Wyszukiwanie:

Logowanie:

Realizatorzy:

Recenzje czytelników klubów DKK

Recenzja książki "Zaskoczony radością" C. S. Lewisa

Clive Staples Lewis jest znany głównie jako autor „Opowieści z Narnii”. Pozostawił też po sobie wiele prac na temat literatury średniowiecznej, dzieł krytycznoliterackich oraz z zakresu apologetyki chrześcijańskiej.

„Zaskoczony radością” ma dopisek „moje wczesne lata” i jak autor zaznacza w przedmowie: ”Książka została napisana po części jako odpowiedź na prośby, bym opowiedział, jak z ateisty stałem się chrześcijaninem…” Tak naprawdę ten temat dominuje w dwóch końcowych rozdziałach, wcześniej mamy bardzo ciekawą opowieść o dzieciństwie i młodości Lewisa. Pokazuje on swoją rodzinę, ojca, matkę, która zmarła, gdy miał 10 lat, brata, z którym tworzył wyimaginowaną krainę Boxen. Obdarzony ogromną wyobraźnią chłopiec nie czuł się dobrze w angielskich szkołach prywatnych. Lewis z perspektywy dorosłego opisuje te placówki, nie szczędząc krytyki. Rozdział przedstawiający pierwszą z nich nosi tytuł „Obóz koncentracyjny”. Jednocześnie docenia to, czego mógł się w nich nauczyć. Z sympatią wspomina niektórych nauczycieli i kolegów.

Wiele miejsca w jego książce zajmują lektury czytane w dzieciństwie i młodości, jest ich bardzo dużo, autor najlepiej się czuł, czytając, chowając się w bibliotece. Pisze o „złotych godzinach spędzanych na czytaniu”. Nie był zwolennikiem grupowych gier sportowych, a sukcesy na tym polu decydowały często o awansie do szkolnych Gwardzistów. Nie czuł się jednak z tego powodu gorszy, co najwyżej narażony był czasem na drobne szykany ze strony kolegów.

Dylematy wieku dziecięcego i młodzieńczego są też u Lewisa związane z problemami wiary. Początkowa żarliwość w modlitwie, wiara w uzdrowienie matki, strach o zbawienie zaczynają ustępować. Rozpoczyna
się okres fascynacji mitologią nordycką, celtycką i grecką, rośnie zainteresowanie teozofią i spirytualizmem. Prowadzi to do utraty wiary, choć jednocześnie pojawia się niekiedy chęć doświadczenia „niezaspokojonego pragnienia, które samo w sobie było godniejsze pożądania niż cokolwiek, co mogłoby je zaspokoić”. Ten stan nazwany przez autora Radością objawi się w pełni, gdy „Bóg dopadnie Lewisa”. Pisze o tym jednak bez patosu, w sposób wyważony i głęboki, w prostych słowach: „Uznałem, że Bóg jest Bogiem, padłem na kolana i zacząłem się modlić”.

„Zaskoczony radością” to piękna i mądra lektura, to książka, którą mogę określić mianem ubogacającej. Czytając, miałam wrażenie uczestnictwa w rozmyślaniach i rozterkach autora, wierzyłam w szczerość jego wyznań. Podziwiałam jego literackie i muzyczne zainteresowania, fascynację Wagnerem, mądre refleksje na temat czytanych lektur.

Książka C.S.Lewisa  może pozwolić samemu doświadczyć „Radości”, nie ma w niej żadnej gotowej recepty na to, jak żyć, jak odnaleźć wiarę. To raczej błądzenie, poszukiwanie drogowskazów, dokonywanie wyborów.

Gorąco polecam „Zaskoczonego radością”.

Wiesława Kruszek
DKK przy PBP w Sieradzu

Usagi Yojimbo

Usagi to cykl komiksów o króliku samuraju (podobnie jak u kaczek – niby zwierzaki, ale jednak ludzie – antropomorfizacja), samotnym „mieczu do wynajęcia”, wędrującym po Japonii w bardzo ciekawym okresie historycznym. Dbałość o szczegóły, zarówno historyczne czy socjologiczne nie powoduje u czytelnika znużenia podczas lektury. Przeciwnie, zachęca go do własnych poszukiwań.

Usagi jest komiksem zachodnim. Przy całej strukturze tła osadzonego w japońskich realiach, sposób narracji, jak i nawiązania czy mrugnięcia do czytelnika mieszczą się w kanonach naszej tradycji (mamy i Godzillę, i żółwie ninja, nie mówiąc o sposobie konstruowania akcji, który przypomina filmy „karate” z lat 80. ubiegłego wieku). Popkultura w pełnej krasie, a jednocześnie interesujący komiks. Jeden z tych, który wywołuje uśmiech na twarzy, wciąga jak bagno i powoduje reakcje w stylu: kurde, jakie to dobre!

Całość: https://pbp.sieradz.pl/kmf/2019/07/21/usagi-yojimbo/#more-3254

Królewska konna

Po przymiarkach z kontynuacjami (tu i tam) doczekaliśmy się pełnego albumu pod nazwą Królewska konna. Rysował Kiełbus a scenarzystą był Kur. Zanim zacznę krytykować, czas napisać kilka słów o fabule. Fabuła jest iście christowska: mamy klasyczny motyw wędrówki z wykorzystaniem magicznych gadżetów tudzież artefaktów, obowiązkowo pojawiają się Zbójcerze, którzy tradycyjnie przeszkadzają i parę głównych bohaterów, którzy wchodzą w interakcje (takie mądre słowo) z kasztelanem, Lubawą, Łamignatem, Jagą i postacią wokół której kręci się intryga – Salwą, kuzynką Mirmiła (trzeba to podkreślić!). Salwa skrywa również tajemnicę a atmosfera się zagęszcza, gdy Kokosz chce wstąpić do elitarnej jednostki i… pojawia się Czarny Kaptur, złowrogi typ, który… [spoiler alert].

