Wyszukiwanie:

Logowanie:

Realizatorzy:

Recenzje czytelników klubów DKK

"Hollywood" Charles Bukowski zwycięska recenzja w konkursie Instytutu Książki DKK Rawa Maz.

Charles Bukowski*
Hollywood
W ostatnim czasie w naszym kraju obserwujemy wzmożone zainteresowanie czytelników twórczością nieżyjącego już Amerykanina zmarłego w 1994 - Charlesa Bukowskiego; znanego skandalisty i uznanego twórcy. Domyślając się, iż u podłoża tego zjawiska leży między innymi profesjonalnie przeprowadzone przedsięwzięcie marketingowe z ciekawością jednak sięgnąłem po Hollywood; przedostatnią z sześciu napisanych przez Bukowskiego powieści, którą opublikował w 1989, a więc prawie u kresu swego życia.
 
Hollywood jest autobiograficzną opowieścią o pisaniu scenariusza i pełnej przeciwieństw drodze do nakręcenia opartego na nim filmu**, w której pisarz swe własne doświadczenia i swą własną tożsamość dla formalności przelał w postać Henry’ego Chinaski. Więcej o fabule, o ile ten termin może się odnosić do wspomnień, nie ma co pisać, żeby nie odbierać czytelnikom tej odrobiny zaciekawienia, którą lektura Hollywood może wzbudzić, a i to tylko za pierwszym razem.
 
Styl prozy Bukowskiego jest prosty, na granicy płytkości. Mam wrażenie, iż jego pozycję w literaturze bardziej zbudował marketing, którego głównym elementami były wyeksponowany alkoholizm i seksualność, niż zalety jego pióra. Nawet reklamowane wulgaryzmy są tak dalekie od słownictwa, które można usłyszeć wszędzie, nie wybierając się nawet na mecze piłki nożnej, jak skaleczenie nożyczkami do paznokci od rany po pile łańcuchowej. Mnie osobiście taka konwencja nie za bardzo odpowiada, a sama lektura nie była czymś zachwycającym, ale trzeba też przyznać uczciwie, że nie była też męcząca. Zwykła opowieść alkoholika, prawdopodobnie wielce utalentowanego, który pomimo długiego żywota spłodził raptem sześć powieści***. Podejrzewam, iż podkreślając pozytywny wpływ alkoholu, który był jego weną, zapobiegał myśli o tym, ile mógłby stworzyć, gdyby sam siebie przy jego pomocy nie niszczył.
 
Mam wielki niedosyt co do głębszych treści, a właściwie prawie ich braku w Hollywood. Znałem wielu pijaczków, zwykłych prostaków bez wykształcenia, którzy w dłuższej rozmowie okazywali się lepszymi obserwatorami życia i świata oraz większymi filozofami niż Bukowski. Wielka szkoda, gdyż liczyłem, iż człowiek, który większość życia spędził na rauszu, bardziej oderwany od codziennego kieratu niż zdecydowana większość mu współczesnych, zaprezentuje tutaj coś interesującego. Z drugiej strony rzecz biorąc, trzeba przyznać, że Bukowski prawdopodobnie z dużą dozą autentyzmu, choć może nieco koloryzując, przedstawił nam świat amerykańskiego przemysłu filmowego. To może być ciekawy aspekt lektury pod warunkiem, iż cały czas będziemy mieli świadomość, że jest to tylko subiektywne spojrzenie na część Hollywood, z którą Bykowski się zetknął, a zwłaszcza na Hollywood w pewnym ściśle określonym momencie jego historii. Momencie, który już dawno przeminął, wraz ze swymi realiami i klimatem. Jeśli ktoś chce poznać ducha współczesnego kina, zwłaszcza tego ambitniejszego, nie może się posiłkować Bukowskim. Lepiej niech sięgnie po coś współczesnego, jak choćby „Kino to szkoła przetrwania” Agnieszki Wiśniewskiej i Małgorzaty Szumowskiej.
 
Moment podsumowania jest zawsze najtrudniejszy, ale w tym wypadku szczególnie sprawia mi problem, gdyż Hollywood trzeba odmiennie oceniać zależnie od kryteriów, którymi się będziemy kierować. Wartości moralnych, wzorców do naśladowania czy jakiegokolwiek przesłania próżno w tej książce szukać, podobnie jak mistrzostwa słowa czy stylu, więc absolutnie nie jest to lektura dla początkującego czytelnika, a zwłaszcza młodego, który mógłby uznać, że alkoholizm pomoże mu osiągnąć sukces i długie barwne życie. Prędzej właściwie odbierze ją koneser, zwłaszcza mający już doświadczenie życiowe pozwalające mu spojrzeć z dystansem na tą pijacką opowieść i najlepiej zmęczony innymi, wymagającymi i wypełnionymi wartościami dziełami, który szuka po prostu czegoś do poczytania. Czegoś, co nie wzburzy jego umysłu, serca ani duszy, a po prostu da się poczytać i odpocząć od wymagających lektur. Ja akurat nie byłem w takim momencie, więc mnie niestety Bukowski tym razem nie zachwycił
 


* Henry Charles Bukowski
 ** Ćma barowa (Barfly, 1987) w reżyserii Barbeta Schroedera, z Faye Dunaway i Mickeyem Rourke w rolach głównych
*** Oczywiście powieści nie są jedynym dorobkiem literackim Bukowskiego, niemniej trudno go zaliczył do rewolwerowych piór.
 
Pozdrawiam serdecznie
 
DKK Rawa Mazowiecka
woj. łódzkie
Radosław Magiera

"Rzeki Hadesu" Marek Krajewski

„Rzeki Hadesu”  Marek Krajewski
 
Popularność, dodajmy od razu, iż całkiem zasłużoną, przyniósł Markowi Krajewskiemu cykl klasycznych kryminałów o śledztwach prowadzonych przez przedwojennego wrocławskiego detektywa Eberharda Mocka. Później autor stworzył drugą postać pierwszoplanową – lwowskiego policjanta Edwarda Popielskiego, dla którego rozpoczął nową serię powieściową. WRzekach Hadesu pisarz postanowił doprowadzić do bezpośredniego spotkania tych dwóch mężczyzn o silnych osobowościach. Co c tego wyszło?

W przedwojennym Lwowie dochodzi do porwania i zgwałcenia nastoletniej dziewczynki. Sprawą zajmuje się oczywiście Popielski. Niestety, sprawca nie zostaje ujęty, choć jego tożsamość udaje się odkryć. Potem przychodzi wojna i w powojennym Wrocławiu, gdzie trafiło wielu byłych Lwowiaków, znów splatają się losy pedofila, który dotąd unikał kary, i Edwarda Popielskiego, który już z policją nie ma niczego wspólnego poza tym, że musi jej unikać jak ognia. Tam pojawia się również Mock, który pomaga Popielskiemu, dzięki czemu oba cykle powieściowe zostają połączone. Jak się to wszystko skończy oczywiście nie zdradzę; odebrałoby to książce wiele.

Rzeki Hadesu, jak wszystkie powieści Krajewskiego, są stylistycznie na najwyższym poziomie. Pod tym względem w polskim kryminale współczesnym jest nasz pisarz klasą samą w sobie. Również dbałość o szczegóły historyczne jest stałym wyznacznikiem jego twórczości. Niestety na szczegółach się kończy i w moim odczuciu autor jest jednak tylko perfekcyjnym rzemieślnikiem. Pomimo dbałości o detale, obraz Lwowa, ale nie ten wizualny, a ów dotyczący rzeczy niepomiernie ważniejszych, czyli przedwojennych realiów społecznych, jest dla mnie nieprzekonujący. Wirtuoz nawet zmyślając wszystko, od początku do końca, potrafi ukazać prawdę, ukazać jak było; jak myśleli ludzie, jak czuli, jakie były mechanizmy społeczne i ukryte sprężyny działania władzy. Zmyślając jest bardziej prawdziwy niż ci, którzy opierając się na realiach nie potrafią odtworzyć niczego, co poza konkrety wykracza. Szkoda, że Krajewskiemu w obecnym podejściu tej zaklętej granicy nie udało się przekroczyć, co nie zmienia faktu, iż w tym kanonie w polskiej literaturze w chwili obecnej jest bezkonkurencyjny. Zaznaczam jednak, że tylko w Polsce i tylko w granicach wąsko pojmowanego kryminału. Gdyby rozpatrywać również sensację i powieść szpiegowską, liderem bym go już nie określił.

