Wyszukiwanie:

Logowanie:

Realizatorzy:

Recenzje czytelników klubów DKK

„Gra anioła” Carlos Ruiz Zafon

 

„Gra anioła”

Carlos Riuz Zafon

Recenzja powstała na podstawie wypowiedzi klubowiczów

David Martin jest siedemnastolatkiem z niewątpliwym talentem pisarskim, cechuje go jeszcze jedna bardzo istota rzecz, ponad wszystko kocha książki . Pracuje w jednej z barcelońskich gazet do której to przyprowadził go kilka lat wcześniej jego ojciec. Jego głównym zajęciem jest parzenie kawy i podawanie cygar bardziej doświadczonym kolegom. Jednak pewno dnia David zostaje wezwany przez redaktora naczelnego don Brasilia Morgasa. Ta chwila okazuje się momentem przełomowym w życiu początkującego pisarza. David pisze swoje pierwsze opowiadanie w odcinkach. „Tajemnice Barcelony” odnoszą sukces z którym związany jest pewien splendor, ale niestety w parze z tym poszła także zawiść, wręcz wrogość redakcyjnych kolegów. Całe szczęście, że talentem Davida zainteresował się Pedro Vidal człowiek majętny, notabene właściciel tejże gazety, sam próbujący swoich sił w pisarstwie. To on doprowadza do tego, iż David traci pracę by mógł zająć się prawdziwym pisaniem. Załatwia mu kontrakt w wydawnictwie znajomych w którym David Martin tworzy swoja kolejną powieść w odcinkach pod tytułem „Miasto przeklętych”, która to nie będzie wydawana pod jego prawdziwym nazwiskiem lecz pod pseudonimem Ignatius B. Samson. Jak się okaże pisanie pod cudzym nazwiskiem będzie dla pisarza prawdziwym przekleństwem. W między czasie dostaje tajemniczy list od pewnego mrocznego wydawcy Andreasa Corelliego z propozycją spotkania i omówienia pewnego projektu. Sytuacja finansowa Davida ulega znacznej poprawie, wynajmuje dom który go od zawsze fascynował. Ach, jeszcze wizyta na Cmentarzysku Zapomnianych Książek i księgarska rodzina Sempre która strzeże tajemnic ostatnich woluminów. No i na koniec jeszcze brakuje tylko niespełnionej miłości, ale Zafon pomyślał i o tym, tak poznajemy Cristinę. Tak wymieniłem chyba wszystko, od tego momentu mogę powiedzieć z całą pewnością, iż zaczyna się cała intryga, cała GRA ANIOŁA. Jeżeli chcecie poznać losy głównego bohatera i poznać wszystkie tajemnice które kryje ta opowieść koniecznie przeczytajcie „Grę anioła ‘ Carlosa Riusza Zafona.

„Gra anioła” jest kontynuacją przeznakomitego „Cienia wiatru”, od razu dodam dość luźna kontynuacja ponieważ książki te można czytać niezależnie. Motywem przewodnim jest Barcelona, Cmentarzysko Zapomnianych Książek oraz rodzina Sempre. Jako ciekawostkę dodam, iż powstaną jeszcze dwie powieści z serii tworząc razem czteroksiąg. Ale wróćmy do książki a właściwie do książek, bo tak jak wspomniałem przeczytać możemy je w dowolnej kolejności, tak mówić o nich chyba nie da się osobno. Zafon pisząc „Cień wiatru’ postawił sobie poprzeczkę naprawdę wysoko, cóż chyba za wysoko. „Cień wiatru” to jedna wielka magia literacka i prawdziwy kunszt autora w prowadzeniu intrygi oraz zdawałoby się niezależnych wątków bohaterów tej powieści i do tego znakomite opisy Barcelony. Niestety tego wszystkiego brakowało mi w „Grze anioła”. Autor postawił na prostą historię młodego pisarza której magii ma dodać poznanie tajemniczego wydawcy który chce stworzyć, no właśnie co on właściwie chce stworzyć, własną religię by nie powiedzieć sektę. Lub tej magii ma dodać tajemniczy dom z którym ponownie wiąże się tajemnicza historia. Trochę mało. Kolejne postaci które wkraczają na arenę „Gry anioła” właściwie nie wnoszą niczego konstruktywnego a zakończenie niektórych wątków w powieści jest delikatnie mówiąc poniżej pewnych oczekiwań. Teraz kilka plusów tej książki. Zafon jest autorem doskonałym jeżeli chodzi o warsztat językowy, pomimo gorszej treści forma jest na najwyższym poziomie. Ponad to krótkie rozdziały które dodają dynamiczności tej powieści. I na koniec smaczek całej powieści, czyli błyskotliwe rozmowy Davida z Izabellą, asystentką i zarazem przyjaciółką.

