Wyszukiwanie:

Logowanie:

Realizatorzy:

Recenzje czytelników klubów DKK

Marek Krajewski, Głowa Minotaura

Marek Krajewski, Głowa Minotaura


Eberhard Mock. 

Miłośnicy kryminału świetnie znają to nazwisko. Mimo że to postać fikcyjna, bohater cyklu powieści kryminalnych (z Breslau w tytule), których akcja toczy się w międzywojennym i wojennym Wrocławiu, doczekał się nawet swojego hasła w Wikipedii. Można w nim przeczytać m.in., że „Eberhard Mock urodził się w Wałbrzychu 18 września 1883 roku jako młodszy syn Willibalda Mocka, ubogiego szewca. (…) Miał dwie żony: Sophie Mock, później znaną jako Sophie von Finckl oraz Karen Mock.(…) Eberhard Mock ma skłonności do alkoholu, jest miłośnikiem dobrego jedzenia, korzysta z usług prostytutek, które go uwielbiają. Szczerze nienawidzi alfonsów, którzy nękają jego ulubienice. Mieszkał najpierw przy PleissigerStrasse (ul. Pszczyńska na Księżu Małym), a następnie przy Rehdiger Platz (dziś Plac Pereca).Eberhard zdał maturę i studiował filologię klasyczną na Uniwersytecie Wrocławskim. Interesował się kulturą starożytnego Rzymu i filozofią, znał łacinę, acz czasem zapominał słówek (…). Pracę we wrocławskim prezydium policji rozpoczyna w 1909 r. potem bierze udział w I wojnie światowej. (…) Dzięki dobrym wynikom w pracy policjanta, a także za pomocą intryg, awansuje najpierw na radcę kryminalnego, by w końcu zostać szefem wrocławskiej policji kryminalnej. (…) W czasie drugiej wojny światowej Mock jest oficerem Abwehry w stopniu kapitana. (…)”. W tym właśnie okresie toczy się akcja powieści rozpoczynającej nowe śledztwo Mocka: „Głowa Minotaura”. 

Tym razem jednak i komisarza, i czytelników czeka sporo zmian. Bowiem Marek Krajewski przenosi swego bohatera do Polski drugiej połowy lat trzydziestych. Morderstwo młodej cudzoziemki znalezionej w podrzędnym hoteliku wygląda na sprawę polityczną i Mock, jako kapitan Abwehry, ma obowiązek się nią zająć. W zawiązku z dochodzeniem zostaje „zesłany” do Lwowa i musi radzić sobie w nieznanym środowisku… A to tylko początek skomplikowanej intrygi, która zaprowadzi go w mroczne zaułki Lwowa, do brudnych spelunek i podrzędnych knajp.

Oczywiście śledztwa nie prowadzi sam. Na scenę wkracza nowy bohater: lwowski komisarz Edward Popielski. Okazuje się zaskakująco podobny do Eberharda - także jest filologiem klasycznym, nieobce mu są przyjemności cielesne i zamiłowanie do łacińskich sentencji. Różnią go od Mocka studia matematyczne i inna sytuacja rodzinna – jest wdowcem wychowującym z pomocą kuzynki dorastającą córkę. Podobne skłonności i wspólna praca będą podwalinami twardej, męskiej przyjaźni. A chwilami szorstka współpraca Mocka i Popielskiego jest atrakcyjniejsza dla czytelnika niż żmudne prowadzenie śledztw w pojedynkę. Co ciekawe, Edward gra w śledztwie pierwsze skrzypce, wyrasta na pierwszoplanową postać powieści, a Mock jest zmarginalizowany.

„Lifting twórczości” jak to określił Krajewski w jednym z wywiadów (z Jackiem Szczerbą dostępnym na stronie internetowej pisarza www.marekkrajewski.pl) przysłużył się powieści. Niezmienność scenografii niemieckiego Wrocławia zdążyła mnie trochę znudzić po pięciu książkach, więc z zadowoleniem przyjęłam przeniesienie akcji do Lwowa. Mock dotychczas był „zamknięty w czterech ścianach” Breslau. Teraz odważył się (a właściwie został zmuszony) wyściubić nosa nieco dalej, poza znany sobie wrocławski grajdołek. Robi to, co z łatwością przychodzi innemu bohaterowi kryminału-retro, komisarzowi Jerzemu Drwęckiemu – wyjazd z rodzinnych stron w nieznane, tropem zagadkowego mordu, by rozwiązać trudną sprawę. Moim zdaniem, Mockowi dobrze robi to zesłanie, tym bardziej, że Krajewski przypadkowo wyszedł naprzeciw moim prywatnym fascynacjom przedwojenną Polską i obyczajowością tego okresu. 
Morderstwo jest tu, owszem, ważne, ale smak tej książce (oraz innym kryminałom-retro) nadaje właśnie ten historyczno-obyczajowy sos. Nie da się „wyprać” opowieści z lwowskich elementów i przenieść tak po prostu do innego miasta. Topografia dawnego Lwowa (a w przypadku wcześniejszych powieści Krajewskiego – Wrocławia), odgrywa kluczową rolę - daje przestępcy możliwość ucieczki i ukrycia się w zakamarkach miasta, ale też sposobność do złapania go przez ścigających go komisarzy. Krajewski wybrał Lwów z powodów rodzinnych, a także dlatego, że miasto prawie nie zostało zniszczone wojną. Przystępując do pracy nad powieścią, wyjechał do Lwowa i otrzymał pomoc od mera miasta: zwiedzał, fotografował, zbierał informacje. Te „badania topograficzne” przyniosły świetny efekt: pieczołowicie opisane miasto ma niezwykły koloryt, staje się pełnoprawnym bohaterem kryminału i najprawdopodobniej można przejść Lwów śladami Popielskiego, jak z Wokulskim po Warszawie w „Lalce’’. 