Opowieść jest bardzo fajna, szybko i przyjemnie się czyta. Mamy masę nawiązań, nie tylko dla starych fanów historii Christy! Pojawiają się aluzje do naszej rzeczywistości i mrugnięcia okiem do czytelnika, nie mówiąc o jednej historycznej z przyśpiewką. Wszystko to sprawia, że akcja nie zwalnia. Nie ma przegadanych kadrów. Wszyscy którzy pamiętają Kajka i Kokosza, po lekturze stwierdzą, że to bardzo dobry album. Jednocześnie oddający ducha oryginałów, jak i wnoszący sporo nowych rzeczy.

Całość: https://pbp.sieradz.pl/kmf/2019/07/19/krolewska-konna/#more-3238

Kolorowa rzeczywistość

Maciej Jasiński, znany w polskim komiksowie scenarzysta ale i badacz (m. in. pozycja o Jerzym Wróblewskim) przygotował dla czytelników i miłośników „dymków” nie lada gratkę. Wyprodukował książkę dotyczącą obrazu PRL w polskim komiksie i nie waham się napisać, że jest to iście naukowa analiza. A przy okazji na pewno dawała dużo przyjemności :)

Autor w krótkich rozdziałach analizuje różne elementy epoki słusznie minionej. Zajmuje się kolejkami, mieszkaniami, wakacjami, kinem (koniki!), wsią, młodzieżą, sportem, wyposażeniem mieszkań, własnymi czterema kółkami, lokalizacjami, alkoholem, problemami dnia codziennego, polityką i religią oraz wydarzeniami realnymi zawartymi w komiksach. Interesujący jest także ostatni rozdział poświęcony odniesieniom do PRL-u we współczesnym komiksie.

 

Komiksy poddane analizie są różne. Mamy zarówno te już mocno trącące myszką i znane raczej koneserom, jak i znane większości pokoleniu wychowanemu w latach 70. czy 80. XX wieku. Nie da się ukryć, że jest to swoista podróż sentymentalna a przy okazji wnikliwe spojrzenie na… propagandę. Nie oszukujmy się, jak prawie wszystko w tamtych czasach, komiks również nie ustrzegł się bacznego oka Saurona cenzora. Najbardziej widać to w „relaksach” i twórczości Jerzego Wróblewskiego.

Całość: https://pbp.sieradz.pl/kmf/2019/07/15/kolorowa-rzeczywistosc/#more-3219

Recenzja książki "Miasto ślepców"

„…jak u diabła można zarazić się ślepotą, Śmiercią też nikt się nie zaraża, a przecież wszyscy umieramy”. To fragment rozmowy lekarza okulisty, który informuje ordynatora kliniki o groźbie epidemii ślepoty.

Choroba szybko zaczyna się rozprzestrzeniać w mieście bez nazwy, w nienazwanym przez Jose Saramago kraju. Bohaterowie też pozostają anonimowi, to np. lekarz, żona lekarza, pierwszy ślepiec, dziewczyna w ciemnych okularach, zezowaty chłopiec, złodziej, pies pocieszyciel.

„Biała choroba”, jak określi ją jeden z urzędników, bo chorzy widzą biel, zaczyna się rozwijać. Zapadają na nią kolejni ludzie. Władze izolują ich w starym, nieczynnym szpitalu psychiatrycznym. Chorzy szybko zostają pozostawieni samym sobie i niestety, jak często w takich skrajnych sytuacjach się zdarza, w ludziach zaczynają „ budzić się demony”.

Grupka tych, którzy oślepli jako pierwsi, trzyma się razem. Wśród nich jest żona lekarza i to jedyna osoba widząca zdecydowana towarzyszyć swemu mężowi, i tylko on wie, że nie oślepła.

To pokrótce wprowadzenie w fabułę powieści Saramago dającej możliwość różnych interpretacji. Już cytat z Księgi Przestróg będący mottem może być pewną podpowiedzią: „Jeśli masz oczy, patrz. Jeśli widzisz, spostrzegaj”. Czy widząc, nie dostrzegamy innych ludzi, nie zwracamy uwagi na wiele otaczających nas rzeczy i spraw? Może nie potrafimy dokonywać właściwych wyborów, nie umiemy znaleźć właściwej drogi życia? Mówi się często, że ktoś jest zaślepiony żądzą zysku, nienawiścią, pragnieniem zemsty. Używamy określenia „przymknąć na coś oczy”; nie widzieć zła, niesprawiedliwości, oszustwa.

Powieść Noblisty można odczytywać na różne sposoby; niektórzy zobaczą w niej metaforę państwa totalitarnego, inni wizje apokaliptyczne. Dla mnie to przede wszystkim zachwycająca proza zmuszająca do zastanowienia się nad kondycją człowieka i świata, nad pojęciami dobra i zła, to obcowanie z pięknym językiem i ciekawą narracją. Pisarz nie wyróżnia dialogów, włącza je graficznie w tekst. Pozostawia też z pytaniem, kto jest narratorem, czy to ktoś ze ślepców, a może jednak ktoś z zewnątrz, kto zaprasza nas do obserwowania zdarzeń i uruchomienia wyobraźni: „Ciekawe, co się dzieje w środku, nie możemy ryzykować i wedrzeć się do środka, ale od czego wyobraźnia…”

Wyobraźnia daje możliwość zobaczenia rzeczy strasznych, przejmujących i poruszających. Sporo w tekście naturalistycznych opisów związanych z fizjologią człowieka i scen brutalnych. Są jednak i te krzepiące, pokazujące wzajemne oddanie i przyjaźń grupki ślepców. Niewątpliwie jest im łatwiej, dzięki będącej wśród nich żonie lekarza. To jedyna osoba, która nie oślepła. Ona sama wyjaśnia to, mówiąc: „… jestem zwykłym człowiekiem, który widocznie urodził się po to, by dać świadectwo tych wszystkich okropności…” Czy tak należy rozumieć symbolikę tej postaci? Skłaniałabym się do takiej właśnie interpretacji.

Powieść Saramago jest lekturą trudną, czyta się ją z emocjami i w napięciu. Można w niej zobaczyć wiele symbolicznych scen, zdarzeń, osób. Różnie można je odczytywać, stąd też ożywiona dyskusja na naszym spotkaniu DKK. Pani Ola mówiła, że książka to parabola, kazanie i metafora. Pani Eugenia, pracująca z ociemniałymi, dostrzegła w niej warstwę praktyczną, to, jak ślepcy próbowali ułatwiać sobie życie. Pani Ania chciała wyjaśnienia niedomówień i zrozumienia w pełni symboliki powieściowej. Jednak to chyba nie jest możliwe, każdy czytelnik dostrzeże w niej coś innego, zinterpretuje po swojemu, wreszcie, zostanie z pytaniami, i w tym jest wielkość „Miasta ślepców”.

