Recenzje czytelników klubów DKK
Recenzja powieści Philipa Rotha “Amerykańska sielanka”
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 09, sierpień 2022 10:10
- Wiesława Kruszek
Ameryka - słowo będące u nas synonimem bogactwa, dostatku, wielkich możliwości. Przez lata nasi przodkowie emigrowali tam w pogoni za lepszym życiem. Od tego zaczęliśmy naszą rozmowę o powieści Philipa Rotha “Amerykańska sielanka”. Książka nam się spodobała, chociaż z jej czytaniem było trochę ciężko. Może przytłaczać natłok szczegółów, drobiazgowych opisów, licznych dygresji i wspomnień, bez żadnego porządku i chronologii. Niekiedy wkrada się tu nawet pewien chaos. Trzeba zatem bardzo uważnie śledzić tok narracji i podążać za narratorem pierwszoosobowym, w części pierwszej “Raj zapamiętany”, a potem trzecioosobowym w rozdziałach “Upadek” i “Raj utracony”.
Na ponad 600 stronach poznajemy historię amerykańskiego Żyda Seymura Irvinga Levova o wyglądzie Szweda, stąd jego przydomek. Realizuje on american dream, wszystko mu się udaje, jest świetnym sportowcem, obejmuje rodzinną fabrykę rękawiczek, żeni się z miss New Jersey, zamieszkuje w pięknym domu, rodzi się wymarzona córeczka Merry. Jego życie może budzić zazdrość. Nagle “amerykańska sielanka” kończy się i rodzina Szweda wpada w “amerykański obłęd” za sprawą córki.
Seymur Levov analizuje przyczyny, które doprowadziły jego ukochaną Merry do aktów terrorystycznych. Obwinia się nieustannie, sięga w przeszłość, wspomina, drąży, dlaczego prysł jego amerykański sen. Te dywagacje Szweda odsłaniają nam początki rodzinnego interesu produkcji rękawiczek, pokazują Amerykę z czasów II wojny światowej, wojny w Wietnamie i kolejnych lat. Zgodnie przyznaliśmy, że te niewątpliwie bardzo interesujące zagadnienia mogą nieco nużyć, gdy autor np. drobiazgowo zapoznaje nas z cyklem produkcyjnym rękawiczek czy hodowlą bydła, którą zajęła się żona Szweda, by odejść od postrzegania jej wyłącznie w kategoriach pięknej kobiety, byłej miss.
Czasem ma się wrażenie po prostu natłoku słów i rodzi się pytanie, dlaczego autor raczy nas tyloma szczegółami. Zastanawialiśmy się, czy to może chęć pokazania dokładnie drogi Levovów do sukcesu, ich wielkiej pracowitości, upartego dążenia do celu, woli włączenia się w amerykańską społeczność. Szwed bardzo podkreśla swą miłość do Ameryki, odchodzi od wiary przodków. Ożeniony z irlandzką katoliczką wychowuje córkę bezwyznaniowo.
Stara się wyzwolić z obyczajów żydowskich, z tradycji judaizmu. Żyjąc w bardzo zróżnicowanym amerykańskim społeczeństwie, dąży do tego, “by każde następne pokolenie miało mieć więcej od poprzedniego”. Rozterki ojca Merry, analizowanie przyczyn porażki wychowawczej nie dają odpowiedzi, co właściwie poszło nie tak. O nieporozumieniu pokoleniowym, walce między rodzicami i dziećmi pada tu wiele słów, a przecież wciąż nie dajemy rady rozwiązać tego odwiecznego dylematu.
Podkreślając wartość “Amerykańskiej sielanki” w poznawaniu tamtejszego społeczeństwa, zwróciliśmy też uwagę na ironię i humor niektórych fragmentów. Rozbawiły nas perypetie związane z produkcją futra z chomików, które małoletni brat Szweda Jerry podarował swej wybrance czy ucieczka byka Hrabiego z obejścia i sprowadzenie go po kilku dniach przez żonę i córkę Levova z powrotem do obory. Świetna jest rozmowa ojca Szweda z przyszłą synową na tematy związane z wiarą.
Przyznaliśmy, że trudno jest nam uchwycić w pełni niektóre nawiązania obyczajowe, religijne i kulturowe. Amerykańskie Święto Dziękczynienia z obowiązkowym indykiem określone przez Rotha jako “moratorium na wzajemne żale i pretensje” przypomina chyba trochę naszą Wigilię. Z pewnością powieść jest bardzo amerykańska, uhonorowana Nagrodą Pulitzera należy do klasyki literatury amerykańskiej. Warto ją przeczytać, a potem może sięgnąć do kolejnych części trylogii Philipa Rotha.
Wiesława Kruszek
Dyskusyjny Klub Książki przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Recenzja książki "Blask" Eustachego Rylskiego
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 12, lipiec 2022 08:44
- Wiesława Kruszek
Eustachego Rylskiego zaliczam do swoich ulubionych pisarzy. Czytam jego kolejne książki, począwszy od debiutanckiego dyptyku “Stankiewicz. Powrót” wydanego w 1984 roku.
W naszym klubowym gronie już dwukrotnie dyskutowaliśmy o jego prozie - powieści “Warunek” i “Obok Julii”. Tę ostatnią Rylski uważa za swoją najlepszą książkę. Zgadzam się z nim, choć akurat najchętniej to wracam do esejów zebranych w tomie “Po śniadaniu”.
“Blask”, wydany w 2018 roku, nie jest lekturą łatwą. Przyznali to wszyscy klubowicze, jednocześnie podkreślając, że po trudnych początkach powieść bardzo zaciekawia. Autor w jednym z wywiadów powiedział, że jego zamiarem było, żeby “Blask” “nie fotografował naszej rzeczywistości, ale jednocześnie ani na moment nie tracił jej z pola widzenia”. Cóż to za rzeczywistość, której jesteśmy świadkami? To wizja kraju (Polski), gdzie panuje chaos, dyktator usuwa się w cień (do pensjonatu Wrzos na Podlasiu). Falanga rusza na wojnę, a gdy ta w końcu nie wybucha, formuje się w gangi.
Państwo zaczyna być bliskie rozkładowi. W rządzie są ministrowie do spraw nieznanych czy też tacy, których nagradza się za cynizm. Panują upały, przyroda marnieje, w wybetonowanych miastach trudno żyć. Ludzi zaczyna trawić tajemnicza zaraza. Na tym tle ogólnego chaosu i rozkładu pensjonat Wrzos zdaje się być azylem bezpieczeństwa. Odchodzącemu Donowi towarzyszy wierny “pobłażliwie traktowany Piętaszek”, to Fabian Grabowski zwany Gaponią. Eustachy Rylski nie bez powodu wybrał Podlasie, wiele razy podkreślał w swoich wypowiedziach, że “jego pejzaże rzucają na kolana”, zaś w jednym z esejów z tomu “Jadąc” pisał pięknie, że “...na południowym Podlasiu noc czerwcowa osiąga apogeum przyjaznej tajemniczości”.
Bardzo ciekawa jest postać Gaponi, który trwa przy Donie, choć ten powoli odchodzi, w dość niezwykły sposób. Próbuje w tym chaosie i bezładzie ocalić piękno skryte metaforycznie w obrazie pięknych kobiet wychodzących z morza, ich skóra błyszczy od słońca. “Blask” jest tytułem rozprawy pisanej przez Fabiana Grabowskiego, jego pracy doktorskiej.
Ta postać wzbudziła w nas różne odczucia. To rusycysta, mizantrop i konformista. Niby wycofuje się, a jednak chce brać udział w polityce, co w końcu doprowadzi go do roli kozła ofiarnego. Budzi sympatię, ale i niechęć, w sumie włączając się do walki o władzę. Z pewnością nie ma ochoty w pełni w niej uczestniczyć, zdecydowanie lepiej czuje się siedząc przy kominku w pensjonacie Wrzos i czytając w kółko swoim współtowarzyszom “Zapiski myśliwego” Iwana Turgieniewa. Tę lekturę wybrał Rylski także bardzo świadomie. W eseju “Arina Timofiejewna” z przywoływanego już wcześniej przeze mnie zbioru “Po śniadaniu” pisze o “Zapiskach myśliwego”, że “...to rzecz o zdrowiu, mocy, namiętności, męskich pasjach i wielkiej urodzie chwil”. Na tę właśnie “urodę chwil” Eustachy Rylski kładzie nacisk w całej swojej twórczości, powtarzając za Turgieniewem, że zanim wszystko się skończy, dobrze jest po prostu pozachwycać się “urodą życia i świata, nawet jeśli jest tylko mgnieniem”.
Tytułowy “blask” może w jakimś sensie to oznaczać, choć może też odnosić się do złudnej obietnicy danej narodowi na początku rządów Dona. Śledziliśmy podczas naszej klubowej dyskusji kolejne aluzje, odniesienia do naszej rzeczywistości, do sytuacji politycznej. Po czterech latach, które minęły od wydania, powieść nic nie straciła na aktualności, przeciwnie, niestety zyskała. Mnóstwo w niej trafnych ocen, diagnoz i refleksji na temat narodu, ludzi władzy, walki o tę władzę, różnych afer.
