Wyszukiwanie:

Logowanie:

Realizatorzy:

" Z głowy" Janusza Głowackiego

Autobiograficzną książkę Janusza Głowackiego pt. " Z głowy " czyta się bardzo dobrze. Ciekawy jest w niej sam autor- playboy z obowiązkowo rozpiętą koszulą do pasa i życie , którego w swoich różnych przejawach doświadczył. I Głowacki nie ukrywa swojego zaskoczenia Światem. Sukcesy jego sztuk na całym globie umożliwiły mu podróże do wielu krajów.
Relacja z pobytu  na Tajwanie obfituje w refleksje na temat specyfiki tamtejszego teatru ale też życia codziennego: "Co do mężczyzn, to ustawiali się głównie w kolejkach przed straganami, na których wisiały sobie w pętlach długim, wijącym się szeregiem żywe kobry i pomniejsze pytony. Uśmiechnięty właściciel straganu starannie podrzynał im gardła, klienci podstawiali plastikowe kubeczki i duszkiem pili cieplutką, pienistą krew. Co to miała działać lepiej niż viagra. Zaraz obok alei węży stoją uliczne burdele, czyli domeczki parterowe z prościutkimi trzcinowymi ścianami i rozsuwanymi drzwiami, za którymi czekają, leżąc na podłodze na wymienianych co godzina albo przynajmniej wyżymanych prześcieradłach ,kobiety, dziewczyny albo dziewczynki kupione za bezcen, na wyprzedaży, od rodziców z Chin Ludowych,..."

Książka jest raczej autobiografią artystyczną. Życie rodzinne zajmuje tu bardzo mało miejsca , bo być może także mało dla niego znaczy. Więcej miejsca poświęca swoim sukcesom i porażkom. Wyjątkiem w zdawkowym potraktowaniu tematów rodzinnych jest przejmujący obraz umierającej matki, który w sposób zaskakujący zamyka książkę.

 Mocne strony autobiografii to humor i to dosyć specyficzny, gdzie sam autor znajduje się często w przedziwnych sytuacjach. Ma dystans do swojej osoby i prawie na wszystko patrzy z takim półuśmiechem Giocondy ( podobno- jak się chwali w książce - tak ktoś scharakteryzował jego uśmiech).

Bardzo ciekawie czyta się fragmenty poświęcone Ameryce, a w szczególności Nowemu Yorkowi. Ta specyfika USA nie jest czytelnikowi polskiego tak dobrze znana. Każdy wie, że to kraj wielkich możliwości, ale Głowacki jasno pokazuje, że tu od sukcesu  do porażki jest zaledwie krok. Od mieszkania w dobrej dzielnicy- do znalezienia się wśród bezdomnych w parku- też. Najlepiej świadczy o tym fragment:" Kiedy wyglądało na to, że za chwilę "Polowanie na karaluchy" będzie zrobione przez Hollywood, producentka codziennie przysyłała po mnie limuzynę z szoferem. Czasem jeździliśmy razem i ona prowadziła negocjacje z reżyserem Sidneyem Lumetem i aktorami Dianne Wiest i Williamem Hurtem. Raz, odwożąc mnie do domu, kierowca tej limuzyny dał mi wizytówkę i powiedział: "Jeżeli ten film wyjdzie, możesz mnie wynajmować. Jeżeli nie, zadzwoń, to dam ci pracę" .
Znamienna jest scena, kiedy po premierze jednej z pierwszych jego sztuk, w trakcie bankietu, prawie nikt (poza bliskimi znajomymi ) nie podchodził do niego z gratulacjami. Mimo że spektakl spotkał się z gorącym przyjęciem publiczności, nikt nie wyraził swojego zdania. Czekano do godziny 23, o której wniesiono New York Timesa z entuzjastyczną recenzją Franka Richa. Wtedy tłum otoczył Głowackiego krzycząc: Janusz jesteś wspaniały!

Głowacki zdradza też tajemnice powstawania swoich sztuk i zbierania do nich materiałów. Kiedy pisał w Polsce, zyskał miano pisarza środowiskowego.
 Teraz,  pisząc w Stanach Zjednoczonych, tematów poszukuje w podobnych kręgach. Odwiedza bezdomnych, koczujących w parku. Często opowiada ich historie, które w jego sztukach urastają do rangi dramatów antycznych . I rzeczywiście, wychodząc w swoich sztukach od historii najbiedniejszych, osiąga oszałamiający sukces. Nie ukrywa przed czytelnikami drogi do niego. Mówi o upokorzeniach i niesłychanych trudnościach , jakie pokonywał, żeby ktokolwiek z osób decydujących,  zainteresował się jego scenariuszem .
    
Minusem powieści jest pewien chaos. Brak chronologii i przeskakiwanie z tematu na temat. Nie czyta się zwartej uporządkowanej opowieści, tylko poszczególne rozdziały tematyczne. Może to wszystko ma znamiona pośpiechu, tak jakby pisarz wywiązując się z kontraktu z wydawcą , książkę chciałby mieć jak najszybciej z głowy.
Jednak, kiedy czytający zaakceptuje brak spójności i zacznie podążać za tokiem opowieści, doceni wartość przeskakiwania z kontynentu na kontynent i z Polski socjalistycznej do Polski dzisiejszej. Wtedy  odnajdzie też w powieści lekkość, a w chaosie pewną logikę beztroski.    


Marcin Filipowicz
Moderator DKK przy MBP Łódź-Polesie FB nr 15

Statystyki działalności

Wykaz zakupionych ksiażek

Jak założyć lub dołączyć?

KONTAKT

Koordynatorkami wojewódzkimi DKK są:
Danuta Wachulak i Dorota Jankowska
(Dział Metodyki, Analiz i Szkoleń WBP w Łodzi).

tel. 42 663 03 53
42 63 768 35

adres e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Deklaracja dostępności

2011 WiMBP w Łodzi