Rzeki Hadesu często są określane jako obrzydliwe, makabryczne, odrażające. Ja niczego z tych rzeczy w nich nie zobaczyłem. Owszem – jest to kryminał, ale nie mroczny, jak choćby prześwietne powieści Kena Bruena, tylko brudny. I dobrze; to powiew autentyczności. Kto robi w brudach, ten choćby nie wiem jak chciał, czystym nie pozostanie. Jeśli ktoś chce czytać o zbrodni, niech nie oczekuje przyjemnej rozrywki. Jeśli powiemy, że Rzeki Hadesu są odrażające, to jak nazwiemy choćby American Psycho? Nie szafujmy mocnymi określeniami, by nam ich nie zabrakło wtedy, gdy będą potrzebne. Inna sprawa, że brudów, tych w myślach i ustach postaci powieści Krajewskiego, jest najczęściej zbyt mało. Nawet ludzie ewidentnie prości i z marginesu wyrażają się zbyt cenzuralnie, a myślą wręcz jak literaci.

Jak wspomniałem, w kwestii tła i klimatu społecznego, mechanizmów międzyludzkich i zachowań różnych osób w zmiennych warunkach, Rzeki Hadesu wypadają słabo. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę specyfikę gatunku, czyli powieść nieporównanie bliższą kryminałowi w stylu Conan Doyle’a niż choćby współczesnemu kryminałowi skandynawskiemu, to wówczas należy tę powieść ocenić całkiem odmiennie. Nikt przecież nie zarzuca westernowi infantylności scen pojedynków przed saloonem, więc i klasycznemu kryminałowi nie sposób wytykać zbyt mocno pewnej charakterystycznej płytkości. Rzeki Hadesu to kawał dobrego pisarskiego rzemiosła i po uwzględnieniu ograniczeń kanonu jest to rzecz w gruncie rzeczy do polecenia, ale raczej tylko i wyłącznie miłośnikom takiej właśnie odmiany gatunku, niż dobrej literatury w sensie bardziej ogólnym, tym bardziej, iż nawet wcześniejsze powieści autora, jak choćby Festung Breslau, wypadają bardziej przekonująco niż ta właśnie. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że za dużo w Rzekach Hadesu zagrań pod publiczkę, jak choćby przejaskrawiona polskość Lwowa czy zalatujący serialem Czas Honoru obraz powojennej rzeczywistości zogniskowany na niedobitkach AK i zaprzedanej ZSRR polskiej służbie bezpieczeństwa. Może to tylko takie moje odczucia, niemniej jednak mam wrażenie, iż uwzględniając wszelkie aspekty, nie jest to książka, którą z czystym sumieniem mógłbym polecić komukolwiek poza zagorzałymi miłośnikami kryminałów. Niestety, gdyż tego pisarza stać na więcej, czego już dawał dowody
 
 
 
Pozdrawiam serdecznie
Radosław Magiera
DKK Rawa Mazowiecka
woj. łódzkie

"Świat diabła" Wiktor Jerofiejew

„Świat diabła”  Wiktor Jerofiejew

*Gdyby mądrość Wschodu znała prawdę, w Chinach nie byłoby „rewolucji kulturalnej”

Już dawno nie miałem w ręku żadnego wydania świeżej rosyjskiej prozy, więc z ciekawością sięgnąłem po Świat diabła Wiktora Jerofiejewa. Ten tomik krótkich form reklamowany jest jako owoc wędrówek niestrudzonego globtrotera zawierający błyskotliwe analizy polityczne i społeczne oparte na wnikliwych obserwacjach poczynionych podczas licznych wojaży, a wszystko to ma być okraszone humorem często podszytym ironią i sarkazmem.

Lektura nie okazała się wielką katuszą, ale nazwanie jej przyjemnością byłoby znaczącym przekłamaniem. Styl nie najwyższego lotu, w dodatku nierówny, nie wciąga, ale na szczęście teksty są krótkie. Gdyby z podobną „klasą” napisano powieść, niewielu byłoby w stanie dotrwać do jej końca.

Muszę przyznać, że bardzo sobie cenię książki, z których mogę się dowiedzieć, jak żyją ludzie w miejscach, gdzie raczej nigdy sam się nie pojawię; jak myślą, jak czują, czym różnią się od nas, a w czym są podobni, no i oczywiście – co myślą o nas, Polakach. Niestety tutaj również na Jerofiejewie się zawiodłem.

Jeśli uważacie, że można poznać kraj z okna taksówki lub limuzyny, ewentualnie z okien hotelowych apartamentów, w dodatku z reguły luksusowych, to być może jest to książka dla Was. Po przeczytaniu Świata diabła autor jawi mi się jako rodzaj dzisiejszego pieczeniarza. Bywa wśród najbogatszych, ale nie do końca jako jeden z nich, a raczej dlatego, iż jako człowiek medialny jest zapraszany przez różnych przedstawicieli elit, którzy mają potrzebę ogrzać się w blasku obieżyświata-celebryty, a w zamian fundują mu wikt i opierunek. Niestety Jerofiejew nie wychodzi poza swój świat snoba, pozera i nawet w pewnym sensie prostaka. Bardzo się na tej książce zawiodłem, gdyż jego zmysł obserwacji nawet się nie umywa choćby do naszego rodzimego Cejrowskiego, żeby daleko nie sięgać. Teksty Jerofiejewa w większości bardziej przypominają notki z działu plotek o celebrytach podrzędnego czasopisma dla gospodyń lub oszołomionych małolatów, niż materiały pretendujące do miana obserwacji i analiz z życia różnych narodów i społeczeństw. Osobnym tematem jest wiarygodność autora, mającego się za człowieka wykształconego. Jeśli ktoś pisze, iż w 1924 rosyjski car coś tam robił, to nic już nie da się powiedzieć na jego obronę, gdyż w tym czasie jedyne, co car mógł robić, to gnić.

Obrazy wielu nacji, które możemy uzyskać ze Świata diabła nie tylko są w większości płytkie i wręcz infantylne, ale wręcz fałszywe, jak choćby migawki z RPA czy Japonii. W tym świetle podtytuł tomiku (Geografia sensu życia), brzmi wręcz kuriozalnie. Mimo wszystko w książce tej uważny czytelnik zauważy kilka prawdziwych złotych myśli, jak choćby podsumowanie dorobku filozofii Wschodu* czy prawdziwa perełka – rozdział Mechanicy, w którym pięknie ujął jedną z zasadniczych różnic między mentalnością ludzi zamieszkujących na wschód od Odry i tych żyjących na zachód od niej. Szkoda tylko, że tych diamencików jest niewiele i choć błyszczą, nie są w stanie zmienić obrazu miałkości, w której toną.

Reasumując, muszę z żalem stwierdzić i przestrzec, że większość czytelników z pewnością się na tej lekturze zawiedzie, o ile w ogóle będzie w stanie dobrnąć do jej końca. Nie żeby była to pozycja całkiem bezwartościowa. Wiedza o takim sposobie życia i patrzenia na świat, jaki prezentuje Jerofiejew, też może być interesująca, ale jedynie dla wąskiego grona wyrobionych odbiorców. Nie będzie to jednak ani rozrywka wysokich lotów, ani wielkie przeżycie, ani coś, co spowoduje zmianę w naszym widzeniu rzeczywistości. Wszystkim innym proponuję więc raczej poszukanie sobie innej książki; jest przecież w czym wybierać, i wśród wartości, i w rozrywce

Radosław Magiera
DKK Rawa Mazowiecka



"Czerwony rower" Antonina Kozłowska

„Czerwony rower” to historia przyjaźni trzech kobiet: Karoliny, Beaty i Gosi. Poznajemy je jako dorosłe kobiety, które założyły już  swoje rodziny. Nagle wraca do nich tajemnica z przeszłości. Przenosimy się do lat 80-tych, w których dorastały trzy przyjaciółki, do których z czasem dołączyła jeszcze jedna koleżanka Aneta. Kozłowska opisuje problemy, z jakimi zmagały się dziewczęta. Każda pochodziła z innego domu i miała inne problemy. Połączyła je przyjaźń, ale czy tak naprawdę była to przyjaźń czy tylko przywiązanie i chęć należenia do jakiejś grupy?