Te gorzkie i często dość bolesne refleksje napisane są, jak to u Rylskiego, pięknym stylem, zdaniami długimi i rozbudowanymi, z dosadnym czasem słownictwem i z archaizmami. Można doszukać się odniesień do wcześniejszych utworów pisarza. Gaponia ma spotkanie w hotelu Excelsior – tu przypomina się świetne opowiadanie “Dziewczynka z hotelu Excelsior”. Z kolei wspomnienie “białej armii, która postawiła się chaosowi” nawiązuje do Maxa Rogoyskiego z “Powrotu”.
Zgodnie uznaliśmy “Blask” za bardzo interesującą powieść, choć niewątpliwie najtrudniejszą z trzech przez nas omawianych. Na pewno warto ją przeczytać, jednakże z zaleceniem niespiesznej, uważnej i refleksyjnej lektury.
Wiesława Kruszek
Dyskusyjny Klub Książki
przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Recenzja książki "Rana" Wojciecha Chmielarza
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 06, czerwiec 2022 12:45
- Wiesława Kruszek
Recenzja powieści Wojciecha Chmielarza “Rana”
Wojciech Chmielarz umieścił akcję swojej powieści w prywatnej szkole na warszawskim Mokotowie. Właśnie zatrudniła się w niej nauczycielka matematyki Klementyna Jastrzębska. Nie zdąży poznać jednej z uczennic, bo ta ginie pod kołami pociągu. Tak wkraczamy w świat “Rany” odmierzany kolejnymi “lekcjami” (nazwy rozdziałów), w “przerwach” zaś poznajemy mroczną przeszłość Klementyny.
Kompozycja książki przypadła do gustu wszystkim klubowiczom, podkreślaliśmy zgodnie umiejętne budowanie napięcia i wartką akcję, niemożność odgadnięcia, kto jest sprawcą morderstw. Nie jest to jednak typowy kryminał, nie ma tu prowadzącego śledztwo komisarza czy detektywa. Funkcję tę przejmuje jeden z uczniów, Gniewko, zmuszając niejako do współpracy matematyczkę.
Gniewko to nastolatek z pewnymi dysfunkcjami, pochodzi z rozbitej rodziny. Jego klasowa koleżanka Karolina jest córką dyrektorki szkoły, jej rodzice jeszcze mieszkają razem, ale łączą ich tylko interesy - są właścicielami szkoły. Tu w naszej dyskusji była okazja do rozważań nad tzw. dobrymi domami, nad kondycją rodziny. Autor pokazuje samotność tych dzieciaków, brak zainteresowania ze strony rodziców, ograniczanie się do zaspokojenia potrzeb materialnych.
Osobny temat naszej rozmowy stanowiła główna bohaterka, jej traumatyczne dzieciństwo i przeniesienie swoich przeżyć na dorosłe życie. Mnie Klementyna przypomniała nauczycielkę z reportażu Mariusza Szczygła “Śliczny i posłuszny”. Inni klubowicze też mieli w pamięci tę bulwersującą sprawę z 1981 roku.
U Chmielarza jest oczywiście trochę inaczej. Problem przemocy w rodzinie niestety jednak wciąż powraca i co jakiś czas słyszymy o kolejnej takiej tragedii. Tu była okazja, by podzielić się naszymi nauczycielskimi doświadczeniami - mamy w naszym gronie emerytowane nauczycielki, a pani Ola wciąż dzielnie niesie “kaganek oświaty”.
Niewesołe refleksje budziły też kwestie afery reprywatyzacyjnej poruszone przez autora, łapówkarstwo, tzw. lewe interesy, chęć bogacenia się za wszelką cenę. Choć brzmi to wszystko dość ponuro, to czyta się powieść dobrze. Chmielarz pisze sprawnie, stara się pokazać w “Ranie” problem zła, skłania czytelnika do refleksji. Nasza ożywiona dyskusja jest tego dowodem.
Polecamy powieści Chmielarza, niebawem ukaże się kolejna część jego bardzo poczytnej serii z komisarzem Mortką.
Wiesława Kruszek – Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej
w Sieradzu
365 dni B.Lipińska
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 27, maj 2022 11:24
- Beata Szymczak
Książka pt. „365” dni Blanki Lipińskiej to pikantny erotyk, który opowiada historię młodej kobiety, która podczas wakacji z chłopakiem i znajomymi, zostaje porwana przez zniewalająco przystojnego Massimo Toricelli, głowę sycylijskiej mafii. Mężczyzna podczas zamachu na życie ma wizję w której widzi piękną twarz bohaterki Laury Biel. Podczas pobytu w szpitalu zdrowie Massimo diametralnie się poprawia i mężczyzna obiecuje sobie odnalezienie kobiety z własnej wizji. Człowiek ten daje dziewczynie 365 dni na to, aby pokochała go i z nim została. Przez pierwsze dni Laura postanawia uciec, jest zdruzgotana porwaniem, jednakże możliwości ucieczki są nikłe, ponieważ jest ona strzeżona. Kobietę zażenowana zachowaniem mężczyzny nie wierzy w jego wizje i za wszelką cenę chce opuścić dom. W pewnym momencie jednak coś w niej pęka i podczas spotkań z Massimo zmienia poglądy. Serce bohaterki otwiera się na przystojnego mężczyznę, w jego obecności Laura dostrzega czułość, czuje się bezpieczna. Sytuacja coraz bardziej zbliża oboje bohaterów.
Moralność Pani Piontek
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 23, maj 2022 15:48
- Beata Szymczak
„Moralność pani Piontek” to ciepła, romantyczna, olśniewająca humorem i celnymi obserwacjami komedia zabawnych pomyłek i zbiegów okoliczności. To historia, która nie tylko dostarcza rozrywki i poprawia humor ale zawiera też w sobie kilka uniwersalnych prawd, o których zawsze należy pamiętać – jak chociażby tę, że należy cieszyć się życiem, tak po prostu, i nie odmawiać sobie chwil przyjemności, choćby tych najdrobniejszych, bowiem nigdy nie wiadomo, co nas w życiu spotka – po co więc odkładać wszystko na później?
Postaci w powieści Witkiewicz rysowane są kreską raczej grubą. Główną bohaterką jest Gertruda Poniatowska, z domu Piontek - wcielenie stereotypu upiornej mamuśki, postać niezwykle barwna, wyrazista, ekscentryczna, jedyna w swoim rodzaju. Ta pochodząca ze wsi kobieta od zawsze uważała siebie za lepszą od innych. Kiedy więc na jej drodze stanął Romuald Poniatowski, postanowiła uczynić wszystko, by zostać jego żoną. Nie liczył się nawet wygląd przyszłego męża – grunt, że dzięki niemu będzie nosiła TAKIE nazwisko.
Pani Poniatowska pija kawę tylko z eleganckich, porcelanowych filiżanek, ze śmietanką i ciasteczkiem na spodeczku. Uwielbia szpilki na jak najwyższym obcasie (oczywiście od znanych projektantów), których ma tyle, że nie zdąży znosić ich do końca życia. Szpilki od Louboutin planuje założyć do trumny. Jej hobby to chodzenie na pogrzeby i to nie tylko znajomych, ale też ich znajomych i członków ich rodzin, bliższych bądź dalszych. Mąż - pantoflarz nie ma w domu nic do gadania, woli przytakiwać i usuwać się w bok, byle tylko mieć święty spokój.
Najbardziej na świecie pani Gertruda kocha swojego syna, nazwanego na cześć króla, Augustynem. Nim się narodził, zdążyła zaplanować mu całe życie – najlepsze przedszkole, szkoła, a potem studia, po których zostanie laryngologiem.
Wszystko w życiu pani Gertrudy przebiega zgodnie z planem. Doskonale wie, czego chce, i nie znosi sprzeciwu. Ale bliscy Gertrudy mają tego dość i pragną jedynie odpoczynku od jej szalonych pomysłów.
Ukochany syneczek Augustyn w pewnym wieku zaczął się buntować i robić upiornej mamuśce na złość, co w ostateczności zaowocowało tym, że zamiast laryngologiem został… ginekologiem. Augustyn marzy, by miłość matki nie oplatała go niczym macki. Nie jest przecież małym chłopcem-ma już 35 lat! Podejmuje desperacką decyzję - wyprowadza się i to natychmiast, mimo protestów swojej rodzicielki i usilnych prób zatrzymania go w domu.
„Gertruda była zdruzgotana. Jej jedyny, wychuchany syneczek opuszcza gniazdo rodzinne i ona, matka opiekuńcza, nie będzie miała kontroli nad lafiryndami, które będą do niego przychodzić, czyhając na jego nazwisko i pochodzenie! Ona już wie, do czego zdolne są kobiety, by zdobyć mężczyznę! Zołzy jedne…”
Augustyn wynajmuje mieszkanie od sympatycznej i bardzo zapobiegliwej pani Halinki. Starsza pani owo lokum wynajmuje także niejakiej Anuli, studentce, świeżo po zawodzie miłosnym, nagle pozbawionej pokoju w akademiku. Bogu ducha winna dziewczyna z miejsca zostaje uznana przez mamuśkę jej współlokatora za ową lafiryndę mającą chrapkę na ich nazwisko. A tak być przecież nie może! Koniecznie trzeba z tym coś zrobić!