 Wiesława Kruszek - DKK przy Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu
 
 

Recenzja książki "Merhaba" Witolda Szabłowskiego

Witold Szabłowski jest dziennikarzem i reporterem, Turcję poznał bliżej, studiując i mieszkając tam prawie dwa lata. Można więc uznać, że jego literackie reportaże są wiarygodne i oddają choć w części klimat tego z pewnością ciekawego i zróżnicowanego kraju. Nigdy nie byłam w Turcji, ale dzięki Szabłowskiemu mogłam spróbować wyobrazić sobie to miejsce i jego mieszkańców. Dowiedziałam się wielu ciekawostek o ludziach i obyczajach.

Słownik turecko – polski przeplata się z reportażami, są też czarno – białe fotografie i mapa Turcji. To ułatwia lokalizowanie miejsc, o których pisze autor. Reporterskie pióro Szabłowskiego na pewno zasługuje na uznanie, pisze lekko i swobodnie, często z humorem. Nie stroni od osobistych odczuć i refleksji, jego niebieskie oczy spełniają czasem rolę amuletu, po turecku nazaru, czyli niebieskiej szklanej kuleczki z symboliczną źrenicą w środku. Niby Turcy nie są przesądni, ale nikt nie chce ryzykować.

Relacje Szabłowskiego opierają się w dużej mierze na rozmowach z mieszkańcami dużych miast, takich jak Stambuł, ale i mniejszych miejscowości. Podróżował często autobusami i autostopem, co sprzyjało bezpośrednim kontaktom z życzliwymi i gościnnymi w większości Turkami. Szczególnie podkreśla gościnność Kurdów, którzy pozbawieni własnego kraju czują potrzebę mówienia o tym. Jednocześnie najbardziej przejmujące i wstrząsające są reportaże opowiadające o częstych właśnie wśród tej społeczności morderstwach swych najbliższych, głównie kobiet, a wszystko dla honoru. Trudno uwierzyć, że takie rzeczy mogą mieć miejsce w XXI wieku.

Po przeczytaniu „Merhaby” te historie niestety pozostają w pamięci, takie odczucia mieli wszyscy klubowicze. Na pewno też na uwagę zasługuje reportaż o Ali Agcy, znajdziemy tu rozmowy z jego bliskimi z „miasta moreli”.

Książka Szabłowskiego wprowadza czytelnika również w świat tureckich potraw, m.in. dolmy (ryż zawinięty w liście winogron), patlican ezmesi (bakłażan z jogurtem) i oczywiście iskenderu (kebabu). Dowiemy się sporo o poecie z polskimi korzeniami, Nazimie Hikmecie Borzęckim, o reformach wciąż uwielbianego Mustafy Kemala Ataturka, marzeniach architekta Sinana, polskiej wsi Adampol i o rządach Erdogana.

Merhaba”(po turecku „cześć”) może być pomocna przed wyjazdem do Turcji, pomoże choć trochę poznać ten kraj, wskazać to, co warto wiedzieć wyruszając na ulice, daje możność przyswojenia sobie kilku zwrotów w języku Sulejmana Wspaniałego i jego pięknej Hurrem (naszej rodaczki). Przypominam tu cieszący się wielką popularnością serial „Wspaniałe stulecie”. Jeśli nie mamy w planach wyjazdu do Turcji, warto po prostu usiąść wygodnie i „ruszyć” tam, czytając książkę Witolda Szabłowskiego.

Dziesięć godzin- M. Nurowska

Książka pt. „ Dziesięć godzin” najwybitniejszej polskiej pisarki Marii Nurowskiej to zbiór trzech historii, pierwszy wątek to historia sędziny Małgorzaty, która musi dokonać ważnej decyzji od której będą zależne losy Józefa Piniora. Czytelnik wgłębia się w historię bohaterki przeżywa z nią flustrację, historia ta budzi niepokój. Kobieta podejmuje trudne decyzje każdego dnia nie tylko w życiu zawodowym z racji zawodu sędziego, ale i w życiu prywatnym musi stawiać czoło problemom, skomplikowane życie kobiety daje jej we znaki śmiertelnie chory mąż, dorastająca córka. Natłok problemów pogrąża bohaterkę, lecz na jej drodze pojawia się nieziemsko przystojny mężczyzna, który stawia kobietę w sytuacji bardzo skomplikowanej tu odskocznia od problemów dnia codziennego sprawia iż brnie w wir swej miłości, zostawiając za sobą problemy, ale czy jak zapomnimy o problemach i damy upust emocjom to znikną one z naszego życia? Niestety nie znikną bohaterka podejmie stanie przed podjęciem ostatecznej decyzji. Oczywiście cała ta historia oparta jest na walce dobra ze złem. Drugi wątek tak w kilku słowach jest pewną historią dotyczącą Prezesa. Z kolei trzeci wątek historii dotyczy sił nieczystych loży diabelskiej. Tak jak w Mistrzu i Małgorzacie do Warszawy przybywa Woland i jego świta wszystko jest po to aby namieszać w planach i rozliczyć partię rządzących, okazuje się iż większość błędów popełnianych sugeruje diabelską siłę i sieć, przy pomocy Wolanda, Fagota, Assasello i Behemota autorka demaskuje i wyszydza głupotę i różne zależności polityków. Najciekawszym wątkiem tej historii był wątek diabelski, natomiast historia Małgorzaty to opowieść o nieszczęśliwej kobiecie, natomiast wątek Prezesa nie wzbudza emocji. Książka jest godna polecenia i przeczytania.