Jest to bardzo przejmująca i prawdziwa opowieść o życiu i o przyjaźni, w którą wkrada się kłamstwo i rywalizacjja.

Zapraszamy do lektury.

"Śmierć w bunkrze" Martin Pollack

Recenzja czytelniczki DKK Działoszyn
autor: Marta Kucharska

Prawda bywa różna. Potrafi przynieść ukojenie, rozżalić, złamać, a nawet odbudować to co już obrócono w gruzy. Prawda może też być chłodnym, wyważonym reportażem z istotnymi faktami, które zaskakują, ponieważ były mroczną, nie tylko historyczną, ale także i rodzinną tajemnicą.Taka jest właśnie powieść Martina Pollacka "Śmierć w bunkrze".

Na początku jest ciekawość i człowiek, który swą ciekawość pragnie za wszelką cenę zaspokoić. Podróż, nie tylko ta rzeczywista opisana w książce, ale i ta, która kartka po kartce odkrywa coraz to nowsze fakty, tak chłodne jak czysta lśniąca stal. Poznajemy w niej ludzi,o których myśl, że byli by oni zdolni do ludzkich odczuć jest druzgocąca. W tej książce nie ma ubarwień. Zło jest nazwane złem, kłamstwo kłamstwem. Ojciec, który wbrew pozorom nie wyróżniał się szczególnym okrucieństwem jako członek gestapo. Z większym zamiłowaniem do narciarstwa i wycieczek górskich – ludobójcą. Autor chce za wszelką cenę ustalić prawdę historyczną dotyczącą haniebnych wydarzeń sprzed lat, wykazuje się przy tym ogromną odwagą. Staje bowiem twarzą w twarz nie tylko z historią swojego kraju, ale co za tym idzie z historią swoich najbliższych. Prawdą, która chwyta za gardło, nie pozwala zwątpić, jest nie ustępliwa, póki się w nią nie uwierzy.

Prawda...

Książka bez fikcji, bez zbędnych ubarwień, prawdziwa.

„Staliśmy tak naprzeciw siebie przez kilka minut w milczeniu. Nie było nic do powiedzenia”.

Nic więcej do powiedzenia nie pozostaje, jakakolwiek konfabulacja jest zbędna...” Śmierć w bunkrze” Martina Pollacka to książka wielka. Warta głębokiego zaangażowania. Pozostaje tylko zachęcić do jej przestudiowania.

 

Kukułka Antoniny Kozłowskiej

Proza Antoniny Kozłowksiej oczarowała mnie po raz pierwszy, gdy przeczytałam "Trzy połówki jabłka". Nie zawiodła mnie również jej "Kukułka". Książka niesamowicie emocjonalna, poruszająca, zapadająca w pamięć. Historia dwóch kobiet, które pozornie wszystko dzieli. Marta- zamożna, pracująca w korporacji, mieszkająca z mężem na luksusowym, warszawskim osiedlu. I Iwona- samotna matka dwójki dzieci, woźna, z trudem wiążąca koniec z końcem. Jedna ma wszystko, ale brakuje jej najważniejszego- dzieci. Druga stworzona do rodzenia. I w czasie gdy, po kolejnych poronieniach, Marta decyduje się na wynajęcie surogatki, Iwona podejmuje decyzję o urodzeniu komuś dziecka, by poprawić sytuację materialną swojej rodziny. Plan wydaje się prosty, ale zawodzi, gdy Iwona poczuje miłość do dziecka, które nosi pod sercem. Autorka znakomicie opisuje emocje i rozterki obu kobiet. Trudno opowiedzieć się po stronie tylko jednej z nich. Obie mają swoje racje. Można jedynie z zapartym tchem śledzić losy bohaterek i dziękować opatrzności, że nie jest się w takiej sytuacji. Książka podejmuje trudny, ale jakże ważny problem, a do tego napisana jest w taki sposób, że czyta się ją sprawnie i z przyjemnością. Może nie jest to proza "z najwyższej półki", ale i po taką warto sięgnąć.

„Ptakon” Witold Horwath

 

„Ptakon”  Witold Horwath

 

Recenzja powstała na podstawie wypowiedzi klubowiczów

 

             Stefan Kozerski, psycholog z czterdziestoletnim stażem. Wykładowca a zarazem biegły w sprawach kryminalnych w których należy orzec o poczytalności sprawcy. Jego kolejny przypadek to Żaneta, szesnastoletnia kanalia. Tak nazywa ja w myślach, lekarz z profesorskim tytułem. Jest to dziewczyna która wraz z dwoma kolegami zabiła swojego rówieśnika saperką w prezencie na urodziny, by zobaczyć jak umiera człowiek. Żanet, bo tak każe na siebie mówić,  trafiła do doktora Kozerskiego prosto z więziennej celi, po nie udanej próbie samobójczej. Próbie S, jak mawia się w żargonie psychiatrów oraz biegłych w symulacji kryminalistów. Stefan Kozerski rozpoczyna wywiad psychiatryczny. Z drugiej strony Anna, jego najlepsza studentka następnie zaś koleżanka po fachu. Znakomita specjalistka, osoba głęboko wierząca a zarazem dziewczyna z mroczną i niejasną przeszłością, którą zaczyna odkrywać młody prokurator a zarazem jej narzeczony. Co łączy obie dziewczyny, co wykryje w prywatnym śledztwie prokurator i jaką role w tym wszystkim odegra Stefan Kozerski dowiecie się czytając „Ptakona” Witolda Horwatha.

            „Ptakon” Witolda Horwatha na pewno nie jest prosty w odbiorze. Składają się na to dwa aspekty. Pierwszy z nich to konstrukcja i układ tekstu. Urywane i przeskakujące wątki nie rozdzielone rozdziałami czy choćby wielka literą. W książce tej obracamy się cały czas wokół chorób psychicznych i podejrzewam, iż zabieg ten miał wywołać w czytelniku pewien obraz myślenia osoby chorej psychicznie. Czy to dobry zamysł ?, cóż… Kolejna sprawa to mnogość wątków, na początkowych pięćdziesięciu stronach autor po prostu bombarduje nas ogromem informacji, skokami w czasie i przestrzeni. To także powoduje dysharmonie w czytaniu. Dlatego też nie polecałbym tej książki indywidualnym czytelnikom na długie jesienne wieczory, w tym czasie o depresję naprawdę łatwo. Polecam za to tę książkę wszystkim Dyskusyjnym Klubom Książki jak i miłośnikom rozmów o przeczytanej lekturze. „Ptakon” to znakomity materiał do dyskusji. Tematy wokół jakich oscyluje książka są tak zwanymi tematami „rzeka”. Choroba psychiczna, wiara, motyw winy i kary, odcięcie się od przeszłości czy życie z piętnem mordercy. Rozmowa o tej książce może być naprawdę gorąca, u nas w każdym razie prawie wrzało.