Tymczasem w życie Anuli wkracza, najlepszy przyjaciel Augustyna i zarazem lekkomyślny podrywacz Cyryl, zwany Przebrzydłym …
Romuald, mąż Gertrudy pozazdrości synowi. Sprytnie zrobi wszystko, by to Gertruda go porzuciła. Bo przecież takich kobiet jak ona się nie porzuca... W najgorszym życiowym momencie Gertrudy do sąsiedztwa wprowadza się na pozór spokojna rodzina. Rodzice są bardzo zajęci, ale... Przecież dom obok, a właściwie za ścianą bliźniaka mieszka urocza starsza pani, która można przecież czasem zająć się dziećmi...
Dobre ciastko
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 13, maj 2022 14:58
- Beata Szymczak
„Dobre ciastko” Joanny Dubler to odważny i zaskakujący erotyk, autorka w szczegółach opowiada o sprawach intymnych dwojgu ludzi. Poznajemy młodą kobietę Zuzannę, a także jej napalonego erotycznie chłopaka Konrada. Wydawałoby się, że bohaterka funkcjonuje w udanym, idealnym związku z przystojnym Konradem. Prawie idealnym, jej mężczyzna ma zbyt duże oczekiwania seksualne, których młoda kobieta nie zamierza spełniać. Związek po dłuższym kryzysie rozpada się, dodatkowo przyczyną rozpadu w związku staje się wieloletni przyjaciel Konrada Borys, który to wmawia że sprawy intymne grają pierwsze skrzypce. Zuzanna po rozstaniu usilnie próbuje znaleźć faceta. Przeraża ją samotność, i to że nieuchronnie zbliża się do trzydziestki, marzycielka o wielkiej miłości rodzinie, a tu życie sprawiło psikusa i marzenia rozmyły się jak bańka. Niemniej jednak życie kobiety zmienia się, po traumatycznym rozstaniu wdaje się w romans z mężczyzną u którego boku chce spędzić przyszłość. Mimo świadomości, że Marcin jest w trakcie rozwodu i nie ma czystej karty życiowej ponieważ ku jej zaskoczeniu jest jeszcze dziecko nadal chce zawierzyć mu swoją przyszłość. Życie czasami ma inne plany na nas w pewnym momencie zaczyna mieć coraz bliższe relacje z przyjacielem byłego partnera. Zuzia coraz bardziej zaprzyjaźnia się z Borysem i w ich relacji jest ciągła chęć zaprzyjaźniania się ze sobą, czują się doskonale w swoim towarzystwie. Powieść jest zaskakująca, wciąga i ukazuje jak życie staje się przewrotne i że zawsze trzeba mieć oczy otwarte bo nigdy nie wiadomo za którym rogiem ulicy znaleźć można miłość.
Zimowy ogród
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 13, maj 2022 09:26
- Beata Szymczak
„Zimowy ogród” Kristin Hannah to opowieść o przeszłości, która zmienia teraźniejszość. Autorka niezwykle płynnie i spójnie łączy przeszłość z teraźniejszością, a czytelnik poznaje losy bohatera począwszy od jego dzieciństwa, przechodząc aż do okresu dorosłości.
Początek powieści to wyraziście zarysowane sylwetki trzech, całkowicie różnych, ale silnych, zdeterminowanych kobiet – matki oraz dwóch córek, które stają przed wieloma wyzwaniami oraz trudnymi życiowymi wyborami. Kobiety łączą więzy krwi, lecz nie uczucia - każda z nich ma problemy w ich okazywaniu.
Meredith i Nina Whitson są tak różne, jak tylko różne mogą być siostry. Jedna zajmuje się dziećmi i rodzinną firmą, druga jest słynną fotoreporterką. Choć siostry są całkowicie różne, łączy je jednak jedno – miłość oraz niezwykła, wręcz idylliczna relacja z ojcem, który jest powiernikiem ich sekretów oraz łącznikiem pomiędzy nimi a zamkniętą, trzymającą na dystans córki matką. To z tatą utożsamiają najpiękniejsze wspomnienia z dzieciństwa oraz usilne próby naprawienia relacji z Anją, mamą.
Kiedy ich ukochany ojciec zapada na ciężką chorobę, Meredith i Nina trwają przy nim razem z zimną i obojętną wobec nich, pozbawioną uczuć matką. Przed śmiercią ojciec wymusza na żonie obietnicę: ma opowiedzieć córkom bajkę, którą rozpoczęła wiele lat temu i nigdy nie skończyła. Tym razem ma dokończyć.
Kiedy Evan Whitson umiera, świat trzech kobiet lega w gruzach – ani matka, ani córki nie potrafią odnaleźć się w tych, jakże przykrych, okolicznościach. Siostrom przyświeca jednak prośba ojca wypowiedziana na łożu śmierci – poznanie matki za sprawą opowiadanej przez nią bajki. Meredith i Nina stają przed trudnym zadaniem, lecz znajdują dzięki temu wspólny mianownik – pragnienie wysłuchania opowieści Anji oraz rozwikłanie zagadki, jaką w sobie skrywa. Siostry wierzą, że dzięki temu będą mogły się do niej zbliżyć i poczuć matczyne ciepło, którego tak im zawsze brakowało. Nie będzie to łatwe, niemniej młodsza z sióstr, Nina, jest motorem napędzającym do działania i nie pozwala im odpuścić.
Czy siostrom uda się odkryć skrywaną przez lata tajemnicę matki i dotrzeć do tego, kim tak naprawdę jest? Czy zgodnie z wolą ojca, opowieści Anji zbliżą całą trójkę? Czy matka wpuści córki do swojego, skrywanego przez lata, świata?
Pomimo tego, że Anja bardzo uwielbiała męża nie jest jej łatwo mówić o przeszłości, która jest przyczyną emocjonalnego chłodu i braku więzi z córkami. Powrócenie do tradycji sprzed lat, gdy nocą, w całkowitych ciemnościach opowiadała córkom bajkę - nie bajkę o dziewczynie ze Śnieżnego Królestwa wydaje się dobrym rozwiązaniem. Stopniowo zaczyna się przełamywać i nie opowiada już bajki, lecz historię Wielkiego Terroru w Związku Radzieckim lat 30-tych XX w. oraz oblężonego, głodującego Leningradu podczas II wojny światowej. To obraz radzieckich kobiet, które codziennie walcząc o kawałek chleba z trocinami, czy gotując zupę z kleju do tapet czy kleju stolarskiego, usiłowały ratować życie swojej rodzinie. Bajka Anji to też historia wielkiej, wieloletniej miłości, która miała swój początek właśnie wówczas, w czasie drugiej wojny światowej w mroźnym Leningradzie, zaś finał znajdzie współcześnie, na Alasce.
Recenzja książki “Pędzę jak dziki tapir. Bartoszewski w 93 odsłonach” Marka Zająca
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 10, maj 2022 07:44
- Wiesława Kruszek
Marek Zając, dziennikarz i bliski współpracownik Władysława Bartoszewskiego, przybliża w swojej książce sylwetkę profesora. Nie jest to jednak jakieś pomnikowe dzieło, a niezwykle sympatyczne spojrzenie na tego wielkiego człowieka poprzez anegdotyczne opowieści o nim. Jest ich 93, tyle lat przeżył Bartoszewski.
Wszyscy klubowicze zgodnie stwierdzili, że lektura tej książki dostarczyła im mnóstwa przyjemności i radości. Każdy miał zaznaczone co celniejsze cytaty, dowcipne, a jednocześnie mądre powiedzenia pana profesora. Przerzucaliśmy się zatem kolejnymi żartami, nawet tymi nawiązującymi do tragicznych obozowych doświadczeń, bo, jak zaznacza Zając, do tego typu humoru “prawo mają wyłącznie więźniowie obozów koncentracyjnych”.
Wszystkie 93 historie - krótkie, czasem półstronicowe, dłuższe, na stronę i więcej - pokazują barwny portret Bartoszewskiego, podkreślają jego ciągłą aktywność, optymizm, poczucie humoru, dystans do siebie. Zwraca uwagę to, że nie lubił patosu, kombatanctwa, unikał mówienia o sobie, chociaż był wielkim gadułą, jednak zawsze słuchano go z uwagą. Inna sprawa, że byli i tacy, którym to przeszkadzało. W książce znalazły się też obraźliwe cytaty z anonimów, które dostawał profesor. Staraliśmy się, by na naszym spotkaniu zaledwie wspomnieć o nich, bo przecież nie warto zajmować się takimi obrzydliwymi tekstami.
Na szczęście to tylko jedna z 93 odsłon. Oprócz nich są tu także dołączone różne myśli i refleksje Bartoszewskiego, m.in. o miłości i przyjaźni, o wolności, prawdzie, o wartościach, którym warto być wiernym. Zacytuję może jedną z takich myśli: “Nie posiadamy recepty na nieomylność i nie wszyscy przed nami byli kryminalistami, agentami i łobuzami”.
Przypomina też Marek Zając najsłynniejsze powiedzenie “Warto być przyzwoitym”, ale zaznacza, że profesor często się denerwował, że nie jest tu przez wielu rozumiany. Przytacza więc jego wyjaśnienie, kończące się słowami: “Dlatego rzadko się opłaca, ale zawsze warto być przyzwoitym”.
Książkę bardzo mocno i zgodnym chórem polecamy. Czyta się ją szybko, ale i chce się do niej wracać, by zapamiętać chociaż część celnych powiedzonek i mądrych myśli. Tych, którzy poczuli niedosyt, zachęcamy do lektury uzupełnionego w tym roku wydania, gdzie Zając rozszerza liczbę odsłon do 123, jest tam też wstęp Adama Bodnara i rysunki Henryka Sawki.