Niechciana prawda - A. Kołakowska

Powieść Agaty Kołakowskiej pt. „ Niechciana prawda” przedstawia obraz współczesnej rodziny na pozór szczęśliwej i kochającej, małżeństwo to również osoby pracujące zaradne życiowo, Marek jest prawnikiem natomiast żona jego Beata jest szczęśliwą matką, żoną i tak wspaniale organizującą czas, iż prowadzi własną dobrze prosperującą kwiaciarnię. Życie Beaty współczesnej kobiety układa się pomyślnie, rodzina ta jest dobrze usytułowana i nic w niej nie brakuje, lecz niestety pewnego dnia jak grom z jasnego nieba kobieta odkrywa niechcianą prawdę. Życie i sielanka rodziny rozsypuje się jak domek z kart, Beata jest zdradzana upokarzana przez osobę wartościową jaką dotychczas był jej mąż Marek. Kobieta odczuwa poczucie upokorzenia, a zarazem niedowierzanie które rysuje jej mąż staje się prawdziwe, dowiaduje się że ma on romans choć Beata spodziewać by się mogła że jest to zapewne piękna kobieta odkrywa zupełnie krzywą prawdę iż jej małżonek ma romans ale z mężczyzną. Nie potrafi poukładać swych myśli w głowie  czuje się podwójnie upokorzona. Tak silna kobieta jaką jest Beata wie że za wszelką cenę będzie musiała stawić czoło przeciwnością losu i z uporządkowanego życia które runęło jak domek z kart musi zbudować nowe życie dla siebie i syna. Beata ma najtrudniejszą drogę musi tę prawdę przekazać swemu synowi, obawia się że sytuacja która ma miejsce diamentralnie zmieni ich życie i tak się też staje. Po załamaniu nerwowym młodej kobiecie pojawia się światło w tunelu jakim jest Bartek, który wyrywa z opresji zdesperowana kobietę i uzmysławia że życie nie kończy się w takich momentach że jest to szansa na inne i lepsze życie. Zdesperowana mężatka postanawia spróbować iść tą drogą i budować nowe życie. Powieść autorki jest tematem tabu, który przejawia się na przestrzeni dziejów i nagle jest on taki żywy.  Autorka porusza trudne tematy nie idzie na łatwiznę. Książka jest dobrze napisana.

Recenzja książki "Skoruń"

Debiutancka książka Macieja Płazy zawiera siedem opowieści połączonych postacią narratora, tytułowego skorunia. Słowo to oznacza lenia i nicponia, choć można dyskutować, czy naprawdę bohater zasługuje na to określenie. Pracuje przecież ciężko, pomaga rodzicom, opuszcza za ich przyzwoleniem lekcje, a jego wybryki nie są groźne i przystają do typowych chłopięcych psot.

Tak się jednak przyjęło i wszyscy, łącznie z rodzicami, nazywają go skoruniem. Chłopiec mieszka w niewielkiej wsi w Sandomierskiem, nad Wisłą; są lata osiemdziesiąte XX wieku. Ojciec skorunia jest nauczycielem, sadownikiem, konstruktorem różnych maszyn mających usprawnić pracę w gospodarstwie, głównie w sadzie i ogrodzie. Matka, była pielęgniarka, zajmuje się domem. Relacja rodziców z synem jedynakiem jest tu pokazana dość specyficznie, nie ma w niej za wiele miłości i serdeczności. Opiera się głównie na dyscyplinie i posłuszeństwie.

Chłopiec żyje jakby w swoim świecie, ma dużą wyobraźnię, lubi przysłuchiwać się różnym opowieściom, które niekiedy ożywają w nim, „widzi” np. przeprawę niemieckich żołnierzy po skutej lodem Wiśle. Nawiązuje szczególną relację z cierpiącą na demencję dawną dziedziczką Siekierską, wymykając się nocami z domu, by pobyć z nią, mieszkającą samotnie w zrujnowanym dworze. Nie bardzo wie, co go tam ciągnie: „czy litość, choć niby nie litowałem się nad nią ani trochę, czy to, że mnie jesienią tak dziwnie usynowiła, czy może jak ścierwojad czyhałem na jej umarcie”.

Jak już wspomniałam, skoruń potrafi słuchać uważnie, interesują go sprawy minione, chce poznać przyczynę ciągłych waśni między ojcem i jego bratem Bogdanem. W najdłuższym opowiadaniu pt. „Bracia” sąsiad Józef wtajemnicza go w historię konfliktu. Jest tutaj niezwykle prawdziwa i oddziałująca na wyobraźnię czytelnika opowieść o groźnej powodzi sprzed lat. Plastyczne opisy żywiołu pustoszącego wieś Czaple na długo pozostają w pamięci.

Piękne i barwne opisy to obok języka wielka zaleta prozy Macieja Płazy. Nasłonecznione jabłka, morele i inne owoce wydają się bliskie na wyciągnięcie ręki, aż chciałoby się je zrywać, pamiętając jednak, że „Jabłko należy chwycić delikatnie, z szacunkiem, jak jajko. Nie ściskać, tylko ująć, podtrzymać u dołu małym palcem, palec wskazujący oprzeć o ogonek i na tej dźwigience przechylić je jednym ruchem…”

Czuje się też niemalże smak moreli, ich sok ma „gęstość miodu”. Wspaniałe są opisy kwietnych klombów pielęgnowanych przez matkę skorunia. Ma się wrażenie uczestniczenia w przebieraniu jabłek, kąpielach w Wiśle, rozbijaniu cyrkowego namiotu czy rozmowach w Starym Domu.

Wszystko zaś opowiedziane jest barwnym, bogatym, poetyckim, chwilami dosadnym językiem stylizowanym gwarowo. Czyta się te sformułowania: „tydzieńś, „robotęśmy mieli” „jabłkaśmy zrywali”, „takśmy”, by samemu zacząć myśleć: „Książkęśmy przeczytali, by o niej porozmawiać na spotkaniu DKK”.

Warto sięgnąć po debiut Macieja Płazy, a potem i po jego najnowszą powieść „Robinson w Bolechowie”.

