Wyszukiwanie:

Logowanie:

Realizatorzy:

Recenzje czytelników klubów DKK

Recenzja Małgorzaty Półroli - Agata Passent „Kto to Pani zrobił?”

Recenzja książki Agaty Passent „Kto to Pani zrobił?” (Wyd. Wielka Litera, 2014)

 

Przeczytałam książkę w kilku sesjach, nie od razu i moje uwagi zacznę od spostrzeżenia, które na pierwszy rzut oka może wydać się aż nadto oczywiste. Otóż żyjemy w takich dziwnych czasach, gdy ze wszystkiego można ‘zrobić’ książkę; każdy może jakąś napisać i opublikować, a na dodatek żeby zaistnieć na rynku wydawniczym, wcale nie trzeba posiadać szczególnych kwalifikacji literackich. Wystarczy być może znane nazwisko, wyjątkowa pewność siebie albo nieprzeciętna przebojowość, ślepy pęd za modą lub bezgraniczny  brak krytycyzmu. Może to są właśnie m.in. powody, dla których książek kupujemy coraz mniej, bo często najpierw zadajemy sobie pytanie, czy w ogóle warto? I kto to napisał? Kiedyś literaturę produkowali ludzie, mający naprawdę coś istotnego do powiedzenia i odkrywający dzięki swym nieprzeciętnym intelektom te aspekty naszej egzystencji i duchowości, które zwykłym zjadaczom chleba umykały w natłoku codziennych spraw, bo przecież – jak pisze Agata Passent – „nie każda codzienność [nie każda sprawa] jest warta publikacji” (s. 119). Poza tym dziś w zasadzie niemal wszystko można też znaleźć w Internecie, więc po co dodatkowo wydawać pieniądze? Po co nabywać książkę, do której po zaspokojeniu pierwszej ciekawości pewnie już nigdy nie zajrzymy, a jeśli nawet, to może raczej poszukamy potrzebnego nam akurat cytatu lub fragmentu w sieci? Zaś co do „autorów” współczesnych publikacji – sam fakt, że ktoś w bliższej czy dalszej rodzinie parał się literaturą wcale nie musi oznaczać, że talent wyssało się z mlekiem matki czy wchłonęło z fluidami ojca (często dzieje się tak z dziećmi muzyków, śpiewaków, architektów, lekarzy itd., przekonanych że jeśli ojciec lub matka byli (czy są) malarzami, pisarzami, lekarzami etc., to i one bez trudu mogą podążyć tą samą drogą). W przypadku Agaty Passent wydaje się jednak, że dorastanie w atmosferze twórczego fermentu miało bardzo duży i bardzo pozytywny wpływ na kształtowanie jej osobowości, zainteresowań, postawy życiowej, sposobu myślenia i języka.

Agatę Passent znam jako postać medialną [z TV] i jako taka ujmuje mnie swą osobowością: wielką kulturą słowa, piękną polszczyzną, stonowanym sposobem bycia i sensownością wypowiedzi, opanowaniem i umiejętnością prowadzenia mądrej dyskusji. Dzięki tym „spotkaniom” za pośrednictwem mediów wiem, że jest jedną z – mówiąc oględnie – bardzo ‘łagodnych’ (czyli pozbawionych typowej agresji typu: TKM!) feministek i zwolenniczek genderyzmu. Postawę tę manifestuje zresztą w omawianej książce (i trudno, by było inaczej, skoro jest osobą autentyczną). Mnie osobiście to nie przeszkadza, a nawet w wielu momentach całkowicie solidaryzuję się z jej poglądami, ale niezależnie od tego faktu zastanawiam się nas szansą żywotności zbioru, który pierwotnie był cyklem pojedynczych, regularnie drukowanych przemyśleń, aktualnych w chwili ich publikacji (zapewne w „Wysokich obcasach”). To, co może prowokować i skłaniać do polemiki lub rewizji własnych poglądów w danym momencie, traci wymiar poznawczy po kilku latach, bo w tym czasie w znacznym stopniu zmieniły się przecież realia, których owe rozważania dotyczyły. Czy zatem warto przeczytać książkę Agaty Passent „Kto to Pani zrobił?” i zapamiętać tę lekturę na dłużej czy też pozostanie ona zaledwie meteorytem, który po upadku na ziemię zajmie co najwyżej jakieś miejsce w regale i będzie tam powoli obrastać kurzem?  