Wiesława Kruszek – Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Recenzja książki "Małe kobietki"
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 11, kwiecień 2022 15:22
- Wiesława Kruszek
Louisa May Alcott to amerykańska pisarka uchodząca za jedną z pionierek literatury kobiecej i powieści dla dziewcząt. Określana jako feministka, żyła w XIX wieku; sławę przyniosła jej powieść “Małe kobietki” i jej kontynuacja “Dobre żony”. Inspiracją było życie autorki i jej trzech sióstr.
Wydana w 1868 roku powieść przedstawia losy czterech sióstr March: Meg, Jo, Beth i Amy. Ich ojciec jest pastorem, walczy w wojnie secesyjnej. Wcześniej stracił majątek, rodzina jest biedna. Matka, zwana Marmisią, prowadzi dom przy pomocy służącej Hanny. Dwie najstarsze córki pracują, Meg jako guwernantka, Jo jako dama do towarzystwa bogatej ciotki. To bardzo ogólny zarys treści tej książki, liczącej sobie ponad 500 stron, pięknie wydanej, ilustrowanej zdjęciami z filmu z 2019 roku. Zawiera ona oprócz “Małych kobietek” i “Dobre żony”. Większość klubowiczów przeczytała całość, choć, jak przyznali, ciężko było przedzierać się przez często irytujący dydaktyzm, infantylizm, banalność i ckliwość opisów.
Powieść się przestarzała i wiele zawartych w niej uwag i rad “trąci myszką”. Pojawiła się też sugestia, że może to my, klubowicze, jesteśmy na nią za starzy. Gdybyśmy przeczytali ją w fazie fascynacji Anią Shirey, może by nam się bardziej podobała. Choć i teraz podnoszone były głosy w jej obronie. Część osób podkreślała ładnie pokazany klimat relacji rodzinnych w domu Marchów, serdeczne więzi łączące siostry, praktyczność rad dawanych im przez matkę, wreszcie ciekawe charaktery dziewcząt, dość niezależnych, jak na tamte czasy.
Na uwagę na pewno zasługuje ich bogata wyobraźnia, ładnie pokazana przez Alcott, potrafią one wcielać w życie swoje małe pragnienia, dobrze się przy tym bawiąc. Wszyscy zgodziliśmy się co do tego, że staroświeckość powieści ożywia humor panien March. Zwłaszcza Jo i Laurie, wnuk zamożnego sąsiada Jamesa Laurence’a, wnoszą do książki ducha dobrej zabawy, dowcipnych i ciekawych rozmów.
Analizując charaktery głównych bohaterek, zastanawialiśmy się nad sposobem pokazania jednej z sióstr, nieśmiałej Beth i jej dość tajemniczej choroby. Typową przedstawicielką dziewcząt tamtego czasu wydała nam się Meg. Uzdolniona plastycznie Amy nie wzbudziła sympatii, choć jej pobyt w Europie wpłynął na nią korzystnie. Najciekawszą postacią jest na pewno Jo – pisze i publikuje opowiadania, a potem powieść. Jest najbardziej niezależna spośród sióstr, oczytana i zdecydowana w tym, co chce robić i jak chce żyć. Czy wytrwa w swoich postanowieniach? Cóż, życie przynosi niespodzianki.
Omawiając tę książkę, z ulgą (odnoszę to do klubowiczek) zauważyłyśmy, jak ponad 150 lat, które minęły od czasu jej wydania, zmieniło postrzeganie kobiety, jej pozycję w rodzinie i społeczeństwie. Trudno dziś poważnie traktować wiele uwag Marmisi czy samej narratorki zalecającej np. odpowiednie postępowanie dziewcząt i chłopców w stosunku do starych panien.
“Cukierkowe” i “lukrowane” opisy rażą infantylizmem, np. opis róż ”uradowanych” i “zarumienionych z podniecenia”, które w dodatku “szepcą do siebie” i “chylą główki”. Trudno się czyta sepleniące wypowiedzi synka Meg i niepoprawne gramatycznie zdania Hanny. Czy czarnoskóra służąca “musi” nie znać dobrze języka, którym wszyscy wokół niej się posługują i go nie kaleczą?
Podsumowując nasze rozważania, stwierdziliśmy, jednak w większości, że “Małe kobietki” nie przystają za bardzo do dzisiejszych czasów, trochę nudzą i rażą dłużyznami. Zaleciliśmy zgodnie film na motywach powieści Alcott - piękne kostiumy, wnętrza, krajobrazy, uroda aktorek i aktorów sprawiają, że ogląda się go z dużą przyjemnością.
Wiesława Kruszek
Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Recenzja książki "Sonnenberg" Krzysztofa Vargi
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 07, marzec 2022 08:22
- Wiesława Kruszek
Recenzja powieści Krzysztofa Vargi “Sonnenberg”
Zaczęliśmy nasze rozważania od ogólnych wrażeń dotyczących “Sonnenbergu” i jasne się stało, że nie wszystkim przypadła ta powieść do gustu. Należę do osób zachwyconych nią i dlatego starałam się pokazać jej walory. To przede wszystkim piękny obraz miasta, które niewątpliwie jest równorzędnym, obok Andrasa, bohaterem. I tu akurat pełna zgoda klubowiczów, wszystkim podobał się Budapeszt, po którym oprowadza nas pracownik naukowy zajmujący się modernistyczną literaturą austriacką. Napisałam oprowadza, bo faktycznie podczas czytania ma się wrażenie spacerowania po ulicach, placach, mostach, jeżdżenia tramwajami i autobusami, sporadycznie taksówką (Andras nie ma samochodu), wstępowania do knajp na szprycera, zwiedzania pięknego cmentarza Farkasreti, gdzie bohater widzi nawet śmierć pod postacią dziewczyny w szarej sukience. Tylko on doświadcza tej wizji, towarzysząca mu Virag zarzuca mu “wycofywanie się w sferę fikcji literackiej”. Nie jest to bezzasadne, bo nasz bohater obok zajmowania się modernizmem austriackim sam pisze powieść. Idzie mu jednak ciężko, wciąż jest właściwie na etapie zbierania materiału.
Tu dochodzimy do rozdźwięku wśród klubowiczów. Andras jest leniem i nieudacznikiem, przez co nie wzbudził sympatii, zarzucono mu niedojrzałość, brak zajęcia, niektórzy zastanawiali się, cóż on robi po całych dniach i z czego właściwie żyje. Tymczasem przecież bohater sam mówi nam: “Życie moje wbrew pozorom było ustatkowane, od lat chadzałem do tej samej pracy (…) spotykałem się z tymi samymi ludźmi”. Attila, Zsolt, Laci – to jego przyjaciele, z nimi spędza czas w knajpach, dyskutuje na różne tematy. Czy to jednak prawdziwa przyjaźń, skoro Andras skrzętnie ukrywa przed nimi swój romans z Agnes? Gdy poznamy szczegóły tego związku, może nie wyda nam się dziwne utrzymywanie tajemnicy.
Dla mnie Andras rzeczywiście wydaje się sfrustrowanym mężczyzną w średnim wieku i w długim (479 stron) monologu wewnętrznym próbuje dokonać swoistego rozliczenia z życiem, z samym sobą. Budzi jednakże moją, i niektórych klubowiczów, sympatię, to erudyta, którego Varga wyposażył w wiedzę z różnych dziedzin, nie tylko z literatury. Andras zna dobrze historię Węgier, wie dużo o przemyśle porno, sporcie, o samobójcach, sławnych kryminalistach. Wspaniałe, liczne dygresje stanowią właściwie osobne historie, np. o ojcu, o różnych markach perfum, o Kalwinie.
I tu z kolei część osób uważała, że to nadmierne przegadanie powieści, za wiele tych historii, niepotrzebne przeładowanie treści. Może część z nich należało pominąć. Rozumiem to, ale nie podzielam tych opinii, dla mnie nic tu nie jest zbędne. Pewna trudność w czytaniu oczywiście jest, tym bardziej, że to tekst ciągły, bez rozdziałów. Myślę, że szybko można przywyknąć do takiej narracji. Na uwagę zasługuje piękny język, długie, często na pół strony, zdania, humor, celne i trafne spostrzeżenia i porównania.
Wśród bohaterów uwagę zwraca też Laci, właściciel niszowego wydawnictwa. Często towarzyszą mu “fenomenalnie uzdolnione artystki”. Piękna i gorzko prawdziwa jest jego rozmowa z Virag na temat kondycji współczesnej literatury.
“Sonnenberg” jest dla mnie najlepszą powieścią Vargi, z sześciu, które znam. Uważam, że warto po jej przeczytaniu wysłuchać bardzo ciekawych rozmów Krzysztofa Vargi z Michałem Nogasiem i Darkiem Foksem na jej temat. Pozwolą one lepiej wniknąć w niektóre treści, zrozumieć ich wymowę, głębszy sens i symbolikę.