 

                                                                                                         Zbigniew Pacho

 

„Gottland” Mariusz Szczygieł

 

„Gottland”  Mariusz Szczygieł

 

Recenzja powstała na podstawie wypowiedzi klubowiczów

 

Tomas Bata wraz z bratem i siostrą z pierwszego małżeństwa ich ojca Antonina postanawiają się usamodzielnić. Wraz z rodzeństwem proszą ojca o zaległy spadek po matce oraz o ewentualne pieniądze jakie mieliby dostać po…jego śmierci. Co jest przyczyną takiego myślenia –„Nie mają czasu czekać tyle lat, a poza tym w domu jest ciasno”-. Trzeba dodać iż jest to rodzina szewska. Początki pracy na własny rachunek jak się okazuje nie są takie proste. Popadają w długi, nie stać ich na zakup skór do wyrobu butów. Tomas patrząc na kończące się zapasy materiału wpada na najważniejszą zasadę swojego życia – „Z wady zawsze zrobić zaletę”-. I tak w głowie Tomasa rodzi się pomysł szycia butów z płótna. Niewątpliwie ta wizjonerska decyzja pokieruje jego dalszym losem i rozwojem gigantycznego konsorcjum jakim były w Czechach fabryki butów Bata. Butów znanych w całej europie a później na świecie, butów których marka przetrwała do dziś. Jeżeli chcecie się dowiedzieć o szczegółach arcyciekawych losów i wizji otaczającego świata Tomasa Bata i jego brata Jana przeczytajcie reportaż „Ani kroku bez Baty” z książki Mariusza Szczygła pt: „Gottland”.

Mariusz Szczygieł dziennikarz znany jest i kojarzony przede wszystkim z pierwszego w Polsce talk-show „Na każdy temat” emitowanego w telewizji POLSAT. Jednak istotniejszą informacją, jest jego współpraca z Gazetą Wyborczą, gdzie jest odpowiedzialny a właściwie współodpowiedzialny za dział reportażu. I właśnie tenże reportaż spowodował to, iż pan Mariusz się zakochał, zapytacie w kim, otóż odpowiedź brzmi …. w Czechach. W wyniku kilkuletnich obserwacji, rozmów, literatury powstało kilkanaście reportaży o Czechach które  zostały zebrane i powiązane niejako w całość zatytułowaną „Gottland”, która we wspaniały sposób przekazuje nam, czytelnikom, spojrzenie autora na ten naród. Jest to obraz który przedstawia nam Polakom, Czechów w innym świetle niż postrzegaliśmy ich do tej pory. Jak do tej pory, czyli jak, można zapytać? Otóż wydaje mi się, że jako rubasznych  „Szwejków” lubiących piwo, jako ludzi bez zrywów narodowych takich trochę nazwijmy to głupawo – niezdarnych. Ale czy faktycznie tak jest?. „Gottland” stawia te postawy w trochę innym świetle aczkolwiek nie zaprzecza im. Ukazuje nam sposób myślenia naszych południowych sąsiadów, a uwierzcie mi jest on diametralnie różny od Polskiego. Smaku tej książce dodają postaci które znamy i poniekąd lubimy oraz osoby o postawach i istnieniu których nie mieliśmy zielonego pojęcia. Tak więc poznajemy losy wspomnianego wyżej Tomasa Bata, założyciela słynnej firmy obuwniczej, Helenę Vondraczkową. reżysera Evalda Schorma, legendę Nowej Fali, któremu przez 20 lat nie pozwolono kręcić filmów czy w końcu postać od której został zaczerpnięty tytuł czyli Karela Gotta. Znakomita książka dla wszystkich którzy chcą choć trochę zgłębić swoją wiedzę o PRAWDZIWYM OBLICZU CZECH. Gorąco polecamy i z niecierpliwością czekamy na kolejne reportaże Mariusza Szczygła. 



             

             

 

                                       

Zbigniew Pacho

 

„Muzyka środka” Marcin Świetlicki

  Normal 0 21 false false false PL X-NONE X-NONE MicrosoftInternetExplorer4

„Muzyka środka”

 

Marcin Świetlicki

 

Recenzja powstała na podstawie wypowiedzi klubowiczów

           

- Jedna linijka przeciw tobie -.

poczuj ten lodowaty żużel wewnątrz; ode mnie dla ciebie”

 

            Jak opisać tomik poezji?. Przyznam szczerze, że długo się zastanawiałem co uczynić motywem przewodnim, od czego zacząć. I przyszło mi na myśl jedno słowo – interpretacja. Jak opisywać poezję?. Zastanawiać się w jakim stanie ducha był poeta, co chciał powiedzieć w wierszu ….. Interpretacja utworu literackiego, rodzaj analizy naukowej…. itd.

Otóż moim zdaniem nie. Interpretacja, działanie i rozbijanie na elementy pierwsze według określonego schematu to morderstwo z premedytacją na utworze. Szczególnie gdy dotyczy to poezji. Wiersz jest efektem naszej wewnętrznej muzyki środka. A nie każdemu to samo w duszy gra. Poezja to emocje przelane na papier. To emocje piszącego ale i czytającego. Ten sam wiersz możemy odczytać na wiele sposobów, zależnie od tego w jakim jesteśmy w danym momencie nastroju. Zależy to także od naszej dojrzałości tej emocjonalnej ale i tej którą wskazuje nasza metryka. Równoznaczne jest to także z tym z skąd pochodzimy, jaki mamy zasób wiedzy tej nabytej ale i tej życiowej czy w końcu od naszej płci.

Dlatego pozwólmy czytelnikowi by interpretacja, jeżeli już musi być, była swobodna. Czytając poezje nie da się myśleć schematami. Nie narzucajmy odbiorcy z góry ustalonego - „poeta w swoim wierszu chciał powiedzieć że… Czujmy poezje a nie ją analizujmy. Dlatego też piszący który oddaje nam kawałek siebie powinien być na tyle świadomy, iż wie, że zrozumiemy sens jego przesłania ale niech też wie, że jego poezja będzie żyła własnym życiem. Ponieważ decydując się na sprzedanie swojego JA musimy się liczyć z tym, iż może się to stać JA kogoś innego. Czytający może w strofach poety odnaleźć swój sens, może odnaleźć siebie. A nie koniecznie musi się to zgadzać z docelowym przesłaniem.

Jestem pewien, ze Mariusz Świetlicki ma tego pełną świadomość wydając swoja „Muzykę środka”

 

- Jedna linijka przeciw –

„i tak można w nieskończoność, bardzo dziękuje”

 

Zbigniew Pacho

DKK Rawa Mazowiecka

 

"Przypadek" Grzegorza Miecugowa

 

 

Biorąc do ręki książkę Grzegorza Miecugowa „Przypadek” zastanawiałam się czy jej tytuł stanowi nawiązanie do filmu Krzysztofa Kieślowskiego. Nic bardziej mylnego. Jeśli już miałabym szukać odniesień filmowych czy literackich to znajduję je w filmie „Ścigany” z Harrisonem Fordem.

Miecugow opowiada prostą historię o miłości, zdradzie, oszustwie i roli przypadków w życiu.

Główny bohater Marcin Szuster to człowiek spełniony zawodowo, wierny swojej ukochanej. Zostaje on, poniekąd na własne życzenie uwikłany w splot zbiegów okoliczności. Będąc przekonany o zdradzie narzeczonej i przyjaciela doznaje wstrząsu i zachowuje się totalnie irracjonalnie. Zamiast dać upust swoim emocjom, porozmawiać, czy nawet pokłócić się z ukochaną, on ucieka. Takie zachowanie jest dla mnie niezrozumiałe, ale czy działania człowieka zawsze są racjonalne? Podczas tej ucieczki czuje się osamotniony i momentami zaczyna mieć wątpliwości, czy postępuje słusznie. Pod koniec książki Szuster spotyka profesora Żelińskiego. Bohaterowie rozmawiają o fenomenie powstania świata, o jego sensie i robią to na najwyższym poziomie. Przypomina to program realizowany przez Miecugowa „Inny punkt widzenia, w którym dziennikarz rozmawia z zaproszonym gościem (zwykle przedstawicielem świata nauki, kultury, sportu) o otaczającej rzeczywistości, historii, filozofii.

Książka jest napisana sprawnie, prostym językiem. Na początku czytało mi się ją bardzo dobrze. Nie wiedząc co się naprawdę wydarzyło i jaki Marcin ma plan ukarania zdrajców, czekałam z niecierpliwością na rozwój wypadków. Ale w miarę poznawania losów bohaterów miałam wrażenie, że wszystko spowalnia, w tym również tempo mojego czytania.

