Pełna wzruszeń "Zielona mila" - Stephena Kinga
- Szczegóły
- Kategoria: Relacje DKK przy PBP w Działoszynie
- Utworzono: piątek, 25, maj 2018 13:35
- Emilia Palma
Stephen King – Zielona mila
Spotkanie klubowiczów, które odbyło się w kwietniu, było jednym z trudniejszych. Mam tutaj na myśli odczucia i emocje po przeczytaniu lektury „Zielona mila”. Zacznę jednak od początku.
Otóż, jak zapewne większość z czytelników wie, twórczość Kinga nie należy do najłatwiejszych. Są to przeważnie mroczne, ciężkie horrory. Nie bez powodu autor nazywany jest mistrzem powieści grozy. „Zielona mila” jednak, różni się od kanonicznych dzieł mistrza. Można by rzec, że jest to powieść ciepła, wzruszająca, uniwersalna. Akcja dzieła toczy się w Ameryce lat 30. Jej bohaterowie to więźniowie oczekujący na wykonanie kary śmierci i pilnujący ich strażnicy. Wśród skazańców pojawia się John Coffey, ogromny murzyn, oskarżony – jak się później okazuje niesłusznie - o zabójstwo dwóch małych dziewczynek. I to właśnie ten olbrzym o załzawionych oczach, a dokładniej jego tragiczna sytuacja, wzruszyła naszych klubowiczów do łez i wywołała mnóstwo sprzecznych emocji. Żal, złość, smutek, dezorientację, a w rezultacie rezygnację. Wszyscy zgodnie przyznali, iż bardzo ciężko było im przebrnąć przez treść książki i zdecydowanie nie mieli tutaj na myśli warsztatu Kinga. Problem tkwił w ich wrażliwości na ludzką krzywdę, w tym, iż utożsamiali się z sytuacją w jakiej znalazł się Coffey, autentycznie przeżywali jego tragiczny los i trudno im się dziwić. Po raz pierwszy na spotkaniu panowała absolutna zgodność co do odczuć związanych z bohaterami i opisaną historią.
Należy również zaznaczyć, iż nie tylko John Coffey był tematem rozmów. King w taki sposób przedstawił wszystkich bohaterów, że nie dało się przejść obojętnie obok żadnego z nich.
Reasumując, „Zielona mila” to przejmująca opowieść o granicach między dobrem i złem. O złożoności człowieka i – co najgorsze – o braku sprawiedliwości!