Wiesława Kruszek
Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Siostra Słońca
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 28, luty 2022 14:47
- Beata Szymczak
Książka pt. „Siostra Słońca” Lucindy Riley to przepiękna opowieść o Elektrze szóstej siostrze zwaną „Siostrą Słońca”, piękna światowej sławy modelka, pozostaje ona adoptowana jak pozostałe jej siostry przez bogatego ojca, wychowywana jest w pięknej posiadłości na prywatnym półwyspie jeziora genewskiego w Szwajcarii. Kobieta w wieku szesnastu lat pozostaje odkryta do modelingu w paryskiej kawiarni, pracując staje się bogatą, lecz w pewnym czasie traci kontrolę nad życiem, zwłaszcza po śmierci ojca, sięga po alkohol, narkotyki i inne używki. Kobieta popada w depresję i uzależnia się od środków rozweselających. Kiedy przychodzi jej stanąć na granicy życia i śmierci odratowana przez swych przyjaciół postanawia zawalczyć z nałogiem. Po opuszczeniu ośrodka uzależnień postanawia sięgnąć do korzeni i odkryć losy swoich przodków. W pożegnalnym liście od ojca, dostaje informacje związane z miejscem własnych narodzin, tutaj poznaje prawdę, że jej miejscem urodzenia był sierociniec w Nowym Jorku.
W życiu Elektry następują zmiany, okazuje się że ku z\dziwieniu kobiety żyje jej biologiczna babcia, która ją odszukała. Staruszka opowiada młodej kobiecie historię swojego życia i życia własnej córki oraz przodków. Historia rodziny prowadzi do Afryki, a dokładniej do Keni.
Recenzja książki "Chrobot" Tomasza Michniewicza
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 07, luty 2022 12:05
- Wiesława Kruszek
Tomasz Michniewicz dedykuje swoją książkę “wszystkim nam” i proponuje siedem historii “najzwyklejszych ludzi świata”. Pochodzą oni z różnych stron świata: z Kolumbii, Japonii, Ugandy, Stanów Zjednoczonych, Indii, Finlandii i Zimbabwe. Wymaga od czytelnika uważności, bo losy bohaterów nie są opowiadane osobno, ale przeplatają się ze sobą. Autor zestawia tematycznie poszczególne zagadnienia, pisze np. o dzieciństwie, o nauce, planach na przyszłość, postrzeganiu kobiet w danym społeczeństwie.
Juanita, Kanae, Marggie, Madhuri, Casey, Reilly i Mika – cztery kobiet i trzech mężczyzn. Poznajemy ich życie od dzieciństwa do dorosłości. Czytając, zastanawiamy się, jak nasz los wpisałby się w tę opowieść. Michniewicz w jednym z wywiadów sugeruje, że to czytelnik jest właśnie tym ósmym bohaterem. Możemy się zatem zamyślić nad tym, jak miejsce urodzenia wpływa od razu na nasze życie i determinuje dalszy los, jakie mamy możliwości wyboru swojej drogi.
W naszym klubowym gronie zwróciliśmy uwagę na bardzo ciekawie pokazane sylwetki kobiet, silnych, próbujących zmienić coś w przypisanej im przez społeczeństwo roli. Matka Marggie z Ugandy, choć sama skończyła tylko trzy klasy, docenia znaczenie wykształcenia i pracuje całe dnie, by jej dzieci mogły skończyć szkołę. Madhuri z Indii zamiata ulice; po śmierci męża to ona zarabia na utrzymanie rodziny, pragnie, by jej ubogi dom był piękny, “co roku malowany na nowo innym kolorem”. Juanita z Kolumbii studiuje, pracuje, śpiewa z zespołem. W końcu odnajduje się, zgłębiając tradycje indiańskie i kolumbijską kulturę. Samotny i smutny wydał nam się los Kanae z Japonii, a może po prostu nie jesteśmy w stanie zrozumieć tej, tak bardzo odmiennej od naszej, kultury i tradycji. Jej motto brzmi: “każdy wystający gwóźdź trzeba po prostu wbić i wyrównać”. Garść ciekawostek o Japonii dodała pani Ola, która spędziła w tym kraju dwa tygodnie.
Jednym z trzech męskich bohaterów jest Casey ze Springfield w stanie Missouri; jego historia trochę zburzyła nasze wyobrażenie wspaniałej Ameryki. Oczyma Mikiego z Finlandii spojrzeliśmy na kraj, w którego języku nie ma rozróżnienia płci. Zgodnie podziwialiśmy surowe i pełne niebezpieczeństw życie Reilly’ego w rezerwacie Imire w Zimbabwe. Zastanowiło nas, czy jego rodzice, wychowując swoje dzieci, postępowali słusznie, dając im tyle swobody.
Poznając losy siedmiorga bohaterów, patrzyliśmy na kraj, z którego pochodzą ich oczyma, to nie było turystyczne spojrzenie, to próba wniknięcia w daną im rzeczywistość, ich problemy, chęć zmiany, polepszenia swojego bytu. Michniewicz pokazuje nam te cudze losy, zwracając jednocześnie uwagę na szereg wciąż nierozwiązanych problemów związanych z pomocą głodującej Afryce, wolontariatem, wyzyskiem ze strony koncernów farmaceutycznych czy odzieżowych, rasizm, głód, biedę, imigrantów.
Jego reportaż przypomniał nam czytany i omawiany wcześniej na spotkaniu klubowym “Głód” Caparrosa. Zarówno wtedy, jak i teraz stawialiśmy sobie pytanie: Co właściwie możemy zrobić? Świat się zmienia, przybywa rzeczy, które chcemy mieć, wiele tanich. Kupimy, potem wyrzucimy, autor “Chrobotu” wymienia np. “wieszak na banany, dwadzieścia par butów, bibeloty, naklejki, puzderka...”, bo promocja, okazja. Musimy wszystko to mieć? “A gdybyśmy tak kupowali tylko rzeczy, które naprawdę są nam potrzebne?” - pyta Michniewicz. Pani Ania przyznała, że zastosowała w swoim życiu minimalizm; zyskała przestrzeń i swobodniejszy oddech. Sam autor w wywiadach też podkreśla, że ma mało rzeczy. W swojej książce pisze: “Wszyscy jesteśmy lekarstwem”. Drobnymi krokami możemy dokonywać zmian w swoich przyzwyczajeniach, ograniczyć wygodnictwo, egocentryzm.
Przeczytanie “Chrobotu” Tomasza Michniewicza zmusza nas do głębszych refleksji, nie możemy po prostu odłożyć książki i o niej zapomnieć. Bardzo polecamy ten reportaż.
Wiesława Kruszek - Dyskusyjny Klub Książki przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Londyn NW
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 27, styczeń 2022 13:25
- Beata Szymczak
Tym razem Zadie Smith zaprasza do peryferyjnych dzielnic północno - zachodniego Londynu (London NW) - do Kilburn i Willesden. Stamtąd pochodzą i tam dorastali bohaterowie powieści: Keisha, Leah, Nathan i Felix – czwórka szkolnych przyjaciół.
Mocny prolog wbija nas w chaos, jakiego nie sposób uporządkować. Ludzie, zdarzenia, słowa, gesty, zapachy, smaki i ukazana kalejdoskopowo mnogość wszystkiego. Wkraczamy do tej części Londynu, która oswoiła różnorodność i dała jej możliwości rozwoju. Jest tam dynamicznie, nowocześnie... i groźnie przede wszystkim, bo ten tygiel nie służy spokojowi, nie daje wytchnienia. Smith opowie o różnorodności na kilku ważnych płaszczyznach. Ta najbardziej czytelna i oczywista odnosi się do czterech życiorysów ludzi, których coś istotnego połączyło w przeszłości i coś równie ważnego ominęło wspólnie, bo każdy żyje już obok innych, w piekle własnych frustracji, żalu, skrywanych przed światem emocji i z poczuciem, że zawsze można żyć inaczej, lepiej.
Leah jest w samym środku egzystencjalnego kryzysu – kłopoty z mężczyzną, matką i pracą nie ułatwiają jej życia. Jej przyjaciółka Nathalie nie wiadomo kiedy zamieniła się w sfrustrowaną matkę, choć niegdyś była przebojową prawniczką. Nathan, obiekt ich dziewczęcych westchnień, dziś jest kloszardem i narkomanem. A Felix, niezrealizowany filmowiec i życiowy nieudacznik ginie w przypadkowej bójce.
"Londyn NW" to przepełniona sporą dozą goryczy opowieść o trudnym losie ludzi, którzy przekraczają trzydziestkę, granice własnych marzeń i planów i dla których życie pisze nieprzewidywalne scenariusze. Bliskość opisywana jest symbolicznie. Oddalenie Smith ukazuje za pomocą dość sporego wachlarza środków wyrazu. Jest to opowieść o miejscu, które naznaczyło biografie i o biografiach, jakie nie wychodzą poza miejsce. Peryferie Zadie Smith to mikroświat, w którym jak w pigułce ukazane jest życie ze wszystkim, co w nim niewygodne i z trudnościami, bo praktycznie nigdy nie jest tak jakbyśmy chcieli, żeby było. Czy nie otrzymujemy jednak tego, na co zasłużyliśmy i co sobie wypracowaliśmy?
Życie staje się dla bohaterów problemem i wyzwaniem - każdy mierzy się z nim na swój sposób. Od uroku młodzieńczych wspomnień po dramat depresji i niespełnienia, w końcu po tragizm wegetacji mimo woli i przypadkowej śmierci. Londyn NW" na początku kusi swą wieloznacznością ulic, miejsc, ludzi i gwaru. Potem zaś widzimy, że Smith pisze o polifonii uczuć, pragnień i oczekiwań, dla których miejscem realizacji musi być północno-zachodni Londyn, bo nigdzie indziej spełnienia nie będzie.