Moja konkluzja jest taka, że życia zaplanować się nie da, nie mamy na wszystko wpływu nawet gdy nam się tak wydaje. Życie pisze własne scenariusze. Poza tym nie zawsze to, co widzimy jest tym, co nam podpowiada nasza wyobraźnia. Czasami widzimy tylko część obrazka , a resztę sami sobie dopowiadamy.

                                                                                                                        Aneta -

                                                                                                     DKK przy GBP w Wodzieradach

 

"Dom w domu" Anny Kamieńskiej (cz. 1)

 

Dnia 17 stycznia 2013 roku byliśmy na biblioterapii. Książka, którą czytała nam pani Ewelina miała tytuł: „Dom w domu”. Autorką jest Anna Kamieńska. Autorka napisała te książkę w formie pamiętnika. Najpierw pani Ewelina przedstawiła nam jakie postacie będą występować. Opowiadanie zaczyna się od piątku. Poznajemy Misię – jamniczkę, która urodziła małe jamniczki. Narratorka – Dorota ukończyła w ten dzień 10 lat. W tym dniu urodził się także Kuba. Tata zaprosił córkę do kawiarni na ciastko. Od mamy dostała sweterek na urodziny. Opowiadaliśmy o swoich psach i przygodach z nimi. Adaś pokazał pani Ewelinie swego psa w telefonie. Drugie opowiadanie zaczęło się od soboty. Autorka opisała w nim całe życie, które rozgrywa się w domu. Dom jest pełen odgłosów i nalewania herbaty, odgłosów kroków babci. Misia warczy gdy ktoś wyciąga rękę do jej dzieci. Tylko tata może je głaskać. Doroty tata jest z zawodu pisarzem. Pisze na maszynie. Klawisze też wydają odgłosy. Dorota wspomina rozmowę z tatą w kawiarni. Tata powiedział jej, że nadal jest ich ukochaną córeczką, mówił że urodził się bratanek Kuba. Dorocie nie spodobało się, że zostanie ciotką a tacie że został dziadkiem, bo przecież nadal są młodzi. Dalsze opowiadanie zostało napisane w poniedziałek. Mama Doroty jest z zawodu dyrektorem. Dużo pracuje, jeździ maluchem. Dorota nic nie napisała w niedzielę, bo miała urodzinową imprezę. Miała duży tort, dostała prezenty. Gdy skończyła się impreza to posprzątała z mamą. Wieczorem mama położyła się koło córki i wspominały dzieciństwo. Mama opowiedziała jej bajkę o Dorocie która lubiła kwiaty i pewnego dnia do ogrodu przyszedł malutki chłopiec. Dorotka oprowadzała Kubę po ogrodzie. Mama chciała wprowadzić Dorotkę w klimat jaki będzie w domu gdy będzie w nim Kuba. Kolejnym dniem w pamiętniku była środa. Grzegorz był w liceum gdy Dorota się urodziła. Zawsze patrzył na siostrę z góry bo był wysoki. Dorota wystraszała mu dziewczyny mówiąc do niego „tata”. Jolkę pierwsza poznała Misia, którą Grzegorz zabierał na spacery. Zrobił się łagodniejszy, lepszy. Zaproponował Dorocie spacer po parku. Na ławce siedziała dziewczyna, do której szybko podbiegła Misia. Była to Jolka. Zamieszkała jako żona Grzegorza razem w domu. Oprócz Jolki w tym domu pojawił się mały Kuba. Kolejny rozdział był w czwartek. Jolka pomagała Dorocie w odrabianiu matematyki. Gdy Jola wprowadziła się do Grzegorza ładnie urządziła pokój, zawiesiła czerwone firanki. Pewnego dnia pokłóciła się z Grzegorzem. Potem on kupił bukiet na przeprosiny. Kolejnym dniem opisywanym w pamiętniku był piątek. Cała rodzina szykuje się na przyjazd Kuby ze szpitala. Ważył 3800 g i długi na 54 cm. Dorota przy oknie czekała na Kubę. W końcu przyjechali z dzieckiem. Pakuneczek leży na tapczanie, wydobywa się płacz. Wszyscy nachylają się i oglądają dziecko. Dla Grzegorza początki były trochę trudne, ponieważ nie zdawał sobie sprawy że przy takim dziecku będzie dużo roboty. Pan Grzegorz w niedzielę poprosił swoją mamę żeby pomogła wykąpać Kubę. Jego mama przygotowała kąpiel dla Kuby. Dorota patrzyła na to, Grzegorz bardzo się denerwował. Kuba po kąpieli zasnął. W piątek do Kuby ciągle ktoś przychodził z wizytą i przynosił ubranka i zabawki. Kuba ssie całą pięść, w nocy krzyczy bo jest głodny. Gdy go mama nakarmi to Kuba śpi sobie spokojnie. Dorota szykuje dla Kuby podarek – obrazek. Dorota jest zauroczona Kubą. Na stole była dla nas naszykowana herbata, kawa i ciasteczka, którymi mogliśmy się poczęstować. Na koniec pani Ewelina robiła nam zdjęcia. Niedługo spotkamy się na kolejnym Dyskusyjnym Klubie Książki.

 

 

 

Recenzja zbiorowa klubowiczów

z Dyskusyjnego Klubu Książki dla osób niepełnosprawnych,

przy Filii nr 2 MBP w Pabianicach

"A jeśli zostanę..." Barbary Ciwoniuk

 

Książka pt. „A jeśli zostanę...” Barbary Ciwoniuk bardzo mi się podobała ponieważ, może nie było wielu emocji, ale były fajne sytuacje z naszych czasów.

Podobało mi się również, że w nowej szkole Wiktorii uczniowie mówili nie tylko w jednym języku. Ale nie podobało mi się to, że w niektórych wersach książka była nudnawa.

Najbardziej podobała mi się postać „Wesołka”, czyli Mateusza, ponieważ zawsze i wszędzie miał dobry humor, oraz jest bardzo sympatyczny.

A najbardziej nie podobała mi się postać Janki, ponieważ ulegała swoim koleżankom, a Majce dawała pieniądze na ciuchy.

Polecam książkę każdemu, kto lubi dobre i niezadługie książki.

 

 

Kamil Sadowski

z DKK dla dzieci,

przy Filii nr2 MBP w Pabianicach

Rowling - Trafny wybór

 JAK PISAĆ PO POTTERZE?   

     Joanne K. Rowling podejmuje się nie lada wyzwanie, postanawia napisać powieść po Harrym Potterze? Na dodatek powieść dla dorosłych. Po sukcesie cyklu o młodym czarodzieju trudno jest wyrwać się z pewnego schematu.  To tak jak z aktorami, których identyfikujemy z serialowymi rolami, a gdy spotykamy ich na deskach teatru w zupełnie innych kreacjach, to coś nam po prostu nie gra.

