaje również moda, zwyczaje i mentalność.
Siostry żyją w interiorze, gdzie panuje całkowite bezprawie. Trwają spory między bogatymi właścicielami ziemskimi a wyjętymi spod prawa cangaceiros. Po stracie rodziców dziewczynkami opiekuje się ciotka – utalentowana szwaczka. Ich marzeniem jest wyrwanie się z górskiej wioski do innego świata, o którym czytają w gazetach i który znają z opowiadań przyjezdnych. Udaje im się zrealizować owo marzenie. Emilia poślubia zamożnego Degasa Coehlo i wyjeżdża z nim do dużego miasta, które ją rozczarowuje tak samo jak małżeństwo. Luzia zostaje porwana przez zafascynowanego nią Jastrzębia – przywódcę cangaceiros. Razem z nim i jego grupą przemierza pustynię. Pewnego dnia zostaje żoną człowieka legendy i rodzi mu syna.
Kobiety uczą się żyć w środowiskach, których wcześniej nie znały. Ich codziennością staje się podejmowanie trudnych decyzji. Pomimo nagłej rozłąki łącząca ich więź nie osłabła. Nadal wiedzą, że mogą na siebie liczyć. Życie tak pokierowało siostrami, że o tym co się u nich dzieje dowiadują się z gazet. Luzia czytała o Emilii w kronice towarzyskiej, natomiast Emilia wiadomości dotyczące siostry znajdywała w kolumnach o tematyce kryminalnej.
Na przykładzie Emilii i Luzii ukazana została przewrotność losu. To Emilia była postrzegana przez otoczenie jako ta atrakcyjniejsza z sióstr. To ją ciotka przygotowywała do roli żony i matki. Luzię ze względu na jej kalectwo skazano na staropanieństwo. Jednak to właśnie Luzia poznała mężczyznę, który dostrzegł w niej to, czego nikt inny nie widział – kobiecość. Emilia, który od najmłodszych lat wzbudzała zainteresowanie w mężczyznach nie spotkała takiego, który odwzajemniłby jej uczucia. Żyła w małżeństwie, które tylko na pozór było szczęśliwe.
Frances de Pontes Peebles w powieści posłużyła się retrospekcją. Autorka na początku książki wyjawiła ważne szczegóły z życia sióstr. Punktem wyjścia dla Emilii był pogrzeb jej męża, dla Luzii informacje o jej rzekomej śmierci. W dalszych rozdziałach Frances de Pontes Peebles zabiera czytelników do przeszłości i snuje swą opowieść od początku, aż do momentu opisanego w pierwszym rozdziale, aby następnie uzupełnić historię o kolejne wydarzenia.
Gomorra DKK Uniejów
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 03, listopad 2016 14:21
- Beata Szymczak
Gomorra Roberto Saviano to niezwykła, bardzo bogata w wątki książka, dzięki której czytelnik ma okazję poznać mafijne sposoby na prowadzenie działalności w obecnych czasach. Książka ukazuje wielkie imperia finansowe, które powstały na międzynarodowym handlu bronią i narkotykami, na agresywnej, nielegalnej konkurencji, na szantażach, korupcji i morderstwach. Opisując świat mafii, autor dowodzi, że neapolitańska kamora jest pod względem liczebności i bezwzględności jedną z najsilniejszych włoskich grup przestępczych. Kamorra to rozbudowana grupa mafijna działającą na rynku narkotyków, mody haute couture, budownictwa i odpadów, której wpływ całkowicie zmienił życie w Kampanii. Od chwili gdy Saviano jako młody chłopiec ujrzał na ulicy pierwszą mafijną ofiarę z wielką uwagą obserwował, to co się dzieje. Zaczął odkrywać i poznawać szczegółowo mafię, która jest już wszechobecna na całym świecie. Gospodarka i brudne pieniądze, to jednak nie wszystko. Najbardziej dramatyczne jest to, że w tych czasach jest giną ludzie, często niewinni.