„Londyn NW” to przenikliwa powieść o współczesnych londyńczykach skazanych na samotność. Ludzkie więzi, uczucia, relacje, powiązania i kontakty – to prawdziwa mapa tego miasta. Londyn w powieści Zadie Smith to nie tylko miejsce, w którym sama dorastała, to centrum świata, pełne mieszających się kultur, jezyków, tradycji i wartości. Centrum świata, w którym najtrudniej jest odnaleźć drugiego człowieka.
„London NW” to naprawdę dobrze skrojona proza obyczajowa, mroczna i drapieżna, balansująca między granicami stylów, wciąż te granice zacierająca i porywająca rytmem opisywanych dzielnic. Bardzo dobra narracja, iskrzy na każdej niemal stronie, zwodzi i zaciera czytelne sugestie. Jest jednak "Londyn NW" opowieścią o ludziach i sprawach, o jakich już wielokrotnie napisano. Zadie Smith zrobiła to po swojemu. Zadała każdemu z nas pytania o to, do czego zdolny jest człowiek dążący do stabilizacji i ten, któremu nie jest dana. Kazała zastanowić się, czy na pewno zwykle każdy człowiek otrzymuje od życia to, na co zasłużył. Pokazała jak życie zmienia ludzi, ale nie zmienia śladów ich pochodzenia. Jak rozpaczliwie próbują oni wyzwolić się z czasu minionego, wyjść poza ramy i ograniczenia oraz kiedy zmuszeni są odpuścić i pogodzić się z losem. "Londyn NW" to nie tyle wielowątkowa powieść o tym, z czym należy się pogodzić, a czemu przeciwstawić, co przede wszystkim barwna historia wchodzenia w wiek średni, któremu barwy odbiera codzienność, lecz nadają ich jednocześnie wspomnienia. I czas miniony wciąż mimo wszystko żywy.
W słusznej sprawie
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 27, styczeń 2022 13:16
- Beata Szymczak
„W słusznej sprawie” to kolejna książka Diane Chamberlain wydana w cyklu „Kobiety to czytają”. Autorka po raz kolejny udowadnia, że literatura popularna może zajmować się tematami niełatwymi, które przypominają czytelnikom o nie tak odległej przeszłości. Tym razem powieść Chamberlain skupia się na Programie Sterylizacji Eugenicznej w Karolinie Północnej, który realizowano w latach 1929-1975. W celu oczyszczenia rasy oraz w imię dobra publicznego Liga Ulepszania Ludzkości wysterylizowała ponad siedem tysięcy obywateli, kobiet i mężczyzn, przebywających pod opieką opieki społecznej, chorych na epilepsję, upośledzonych umysłowo lub niepełnosprawnych ruchowo. Odwołanie się do niechlubnych faktów z historii Stanów Zjednoczonych staje się pretekstem do opowiedzenia o rasizmie, klasowości, przekonaniu niektórych ludzi, że mogą decydować o człowieczeństwie innych osób, wreszcie o emancypacji.
Dwie główne bohaterki. Dwa środowiska. Jedna historia. Obie dotknięte skutkami działań władz stanowych, choć każda na swój sposób. Jane jest młodą 22-letnią, pełną zapału opiekunką społeczną. Jej podopieczna, wychowująca się na plantacji tytoniu 15-letnia Ivy, razem z babką i starszą siostrą żyją w skrajnej biedzie. Fatalna sytuacja materialna tej rodziny sprawia, że Ivy, zgodnie z obowiązującymi w Karolinie Północnej przepisami, zostaje zakwalifikowana do zabiegu sterylizacji. Jane, jako pracownik socjalny, wbrew swojej woli ma zajmować się wdrażaniem programu i ma doprowadzić do sterylizacji Ivy. Co istotne, rzecz dzieje się na początku lat 60-tych, kiedy ideałem życia kobiety jest charytatywna praca w Lidze Pań, bycie piękną i pachnącą u boku poważanego przez społeczność męża i czekanie na niego z obiadem w idealnym białym domku, stojącym w szeregu tysiąca identycznych budynków. W tych warunkach niezwykle ciężkie jest życie kobiety, która chce coś zmienić, która nie zgadza się na zastany układ.
Autorka była niewątpliwie bardzo dobrze przygotowana źródłowo do napisania „W słusznej sprawie”. Prześledziła historie ofiar Programu Sterylizacji Eugenicznej w Karolinie Północnej, zapoznała się z warunkami plantacji tytoniu na obszarze tego stanu, przeczytała wiele książek i artykułów na temat eugeniki, rozmawiała z psychologami i pracownikami opieki społecznej. Jej wysiłek widać na niemal każdej stronie książki, co jest niewątpliwą zaletą powieści. Jest nią także kreacja portretów psychologicznych bohaterów, szczególnie - uzależnienie od konwenansów (i bogatego, przystojnego męża, który, rzecz jasna, z racji majątku i urody, musi mieć we wszystkim rację). Diane Chamberlain genialnie uchwyciła aurę wczesnych lat 60. na Południu. Jej postacie tchną autentycznością i poruszają serca, sama historia jest szokująca i opisana pięknym, pełnym współczucia stylem. Autorka po mistrzowsku pisze o miłości, lojalności i sile, którą trzeba mieć, by wybrać to co słuszne, nie licząc się z konsekwencjami. „W słusznej sprawie” to chyba najlepsza jak dotąd powieść Chamberlain.
Wyrwa
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 27, styczeń 2022 12:15
- Beata Szymczak
Książkę „Wyrwa” można polecić z uwagi na ciekawą fabułę oraz ze względu na fakt, że autorem tego thrillera psychologicznego jest Wojciech Chmielarz, który jest jednym z najpopularniejszych polskich autorów tego gatunku. Należy jednak zaznaczyć, że książka ta nie jest klasycznym kryminałem, ale trzyma w napięciu i ma coś, co lubi większość czytelników, czyli mocno rozbudowany wątek kryminalny z wątkiem społecznym.
Powieść ta zachwyca czytelnika już od pierwszych stron czytania, ponieważ od samego początku opowiada smutną i ciekawą historię o życiu. Przedstawia nam świat bohatera Maćka, który w jednej chwili traci sens życia po stracie bliskiej osoby. Jego żona ginie w wypadku samochodowym, a on zostaje bezradny z dwiema córkami. Wkrótce dowiaduje się, że jego żona była w ciąży i miała romans. Spotkanie z jej kochankiem uświadamia bohaterowi, że jego ukochana miała wiele tajemnic. Z tego powodu mężczyźni zawierają rozejm, aby dowiedzieć się jak najwięcej o swojej kobiecie i poznać jej sekrety. Pytania zaczynają się mnożyć, a tragedia zmienia się w skomplikowaną zagadkę.
Podsumowując, należy stwierdzić, że „Wyrwa” porusza bardzo dużo trudnych tematów, czyta się ją z zapartym tchem i ogromną ciekawością, co będzie dalej. To historia splątanych uczuć, trudnej przyjaźni i konsekwencji życiowych błędów. Jest to opowieść, która zapada mocno w pamięć, zmusza do głębokiej refleksji nad życiem, nad własnymi relacjami z rodziną oraz nad kwestiami zawodowymi. Jest to powieść, którą można polecić przede wszystkim dorosłym czytelnikom, a szczególnie osobom posiadającym dzieci i zmagającym się ze stratą bliskiej osoby.
Afery i sakndale Drugiej Rzeczypospolitej
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 21, styczeń 2022 11:50
- Beata Szymczak
Międzywojnie w Polsce przedstawia skomplikowany obraz wielkości i małości, chwały i nędzy II RP.
W swojej książce Afery i skandale Drugiej Rzeczypospolitej Sławomir Koper ogranicza się do samych tylko ciemnych spraw dwudziestolecia. Autor przedstawia międzywojenną Polskę wyłącznie od strony morderstw politycznych, afer gospodarczych i skandali obyczajowych, ograniczania wolności i nasilania się tendencji autorytarnych. Koper opisuje m.in. zamach na prezydenta Narutowicza, samobójstwo Walerego Sławka i zaginięcie generała Zagórskiego. Pisze także o sensacjach takich jak drugie małżeństwo prezydenta Mościckiego, kampanie literackie i społeczne Boya-Żeleńskiego czy słynna sprawa Gorgonowej.
Paradoks polega jednak na tym, że Afery i skandale ukazały się jako kolejny tom w poczytnej serii Bellony poświęconej właśnie polskiemu dwudziestoleciu i ewidentnie odwołującej się do żywej wciąż legendy II RP. Autor i wydawca zdają sobie sprawę z tego, że jeśli czytelnik sięgnie po książkę ukazującą międzywojnie w niekorzystnym świetle, to i tak nie po to, aby nabrać doń krytycznego dystansu, lecz raczej by nadal karmić własne sentymenty wobec dawnych pięknych czasów. Koper odwołując się do nieprzezwyciężonej słabości rodaków do Polski dwudziestolecia mierzy zatem w listę bestsellerów.