Przyznam szczerze, że nie mogłem się doczekać przeczytania tej książki, od momentu gdy trafiła do biblioteki i gdy ją wypożyczałem aż parzyła mnie w ręce ale czekałem gdy trafi do naszego Klubu, cóż po przeczytaniu mogę tylko powiedzieć, iż nie doznałem poważnych oparzeń. Czy jest to książka godna polecenia, myślę, że mimo wszystko tak, Zafon trzyma pewien poziom choć tym razem forma przerosła treść.

 

 

Zbigniew Pacho

DKK Rawa Mazowiecka

woj. łódzkie

 

"Zwyczajny facet" M. Kalicińska

Normal 0 21 MicrosoftInternetExplorer4 /* Style Definitions */ table.MsoNormalTable {mso-style-name:Standardowy; mso-tstyle-rowband-size:0; mso-tstyle-colband-size:0; mso-style-noshow:yes; mso-style-parent:""; mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt; mso-para-margin:0cm; mso-para-margin-bottom:.0001pt; mso-pagination:widow-orphan; font-size:10.0pt; font-family:"Times New Roman";}

"Zwyczajny facet" Małgorzaty Kalicińskiej to książka zupełnie inna od jej poprzednich powieści. Jej bohaterem jest 50-letni Wiesiek, który po upadku stoczni boryka się z problemem utraty pracy. Nie jest to jednak jego jedyny problem. Drugi, to żona Joanna – apodyktyczna egoistka, której problemy emocjonalne i trudny charakter sprawia, iż bohater powieści - po latach znoszenia obelg z jej strony, poniżania i wyśmiewania, zaczyna zastanawiać się nad rozwodem. Wtedy w jego życiu pojawia się szansa na dobrze płatną pracę w zawodzie, jednak poza granicami kraju – w Finlandii. Decyduje się na ten wyjazd. Łatwo nie jest, ale wbrew pozorom ta separacja od żony wychodzi mu na dobre. Może z dystansu spojrzeć na swoje życie i małżeństwo.

Książka napisana jest męskim językiem, z punktu widzenia Wieśka. Było to na pewno dodatkowym wyzwaniem dla autorki, bo jako kobieta musiała wczuć się w męski punkt widzenia.

To literatura raczej dla dojrzałych kobiet. Bardzo na czasie. Poruszająca aktualne problemy. Książka niewątpliwie warta przeczytania!

"Proszę bardzo" Anda Rottenberg

Książka Andy Rottenberg „Proszę bardzo” to nie jest łatwa lektura. Autorka dzieli się z nami swoimi osobistymi, niekiedy bardzo bolesnymi przeżyciami, jak utrata dwudziestoparoletniego syna uzależnionego od narkotyków oraz śledztwo w sprawie jego śmierci. To również podróż w przeszłość i poznawanie historii jej rodziny.

Anda Rottenbeg urodziła się w czasie wojny w Nowosybirsku. Jej matka była Rosjanką, a ojciec polskim Żydem, który ocalał dzięki wywózce do obozu w głąb Rosji. Ma ona w rodzinie ortodoksyjnych żydowskich przodków, katolików i prawosławnych, to więc ciekawa mozaika pod względem etnicznym i wyznaniowym. Taka jest również ta książka. To opowieść o niezwykłej łagrowej znajomości rodziców Andy, o jej dzieciństwie oraz krewnych, którzy rozpierzchli się po całym świecie.

Książka na pewno przypadnie do gustu osobom lubiącym zgłębiać historię oraz poznawać ciekawe losy innych ludzi.