Recenzja "Poczwarka"
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 02, listopad 2016 10:58
- Czesław Płusa
Czesław Płusa
Recenzja: Dorota Terakowska, Poczwarka
Ramy narracji powieści określa historia młodego małżeństwa, którego losy w momencie życiowego triumfu zaczynają się nagle układać „przerażająco” nieszczęśliwie. Adam i Ewa zostają rodzicami upośledzonego dziecka, naznaczonego typowymi cechami „Down Syndrome”. Niestety, wydarzenie to ujawnia rzeczywistość w całej jej przypadkowości, zacz trudnej do ogarnięcia jest jej celowość. Miejsce porządku i ładu zajmuje chaos, który jak grom z nieba poraża racjonalną wizję życia rodziców Myszki. Nasz mały, rodzinny biznesplan - według starannie ustalonych reguł miała się przecież spełnić ich optymalna szczęśliwość. Tak Adam i Ewa wyobrażali sobie przyszłe życie przed narodzeniem zaplanowanego dziecka. Swoją atrakcyjność widzieli jedynie w eksluzywnej sytuacji posiadania dóbr materialnych i namiętnym dążeniu do kariery zawodowej. Marzeniem Adama było zostać wiceprezesem, a może prezesem w firmie informatycznej. Zmiana samochodu i budowa domu – parter, piętro i poddasze – są nie tylko wrodzonym dążeniem do posiadania, lecz efektem wpływu społecznych uwarunkowań. Wzrost standardu materialnego i zawodowego stanowi o statusie społecznym współczesnego człowieka, pożądany zaś wizerunek rośnie w oczach innych ludzi.
Terakowska obnaża namiętną tęsknotę rodziców Myszki za życiem - jak określa to Erich Fromm - w egzystencjalnym modus posiadania. Adam, ojciec nowonarodzonej córki, Myszki, staje się egzaltowanym buntownikiem, człowiekiem targanym wewnętrznymi sprzecznościami, z dzikością w sercu, a wraz z nią zdradza nienawiść do losu, a nawet do Myszki.Gdyby się nie narodziła, gdyby jej w ogóle nie było – o ileż życie byłoby prostsze…!Ta konstatacja prowokuje i zmusza czytelnika do przedefiniowania bagażu swoich wartości, nasuwa myśl o prawdziwym egzystencjalnym wyzwaniu każdego z nas. Bliski wydaje się zatem być tu pogląd Eckharta, że ludzie nie powinni tak bardzo troszczyć się o to, co robią, ile posiadają, jak o to, czym są. W tym sensie przebija się w powieści Poczwarka świadomość zapotrzebowania na przeciwległy biegun myślenia, na egzystencjalny modus bycia. (Erich Fromm) Desperackie przywiązywanie się do rzeczy prowadzi do szaleństwa, które burzy stabilność relacji międzyludzkich. Z niepokoju o utratę własnego wizerunku wyrasta również perspektywa załamania się kariery zawodowej. Adam nakazuje oddać córkę do specjalnego zakładu. By zagłuszyć sumienie akcentuje uzasadnienie praktyczne. Jeśli komuś z nich się coś stanie, dorosła Myszka będzie pozbawiona opieki. Do momentu narodzin upośledzonej córki Adam był zdeterminowany perspektywą niebywałej ekspansji nowych możliwości awansu zawodowego, społecznego i, materialnego przede wszystkim. Postulując „nową świadomość” Adam staje się „gatunkiem homo faber”, typowym dla współczesnych czasów. Chodzi tu o ludzki umysł, który podtrzymuje nadzieję i wiarę w nieograniczony postęp – swoją przyszłość można zaprogramować. Punktem kulminacyjnym nadziei będzie dla Adama wiek XXI, nastąpi bowiem era genetyków. Towarzyszyć temu będzie możliwość zaplanowania czystego, zdrowego, idealnego społeczeństwa. Automatycznym gwarantem tego postępu będzie hodowla doskonałych ludzi. Ileż w tym przekonaniu infantylnej postawy - jednostka może sama skutecznie zatroszczyć się o swój los. Pewnego dnia Adam starannie podliczył w komputerze ich, jak to nazwał, „pasywa i aktywa” i powiedział: - Możemy sobie pozwolić na dziecko. Adam miał 37 lat, Ewa 35. Niestety, chichot genów sprawił, że perspektywa genetyczna okazała się drastyczna. Przyszła na świat Myszka. Stąd jego rozżalenie, że bezlitosna ułomność jego dziecka, stała się właśnie częścią jego życia. Urodziła się zdecydowanie przedwcześnie.