Kreślony piórem Kopra wizerunek Drugiej Rzeczypospolitej, oglądanej przez pryzmat Brześcia i Berezy, robi wrażenie chwilami groźne, a chwilami operetkowe. Dawni pepeesowscy towarzysze i legionowi podkomendni Piłsudskiego bezpardonowo bronią własnego stanu posiadania, łamiąc kręgosłupy sądom i sejmom, tak jakby to ich dewizą było: „Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy”. Z kolei opozycja z prawa i lewa pozostaje bezsilna, sparaliżowana przez urastającą do półboskich rozmiarów postać Marszałka. Obezwładnia ją też nieziszczalne marzenie o rządach wcale nie bardziej demokratycznych niż sanacyjne, ale wykorzystywanych do zaprowadzenia własnych porządków. Wszystkie stronnictwa polityczne łączy zaś brutalny język propagandy i skłonność do akceptowania przemocy, jeśli tylko stosują ją ich zwolennicy, a nie rywale.
Niektóre tematy, jak choćby problem antysemityzmu na polskich uczelniach, czy umieszczenie Zofii Stryjeńskiej w zakładzie psychiatrycznym, zostały w książce pominięte. Raz po raz wracają za to sceny z udziałem, jak ich nazywa autor, „bandytów w mundurach”, czyli oficerów występujących w roli bezkarnych „nieznanych sprawców” pobić i uprowadzeń.
Pozbawiony głębszego przygotowania czytelnik masowy, do którego adresowane są Afery i skandale, po lekturze może zapytać, czy jest tu właściwie czego żałować. I za odpowiedź na to dramatyczne pytanie raczej nie starczy mu fakt, że tytułowe skandale i afery miały wtedy swój smak właśnie dzięki temu, że działy się w epoce, kiedy nie umiano obywać się bez wzniosłych dekoracji, mimo że skrywała się za nimi ponadczasowa arcyludzka marność.
Sławomir Koper zatem nie pomaga nam zmierzyć się z zagadką popularności II RP, ale też jego książka nie ma ambicji być czymś więcej niż tylko czytadłem historycznym. I to zadanie spełnia przyzwoicie. Całość została napisana lekkim, codziennym językiem, w sposób na tyle przejrzysty, by trafić do szerokiej, pod względem wieku, grupy odbiorców. Oprawa dla treści jest dosyć solidnie wykonana. W książce znajduje się sporo ilustracji, a podział na rozdziały sprzyja przejrzystości przedstawionych w niej historii. Jednak w dziele Sławomira Kopra nie ma nic, czego nie wiedziałby człowiek żywo interesujący się historią i polityką. Niniejsze dzieło jest tylko krótkim przeglądem kart, także tych ciemnych, z dziejów Drugiej Rzeczpospolitej.
Recenzja książki "Testamenty" Margaret Atwood
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 11, styczeń 2022 07:52
- Wiesława Kruszek
Kanadyjska pisarka Margaret Atwood napisała “Opowieść Podręcznej” w 1985 roku, po ponad 30 latach wróciła do świata tam pokazanego powieścią “Testamenty”. Przyznała, że długo wzbraniała się przed kontynuacją, ale w końcu uległa namowom, bo, jak powiedziała: “zaczęliśmy zbliżać się do Gileadu, zamiast się od niego oddalać”.
By wniknąć w świat stworzony w wyobraźni Atwood, przeczytałam najpierw “Opowieść Poręcznej”, gdzie bohaterka, Podręczna w domu Komendanta Freda, opowiada o świecie stworzonym przez Synów Jakuba, w którym kobieta sprowadzona została do roli służącej i reproduktorki.
W “Testamentach” pisarka przybliża Republikę Gileadu, opowiada o jej początkach, metodach działania Komendantów i Ciotek, którym to łaskawie pozwolono, po uprzednim “procesie zmiękczania oporu”, na współpracę. Jedną z nich jest Ciotka Lidia działająca na dwa fronty – cieszy się zaufaniem Komendanta Judda i tajnie działa na rzecz Mayday, organizacji pomagającej kobietom.
To jej relacje zapisane jako “holografy z Ardua Hall” pozwalają poznać ten przerażający świat, jego filozofię i strukturę opartą na wybranych, wygodnych dla Komendantów, fragmentach Starego Testamentu. Ciotka Lidia w tajemnicy prowadzi swoje zapiski i chowa je w książce kardynała Newmana. Wierzy, że może kiedyś ktoś je znajdzie i zapozna się z nimi, stąd jej zwroty do czytelnika” “Kim jesteś mój czytelniku? I kiedy jesteś?”
Obok relacji Ciotki Lidii są w powieści zapisy świadków: 369 A i 369 B. Pierwszym z nich jest Agnes Jemima, dziewczynka, która dorasta w Giliadzie, drugim Daisy mieszkająca w Kanadzie. Trzeba uważnie śledzić te relacje, bo ich tożsamość zmienia się, przybierają nowe imiona, okazują się kimś innym niż myślały.
Taki sposób prowadzenia narracji wymaga, jak już wspomniałam, uważności, ale szybko można przyzwyczaić się do niego i w kolejnych rozdziałach zagłębiać się w świat, który mógłby być sennym koszmarem, gdyby nie to, że niestety zwraca uwagę na to, jak wdrażając odpowiednie mechanizmy kontrolne, można ograniczyć wolność jednostki i całkowicie podporządkować ją systemowi władzy. O powodach politycznej długowieczności bardzo ciekawie pisze Ciotka Lidia, ona wie, że reżim jej potrzebuje, że ma na Komendantów “haki” i oni o tym wiedzą, wreszcie, są pewni jej dyskrecji.
Cytując sobie myśli tej bohaterki, popijając miętową herbatę, podawaną obok ciepłego mleka w Schlafly Cafe w Ardua Hall, dyskutowaliśmy w naszym klubowym gronie, jak Margaret Atwood wiarygodnie i realistyczne odtworzyła wizję republiki usytuowanej gdzieś na terenach Stanów Zjednoczonych. Podziwialiśmy kunszt tłumacza, stworzenie słów typu: Modliwil, porodomobil, Ekonoludzie. Naszą grozę budziły opisy Ceremonii, Wybawiania czy Zbiornika Wdzięczności.
Interesujące, zarówno w “Opowieści Podręcznej” jak i w “Testamentach”, są dodane na końcu powieści zapiski historyczne, odpowiednio z 2195 i z 2197 roku. To 12., a w “Testamentach” 13. Sympozjum Badań nad Gileadem. Można się z nich dowiedzieć o ostatecznym upadku tego koszmarnego państwa, gdzie nie trzeba było się zastanawiać, kogo widzimy na ulicy – czerwony strój i białe “skrzydła” na głowie - wiadomo Podręczna, brązowy - Ciotka, szary – Marta, niebieski - Żona Komendanta i tak dalej. Tylko mężczyźni, ci wyżej postawieni, w dobrze skrojonych garniturach, Strażnicy i Oczy w stosownych mundurach i z bronią, by pilnować porządku i miejsca, które każdy miał przypisane.
Polecam obie powieści Atwood i świetny serial nakręcony na ich motywach, są to już cztery sezony, a w przygotowaniu kolejny. Tam świat Gileadu zobaczymy w całym jego koszmarze i “barwach”.
Wiesława Kruszek - Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
Recenzja książki "Transsyberyjska. Drogą żelazną przez Rosję i dalej”" Piotra Milewskiego
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 11, październik 2021 15:33
- Wiesława Kruszek
Recenzja książki Piotra Milewskiego „Transsyberyjska. Drogą żelazną przez Rosję i dalej”
Z dużymi oczekiwaniami siadłam do lektury książki Piotra Milewskiego o podróży koleją transsyberyjską. Liczyłam na czytelnicze współuczestnictwo w tej wyprawie, zachęcona takimi doznaniami podczas niedawnego „podróżowania” z norweskim pisarzem Torbjornem Faerovikiem i jego książką „Orient Express. Świat z okien najsłynniejszego pociągu”.
Okazało się, że moje, a i innych klubowiczów także, nastawienie na przeżycie wraz z autorem emocjonujących wrażeń rozminęło się z rzeczywistością. Już „zerowy kilometr”, gdzie opisuje swoje fascynacje koleją i drogę do większego zainteresowania tą tematyką za sprawą m.in. kolegi Grzegorza wydał nam się mało wiarygodny i stworzony wyłącznie na potrzeby książki.
Uznaliśmy zgodnie, no prawie, o tym za chwilę, że autor dość powierzchownie potraktował temat. Odnieśliśmy nawet wrażenie, że zamiast podróży koleją mamy tu spacery po kolejnych miastach, w których zatrzymuje się transsib. Milewski chodzi po miastach, coś tam ogląda, przytacza dokładnie napisy na pomnikach, domach, wylicza jedno pod drugim rzeczy, które można kupić na bazarze w Moskwie. Wydaje się to chyba zabiegiem mającym zwiększyć liczbę stron. Oglądane miejsca są niekiedy tylko wspomniane, urywa się wątek tam, gdzie oczekiwałoby się kontynuacji, np. przy zwiedzaniu Carskiego Sioła autor pokonuje trudności z dostaniem się tam i… zostawia nas przed wejściem.
Podróże to obok miejsc ludzie spotykani na szlaku, autor zamieszcza rozmowy z niektórymi z nich, i tu też niestety rozczarowanie. To często mało ciekawe i dość oczywiste rozważania na temat trudności życiowych i perspektyw rozwoju.