Oto wnioski, do jakich doszłam po uważnej lekturze tej pozycji.

Nie sposób odmówić Agacie Passent umiejętności posługiwania się słowem, a także bogactwa języka, jest wszak dyplomowanym filologiem i kobietą inteligentną, ale czy tylko to przesądza o wartości tej lektury i skłania do zastanowienia się nad jej wymową? Mankamentem (a może jednak zaletą?) tego zbioru odautorskich refleksji jest to, że pozwala rozpocząć lekturę w absolutnie dowolnym miejscu, bez poczucia jakiejkolwiek straty czy zagubienia w gąszczu szczegółów literackiej fikcji. Wszak – jak pisze autorka – „felieton”, a z nim mamy tu przecież do czynienia – „jest kreacją”, a nie skonstruowaną według ściśle określonych zasad powieścią obyczajową czy kryminalną. Jako czytelniczce jest mi więc wszystko jedno, czy zapoznam się najpierw z „Mężczyzną w lufciku”, a potem z „Szeherezadą” czy odwrotnie, bo istotą każdego (moim zdaniem nie do końca naturalnego i przekonującego) podziału na „rozdziały” albo „działy” w tej książce) jest wnikliwa obserwacja rzeczywistości, zaś kwestia czy dotyczy ona Warszawy czy Pcimia, ma znaczenie drugorzędne, jako że wszędzie ludzie mają podobne, jeśli nie takie same, dylematy i doświadczenia. Struktura zbioru narzuca więc z góry sposób jego konsumpcji: na raty i bez pośpiechu. Być może taki właśnie był zamysł wydawcy, bo rzeczywiście warto zatrzymać się po każdych kilkunastu stronach i pomyśleć, „co autorka [tak naprawdę] chciała powiedzieć” i na ile jej uwagi i wnioski pozostają aktualne?

Myślę, że lektura tekstów Agaty Passent wywołała(by) oburzenie wśród męskiej części odbiorów przy założeniu, że ‘książęta luksusu’, nowomodne ‘japiszony’ i ‘kafary z siłowni’ (z którymi autorka obchodzi się bez ceregieli) w ogóle sięgają po jakąkolwiek książkę. Ale w rzeczywistości (choć autorka jednoznacznie rejestruje wyraźne odwrócenie ról społecznych i płciowych) jest to lektura nie tylko dla kobiet (acz ogólnie rzecz biorąc: ‘feministyczna’) – także męskiemu czytelnikowi, u którego intelekt ma przewagę nad mięśniem piwnym, dostarczy ona bowiem niejednego „momentu na zastanowienie” w celu przeprowadzenia głębszej analizy pozornie błahych problemów. Przy tym autorka posiada cenną umiejętność zgrabnego formułowania wyraźnych, jednoznacznych ocen, zgrabnie ujętych w dosadne frazy. Oto kilka z nich, które mnie jako czytelniczce bardzo się spodobały: Passent pisze o sobie np.: „dowcip, kultura i erudycja [rodziców] kastrowały mnie od wschodu do zachodu” (s. 5). Sądzi też przykładowo, że „cały nasz kraj to drużyna składająca się z samych dołersów” (s. 43). Jakże dowcipna jest choćby jej uwaga o kobietach, „które chętnie powierzchnię reklamową na karku okraszają tatuażami” (s. 48), a ile daje do myślenia stwierdzenie: „Zyskujemy światowość, dołączając [oczywiście nie: ‘dołanczając!] do konglomeratu nijakości” (s. 48) lub „jesteśmy kraj[em] analfabetów w kominiarkach” (s. 52).