Wiesława Kruszek

DKK przy PBP w Sieradzu

Recenzja książki "Komeda. Osobiste życie jazzu"

Recenzja książki Magdaleny Grzebałkowskiej „Komeda. Osobiste życie jazzu”

Magdalena Grzebałkowska napisała kolejną świetną książkę. Tym razem o Krzysztofie Komedzie, ale nie tylko; dopisek „osobiste życie jazzu” podpowiada, że będzie i o jazzie, i to sporo. Ten rodzaj muzyki, obok filmowej, tworzył bohater książki, którego autorka, a z nią i czytelnik, próbuje poznać bliżej. Nie jest to łatwe, bo był raczej skryty, nie zostawił po sobie zbyt wielu zapisków, no i od jego śmierci upłynęło prawie pięćdziesiąt lat.

Grzebałkowska dociera do różnych osób, które znały Komedę, rozmawia z muzykami, z Janem Ptaszynem Wróblewskim, Wojciechem Karolakiem, Maciejem Suzinem i wieloma innymi. Znajduje archiwalne wydania magazynu „Jazz”, „Jazz Forum” i „Ruchu Muzycznego”, szuka, tropi, jeździ za granicę.

Cierpliwie „buduje” portret twórcy „Kołysanki”, odtwarzając przy okazji kolorowe życie artystów w szarych i siermiężnych czasach PRL-u. Barwne pochody uliczne przy okazji festiwali, słuchanie stacji zagranicznych, zdobywanie płyt, pierwsze wyjazdy zagraniczne pokazują, że dla młodych ludzi liczyła się przede wszystkim muzyka i poczucie wolności, jakie dawał jazz.

Grzebałkowska przytacza relacje z pierwszych festiwali, Zaduszek jazzowych, Jam – Session, koncertów w klubach studenckich. Szuka swojego bohatera, który „był zawsze gdzieś z boku, osobny”. Idzie jego śladem, zatrzymuje się na najważniejszych etapach jego życia. Zastanawia się, czy ukończenie studiów medycznych, mimo już wówczas wyraźnych zainteresowań muzycznych, było spełnieniem marzeń jego matki.

Pokazuje relacje z żoną Zofią, coraz trudniejsze z czasem. Odwołuje się do jej książki „Nietakty. Mój czas, mój jazz”, która do tej pory była głównym źródłem informacji o Komedzie. Weryfikuje niektóre prawdy tam przedstawiane, m.in. podaje inną wersję wypadku Komedy w oparciu o relację ostatniego świadka tamtych zdarzeń.

Układ książki wyznaczają kolejne rozdziały odliczające pozostałe Krzysztofowi Komedzie lata. Na początku nawet trudno się zorientować, co oznaczają 38, 23, 21, dopiero za chwilę przychodzi refleksja, że to czas, który pozostał twórcy „Crazy girl”. Jeszcze 4, 2 , osiem miesięcy… znane zdjęcie z Hłaską,  które Henryk Grynberg opisał w „Uchodźcach”: „Hłasko (…) obejmuje ciężkim ramieniem szlachetną szyję Komedy (…). Jego miękkie, bujne loki połyskują jak złoto, choć zdjęcie jest czarno-białe.”

„Komeda. Osobiste życie jazzu” to niezwykła książka, dzięki której można poznać bliżej wspaniałego muzyka i kompozytora, twórcę ścieżki dźwiękowej do sześćdziesięciu jeden filmów i wielu pięknych kompozycji jazzowych.

Myślę, że książka Grzebałkowskiej zachęci też do posłuchania muzyki Komedy; ballady „Nim wstanie dzień” z filmu „Prawo i pięść”, niezapomnianej „Kołysanki” z filmu „Rosemary’s Baby”, „Astigmaticu”, „Crazy girl” i wielu innych.

Wiesława Kruszek

DKK przy PBP w Sieradzu

Temat na pierwszą stronę

 

Książka przedstawia postać  Pana Colonna  głównego bohatera powieści, starzec nieradzący sobie w życiu nie dokonuje żadnych spraw , które mogłyby zmienić jego dotychczasowe życie. Niespodziewanie pojawia się na jego drodze nijaki Simei, który w roku 1992 r składa pewną dość ciekawą propozycję. Czy będzie to przełomowym wydarzeniem w życiu starca?. Przez rok Colonna ma być świadkiem przygotowań do publikacji pierwszego numeru nowego dziennika, a potem opisać je w książce, jego relacja nie musi ściśle trzymać się faktów, jako że  ów dziennik „ gotowy mówić prawdę o wszystkim”. Świetnie zdając sobie sprawę z oszustwa, decyduje się wziąć udział w eksperymencie i odegrać powierzoną mu rolę.  Poznaje barwną i dość przypadkowo  dobraną grupę dziennikarzy „przyszłej gazety” .  Jest wśród nich inteligentna trzydziestoletnia Maia Fresia  której wejście wżycie Colonny ma nieoczekiwane i całkiem miłe konsekwencje.  Jest wyspecjalizowany w zadaniu głupich pytań Cambria, powiązany z tajnymi służbami Lucidi, a także Braggadocio , wzorowy dziennikarz śledczy, nieustannie  tropiący rozmaite afery i spiski.

Recenzja książki "Saga, czyli filiżanka, której nie ma" Cezarego Harasimowicza

Recenzja książki Cezarego Harasimowicza „Saga, czyli filiżanka, której nie ma”

Kolejna saga rodzinna, tym razem Cezary Harasimowicz, scenarzysta, aktor, pisarz i dramaturg próbuje odtworzyć losy przodków. Koncentruje się głównie na rodzinie ze strony matki, której poświęca swoją książkę.

Krystyna Królikiewicz niewiele może mu pomóc, ma prawie 96 lat (umrze niespełna dwa miesiące po zakończeniu sagi) i „pomału zaprzyjaźnia się z równoległym światem”. Autor wykorzysta fragmenty jej wspomnień. Sięgnie także do trzech książek napisanych przez jego dziadka.

Matka i jej ojciec, dziadek Harasimowicza, Adam Królikiewicz, są dominującymi postaciami sagi. Harasimowicz zaczyna swoją podróż w czasie od zdjęcia zrobionego we Lwowie w 1906 roku, jest na nim 10-osobowa rodzina Królikiewiczów – rodzice i ośmiu synów. Jeden z nich to właśnie Adam, przyszły znakomity jeździec, legionista, major, zdobywca wielu nagród i medali w zawodach jeździeckich, a także w igrzyskach olimpijskich.