     Jednak warsztat językowy pisarki po raz kolejny okazuje się bez zarzutu. Książkę czyta się sprawnie. Mimo początkowej dezorientacji, spowodowanej liczbą postaci, stopniowo angażujemy się w poznanie sylwetek bohaterów. Akcja powieści rozgrywa się w fikcyjnym angielskim miasteczku Pagford. Wydarzenia z pierwszych stron zaskakują – umiera Barry Fairbrother. Mało ważne staje się, jakim człowiekiem był Barry, istotne zaś to, że zwolnił miejsce w radzie. Wizja przedterminowych wyborów uruchamia całą serię wydarzeń budujących fabułę. W świat przedstawiony wprowadza nas wszechwiedzący narrator. Toteż z pozycji czytelnika wiemy o wiele więcej niż bohaterowie uwikłani w tok wydarzeń rozgrywających się w Pagford. Dzięki takiej konstrukcji narracji nie gubimy się też w gąszczu postaci. Dlaczego jeszcze narrator mówi nam, kto zabił, zdradził i kto ukrywa się pod pseudonimem Duch Barry’ego Fairbrtothera? Bo powieść Rowling to nie kryminał. Czego wobec powyższego oczekuje się od czytelnika? Myślę, że tego, aby dostrzegł doskonale skonstruowany portret małomiasteczkowego społeczeństwa – rzekłabym – portret psychologiczny. I tu wkraczamy na uniwersalność świata wykreowanego przez autorkę. Zresztą takie uniwersalne odczytywanie podpowiada nam narrator. Już w III rodziale poznajemy poglądy jednej z bohaterek, Shirley Mollison, która w Barrym widzi pewien typ człowieka obecnego zawsze i wszędzie: Wszyscy Fairbrotherowie tego świata uważali, że wyższe wykształcenie czyni z nich kogoś lepszego od takich ludzi jak ona i Howard i że ich opinie mają większą wartość. Idą tym tokiem rozumowania nasuwają się kolejne pytania. Ile takich miasteczek znajdziemy w Polsce? Ilu Barrych Fairbrotherów zasiada w radach naszych gmin? To chyba dość niewygodne pytania, a skoro niewygodne, to zmuszające czytelnika do pewnej obserwacji i oceny otaczającego świata. Taka konfrontacja fikcji literackiej z naszą rzeczywistością zdaje się być nieunikniona. Tak jak mieszkańcy Pagford jesteśmy zarażeni codziennością, jesteśmy częścią powiązań, które Rowling rewelacyjnie demaskuje. Autorka kreśli obraz społeczeństwa używając wyłącznie odcieni szarości. Brak opozycji dobry – zły. Bohaterowie Trafnego wyboru stanowią przekrój społeczeństwa. Mamy tu tak zwaną klasę średnią, są elity, nie brak też przedstawicieli nizin społecznych. Na kartkach powieści spotykamy sklepikarzy, nauczycieli, pielęgniarkę i wiele, wiele innych postaci. Ta panorama społeczeństwa, pokazanie mechanizmów władzy i obnażenie hipokryzji mieszkańców wydają się w powieści Rowling najcenniejsze. Toteż sięgnięcie po tę lekturę uważam za trafny wybór.

Anna Jagieło-Kępińska

DKK Trębaczew

Trafny wybór

Barry Fairbrother nie żyje. Śmierć  członka znaczącej i wpływowej Rady inicjuje kolejne wydarzenia w małym miasteczku Pagford.

Miasteczko może i jest małe ale Rowling pisze o nim wielką powieść. Drastyczną, szokującą ale jak najbardziej odzwierciedlającą rzeczywistość. Autorka podjęła się analizy ówczesnego świata – przecież Pagford to miniatura całego społeczeństwa, nie tylko brytyjskiego. Relacje miedzy mieszkańcami oparte na plotce i prowokacji, ich pozorna moralność, obłuda i antagonizmy obecne są w każdej społeczności.

Co stanie się z mieszkańcami Fields, o których walczył Barry i do których w pewien sposób przynależał? Przecież był dowodem na to, co klasa średnia może zrobić dla marginesu społecznego. Czy położona na granicy dwóch miast kolebka zła zostanie zintegrowana z Pagford? Czy zostanie podjęta próba resocjalizacji narkomanów, prostytutek, całego patologicznego światka tak, jak pragnął tego Barry?

Trafny wybór to powieść dla dorosłych, ale autorka dużo miejsca poświęca młodzieży. Obiekt przemocy domowej – Andrew daje upust swej nienawiści kompromitując ojca. Adoptowany Fats, z którym wychowawczo nie radzi sobie ojciec – dyrektor szkoły zmagający się z nerwicą natręctw oraz matka pedagog, ucieka w przypadkowy (a może jednak reżyserowany) seks. Sukhvinder – córka lekarki sięga po żyletkę, samookaleczenia są reakcją na brak akceptacji i samoakceptacji. Ale co jest interesujące – Rowling nie do końca ocenia zbuntowaną młodzież. Ona raczej wytyka błędy wychowawcze rodzicom, którzy nie dostrzegają problemu lub zamiatają je pod dywan.

Światełko nadziei pojawia się nad losem Krystal – czytając powieść liczymy na to, że może się jej uda oderwać od świata narkomanów, wyjścia z tego marazmu. A to dzięki Barremu – on daje jej wiosło, sadza do kajaka, który staje się symbolem lepszego jutra, wypłynięcia z „padołu cierpienia”. Niestety tragedia kończy historię opisaną przez Rowling. Czy małomiasteczkowi wyciągną wnioski?

I jeszcze to pytanie: czy można było temu zaradzić? Kogo obwiniać? – matkę narkomankę, mieszkańców, którzy patrzyli ale nie widzieli, a może całą machinę biurokratyczną, która ograniczyła możliwości opiekunce społecznej?

Wielowątkowa powieść, z wieloma bohaterami, których losy w pewien sposób się przenikają, ciekawie prowadzona narracja – wielogłosowość, która umożliwia przejrzenie każdego bohatera, plotka, która staje się motorem wydarzeń. A wszystkiego dopełnia język – cięty i wulgarny, odzwierciedlający i pagfordzką społeczność i współczesny świat.

Książka Rowling zmusza do myślenia, do krytycznego spojrzenia na otaczający świat i jego problemy.

                                                                                                        Paulina Derek

                                                                                                        DKK Trębaczew 

„Z głowy” Janusz Głowacki

 

„Z głowy” Janusz Głowacki

 

Recenzja powstała na podstawie wypowiedzi klubowiczów

           

            Po przeczytaniu „Z głowy” Janusza Głowackiego chciało by się rzec, parafrazując powiedzenie – co w głowie to na języku. Pisarz opowiada historię swojego dotychczasowego życia, komentując przy okazji ówczesne wydarzenia. Swoje spostrzeżenia opisuje z charakterystycznym sobie, powiedzmy to, lekkim sarkazmem ale z trafnością większości jego autorskich spostrzeżeń nie sposób się nie zgodzić. Jest to opowieść człowieka którego moglibyśmy spotkać w barze przy kuflu piwa snującego swoją opowieść. „Z głowy” czyta się po prostu znakomicie. Krótkie rozdziały, podróżowanie w czasie i przestrzeni, nie sposób się nudzić. Co chwila poznajemy nowych znanych i ciekawych ludzi z którymi zetknął się pisarz. Głowacki w mistrzowski sposób opisuje losy, postawy polskiej emigracji której był przecież częścią. W książce nie ma tematów tabu, Głowacki pisze tak jak on postrzegał tamtejsze realia. Nie ma autorytetów z których nie można byłoby zażartować. Jednakowo w swojej książce opisuje znajomą dziwkę jak i postać z panteonu. Nie ma rozróżnienia na tych  dole i tych na górze wszystko to w jednolity sposób składa się na całość, na świat według Głowackiego. To stanowi o sile tej opowieści, nie ma zbędnego koloryzowania, ubarwiania. Pan Janusz „wywala” kawę na ławę a gdy komuś ma się dostać to dostaje. Każdemu według zasług.  

„Z głowy” jest też pewnym urealnieniem tak zwanego amerykańskiego snu. Wielu ludzi porzuca swoje dotychczasowe życie, dorobek, pozycje,  by spróbować amerykańskiego marzenia - „z zupełnej nędzy do potężnych pieniędzy.  I tak poznajemy losy ludzi którzy w Polsce coś znaczyli a Stanach w najlepszym przypadku skończyli na zmywaku a z czasem gdy nie maja już sił by walczyć, lądują w parku w kartonie. Bardzo podobała mi się taka myśl obrazująca obawę Głowackiego a mianowicie – w Polsce już byłem kimś, miałem wyrobione układy, wiedziałem jak żyć w tym systemie, zaś w USA będę twórcą jakich wielu, Panem Nikt.

Wracając do Głowackiego, jemu jednak się udało, ogólnie czytając tę książkę odniosłem wrażenie, iż Głowacki w całym swoim życiu miał dużo szczęścia. Krótko mówiąc dobrze mu się powodziło. Z racji koligacji i znajomości jego rodziny w okresie PRL-u miał dość łatwą drogę do tego by próbować aktorstwa czy pisarstwa nie brukając się pracą fizyczną. Nie był również jakimś wielkim buntownikiem który walczył z systemem. Ale trzeba też przyznać, że na takiego nie pozuje. Na emigracji też raczej spadał na „cztery łapy”.