Recenzja książki "Ptakon" W. Horwath`a

 

 „Ptakon” Witolda Horwath`a to bardzo niezwykła i poruszająca książka. Akcja rozgrywa się we współczesnej Polsce. Główna bohaterka Anka wiedzie spokojne, uczciwe życie u boku swojego męża. Wszystko do czasu, gdy na jaw wychodzi jej mroczna przeszłość i popełniona przez nią zbrodnia. Dalej bohaterowie powieści muszą na nowo odnaleźć się w zaistniałej sytuacji, odpowiedzieć sobie na pytania czy można wybaczyć i zapomnieć. Czytelnik zostaje wciągnięty przez autora w rozmyślania o ludzkiej naturze i sensie podstawowych pojęć moralnych. To książka głęboka, mówiąca nie tylko o problemie winy i kary, ale też potępienia i wybaczenia. Horwath pozostawia każdemu z nas decyzję czy głównej bohaterce wybaczyć czy ją potępić. To ciekawe studium psychologiczne natury człowieka. Powieść godna polecenia.

 

Małgorzata Nitecka

Recenzja książki pt.:"Jak Żabcio zdobył medal"- Mariusza Niemyckiego

Recenzja książki pt.:”Jak Żabcio zdobył medal” - Mariusza Niemyckiego, omawianej w Filii nr 5

w maju 2011.

 

Książka Mariusza Niemyckiego pt.:”Jak Żabcio zdobył medal” opowiada o olimpiadzie sportowej,

która odbyła się w Trzcinach koło Ropuszyna.

Miasteczko zamieszkałe głównie przez żaby

i inne małe zwierzątka przygotowywało się do zawodów w bieganiu.

Żabcio, bohater tej bajki należał do leniwych żab. Nie miał ochoty ani biegać, ani pływać,

ani też uprawiać żadnego innego sportu.

Wolał spędzać czas na leżeniu w trawie i objadaniu się

muszkami w czekoladzie. Kiedy któregoś dnia w „Głosie Kumkaczy” ukazała się

informacja o zbliżającej się olimpiadzie, rodzina Żabcia próbowała go namówić na udział w niej.

Niestety bez powodzenia. Udało się to dopiero małemu krokodylkowi Szurkowi, który był

kuzynem Żabcia.

Żabcio zgodził się niechętnie, gdyż musiał dużo ćwiczyć przed zawodami.

Gdy nadszedł dzień olimpiady Żabcio ruszając do biegu usłyszał głosy dopingu od swoich bliskich

i przyjaciół, co zachęcało go do rywalizacji.

Nagle zobaczył, że jeden z zawodników potknął się i przewrócił.

Był to jego kuzyn Ropuch.

Żabcio niewiele myśląc podbiegł do niego, pomógł mu wstać i razem dobiegli do mety.

Chociaż obaj zajęli miejsce trzecie, to Żabcio został specjalnie wyróżniony przez komisję

za sportowe zachowanie i koleżeńską postawę i tak właśnie zdobył medal.

Książa ta choć napisana dla małych dzieci, trafia chyba do czytelnika w każdym wieku.

Jest czymś w rodzaju wskazówki nie tylko dla dzieci, jak zachować się właściwie

i stosownie do sytuacji, nie myśląc wyłącznie o sobie.

 

Katarzyna Kwiatkowska.

Recenzja książki pt.:”Jak Żabcio zdobył medal” - Mariusza Niemyckiego, omawianej w Filii nr 5

w maju 2011.

 

Książka Mariusza Niemyckiego pt.:”Jak Żabcio zdobył medal” opowiada o olimpiadzie sportowej,

która odbyła się w Trzcinach koło Ropuszyna.

Miasteczko zamieszkałe głównie przez żaby

i inne małe zwierzątka przygotowywało się do zawodów w bieganiu.

Żabcio, bohater tej bajki należał do leniwych żab. Nie miał ochoty ani biegać, ani pływać,

ani też uprawiać żadnego innego sportu.