To barwna postać, w zbiorach rodzinnych zachowało się wiele zdjęć i pamiątek od ważnych postaci okresu międzywojennego: zdjęcie marszałka Piłsudskiego z odręczną dedykacją dla majora, papierośnica od prezydenta Wojciechowskiego, zdjęcie z wizyty u prezydenta Mościckiego. Adam Królikiewicz był też przedstawiony Hitlerowi w czasie Igrzysk Olimpijskich w Berlinie. Powołanie się na ten może niezbyt chlubny fakt uratuje życie jego córce w czasie II wojny światowej.

Krystyna Królikiewicz stanie się główną postacią drugiej części książki: aktorka, piękna kobieta, sanitariuszka w czasie powstania warszawskiego, przeżyła, jak ujmuje to autor, „wszystkie epizody przypisane pokoleniu Kolumbów”.

Sporo miejsca poświęca też Harasimowicz Tomisławie Lilienstern, babci Muszce wywodzącej się z żydowskiej rodziny. Udało mu się nawet odszukać w lubelskiej gazecie nekrolog pradziadka Markusa Liliensterna.

Fragmenty artykułów prasowych również znajdą się w sadze, wyróżnione kursywą wzbogacają wiedzę o Polsce z różnych lat, życie bliskich autora przypadło przecież na czas wielu znaczących wydarzeń, takich jak choćby odzyskanie niepodległości, zamach majowy, wizyta Piłsudskiego w Grudziądzu, pogrzeb Słowackiego.

Chcąc przybliżyć czytelnikowi losy swoich przodków, autor beletryzuje wiele scen, tworzy dialogi, które mogły mieć miejsce. Aranżuje je, „przymrużając oczy”, „uruchamiając własną „aplikację” pamięci”. Przenosi się w czasie, towarzysząc swoim bohaterom. Dla mnie jest tych zabiegów trochę za dużo, wolałabym koncentrowanie się na faktach. Fabularyzowane scenki wypadają czasem nieco infantylnie, np. wizyta Krysi z dziadkami u dentysty.

Cezary Harasimowicz jest jednak scenarzystą, stąd spróbował spojrzeć na dzieje swojej rodziny i okiem filmowca, a także pisarza. Cóż, losy Królikiewiczów pewnie nadawałyby się na ekran i na powieść. Myślę, że warto tymczasem sięgnąć do „Sagi, czyli filiżanki, której nie ma” i „zanurzyć się” w miniony czas. Książka daje także okazję do zadumy nad losem swoich rodzin, do przejrzenia starych zdjęć, a może i do spisania jej dziejów.

Wiesława Kruszek

DKK przy PBP w Sieradzu

Okrążyć słońce

 

Książka  Paula McLain pt. Okrążyć słońce,to oparta na faktach historia Beryl  Markham. Akcja tej powieści toczy się w Afryce w latach 20. XX wieku. Jako trzy letnia dziewczynka przyjeżdża do Kenii wraz z matką, starszym bratem  i ojcem, który otwiera hodowlę koni. Matka nie wytrzymuje w tych spartańskich warunkach, zabiera syna i wraca do kraju. Ojciec i Beryl zaczynają życie od nowa wśród nieznanego im otoczenia i społeczności. Dziewczynka wychowuje się w dużej mierze w męskim towarzystwie. 

Beryl szybko wyrasta na niezależną i silną kobietę. Staje się kobietą która zdobyła licencję pilota i licencję tresera koni. Uwikłana w liczne skandale i miłosną relację. 

Okrążyć słońce to poruszająca opowieść, która zachwyci nie jednego czytelnika.

Recenzja książki "Krótka historia o długiej miłości"

Recenzja książki Angeliki Kuźniak i Eweliny Karpacz – Oboładze „Krótka historia o długiej miłości”

Poznali się w grudniu 1947 roku w więzieniu mokotowskim przy ulicy Rakowieckiej, pawilon XI – Wiesława Pajdak „Mała” i Jerzy Śmiechowski „Ju”. Siedzieli w sąsiednich celach i porozumiewali się alfabetem Morse’a. Tak zaczęła się historia ich miłości. Potem pisali do siebie listy. Swoje głosy usłyszeli w więzieniu w Grudziądzu, gdzie Jerzy odwiedził ukochaną, by ustalić szczegóły ślubu. Zawarli go w kwietniu 1953 roku w tymże więzieniu, widząc się wtedy po raz pierwszy. Od maja tego roku byli już razem i tak przez następne 55 lat.

Ich historię poznajemy w książce Angeliki Kuźniak i Eweliny Karpacz –Oboładze głównie dzięki listom, które pisali do siebie przez sześć lat. To one zajmują najwięcej miejsca. Mała i Ju piszą o miłości i tęsknocie, podtrzymują się na duchu. Te listy są dla nich na pewno niezwykle istotne, jednak, kiedy czyta się kolejny raz właściwie te same wyznania, zaczyna się odczuwać znużenie. W dodatku niektóre zwroty brzmią trochę infantylnie: maleństwo, dzieciątko, oczęta.

Chciałoby się poznać bliżej tło tej opowieści, jednak jest ono zarysowane w niewielkim stopniu, komentarze autorek są skromne. Dziwi obszerna bibliografia – sześć stron! Nie ma ona przełożenia na treść, nie dowiemy się tu za wiele np. o realiach życia w więzieniu.

Słowo „krótka” w tytule brzmi bardzo dosłownie, książka ma 188 stron, z czego sześć stron to wspomniana już bibliografia, prawie trzy strony podziękowań, kilkucentymetrowe odstępy między fragmentami tekstu, duża czcionka. Są jeszcze zdjęcia i kalendarium, które w sumie powtarza wcześniejsze treści.

Historia Wiesławy i Jerzego Śmiechowskich to dobry materiał na reportaż, prasowy czy radiowy. Książka pozostawia niedosyt, czuje się, że czegoś zabrakło. Może należało opowiedzieć, jak wyglądało dalsze życie tej pary w niełatwych przecież latach. W dodatku byli przecież więźniami politycznymi, na pewno miało to wpływ na ich losy.

Można przeczytać tę opowieść, bo nie zajmie to za dużo czasu, ale nie jest to lektura, którą chciałoby się polecić.