Nierozstrzygalnym dylematem wydaje się być rozpad więzi między rodzicami Myszki. Adam musi wybierać między światem, o którym Ewa mówi: groźne miejsce, bardzo groźne miejsce”, pełno w nim telefonów, ubrań, aut, komputerów, a światem, który jest nośnikiem ducha, napędza wewnętrzne życie Myszki – to puls życia jaki się jawi jej za oknem poddasza. Co za cisza….. można usłyszeć, jak trawa rośnie. Pod wpływem Myszki i Ewa „wciągnięta” zostaje w ten puls, w wir, poddaje się mu, roztapia się w nim. Podchodzi do okna, rozsuwa zasłony, jej wzrok pada na trawnik. Ogarnia ją anielska pokusa - ZDZIWIENIE - CIEKAWOŚĆ - ZROZUMIENIE: Widzę i słyszę jak trawa rośnie!. Dzięki niej Ewa odkryła, że świat jest piękny, bogaty i dobry. Po chwili usłyszała cichą, owadzią muzykę. Pojawiły się nagle owady… fruwały. Było ich mnóstwo, wszędzie, i Ewa rozróżniła wśród nich zarówno dzienne motyle, jak i nocne ćmy, złote pszczoły, brązowe trzmiele, i wreszcie pospolite muchy i komary.
Manifestacje radykalne poglądów genetycznych stają się dla Adama pod wpływem Myszki i Ewy podejrzliwe. Niezwykle wątpliwa staje się dla niego kwestia: Jakie będzie to przyszłe społeczeństwo, całkowicie pozbawione ludzi ułomnych? Jaki będzie świat, zaludniony wyłącznie doskonałymi ludźmi? Czy równie doskonały? Powyższe wątpliwości zmuszają Adama do dokonania rewizji swoich dotychczasowych „postępowych” postaw, rewizji, która prowadzi do fundamentalnej przemiany zachowania.
W istocie, prawda jest fenomenem zgoła całkowicie odmiennym, niż sądził dotychczas. Jest to prawda, której nie można dowieść za pomocą instrumentalnego rozumu, lecz serca. Tę pewność uświadomiły mu Ewa i niepełnosprawna córka. Zrozumiał, że właściwy byt to rzeczywistość ducha, który nami powoduje, charakter, który określa nasze zachowanie.Radości nie sprawia mu także odrzucenie w młodości swojego brata z powodu niepełnosprawności.Tę zakorzenioną wcześniej bezduszność wobec brata, obecnie wobec Myszki, zarzuca mu Ewa: To ty byłeś niepełnosprawny, nie twój braciszek. Ty, a nie Myszka.
Jedynie tam, gdzie partycypujemy w żywej relacji do drugiego człowieka, upośledzonego przede wszystkim, możliwe staje się przezwyciężenie barier wynikających z dyktatu rozumu instrumentalnego. Pełną identyfikację z drugą osobą uda się tak naprawdę dopiero osiągnąć, kiedy odrzucimy egoizm i zjednoczymy się z nią w akcie odnowienia uczucia miłości. Zdolność widzenia właściwych wartości wykazała babcia Adama. Jednostka ludzka może znaleźć ocalenie dopiero wówczas, kiedy orientacji racjonalnej towarzyć będą odruchy serca, wrażliwości na los innych. Dlatego babcia nadała bohaterowi powieści Poczwarka imię upośledzonego brata, wierząc, że w ten sposób złączyła dwie istoty w jedną, bardziej doskonałą. Zachowując duszę i wrażliwość swego upośledzonego brata, obdarowuje go w zamian zdrowym, silnym ciałem i lekkim, sprawnym umysłem. Intencje babci zrozumiał Adam dopiero po wielu latach, kiedy rezygnuje z orientacji na posiadanie i dochodzi w nim do głosu odnowa duchowa, spontaniczna ekspresja samego siebie, miłość do Myszki. Zrozumiał, że dzięki niej odzyskał zdolność widzenia w świecie wartości Niestety, paradoks losu sprawił, iż duchowa odmiana Adama przyszła za późno. Kiedy „wraca” do Myszki, by podjąć porzucone prawdziwe życie, zastaje ją w stanie ciężkiej choroby. Rozpacz staje się tym większa, że umiera w chwili, w której odzyskał wiarę w prawdziwą, ocalajacą love w tym świecie.