Niemniej trzeba mieć sporo odwagi by tak dosłownie opisać swoje życie i postawę.

Reasumując, Głowacki jest ekshibicjonistą którego „obnażenia się”, trzeba przeczytać.

 

Zbigniew Pacho

DKK Rawa Mazowiecka

woj. łódzkie

Życie z pasją

Antoni Libera, pisarz, tłumacz, reżyser, znawca literatury, ale przede wszystkim pasjonat twórczości Samuela Becketta. Przełożył i wydał wszystkie jego dzieła dramatyczne, część utworów prozą oraz eseje i wiersze. Sztukami Becketta zajmuje się również jako reżyser wystawiając je w Polsce i za granicą. O swojej fascynacji Beckettem napisał w autobiograficznej książce "Godot i jego cień". Znajdziemy w niej nie tylko analizę twórczości tego irlandzkiego pisarza, ale także wydarzenia z życia Libery, jego rozterki w kwestii wiary, poszukiwanie sensu życia. To książka osobista, głęboka, refleksyjna, wielowymiarowa. Nie sposób nie zwrócić uwagi także na opisaną w niej polską rzeczywistość czasów powojennych. Libera dzielnie zmagał się z absurdami PRL-u i mozolnie pokonywał trudności np. z wydaniem przekładu zagranicznych książek czy zdobyciem paszportu. Mimo różnych przeciwności realizował swoje marzenie. Samuel Beckett zdeterminował jego życie. Wyjechał z Polski, chodził śladami samego Becketta, jak i bohaterów jego utworów. Spotykał się z ludźmi teatru, poznawał znane osoby, by wreszcie osobiście spotkać się z samym mistrzem. To książka o determinacji, która sprawiła, że młody chłopak z komunistycznej Polski nie dał się stłamsić i konsekwentnie realizował swoje cele. A wszystko to napisane w sposób przystępny dla każdego, pięknym językiem, momentami nawet trzymające w napięciu. I przewijający się przez całą książkę Godot, który dla Polaków miał szczególnie symboliczne znaczenie, oni również wypatrywali swojego Godota, czekali na zmiany, które były nierealne. Każdy w tej książce znajdzie coś dla siebie: biografię Libery, postać Becketta, kulisy powstawania tłumaczeń, realia PRL-u, wielki świat artystów Londynu, Paryża i Nowego Jorku, a nade wszystko szczegółową analizę utworów Becketta, jego grę literami i liczbami i fascynację językiem.

„Gringo wśród dzikich plemion” Wojciech Cejrowski

 

„Gringo wśród dzikich plemion”

Wojciech Cejrowski

 

Recenzja powstała na podstawie wypowiedzi klubowiczów

           

            Któż z nas nie lubi podróżować, choćby palcem po mapie, często zdarza się nam marzyć o wyprawach tych dalekich jak i o tych bliskich. Odzwierciedleniem tej sytuacji jest wzrost zainteresowania wszelkiego rodzaju przewodnikami jak i literaturą podróżniczą. Pionierem i zarazem klasykiem jeżeli chodzi o ksiązki podróżnicze jest na pewno Arkady Fiedler potem długo, długo nikt. Następnie niezapomniany Tony Halik wraz z Elżbietą Dzikowską (ale to bardziej telewizyjnie) i teraz zaczęło się : Pałkiewicz, Pawlikowska, Wojciechowska, Mader  i ON. Wojciech Cejrowski pierwszy kowboj RP. Postać wyrazista , kontrowersyjna, budząca skrajne emocje. I ten człowiek (ówcześnie już dzięki mediom wszem i wobec rozpoznawalny) zabiera nas w podróż do krajów Ameryki Południowej. Wycieczka ta jest trzeba przyznać arcyciekawa, zabawna a momentami budzi dreszcz emocji. Cejrowski opowiada wszystkie historie z charakterystycznym sobie poczuciem humoru. I tak dowiadujemy się o pierwszej wyprawie tytułowego gringo, o jego pierwszych kontaktach z „Dzikimi”. Poznajemy ten region świata od zaplecza, docieramy z autorem do miejsc które mogłoby się wydawać niedostępne. Poznajemy świat w którym walutą jest praca, sól, żelazne groty strzał, noże, siekiery, maczety. I tak ruszmy przez Wenezuelę, Kolumbię, Ekwador, Peru czy Brazylię  Piętrzące się trudności z wyjazdami i przekraczaniem granic mogą  i zapewne odstraszyły nie jednego globtrotera, ale nie autora. A na szlaku gigantyczne mrówki, trujące motyle, piranie, anakondy oraz głód i pragnienie, ach i oczywiście najważniejsze „dzikie” plemiona ze swoimi  trującymi dmuchawkami. Wszystko to Wojciech Cejrowski podaje nam w formie powieści awanturniczo – przygodowej co powoduje, iż od książki „Gringo wśród dzikich plemion nie sposób się oderwać.

            Tak jak wspomniałem na wstępie podróżnik WC budzi wśród czytelników i telemaniaków skrajne emocje. Z osobami z którymi rozmawiałem o Cejrowskim jednoznacznie określały mi stosunek do jego osoby. Podobnie zresztą w Naszym Klubie. Czyli po prostu albo go się lubi albo nie. Przez wyrazistą postać autora wpadliśmy w swoistą pułapkę. Mianowicie zaczęliśmy dyskutować bardziej o Panu Wojciechu niż o jego książce. Zaczęliśmy szukać „dziury w całym” zastanawiając się z skąd miał tyle kasy by co chwila przekupywać graniczników, wynajmować łodzie przewodników, sprzęt. W końcu jak udawało mu się tak łatwo opuszczać Nasz kraj, padło nawet przypuszczenie czyżby TW – WC. I tak brnęliśmy dalej, by pewnym momencie się otrząsnąć i wrócić do sedna czyli super opowiedzianej przygody człowieka który wyruszył bądź co bądź do naprawdę egzotycznego dla nas miejsca czyli Ameryki Południowej. Trzeba także przyznać, że Wojciech Cejrowski ma naprawdę dar opowiadania. Czytając zatem „Gringo wśród dzikich plemion” elementem niezbędnym jest rozdzielenie własnych odczuć co do postawy autora (chyba, że się z nim zgadzamy) i jego dzieła a wtedy nie pozostanie nam nic innego jak oddać się lekturze i planować własne podróże.

Zbigniew Pacho

DKK Rawa Mazowiecka

woj. łódzkie

„Dwanaście” Marcin Świetlicki

 

„Dwanaście”

Marcin Świetlicki

 

Recenzja powstała na podstawie wypowiedzi klubowiczów

           

OTO DWANAŚCIE PRZESŁANEK BY TĘ KSIĄŻKĘ PRZECZYTAĆ ;-)

 

 