Wolał spędzać czas na leżeniu w trawie i objadaniu się

muszkami w czekoladzie. Kiedy któregoś dnia w „Głosie Kumkaczy” ukazała się

informacja o zbliżającej się olimpiadzie, rodzina Żabcia próbowała go namówić na udział w niej.

Niestety bez powodzenia. Udało się to dopiero małemu krokodylkowi Szurkowi, który był

kuzynem Żabcia.

Żabcio zgodził się niechętnie, gdyż musiał dużo ćwiczyć przed zawodami.

Gdy nadszedł dzień olimpiady Żabcio ruszając do biegu usłyszał głosy dopingu od swoich bliskich

i przyjaciół, co zachęcało go do rywalizacji.

Nagle zobaczył, że jeden z zawodników potknął się i przewrócił.

Był to jego kuzyn Ropuch.

Żabcio niewiele myśląc podbiegł do niego, pomógł mu wstać i razem dobiegli do mety.

Chociaż obaj zajęli miejsce trzecie, to Żabcio został specjalnie wyróżniony przez komisję

za sportowe zachowanie i koleżeńską postawę i tak właśnie zdobył medal.

Książa ta choć napisana dla małych dzieci, trafia chyba do czytelnika w każdym wieku.

Jest czymś w rodzaju wskazówki nie tylko dla dzieci, jak zachować się właściwie

i stosownie do sytuacji, nie myśląc wyłącznie o sobie.

 

Katarzyna Kwiatkowska.

Lodowa pułapka Kitty Sewell-recenzja

Wymyślna intryga, tajemnica, perfidna kobieta, która nie cofnie się przed niczym. "Lodową pułapkę" czyta się niemal jak kryminał, zwłaszcza gdy głowny bohater zaczyna odkrywać prawdę i powoli układać poszczególne elementy zagadki w całość. A wszystko zaczyna się od listu jaki pewnego ranka otrzymuje z dalekiego miasteczka Moose Creek w północnej Kanadzie, gdzie 14 lat temu pracował jako lekarz. Trzynastoletnia dziewczynka powiadamia go, że ona i jej brat bliźniak są jego dziećmi. Tylko jak to jest możliwe skoro z matką dzieci nigdy nic go nie łączyło? Jest przekonany, że to pomyłka, która szybko się wyjaśni. Niestety sprawa gmatwa się coraz bardziej. Gdy wyniki DNA potwierdzają ojcostwo, pan doktor postanawia osobiście poznać dzieci i wyjeżdża do Moose Creek. Od tej chwili jego życie diametralnie się zmienia i choć pozornie zniszczyło mu to życie, to okazuje się, że to najlepsze co mogło go spotkać. "Lodowa pułapka" to książka napisana przez kobietę, ale opowiadająca historię widzianą oczyma mężczyzny. Co nietypowe czarnym charakterem jest tu kobieta- mściwa, bezwzględna, zdolna poświęcić nawet własne dzieci. Natomiast mężczyzna to bohater pozytywny, starający się postępować właściwie i etycznie. Całość kończy się w sposób zadowalający czytelnika, zło zostaje ukarane, a główny bohater choć pokiereszowany, to jednak odnajduje szczęście. Nie jest to literatura bardzo ambitna, ale czasem warto też przeczytać takie ot czytadło, aby się zrelaksować, a przy tym mieć trochę przyjemności gdy wraz z bohaterem odkrywa się zawiłości intrygi.

„Strategia Bancrofta” Robert Ludlum

 

„Strategia Bancrofta”