Rekapitulując, możemy powiedzieć, że Dorota Terakowska odsłania się nam w powieści jako człowiek wszechstronny, o szerokich horyzontach, niezależnym myśleniu i ogromnej swobodzie wewnętrznej.Za sprawą Poczwarki urosła w moich oczach do miana pisarki posiadającej pełną podziwu moc twórczą: urok wyobraźniowej gry oraz umiejętność żonglerki materiałem poetyckim. Powód istotny, by rozbudzić apetyt do dalszych lektur jej książek.
Najmniejsza dziewczynka na świecie - Filia 2 Pabianice (DKK dla niepełnosprawnych).
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 25, październik 2016 14:45
- Marta Szudarska
Dnia 20 października poszliśmy do Miejskiej Biblioteki Publicznej przy ul.Łaskiej. Pani Kasia czytała nam książkę pod tytułem: "Najmniejsza dziewczynka na świecie" .Książka opowiadała o dziewczynce,która miała na imię Ruby. Mimo, że pochodziła z magicznej rodziny nie potrafiła czarować , ale umiała czytać i pisać .Po śmierci rodziców trafiła do Szkoły Iluzjonistów, ale jej jedyną zdolnością było zmniejszanie się.Po wielu przygodach w końcu trafiła do cioci Hat, która bardzo ją pokochała dzięki miłości cioci i umiejętności czytania i pisania, Ruby nauczyła się czarować. Losy Ruby potoczyły się dobrze i stała się ona najlepszą czarodziejką w szkole. Książka bardzo nam się podobała i chętnie rozmawialiśmy o przygodach głównej bohaterki przy kawie, herbacie i ciasteczkach
Tekst opracowała : Marta Szudarska.
Recenzja książki "Reisefieber" Mikołaja Łozińskiego
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 11, październik 2016 13:54
- Wiesława Kruszek
Astrid Reis i Daniel; matka i syn. Od kilku lat nie mają ze sobą kontaktu, on wyjechał do Stanów, mieszka w Nowym Jorku, ona pozostała w Paryżu, gdzie Daniel spędził dzieciństwo i młodość. Astrid umiera i wtedy jej jedyny, wychowywany przez nią samotnie, syn przyjeżdża, by zająć się różnymi sprawami pozostałymi po zmarłej. Zaczyna chodzić jej śladami, rozmawia z ludźmi, z którymi się spotykała. Wiele dowiaduje się o niej, zastanawia się, na ile ten wizerunek jest zbieżny z tym, co on zapamiętał.
Trudne relacje matki i syna poznajemy, śledząc spotkania Daniela Reisa z psychoterapeutką Astrid, lekarzem onkologiem, przyrodnią siostrą, lokatorem mieszkania, żoną kochanka. Mamy też okazję sięgnięcia do przeszłości, syn wspomina lata spędzone z matką, bez ojca, którego właściwie nie poznał. Skupia się na pewnych zdarzeniach, ważnych i bolesnych dla niego, a i dla jego matki również. Wypadek na wakacjach, udawane choroby, kwiaty dla mamy, ostatnia awantura i rozbite lustro…
Kto zawinił, dlaczego zamilkli oboje na lata, nie potrzebowali siebie? Mikołaj Łoziński, mając zaledwie 25 lat, napisał piękną i mądrą książkę, w której próbuje odpowiedzieć na te pytania, a może inaczej, po prostu szuka odpowiedzi. Czy je znajduje to już inna kwestia, tu czytelnik musi zabrać głos. Myślę, że czytając tę niewielką powieść (162 strony), możemy się zastanawiać, dlaczego ludzie tak często rozmijają się, nie chcą (nie potrafią) mówić o swych uczuciach, ranią się, odpychają.