  1. Autor Marcin Świetlicki dotychczas bardziej rozpoznawalny przez nas jako poeta. Postać nietuzinkowa, wokalista zespołu Świetliki oraz Czarne Ciasteczka. Czy sprawdził się jako polski Raymond Chandler ?. Jak na debiut kryminalny naszym zdaniem bezapelacyjnie tak !!!
  2. Język, książka jest napisana znakomicie, bardzo dobrze się ją czyta a to podstawa sukcesu.
  3. Fabuła, intryga. Jawa mieszająca się z rzeczywistością. Świetlicki skonstruował to tak iż, bohater jakby mimochodem rozwiązuje zagadkę choć zostaje powiedzmy zatrudniony do jej rozwikłania. Przemyślenia głównego bohatera mieszają się z akcją która płynie na bieżąco. Misterna układanka która odsłania nam co rusz swoje kolejne elementy bu doprowadzić nas do zaskakującego finału. Zamknięte ramy czasowe bez zbędnych skoków a to w przeszłość a to w przyszłość, które z reguły zbędnie odciągają czytelnika od głównego wątku powieści.   
  4. Tempo książki jest jak najbardziej adekwatnie do formy jakim jest kryminał, praktycznie każda strona wnosi coś nowego, nawet na pozór rzeczy błahe mają swoje odzwierciedlenie w dalszej części i mają wpływ na dalsze losy bohaterów. Jest jednak jeden wyłom w tym monolicie a mianowicie wątek młodej kobiety która bardzo spodobała się głównemu bohaterowi. Wydaje się, że związek ten będzie miał jakąś istotną rolę w powieści, jednak jest to jedyny nierozwinięty i nie spuentowany motyw tej książki.    
  5. Ilość „trupów”, autor nie robi nam krwawej rzeźni, jak to się niektórym kryminalnym pisarzom zdarza, lecz „trup” pojawia się w jak najbardziej stosownych chwilach by nadać akcji  nowego rozpędu.
  6. Miejsce akcji Kraków, podróżowanie z bohaterami po jego ulicach to czysta przyjemność. Wieczorne i nocne życie Krakowa i klimat tamtejszych małych knajpek to esencja tej ksiązki nadająca jej specyficznego klimatu dodajmy to wyraźnie krakowskiego klimatu, ludzie z zewnątrz nie są mile widziani.
  7. Główna postać, bohater młodzieżowego kryminalnego serialu z okresu PRL – u, obecnie samotnik, detektyw z przypadku, nadużywający alkoholu, nie potrafiący utrzymać przy swoim boku żadnej kobiety (nawet suka od niego ucieka, znaczy się samica psa). Jak mówi kryminalna maksyma „Prawdziwy bohater powinien być samotny
  8. Pozostali bohaterowie, ludzie z otoczenia „mistrza” to postaci których pierwowzorów możemy doszukać się wśród aktualnej krakowskiej bohemy i to dodaje smaku tej książce. Część osób przedstawionych jest bezpośrednio po nazwisku co do pozostałych, jak wspomniałem musimy sami przeprowadzić małe dochodzenie.
  9. Odniesienie do współczesnych wydarzeń w Polsce i ukazanie ich z mocnym sarkazmem jest niewątpliwie atutem tego kryminału.
  10. Czytelnik może prowadzić śledztwo wraz z głównym bohaterem. Zawężone grono podejrzanych z których należy wyłonić sprawcę.
  11. Rozwiązanie zagadki jest zaskakujące dla czytelnika co w kryminale jest właściwie elementem niezbędnym.
  12. A to dopiero pierwsza część trylogii, przed nami jeszcze dwie kolejne, które ja jak i moi klubowicze z pewnością przeczytamy.

 

Jak widzicie kryminał Marcina Świetlickiego ma wszystkie cechy dobrego, rasowego kryminału, także nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Państwu udanej lektury.

 

 

Zbigniew Pacho

DKK Rawa Mazowiecka

woj. łódzkie

 

„Good night, Dżerzi” Janusz Głowacki

  Normal 0 21 false false false PL X-NONE X-NONE MicrosoftInternetExplorer4

„Good night, Dżerzi”

Janusz Głowacki

 

Recenzja powstała na podstawie wypowiedzi klubowiczów

           

            Scena pierwsza. Małe mieszkanie na Manhattanie jednego z pięciu okręgów Nowego Jorku, przy partii szachów siedzi ojciec Dżerziego. On sam zaś po powrocie do domu zdejmuje płaszcz,  wita się z żoną, sprawdza wiadomości na automatycznej sekretarce, szykuje się by wejść do wanny. Ojca w ogóle nie zauważa. W tle słychać muzykę. Światła się zmieniają i po chwili z łazienki wychodzi mały chłopczyk. Scenografia ulega zmianie, niemiecka okupacja, przenosimy się w rok 1940. Dżerzi przysiada się do ojca, pada rozkaz – przeżegnaj się, chłopiec kreśli znak krzyża. Ojciec każe zrobić mu to szybciej, wykonuje polecenie. Ojciec po chwili pyta go jak się nazywa, ten odpowiada, że Jurek. Ojciec pyta o nazwisko, ten odpowiada Lewinkopf. Dostaje w twarz. Ojciec ponawia pytanie, chłopiec odpowiada Jurek Lewinkopf. Ojciec wyciąga pas. Zapłakany chłopiec szybko odpowiada kilkakrotnie Jurek, Jurek, Jurek ……….. Kosiński.

Tak miał by się zaczynać scenariusz do filmu o Józefie Lewinkopfie vel Jerzym Kosińskim. Zlecenie na napisanie takiego scenariusza dostaje od swojego agenta Dżanus Głowacki. Pisarz zaczyna zbierać informacje i tworzyć a co z tego powstanie dowiecie się czytając „Good night, Dżerzi” Janusza Głowackiego.

            Postać Jerzego Kosińskiego jest na pewno niezwykła. Wielki mistyfikator jak zwykło się o nim mawiać. Człowiek który swoje życie uczynił fikcją a właściwie „matrixem” funkcjonując poniekąd w dwóch wymiarach. Człowiek który odniósł pewien sukces w Ameryce jako pisarz choć nie do końca wiadomo czy to on był twórcą swoich książek. Jedno wiemy na pewno podpisywał się pod nimi. Niewątpliwie był człowiekiem który znalazł sposób by wypromować siebie w Stanach, jak by się teraz powiedziało miał pomysł na siebie. Ale przejdźmy do książki „Good night, Dżerzi” Janusza Głowackiego. Gdy skończyłem ją czytać to pomyślałem – no tak ale co z tego wynika. Do kogo jest dedykowana ta książka, dla jakiego czytelnika. Dla fanów Kosińskiego, zbyt mało szczegółów. Dla osób które chcą poznać Kosińskiego, zbyt mało szczegółów. Koło się zamyka. Pewnych wątków czytelnicy którzy nie czytali Kosińskiego po prosu nie zrozumieją. Nawiedziła mnie jeszcze jedna refleksja po przeczytaniu „Good night, Dżerzi” i skwitować można byłoby ja jednym słowem – CHAOS. Nie wiem czy zamiarem autora było tak chaotyczne opisywanie kolejnych scen, być może miało to obrazować chaotyczne życie głównego bohatera. W każdym razie w czytaniu to nie pomaga. Ponadto brak pewnej spójności powoduje to, iż książkę tę momentami czyta się jednym tchem by po chwili męczyć z kolejna kartką, stroną czy nawet zdaniem. Czym się broni „Good night, Dżerzi”, znakomitymi opisami życia w Ameryce, jeszcze lepszymi dialogami, które są mocne, dosadne i dodają smaku tej powieści. Wspaniale także podróżuje się z bohaterami książki ulicami Nowego Yorku, ale temu akurat nie ma co się dziwić ponieważ emigrant Dżanus ma to w jednym palcu.

Reasumując jest to książka inspirowana Kosińskim oraz odsłaniająca trochę samego Głowackiego ale tak jak wspominałem nie odkryłem chyba przewrotności i dwuznaczności o której słyszałem przed wyborem tej historii. Książka dla zainteresowanych, ponieważ miłośnicy prozy Głowackiego mogą poczuć się trochę zawiedzeni.

 

Zbigniew Pacho

DKK Rawa Mazowiecka

woj. łódzkie

 

"Julita i huśtawki"

 

„Julita i huśtawki” to ksiązka opowiadająca  o losach pokolenia urodzonego pod koniec lat 50. Ksiązka ułożona jest chronologicznie, relacjonuje w czasie teraźniejszym poszczególne etapy życia bohaterów w zestawieniu ze swoistym kalendarium wydarzeń z historii Polski i świata.

W książce przedstawiony jest obraz komunistycznej Polski, ze wszystkimi jej atrybutami.

Dla mnie ksiązka trudna, ciężka i niezrozumiała

Statystyki działalności

Wykaz zakupionych ksiażek

Jak założyć lub dołączyć?

KONTAKT

Koordynatorkami wojewódzkimi DKK są:
Danuta Wachulak i Dorota Jankowska
(Dział Metodyki, Analiz i Szkoleń WBP w Łodzi).

tel. 42 663 03 53
42 63 768 35

adres e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Deklaracja dostępności

2011 WiMBP w Łodzi