Robert Ludlum

Recenzja powstała na podstawie wypowiedzi klubowiczów

Berlin Wschodni 1987 rok, Ted Belknap młody pracownik super tajnego wydziału amerykańskiego Departamentu Stanu jest specjalistą od „znajdowania ludzi”. Do NRD trafił tu podążając tropem zdrajcy. Richard Lugner bo o nim mowa sprzedał swój kraj i to za nie małe pieniądze. To przez niego ginęli amerykańscy agenci. Miał jednak pewną słabość, lubił młodych chłopców i to dzięki apetytowi na młodzieńcze ciała Ted „Ogar” Belknap podjął ślad dzięki któremu wykrył kryjówkę zdrajcy. Nie pozostało mu nic innego jak dostać się do pilnie strzeżonego mieszkania i zlikwidować cel. Niestety zostaje wykryty z myśliwego staje się ofiarą. Lunger trzyma go na muszce jego położenie jest fatalne, gdy nagle w oknie pryska szkło wpada jakiś człowiek strzela prosto w twarz zdrajcy, rzuca broń do Teda i razem likwidują ochroniarzy zdrajcy. Kim jest tajemniczy człowiek który pomógł agentowi wykaraskać się z nie lada opresji ?. To Jared Rinehart kolega po fachu, który podążał tropem młodego agenta. Jak się okaże ta znajomość, zawarta w tak nietypowych okolicznościach losu przerodzi się w przyjaźń, a dwaj agenci będą niczym Kastor i Polluks. Gdy kilkanaście lat później Jared zostaje porwany podczas tajnej misji w Libanie, Ted nie wyobraża sobie by pozostawić przyjaciela bez pomocy. I tak rozpoczyna się intryga w której nic nie jest tak jak by się wydawało…. Jeżeli chcecie poznać szczegółowe losy Teda Belknapa koniecznie przeczytajcie „Strategię Bancrofta” Roberta Ludluma.

Robert Ludlum to niewątpliwie mistrz powieści sensacyjnej. Napisał ponad trzydzieści powieści które zostały sprzedane w ponad pięciuset milionach egzemplarzy. Ludlum jest niedoścignionym wzorem dla wielu pisarzy, ma wielu naśladowców i spadkobierców którzy tworzą powieści na podstawie jego notatek. Niewątpliwie najbardziej znaną i rozpoznawaną powieścią a właściwie cyklem jest saga „Bourne'a”. Przyczyniły się do tego również ekranizacje które trzeba przyznać są także na wysokim poziomie, jednak będę zawsze powtarzał to jak mantrę, iż należy zachować kolejność najpierw książka dopiero później film. Ale wracając do książki o której mówimy czyli „Strategii Bancrofta”. Jest to książka wydana po śmierci pisarza, podpisana jego nazwiskiem, mam jednak wrażenie, że nie do końca jest ona pełnym tworem mistrza. Tempo i sposób prowadzenia akcji jak najbardziej pasuje do Ludluma, jednak „czarny charakter” w tej książce jest powiedziałbym nie pasujący i mało poważny. Krótko mówiąc jest „nieludlumowski”. Poza tym małym a zarazem istotnym szczegółem książka ta jest naprawdę dobra. Czyta się ją znakomicie a ciekawość co przyniesie kolejna strona jest silniejsza od ogarniającego snu (czytam wieczorami ;-)). Znakomicie ukazany jest Internet jako narzędzie intrygi i manipulacji. Szybkie tempo, wartka akcja, podróż wraz z bohaterem od Rzymu przez Dubaj, zdrada, miłość, strzelaniny, pościgi to cechuje tę znakomitą sensacje. Nie sposób się nudzić, esencja prawdziwej sensacji, gorąco polecam !!!

 

 

 

Recenzja książki pt.:"Ładny kwiatek" - Wiesława Drabika

Recenzja książki Wiesława Drabika pt.: „Ładny kwiatek” omawianej na DKK w Filii nr 5 w kwietniu 2011.

 

Książka Wiesława Drabika pt.:”Ładny kwiatek” to opowiadanie skierowane do dzieci przedszkolnych, które w łatwy sposób uczy dzieci zasad właściwego postępowania

wobec otaczającego nas świata. Chłopiec imieniem Heniek jest niegrzecznym dzieckiem, lekceważy wszystko i wszystkich. Kiedy spędza czas na dworze, najczęściej

próbuje komuś dokuczyć, znęca się nad zwierzętami, strzela z procy do ptaków, zatruwa

środowisko podpalając śmieci w koszu. Pewnego dnia spotyka go za to zasłużona kara.