Patrzymy na Daniela, który szuka prawdy o matce, nawet niekiedy domaga się jej, np. od psychoterapeutki, a przecież, jak mówi Aude, „ważna jest ta Astrid, którą pan pamięta” i przecież nic nie da się już zmienić.
Życie przemija, tytułowa „reisefieber” także, Astrid wie, że jej podróż się kończy, jeszcze list do syna, w którym wyjawi mu skrywaną przez lata tajemnicę, ostatnie porządki w mieszkaniu i można wyruszać… Widzimy pewne zdarzenia z perspektywy matki. Nakreślony przez Łozińskiego wizerunek Astrid jest ciepły i wzbudza sympatię czytelnika, w przeciwieństwie do jej syna, który wydaje się niedojrzały, mimo 38 lat, raczej egoistyczny i nie bardzo wiedzący, czego chce od życia.
Przeczytałam tę powieść dwukrotnie, pierwszy raz przed czterema laty i teraz właściwie miałam wrażenie, że poznaję ją od nowa. Zwróciłam baczniejszą uwagę na piękny wątek miłości Asrid i Spencera, na pewne luki myślowe, niedopowiedzenia, które samemu można uzupełnić, opisy sytuacji, które mogłyby się wydarzyć. Nieśpieszna, kameralna, spokojna narracja umożliwia refleksje nad przemijaniem, śmiercią, uczuciami. Dobrze się stało, że akcja nie dzieje się w Polsce, że bohaterami nie są Polacy (z jednym małym wyjątkiem). Nie trzeba przykładać do relacji matki i syna naszych rodzimych wyobrażeń, np. o matce – Polce.
Warto przeczytać „Reisefieber”, może nie tylko jeden raz. Niektórzy klubowicze zabrali ją, by ponownie oddać się lekturze.
Wiesława Kruszek
DKK przy PBP w Sieradzu
Toksymia M. Rejmer. DKK Uniejów
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 30, wrzesień 2016 15:03
- Beata Szymczak
Cała akcja książki dzieje się Warszawie. Wszyscy bohaterowie uwikłani są w trujące relacje. Wszystko co robią, robią z miłości, w ich przekonaniu. Nie potrafią też nic zmienić w swoim życiu. Lęki i obsesje bohaterów oddają świetnie ponury klimat warszawskiej Pragi. Jedną z bohaterek jest córka Ada-trucicielka chorego na depresję ojca. Powstaniec warszawski prześladujący młodą dziennikarkę. Jan Niedziela piszący mowy pogrzebowe dla zakładu „Przyjemny pogrzeb”. Longin polonista, który zmienił pracę dla rodziny a i tak nadal jest niezrozumiany przez żonę. Jest jeszcze pani Lucyna, staruszka, mająca wizje. Bohaterowie boją się wszystkiego i nikt z nich z pewnością nie ma łatwo.
Portret Oriany Fallaci. Recenzja książki Oriana Fallaci. Portret kobiety Cristiny de Stefano.
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 27, wrzesień 2016 15:28
- Alina Sobolewska
W książce pt.: Oriana Fallaci. Portret kobiety Cristina de Stefano przybliżyła czytelnikom postać Oriany Fallaci – włoskiej dziennikarki i pisarki, która przebojem weszła do dziennikarskiego świata zdominowanego przez mężczyzn. Przeprowadzała wywiady z postaciami takimi jak: Henry Kissinger, Lech Wałęsa, Muammar al – Kadafi, Federico Fellini, Jasir Arafat, Indira Gandhi czy Sean Conery. W artykułach i książkach poruszała trudne tematy. Odważnie wyrażała swoją opinię o scenie politycznej w Europie czy o sytuacji kobiet. Odkryła Amerykę lat 50, przyjaźniła się z gwiazdami Hollywood, a w 1967 roku jako jedyna włoska dziennikarka pojechała do Wietnamu jako korespondent wojenny. Odbyła także podróż dookoła Europy, aby napisać cykl reportaży o znanych kobietach, pokazując blaski i cienie ich życia.