Wiesława Kruszek

DKK przy PBP w Sieradzu

 

Szmaragdowa tablica. C. Montero

Akcja  powieści rozgrywa się w Madrycie na początku XXI wieku.Przedstawia w niej  kobietę  Ane, która pracuje w Muzeum  Prado.  Wiedzie spokojne życie u  boku bogatego niemieckiegokolekcjonera dzieł sztuk.  Pewnego dnia Konrad otrzymuje list który został napisany podczas   II wojny Światowej, w którym naprowadza go na  ślad tajemniczego obrazu  Astrologzostał on przypisany niejakiemu Giorgionemu  malarz epoki renesansu. Konrad zachwycony wielką wartością tego dzieła przekonując Anę żeby zajęła się poszukiwaniem tego dzieła. Dzięki swojemu śledztwu Ana poznaje zawiłe losy rodziny od pokoleń strzeżąca Astrologa.                                                                                          

Recenzja książki "Romans prowincjonalny i inne historie" Kornela Filipowicza

Proza Kornela Filipowicza przeżywa swój renesans.  Mało znany pisarz powrócił najpierw jako wieloletni partner Wisławy Szymborskiej za sprawą wydanego w 2016 roku wyboru listów obojga pt. „Najlepiej w życiu ma twój kot”. W kolejnym roku ukazał się wybór jego  opowiadań „Moja kochana, dumna prowincja” w opracowaniu Joanny Sobolewskiej. W 2018 roku Wojciech Bonowicz przygotował jego teksty o miłości – to „Romans prowincjonalny i inne historie”.

Mnie zachwycił już ten pierwszy wybór. Zapragnęłam poznać kolejne utwory tego niesłusznie zapomnianego twórcy, uważanego przez wielu historyków literatury za mistrza opowiadania. Ucieszyłam się, gdy okazało się, że „Romans prowincjonalny i inne historie” będzie omawiany w ramach naszego DKK.

W wyborze dokonanym przez Bonowicza znalazły się dwie mikropowieści i piętnaście opowiadań. Wspaniałe klimatyczne historie zatrzymują w czasie pozornie błahe zdarzenia, „wspomnienia są słodkim pokarmem”, coś dzieje się „między snem a snem”. Właściwie to dzieje się niewiele i w tym jest cały urok.

Jan czeka na Lenę, coś ważnego dla tych dwojga rozgrywa się między przyjazdem i odjazdem pociągu, w ciągu siedmiu dni i nocy. Mężczyzna zastanawia się, czy to, co przeżyli oboje „przeistoczy się w coś niematerialnego (…) co będzie trwało długo, całe życie, a może całą wieczność?” Opowiadanie ma tytuł „Spotkanie i rozstanie”, jednak rozstanie zdaje się tu być tylko chwilowe, a  miłość ma szanse trwać.

Takich złudzeń nie ma Elżbieta z „Rozstania”, jej piękne wyznanie obrazujące dwa lata znajomości i chęć zatrzymania ukochanego nie powiodły się, bo „nowe uczucie było silniejsze, szło niepowstrzymanie jak burza”.

Z kolei Elżbieta z mikropowieści „Romans prowincjonalny” nie ma żadnych oczekiwań, decydując się na krótką przygodę erotyczną z poetą mającym w jej miasteczku spotkanie autorskie. Próbuje w ten sposób zbuntować się przeciwko nudzie i stagnacji małomiasteczkowego środowiska. To bardzo ciekawie pokazana postać, dziewczyna, która sama ponosi odpowiedzialność za swój romans, zaś stołeczny poeta niestety wykorzystuje go jako temat swojego utworu.

Bohaterowie opowieści Filipowicza to często mieszkańcy prowincji, której pisarz był niezrównanym piewcą. Opisy miejsc budzą tęsknotę za światem, którego już właściwie nie ma, krajobraz opisywanych miejsc zmienił się, zmienili się ludzie. Jan z opowiadania „Po trzydziestu latach” przeniesie się we wspomnieniach do lat młodości, doświadczy obecności dziewczyny, którą kochał i gdy zobaczy ją starszą o 30 lat, szybko zrezygnuje z dalszego pobytu w mieście, bo „otworzyła się przed nim otchłań czasu” i „w tę przepaść waliły się wszystkie wspomnienia, wzruszenia i starte na proch obrazy”.

O wspomnieniach bardzo pięknie pisze Filipowicz, m.in. podkreśla to, że „dzięki nim możemy żyć nie tylko tym, co jest i będzie, ale także tym, co było”. Potrafimy przywołać miejsca i ludzi, których już nie ma. Mnie w tym zbiorze chyba najbardziej urzekło opowiadanie „Fizjologia”, w którym pisarz wspomina Marię, to zmarła przedwcześnie jego pierwsza żona, malarka Maria Jarema. Próbuje zatrzymać w czasie stolik kawiarniany, dwie filiżanki, twarz Marii, jej sylwetkę, słowa, plany, marzenia…

Kornel Filipowicz pozwala spokojnie zadumać się nad światem; sprzyja temu nieśpieszna narracja jego utworów, rozbudowane opisy, zatrzymywanie się na wielu zwyczajnych, prozaicznych czynnościach wykonywanych przez bohaterów, na ich przeżyciach. Bardzo polecam lekturę tych utworów, warto też obejrzeć film z 1976 roku zrealizowany według mikropowieści „Romans prowincjonalny”.

Wiesława Kruszek

DKK przy PBP w Sieradzu

Ogień i krew

Dzieje Targaryenów od podboju Westeros to temat samograj. Jak chyba większość fanów wolałbym dostać zakończenie Pieśni Lodu i Ognia, niemniej jak się nie ma co się lubi… Martin z powodzeniem odnalazł się w estetyce kronikarskiej, bo właśnie formę zapisków maestra przybrała jego najnowsza książka. Brakowało mi co prawda soczystych dialogów, które zawsze były mocną stroną autora, dostajemy w zamian za to szczegółowy opis dworskich intryg i poplątanej genealogii rodu Targaryenów oraz części wielkich rodów Westeros. W koligacjach rodzinnych łatwo się pogubić, ale zawarto w nich wskazówki i tropy, które wiążą się z wydarzeniami z Pieśni. Myślę, że „Ogień i Krew” mogą z powodzeniem przeczytać osoby zupełnie nie obeznane z wcześniejszymi książkami Martina, jednak dopiero jako uzupełnienie Sagi sprawdzi się zdecydowanie lepiej. Przydatna może być też znajomość „Świata Lodu i Ognia”, rozwinięto tu napomknięte w tamtej pozycji wątki (chociażby żony Maegora).