Niezaprzeczalną zaletą tej książki jest język. Oczywiście, jak zawsze trzymając się realiów czasu i przestrzeni, Krajewski nie zapomina o słownictwie – korzysta z wyrażeń już zapomnianych (bo kto dziś używa słowa paltot?). Gwara batiarów – specyficzne lwowskie „bałakanie” – brzmi na stronach tej książki wyraziście i prawdziwie; nie ma się wrażenia, że autor próbuje wszczepić coś sztucznego do organizmu książki. 
Zwróciłam też szczególną uwagę na nazwiska. W wywiadzie z Jackiem Szczerbą dla Gazety Wyborczej, który można przeczytać na internetowej stronie autora, Krajewski powiedział: „Jestem kolekcjonerem nazwisk. Gdy jako nastolatek tworzyłem w myślach różne fikcje, zawsze dobierałem do nich autentyczne nazwiska. Pisząc Głowę Minotaura, miałem otwartą lwowską księgę adresową i do każdej postaci dobierałem pasujące mi nazwisko.” Nazwisko Eberharda znalazł w książce adresowej Breslau. Nazwisko Popielskiego wybrał, bo jest łatwe do wymówienia przez obcokrajowców, a komisarz odziedziczył je po pierwszym szefie wrocławskiego Zakładu Medycyny Sądowej. Są tu też takie perełki, jak Gertruda Wozignój czy Hanna Półtoranos. 

Może zaskakiwać to, że Marek Krajewski rezygnuje z użycia w tytule powieści nieśmiertelnej wydawałoby się nazwy Breslau, żeby w zamian wprowadzić do niego wątek mitologiczny – Minotaura, któremu w ofierze składano młodzieńców i panny. Morderstwo kobiety nadaje bieg poszukiwaniom lwowskiego Minotaura. Rozwiązanie sprawy mordu dziecka z pierwszych stron książki czytelnik poznaje dopiero na kartach kolejnej powieści o Lwowie i Popielskim. Jej tytuł także nawiązuje do postaci mitycznych - trzech bogiń zemsty: Alekto, Tyzyfone i Megajry. „Erynie” w niczym nie ustępują „Głowie Minotaura”, a moim zdaniem są nawet lepsze. 

Wiem, że narażę się miłośnikom Mocka, ale jeśli miałabym wybierać ulubionego bohatera kryminałów-retro, to z pewnością byłby to (wspomniany wcześniej) warszawski komisarz Jerzy Drwęcki. Między innymi, dlatego że obowiązki służbowe rzucały go ze stolicy, to do Poznania, to na Śląsk, to do Łodzi… A dodatkowym smaczkiem książek Konrada Tomasza Lewandowskiego są znane postaci przewijające się w towarzyskim kręgu komisarza: Wieniawa-Długoszowski, Tuwim, Boy-Żeleński, Korfanty, Gombrowicz, marszałek Piłsudski. Mock i Drwęcki są na tyle odmienni, że nie stanowią dla siebie konkurencji. Wręcz przeciwnie: ich spotkanie mogłoby się okazać bardzo ciekawe… Tak jak ciekawa okazała się współpraca Eberharda i Edwarda.

Nie jestem zagorzałą fanką twórczości Marka Krajewskiego, ale doceniam pomysł i talent, z których połączenia powstała powieść kryminalna retro i jej główny bohater. Przyjemnie się czytało „cykl wrocławski”, jednak lwowskie przygody Mocka okazały się dla mnie jeszcze lepszą rozrywką.
Polecam nie tylko wielbicielom kapitana policji z Breslau. Nie można pominąć.


Sylwia Krieger

Statystyki działalności

Wykaz zakupionych ksiażek

Jak założyć lub dołączyć?

KONTAKT

Koordynatorkami wojewódzkimi DKK są:
Danuta Wachulak i Dorota Jankowska
(Dział Metodyki, Analiz i Szkoleń WBP w Łodzi).

tel. 42 663 03 53
42 63 768 35

adres e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Deklaracja dostępności

2011 WiMBP w Łodzi