Życie Fallaci przepełnione było zbiegami okoliczności. Posiadała ogromny talent, lecz w sukces jaki osiągnęła włożyła wiele ciężkiej pracy. Dzięki de Stefano wraz z kolejnymi rozdziałami książki poznajemy dojrzewającą kobietę. Fallaci wychowywała się w środowisku z gruntu niepokornym i przesyconym.Echa dzieciństwa nieustannie powracają w biografii Oriany. Dzięki owym retrospekcjom czytelnikom łatwiej zrozumieć jej stosunek sławy i bogactwa.W rodzinnym domu panowała trudna sytuacja materialna. Wpływ na to miała II wojna światowa. Antyfaszystowskie poglądy rodziców Oriany oraz postawa jej ojca sprawiły, że również ona brała czynny udział w ruchu oporu. W czasie wojny była łączniczką. Ojciec Oriany był więziony i torturowany, a mimo tego ukrywał w domu brytyjskich żołnierzy. Fallaci mówiąc o tym etapie życia używała słów: Dorastałam w atmosferze wojny. Zdominowała moje dzieciństwo. Wszędzie się o niej mówiło, wszędzie się ją widziało.
Już w wieku 5 lat wiedziała, ze chce zostać pisarzem. Najbliżsi odradzali jej tego argumentując, że jest za młoda i za biedna, aby pisać książki. Postanowiła wówczas, że pójdzie na kompromis i zostanie dziennikarzem: Już wtedy wiedziała, że każda rzecz przemawia i może opowiedzieć jakąś historię, trzeba tylko umieć słuchać.
Od najmłodszych lat matka wpajała jej, że życie jest niepewną walką, którą można wygrać tylko uporem i wytrwałością. Stąd Oriana wie, że kluczem do sukcesu jest ciężka praca i nieustanne zdobywanie wiedzy. Z poświęceniem i ogromną pasją zalicza kolejne etapy edukacji. Wtedy też kształtuje się jej niepokorny charakter. Jest zdeterminowaną i rzetelną dziennikarką. Nic nie umknie jej uwadze. Nawet z milczenia rozmówcy potrafi wyciągnąć wnioski śledząc jego mimikę i gesty. Bardzo wnikliwie obserwuje otoczenie. Ma okazję poznać największe sławy światowego kina i sceny politycznej. Jeśli nie udaje jej się z kimś spotkać to nie jest to dla niej przeszkodą w napisaniu artykułu na zlecony temat. Każdą sytuację potrafi obrócić na swoją korzyść. W książce de Stefano opisuje, jak Fallaci przez pół roku próbowała przeprowadzić wywiad z Marlin Monroe, do czego w rezultacie nie dochodzi. Jednak mimo tego Fallaci pisze artykuł, który zachwyca redaktora naczelnego. Na pierwszym miejscu stawiała prawdę. Nie znała oportunizmu. Po raz pierwszy straciła pracę z powodów etycznych.
Świat znał ją jako kobietę, która odniosła sukces. Niewielu jednak wiedziało, że nałożył się on z prywatną tragedią Fallaci. Nieszczęśliwa miłość i wielokrotne poronienia sprawiły, że próbowała targnąć się na własne życie.
Cristina de Stefano od dawna fascynowała się ową ikoną dziennikarstwa. Postanowiła zająć się jej życiem i napisać biografię. De Stefano podziwiała jej odwagę, efektywność pracy i niezależność w pomysłach lecz przede wszystkim jej walkę o uznanie w dziennikarskim świecie zdominowanym przez mężczyzn.
W twórczości Oriany Fallaci widoczna jest pasja. Osobiste dramaty i wybory życiowe miały wpływ na jej pracę. Posiadała wiedzę o świecie, który pozbawił ją złudzeń, pozostawiając ją poruszoną i zaangażowaną.