Napisałam, że prawie wszyscy klubowicze byli rozczarowani książką. Jedyną, która miała inne zdanie, była pani Ania. To ona uczestniczyła kiedyś w spotkaniu z Piotrem Milewskim i zrobił on na niej bardzo korzystne wrażenie. Jego spokojne usposobienie odnalazła w tej i innych przeczytanych przez nią jego książkach. Chwaliła takie właśnie niespieszne tempo narracji, rozglądanie się wokół, bez nadmiernej ekscytacji, koncentracja na wybranych obiektach. Trudno nam było się z tym zgodzić, choć w jednym przyznaliśmy pani Ani rację – podobały nam się niektóre wstawki historyczne, głównie te dotyczące urzędnika odpowiedzialnego za budowę kolei Siergieja Juliewicza Witte. Te fragmenty uznaliśmy za najciekawsze, bo i postać faktycznie jest warta bliższego poznania.
Pochyliliśmy się jeszcze trochę nad dwiema wkładkami z kolorowymi zdjęciami z podróży i tu niestety znów narzekaliśmy, bo nie znajdowaliśmy w nich często piękna odwiedzanych i mijanych z okien pociągu miejsc. Niektóre wydawały się dość przypadkowo zamieszczone i niezbyt trafnie dobrane, np. zdjęcie małpki czy fragmentu ściany wagonu, gdzie znajduje się palarnia.
Nie przypadł nam do gustu styl i język; autor próbuje wplatać w tok swojej narracji porównania i metafory nie bardzo współbrzmiące z całością przekazu, rażą czasem sformułowania typu „mieszanka mokrego kurzu i słodkiego kwiecia” czy „obłoki sunęły po niebie jak wielkie tłuste gęsi”.
Było nam nieco żal, że nie znaleźliśmy w tej książce klimatu podróży przez Rosję, bezkresu obszarów, różnych stref czasowych, zabrakło nam emocji autora, nie poczuliśmy tej jego fascynacji i spełnienia dziecięcych marzeń. Może jednak powinniśmy, idąc za radą pani Ani, dać jeszcze szansę Milewskiemu i sięgnąć po jego inne książki.
Wiesława Kruszek z Dyskusyjnego Klubu Książki działającego przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
"Nie oddam dzieci"
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 06, październik 2021 10:14
- Beata Szymczak
Książka Katarzyny Michalak pt. „Nie oddam dzieci” przedstawia losy rodziny Sokołowskich, przybliża nam człowieka, a inaczej znanego pracoholika, który pochłania się w zupełności swej pracy i nie odnajduje czasu dla rodziny. Można byłoby pomyśleć, że to zwyczajna rodzina w dzisiejszych czasach, jednakże Michał Sokołowski zawsze zapracowany, zbyt mało poświęca czasu i serca swej zonie i dzieciom. Mężczyzna niejednokrotnie łamie przysięgi złożone swoim najbliższym, gdyż kariera i sława jest dla chirurga priorytetem najważniejszym. Człowiek ten ciężko pracuje dla dobra rodziny, sądząc iż całą opiekę powinna ponieść jego małżonka matka dzieci. Nagły ,straszny wypadek diametralnie zmienia postać rzeczy. Młody chirurg po nagłej i przerażającej wiadomości telefonicznej, popada w depresję, brzydzi się swoim postępowaniem, ma wyrzuty sumienia i nieustające poczucie winy. Ten niewyobrażalny ból przeszywa jego serce w ciągu kilku sekund jego życie radykalnie się zmienia. Śmierć jego najbliższych: żony i trzyletniego synka Antosia wywołuje w nim jęk i łzy i nieodgadnione poczucie krzywdy, winy i strachu. Czy mężczyzna mógł przewidzieć sytuację?, kłębią się w jego głowie nieustające myśli?..., zbyt późno, aby cofnąć czas… Sokołowski popada w stan upojenia alkoholowego, aby zapomnieć o wszystkim. Ten młody mężczyzna zapomina, że w jego życiu, są jeszcze jego pozostałe dzieci, które właśnie teraz potrzebują jego wsparcia najbardziej. W tym momencie w życiu rodziny pojawia się ktoś życzliwy, ktoś kto za wszelką cenę chce odebrać pozostałe dzieci. Czy ,mu się to uda?. Po pewnym czasie Michał budzi się ze zbyt długiego snu w jakim dominował gniew, żal, smutek i na nowo pragnie zadbać o swoich najbliższych. Za wszelką cenę dąży do utrzymania swoich dzieci, przy sobie zmienia się, aby udowodnić przed sobą samym że jest w stanie udźwignąć wychowywanie swych dzieci i bierze na swoje barki ten obowiązek. W tym momencie słynny chirurg odnajduje drugą szansę swego życia i za wszelką cenę dąży do złączenia swej rodziny i odbudowania relacji.
Recenzja książki "Wyhoduj sobie wolność"
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 14, wrzesień 2021 12:07
- Wiesława Kruszek
Recenzja książki Marii Hawranek i Szymona Opryszka „Wyhoduj sobie wolność. Reportaże z Urugwaju”
Autorzy „Wyhoduj sobie wolność” pojechali do Urugwaju, by, jak piszą, „ zajarać dżointa”, a potem narodził się pomysł na książkę. W pisaniu wspomagała ich yerba mate, którą Urugwajczycy piją litrami, termos i tykwa z bombillą to ich nieodłączny atrybut. My na spotkaniu raczyliśmy się zwykłą herbatą i kawą, które nie mają tak wspaniałych właściwości jak napój z dalekiego kraju. Zgodnie przyznaliśmy, że nasza wiedza o Urugwaju nie wykraczała dotąd poza znajomość położenia tego miejsca. Zatem dzięki lekturze dwudziestu dwóch tekstów mogliśmy poznać trochę ten kraj.
Pan Ryszard od razu wskazał na reportaże związane z piłką nożną, fascynacja futbolem jest tam powszechna; „garra charrua” (wojowniczy duch) jest w narodzie, nawet gdy trzeba pogodzić się z porażką. Inni klubowicze, mniej może zainteresowani „świątynią kulistego boga”, mówili o ciekawych tekstach dotyczących laickości państwa, zalegalizowaniu uprawy marihuany, związków partnerskich, adopcji dzieci przez pary jednopłciowe czy przyjmowaniu uchodźców. Urugwaj, liczący zaledwie trzy i pół miliona mieszkańców, wydaje się krajem, gdzie wolność i tolerancja są najważniejsze. Nie zawsze jednak wszystko wygląda tak wspaniale. Są nierówności społeczne, pani Janka zwróciła uwagę na reportaż o ludziach utrzymujących się ze zbierania śmieci. Autorzy rozmawiają z Rosą, która marzy, by jej dzieci nie musiały „pracować w śmieciach”.
Pani Ola z kolei mówiła o reportażu „Nie taki znowu raj”, gdzie poruszono kwestie przyjmowania uchodźców, którzy po pewnym czasie chcieli wyjeżdżać, podglądani wciąż przez Urugwajczyków oczekujących od nich wdzięczności. Przyznała też, że trochę rozczarował ją bardzo krótki tekst „Kraj tłustych krów”, oczekiwałaby tu rozwinięcia tematu. Dla mnie również zastanawiająca jest niewielkich rozmiarów „Błękitna krew”, tekst umieszczony może ze względu na polski akcent.
Niektóre z reportażu wydały nam się znów nieco za długie, zbyt nużące, np. ten o ucieczkach z więzienia czy rozpisany na sceny tekst „Wolni od dymu” o procesie z koncernem Philip Morris. Zainteresowało nas „Dziesięć zasad Lucii”, żony prezydenta Jose Mujici. To reportaż o nim właśnie otwiera książkę i kończy się pytaniem, czy uda się, po kilku nieudanych próbach, przeprowadzić z nim wywiad. Udało się! Ostatni tekst to ciekawa rozmowa z Pepe, z której warto może przytoczyć takie zdanie: „Dla mnie wolność oznacza wolny wybór drogi, która może doprowadzić nas do większego poczucia szczęścia”.
Przyznaliśmy zgodnie, że Urugwaj to ciekawy kraj, zaś Maria Hawranek i Szymon Opryszek chcieli nam go pokazać z różnych stron, odbyli wiele rozmów, odwiedzili swych bohaterów w domach, miejscach pracy, kawiarniach; wysłuchali powierzonych im historii, wsłuchali się w relacje, zanotowali ważne myśli, zacytowali słowa poematów i piosenek. Jednak zabrakło nam w tym zbiorze reportaży pokazujących atrakcje turystyczne tego kraju, opisany przylądek Cabo Polonio raczej nie zachęca do odwiedzenia go, podobnie Montevideo, Melo czy miasteczko Durazno , czyli Brzoskwinia. Może taki był zamysł autorów. Chcieli, by czytelnik zobaczył ich oczyma kraj, gdzie można „wyhodować sobie wolność”. Jak rozumieć ten tytuł? Zachęcamy do lektury!
Wiesława Kruszek – Dyskusyjny Klub Książki działający przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradz
Więcej artykułów…
- Recenzja książki "Laska nebeska"
- Bańki mydlane-E.Świętek
- Recenzja książki "Łódź. Miasto po przejściach"
- Recenzja eseju Olgi Tokarczuk „Palec w soli, czyli krótka historia mojego czytania” z tomu „Czuły narrator”
- "W blasku diamentów" Anna Davis - recenzja
- "Gdy zakwitną poziomki" Agnieszka Walczak-Chojecka - recenzja
- "Minione chwile" Gabriela Gargaś - recenzja
- "Gargulec" Andrew Davidson - recenzja
- "Siedem lat później" Emilly Giffin - recenzja
- "Błogostan" Joanna Bojarska-Opiat - recenzja