Całość recenzji: https://pbp.sieradz.pl/kmf/2018/12/07/ogien-i-krew-czesc-i-george-r-r-martin/

7EW

Księżyc rozpada się na 7 części. Szybko okazuje się, że skutki tego zdarzenia będą dla mieszkańców Ziemi katastrofalne. Ludzkość przygotowuje garstkę swych przedstawicieli do wysłania w kosmos, by tam mogła przetrwać, odrodzić liczebnie, rozwinąć i wrócić na swoją planetę w odległej przyszłości. „7EW” Neala Stephensona to powieść o końcu świata i tym, co po następuje po nim.

Jest to hard sci-fi w starym stylu, co dla mnie oznacza śmiałe wizje przyszłości, podziw dla człowieka oraz nauki. Stephenson przedstawia w swojej książce świat u progu katastrofy, by później szczegółowo relacjonować próby przetrwania ludzkości i odnalezienia się w nowym świecie. Z tym że jest to spojrzenie zimne i oddalone, globalne – niewiele tu rozterek i emocji, indywidualizmu. Bohaterowie są ledwie zarysowani i dość archetypiczni (odważni dowódcy, śmiały milioner-wizjoner-indywidualista, porywcza inżynier, czy opanowany naukowiec), brakuje ich przekonujących sylwetek, a przeżywane przez nich dramy raczej słabo oddziałują na czytelnika. Z drugiej jednak strony – wydaje mi się że rzeczywistym bohaterem jest tu ludzkość, najważniejszy jest jej dorobek intelektualny i to on pozwala na przetrwanie. Gdy w działania bohaterów wkrada się nieracjonalność, losowość czy porywczość – nieszczęście gotowe. Kosmos u Stephensona to miejsce gdzie trzeba myśleć klarownie i racjonalnie.

Całość recenzji:

https://pbp.sieradz.pl/kmf/2018/12/03/7ew-neal-stephenson/

" Świat dla Ciebie zrobiłem|"- Papużanka Zośka

Książka pt. „ Świat dla ciebie zrobiłem” to zbiór dwunastu  krótkich opowiadań, których fundamentalnym tematem są relacje międzyludzkie, a właściwie ich niemożność. Autorka opowiada o różnorodności świata, oraz jak skomplikowane bywają relacje ludzi zasiedlających świat. Istotne jest tu opowiadanie „ 212” o drugim człowieku, które pokazuje jakim wyzwaniem w otoczeniu jest człowiek dla człowieka. Papużka niejednokrotnie także wraca do relacji rodzinnych i sposobie komunikowania się. Autorka zagłębia  temat jacy my jesteśmy względem siebie samych, oraz jak bardzo możemy być zagadkowi, ale także oswojeni we własnych potrzebach. Opowiadania te są powiązane jedną fabułą sprawami które nas otaczają, stwarzają pewne bariery w komunikowaniu się wzajemnie. Papużka opowiada o wszystkim tym co nas dręczy i zachwyca, choć niczego nie chce nam narzucić, nikogo nie krytykuje, przyjemna książka o czasami nie przyjemnych sprawach. Można by odnieść wrażenie że czytając wgłębiamy się w dane sytuacje bohaterów, podglądając ich lecz nie oceniając łączymy się z nimi w ich życie i relacje.

Kapitan Szpic i Wielki Cyrk

Artur Ruducha jest znany m.in. z hołdu dla Tadeusza Baranowskiego. Hołdu udanego i zabawnego :) Wiadomo było, że na hołdzie się nie skończy! I mamy do czynienia z początkiem (?) nowego cyklu. Przed nami – Kapitan Szpic i Wielki Cyrk.

Jak przystało na cyrk akcja komiksu rozgrywa się wszędzie i nigdzie, chociaż z pewnością są to polskie realia. Współczesne, o czym świadczą różne nazwy (Flakoliada) i gadżety (smartfony). Pomimo gadżetów mamy wrażenie, że odbywamy podróż w czasie… Zachowania, postacie i sam tok narracji podsuwa nam skojarzenia z… tak! prawidłowo kojarzycie – jest to parodystyczny hołd dla Kapitana Żbika, o czym świadczy kilka elementów, nie trzeba się specjalnie starać, żeby to wyłapać czy być zgredem 40+, w końcu mrugnięcie okiem do czytelnika nie musi być specjalnie kłopotliwe dla naszego umysłu. Uważni czytelnicy wyłapią również i Tytusa -> czok, czok, kozaczok.

Cóż zatem mamy? Okładkę (przód i tył), „moralizatorską” akcję śledczą, pomocnika kapitana Szpica, przerobionego zwierzchnika – naprawdę ta postać jest moim faworytem: mowa oczywiście o pułkowniku Czekoladce! Jak przystało na porządne nawiązania do oryginału, czyli Żbika, są i szpiedzy, i kobiety, jak i obowiązkowi harcerze. Przyznaję, że nieco obawiałem się pogmatwania wątków i lekkiej niestrawności wizualno-odbiorczej, ale autorzy zgrabnie wybrnęli z pułapki mieszania dwóch systemów walutowych i zaserwowali nam zwariowaną opowieść z mnóstwem żartów słownych.

Całość recenzji: https://pbp.sieradz.pl/kmf/2018/11/19/kapitan-szpic-i-wielki-cyrk/

Statystyki działalności

Wykaz zakupionych ksiażek

Jak założyć lub dołączyć?

KONTAKT

Koordynatorkami wojewódzkimi DKK są:
Danuta Wachulak i Dorota Jankowska
(Dział Metodyki, Analiz i Szkoleń WBP w Łodzi).

tel. 42 663 03 53
42 63 768 35

adres e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Deklaracja dostępności

2011 WiMBP w Łodzi