De Stefano wie jak dobierać fakty i opisać w ciekawy sposób najważniejsze momenty z życia Włoszki.
Polecam Państwu lekturę tej biografii.
Recenzja książki "Punkt równowagi" A. Bobkowskiego
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 15, wrzesień 2016 16:39
- Wiesława Kruszek
W „Punkcie równowagi” znalazło się jedenaście opowiadań Andrzeja Bobkowskiego, bardziej chyba znanego jako autora wspomnieniowych „Szkiców piórkiem”. Choć trzeba by zauważyć, że i tak nie należy on do zbyt znanych twórców. Znawcy mówią jednak o nim jako o jednym z najwybitniejszych polskich pisarzy. Żył na emigracji, z Francji, gdzie zastała go II wojna światowa, wyjechał w 1948 roku do Gwatemali i tam zmarł w 1961 roku w wieku zaledwie 48 lat.
Jakie są jego opowiadania? Jaką tematykę podejmują i czy mogą się dziś podobać? Jak pisze emigracyjny twórca? Próbowaliśmy w czasie naszego powakacyjnego spotkania DKK znaleźć odpowiedzi na te pytania.
Już pierwsze opowiadania mogą zachwycić językiem i stylem. Bobkowski pisze pięknie, w poetycki sposób opisuje miejsca, krajobrazy, dba o detale, używa metafor i porównań. Sprawia, że czytelnik jest w stanie uruchomić swoją wyobraźnię i zobaczyć Paryż, dom Balzaca, plantację trzciny cukrowej w Gwatemali czy znaleźć się na pokładzie „Coco de Oro”.
Piękny język spowodował, że czytałam sześć pierwszych opowieści, mimo że ich treść niekoniecznie mnie interesowała. Dużo w nich refleksji na tematy dla mnie, a i dla innych klubowiczów także, raczej nudne i dziś trochę przestarzałe. Ożywienie Balzaca, Flauberta, Renana i ich dyskusja o komunizmie, społeczeństwie, epoce w opustoszałym budynku przy jednej z ulic Paryża wydaje się ciekawa raczej dla samego narratora, który nieśmiało próbuje wziąć w niej udział.
Emigracyjne dylematy tych, którzy zostali, tych, którzy wyjechali czy wracają, wahają się… także mogą dziś „trącić myszką”. Jednocześnie dają jednak okazję, by dowiedzieć się, jak postrzegano z perspektywy emigracji nasz kraj. Takie rozmowy toczą się w „Pożegnaniu”, gdzie narrator (Bobkowski?) spotyka się ze swym dawnym przyjacielem, który wyjechał z Polski w 1947 roku i po kilku latach wraca, bo tam, jak mówi, „wypadki pędzą”, a Zachód jest „uzdrowiskiem o łagodnym klimacie”. Swoje racje przedstawi mu Bobkowski (?) w „Liście”, gdzie m.in. wyjaśnia, dlaczego nie chciałby wrócić do kraju: „Jednak wolę tęsknotę i ciężką troskę o chleb”.
Tak jak napisałam wcześniej, sześć pierwszych opowiadań nieco mnie znużyło, za to przy „Coco de Oro” akcja wreszcie ruszyła, dużo się tu dzieje, jest napięcie, czyta się z wielkim zainteresowaniem. Podobnie oceniam „Spotkanie” i „Punkt równowagi”. Są w nich ciekawe postaci: kapitan Świdkiewicz, mechanik Pochwalski, major amerykańskiego lotnictwa Gilbert Rocker to bohaterowie, którzy próbują wykorzystać swoją szansę, chcą odnaleźć się w nowej rzeczywistości, podejmują wyzwania. Czasem, jak w przypadku Świdkiewicza, są to nielegalne przerzuty towarów. Dowódca „Coco de Oro” ma w kajucie obraz Matki Boskiej i w krytycznym momencie obiecuje jej odejście od nielegalnych interesów. Czy wytrwa w postanowieniu?