Agata Passent pisze oczywiście z pozycji osoby świadomej swej przewagi intelektualnej nad przeciętnym czytelnikiem (choć jedynie sporadycznie sięga przy tym po określenia, których znaczenie co ambitniejszy czytelnik rozszyfruje przy pomocy słownika wyrazów obcych, jak np. oniryczny, erystyka, holistyczny czy wanitatywny), ale mimo to wcale nie odnoszę wrażenia, by w mentorskim tonie na siłę chciała nas „pouczać”. Raczej rejestruje – niekoniecznie uświadamiane przez przeciętnego Polaka – mankamenty naszego świata i narodowego charakteru oraz negatywne zjawiska, jakie niesie ze sobą współczesna cywilizacja i pogoń za światowymi trendami. Wymieńmy kilka z nich: manipulacja werbalna, panowanie reklamy w funkcji ogłupiaczy, nieumiejętność wyciągania wniosków z popełnionych błędów i nieprzyznawanie się do pomyłek, poczucie niższości i prowincjonalizm naszego społeczeństwa, ostentacyjny materializm i szpanowanie luksusem, ‘gettoizacja’ większych miast czy wyznawanie filozofii „mieć” zamiast „być”. Wszystkie te dziwne przypadłości Polaków, jednym słowem conditio polonorum, opisuje Passent ze zdrowym dystansem i bez cienia agresji, za to z niezłą dozą humoru, łagodnym przymrużeniem oka i niegodzeniem się na bycie dumną z intelektualnej miałkości znacznej części swych ‘nowomodnych’ rodaków. Umiejętnie przemyca przy tym swój autoportret, nakreślony dyskretnie, nienachalnie i bezpretensjonalnie – portret kobiety wyzwolonej, intelektualistki znającej języki obce, posiadającej rozległą wiedzę o literaturze i sztuce, ale też optującej mimo swego ‘wyzwolenia’ za ponadczasowymi wartościami, takimi jak uczciwość, przestrzeganie zasad współżycia społecznego, otwartość umysłu i wrażliwość na drugiego człowieka. Choć jest dzieckiem znanych rodziców, nie nadużywa koneksji do zaskarbienia sobie sympatii czytelników i pracuje samodzielnie na własne konto, a jeśli już pisze o matce czy ojcu, to jako o ludziach z krwi i kości, z ich wadami i zaletami, nie zaś jako o ikonach z uświęconym image’m.

Myślę, że w sumie fajnie byłoby mieć taką sąsiadkę albo koleżankę, bo jej żywa umysłowość i ciekawość świata nie pozwalałaby nam się nudzić…

Oczywiście trudno, by w tak obszernym zbiorze krótkich tekstów wszystkie były na jednakowo dobrym  poziomie – ich sytuacyjność i aktualny charakter odzwierciedlają też wyraźnie twórczy nastrój autorki. Nie do końca przekonuje mnie (jak już wspomniałam) klasyfikowanie niektórych tekstów do danej części zbioru, a pojedyncze rozważania odbieram jako mniej lub bardziej udane. Jako czytelniczkę jedne teksty poruszają mnie oczywiście bardziej, a inne mniej, gdyż ich tematyka jest mi po prostu bliższa lub dalsza. Tam, gdzie omawiana kwestia przemawia w mniejszym stopniu, szkic mimo to epatuje lekkością narracji i finezyjnym dowcipem słownym (np. „Kupiłam mrożoną kaczkę i poszłyśmy [razem] na parking”). W tym kontekście przykładowo utkwiły mi w pamięci takie teksty jak „Poziom psa” czy „Twarda gruszka”  – lekkie i dowcipne, a jednak doskonale trafiające w sedno problemu.

W całej książce znalazłam też wiele fantastycznie trafnych, cudownych sformułowań, którymi kiedyś chętnie posłużę się w jakiejś stosownej sytuacji w charakterze bon mottu albo ‘mądrości życiowej’. Oto kilka z nich (poniżej dłuższa lista, bo naprawdę warto je zapamiętać*): „wyzywano się ile sił w pięściach”, „jestem kaca warta”, „łeb ciężki jak Encyklopedia PWN”, „fitness to czyściec na ziemi”, „zmartwiałam niczym mucha w bursztynie”, „stosuj(e)my się do znaków drogowych, ale na Boga, nie za każdym razem”, „najlepiej czuję się w banalności” czy „u mnie w brzuchu moc truchleje”. Choć moje widzenie współczesnego świata jest bardzo podobne – jeśli nie identyczne – jak Agaty Passent, nie potrafiłabym tak zwięźle, lekko a zarazem z głębokim sensem przelać na papier mych własnych myśli i wątpliwości.