Odsyłam do lektury tego i innych opowiadań. Dużo tu pięknych zdań, „złotych myśli”, niektóre zostały zaczerpnięte z Conrada, którego książki Bobkowski cenił. W „Punkcie równowagi” można znaleźć ciekawy cytat o pracy z „Jądra ciemności”: „Nie lubię pracy – żaden człowiek jej nie lubi, ale lubię to, co tkwi w niej – możność odnalezienia siebie”. Coś w tym jest!!!
Po przeczytaniu opowiadań Bobkowskiego warto zapoznać się z posłowiem Krzysztofa Ćwiklińskiego, pozwoli bliżej poznać poglądy pisarza. Jest tam też wciąż bardzo aktualny cytat z Gombrowicza o Polaku, piękny wiersz „Chwile” Michała Chmielowca czy przejmujący fragment o śmierci z eseju Bobkowskiego „Wielki Akwizytor”.
Zimno mi mamo-DKK Uniejów
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 14, wrzesień 2016 15:09
- Beata Szymczak
Powieść Hanny Samson pt. „ Zimno mi mamo” to opowieść o relacjach jakie zachodzą pomiędzy matką i córką. Ciągła nieobecność matki w życiu dorastającej córki powoduję przerażający ból dziecka, a zarazem brak porozumienia. Matka- proste słowo, mające dla każdego z nas ogromne znaczenie. W książce „Zimno mi mamo” dla dorastającej córki matka jest obcą kobietą dla której liczą się mężczyźni a nie jej własne dziecko. Ciągłe kłótnie z mężem powodują u kobiety depresję i niechęć do całego świata. Kobieta chce się rozwieść, liczy się tylko Marek a nie córka Ula, która z utęsknieniem pragnie być ze swoją matką.
Strefa cienia. DKK Uniejów
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 14, wrzesień 2016 14:29
- Beata Szymczak
„ Strefa cienia” Wiktorii Zender, to autobiografia młodej kobiety, która przypadkowo poznaje mężczyznę. Ma on na imię Eugeniusz i jest dużo starszy od bohaterki. Kobieta jest tak silnie zaślepiona jego osobowością, że postanawia z nim być i nie potrafi odejść. Z pozoru normalny człowiek okazuje się psychopatą, który katuje młodą kobietę. Pewnego dnia po trzech latach związku z psychopatą postanawia go porzucić. Skutki tej decyzji są dramatyczne. Kobieta zostaje poparzona i traci wzrok na zawsze. Po wielu operacjach plastycznych i zniekształceniu twarzy pragnie dalej żyć i opowiedzieć historię, która ją spotkała i zmienić życie na nowo.
Recenzja "Azyl" I. Sowy- DKK Uniejów
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 19, lipiec 2016 13:49
- Beata Szymczak
Bohaterki książki Izabeli Sowy„Azyl” za wszelką cenę uciekają od wspomnień. Szukają nowej bezpiecznej drogi życia. Takim spokojnym azylem jest dla nich Chorwacja . W niej właśnie czują się bezpiecznie i spokojnie.
Zwycięstwa i porażki, marzenia i złudzenia oraz przeszłość i teraźniejszość splatają się w subtelną opowieść o uczuciach i ważnych decyzjach. Książka pokazuje, że zawsze warto stanąć do walki o szczęście, nawet jeśli nasz świat legł w gruzach.
Więcej artykułów…
- Oliwkowy labirynt-recenzja DKK Uniejów
- Utopia kontra Utopia - recenzja książki Konrada T. Lewandowskiego
- Gra z duchem - recenzja powieści Isabel Abedi pt. WHISPER. Nawiedzony dom
- Recenzja książki "Błysk rewolwru"
- Witold Szabłowski - Tańczące niedźwiedzie
- Jacek Milewski - Dym się rozwiewa
- Marek Kochan - Plac zabaw
- Recenzja "Gobelin" B. Kosmowskiej -DKK Uniejów
- Recenzja ksiązki: "Pierwsza na liście" DKK Uniejów
- Recenzja książki "Niemiecki bękart"