Czy więc warto było zapoznać się z tą książką? Tak, a to przede wszystkim dlatego, że jej lektura utwierdziła mnie w bardzo mi potrzebnym przekonaniu, że choć myślę zupełnie inaczej niż ogromna, otaczająca mnie horda – (dla której celem samym w sobie jest realizacja za wszelką cenę awansu społecznego drogą awansu materialnego, ‘bycie kimś’ za sprawą modnych gadżetów i pustych mózgownic, a na dodatek z wielkim zapasem pogardy dla tych ‘innych’, którym głowa wciąż jeszcze służy do myślenia) – w tym myśleniu nie jestem sama. Pani Agato, dziękuję za wsparcie! Może dzięki Pani tekstom ktoś z tego wielkiego batalionu ‘szpanerów - wydmuszek’ kiedyś się nawróci?                                                              

 

                                                                                                                     Małgorzata Półrola

    

* obrażają się tylko pensjonarki” / „Telewizja to opium dla mas!” / „im więcej kanałów, tym mniej programów” / „ciśnienie w stolicy spadło do kostek” / „chodzili sobie razem na studia” / „miłość to „chwilowy pożar w lędźwiach i mózgu” / „ojciec cierpi na schorzenie rozbabrania ubraniowego” /  „Kiedyż on wreszcie nauczy się pisać ręcznie?” / „dumny z córusi jak Churchill z cygara” / „on od samego rana miłość własną uprawia” / „Nie dajmy się wciąż formatować” / „Przed pubem wylegiwali się kloszardzi” / „Artyści czekali bez toksemii” / „w ubraniu jesteśmy nie do poznania” / „będziemy konsumować co sił w kieszeniach” / „Kobieta prócz ciała ma duszę” / „Ktoś, kto bredzi, zawsze przez chwilę brzmi intrygująco” / „lubujemy się w licytacji cierpienia” / „napad głody laptopowego” / „świątynie konsumeryzmu” / „producenci kontentu, kiedyś zwani dziennikarzami” / „Wzorowym związkiem jest związek whisky z wodą sodową” / „lubię gazety przeterminowane” / „facet nieapetyczny rozrodczo”/ „zazdrość większa niż ta którą dymi Otello” / „w jedzeniu najbardziej cenię niespodziankę” / „citroen długi jak krokodyl” / „zmarła ze strachu po lekturze gazet” / „uprawiamy muzyczny i fotograficzny recykling” / „młody piernik mocno lśni” / „dwóch wyszło za bogate żony” /.

I jeszcze cztery ‘złote myśli’, w moim odczuciu rzeczywiście na wagę złota: „Paranoja, kompleks wyższości, plotkarstwo, niemożność cieszenia się sukcesem sąsiada – w tym przebijamy bohaterów Szekspira” / „Mężczyzna jest jedynym wydatkiem, z którego kobieta może zrezygnować, nie ryzykując choroby czy utraty pracy” / „Żyjąc w dużym mieście wszyscy jesteśmy nomadami i nigdy nie wiadomo, kiedy wrócimy z naszej wędrówki” / „Nieczytający piwosz w depresji z długami pozna piękną zaradną Polkę w celu założenia rodziny”.

 

Moja punktacja: 8/10

Statystyki działalności

Wykaz zakupionych ksiażek

Jak założyć lub dołączyć?

KONTAKT

Koordynatorkami wojewódzkimi DKK są:
Danuta Wachulak i Magdalena Szymańska
(Dział Metodyki, Analiz i Szkoleń WBP w Łodzi).

tel. 42 663 03 53
42 63 768 35

adres e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Deklaracja dostępności

2011 WiMBP w Łodzi