Chłopak zostaje zamieniony w kwiat. Nagle staje się rośliną, która widzi i czuje, ale nikt jej nie słyszy i nikt nie zwraca na nią uwagi. Staje się to gdy chłopak łamie łodygę kwiatka,

z którego wypłynął sok. Z tego zielonego soku powstaje mały ludzik, który dotykając Henia

zamienia go w kwiatek. Zaszokowany Heniek próbuje krzyczeć, ale nikt go nie słyszy,

nie może w żaden sposób zwrócić na siebie uwagi ludzi. Słyszą go tylko krzywdzone przez niego

rośliny, ptaki i zwierzęta. Zauważając na ulicy swojego kolegę ma nadzieję, że on mu pomoże. Kolega jednak idąc o mało go nie zadeptał. Po dłuższym czasie Heniek odczuwa pragnienie, potrzebuje wody. Prosi o nią ptaki, które jednak mu odmawiają, pamiętając

jak strzelał do nich z procy. Nagle z nieba spadł deszcz, co ucieszyło Henia, ale nie na długo.

Deszcz okazał się bardzo kwaśny i brudny. Było to wynikiem zanieczyszczenia przez

chłopca powietrza, bo wcześniej podpalił śmieci w koszu na ulicy. Rośliny i ptaki uświadomiły

to wszystko Heńkowi, który po chwili zaczął żałować wszystkich swoich złych uczynków

i nagle się obudził. Był jak zwykle w swoim łóżku, a koszmarny sen się skończył.

Heniek ucieszył się, ale sen nie pozostał bez wpływu na jego zachowanie.

Kiedy wyszedł na dwór zabrał ze sobą konewkę i zaczął podlewać kwiaty, a ptakom, kotom

i psom na ulicy obiecał, że już nigdy ich nie skrzywdzi.

Ta książka chociaż krótka bardzo wiele rzeczy uświadomiła młodemu czytelnikowi.

 

Katarzyna Kwiatkowska.

Recenzja książki J.M.G. Le Clezio Urania

Urania- kraina idealna, wymyślona przez głównego bohatera jako antidotum na zło wojennego świata, w którym przyszło mu dorastać. W kolejnych rozdziałach poznajemy go już jako człowieka dorosłego, to Daniel Sillitoe- Francuz, geograf, doktor na Uniwersytecie Paryskim, który przyjeżdża do Meksyku aby przeprowadzić pomiary Gorących Ziem w Dolinie Tepalcatepec. Jednak zajmuje się głównie obserwacją mieszkańców, codziennego życia, stosunków międzyludzkich. Odkrywa istnienie pewnej społeczności Campos próbującej znaleźć dla siebie miejsce poza prawem i obyczajem współczesnego świata, żyjącej w zgodzie z naturą w harmonii i pokoju. To niezwykle pociąga głównego bohatera, zwłaszcza gdy porówna tę utopijną wspólnotę z otaczającą go rzeczywistością. Wygłasza płomienne odczyty potępiające wyzysk i brutalność feudalnego kapitalizmu. Rozczula się nad losem pięknej prostytutki Lili, obserwuje skazane na porażkę działania rewolucyjne. Campos pobudza w nim nadzieje na możliwość bytowania w harmonii i pokoju. Niestety mityczna wspólnota nie może przetrwać, jako skandal dla otoczenia zostaje zlikwidowana. Jej członkowie próbują zamieszkać gdzie indziej, ale okazuje się to zbyt trudne. Powieść Le Clezio jest poszukiwaniem utopii, nieśmiałym zbliżaniem się do niej. Autor opisując nędzę i brutalność współczesnego świata chciał mu przeciwstawić świat idealny, dolinę wolnych ludzi, gdzie szacunek dla ziemi i dla drugiego człowieka jest prawem nadrzędnym. Jednak zostajemy pozbawieni złudzeń- taki świat nie może przetrwać. Mimo wszystko przyjemnie było obcować z noblistą i oczami jego bohatera obserwować Meksyk i dać się ponieść bajce o utopii stworzonej w dwudziestym wieku na wzór dawnych społeczności Mezoameryki.

„Oskar i pani Róża” Eric-Emmanuel Schmitt

 

„Oskar i pani Róża”

Eric-Emmanuel Schmitt

Recenzja powstała na podstawie wypowiedzi klubowiczów

Oskar jest dziesięcioletnim chłopcem chorym na białaczkę. Szpital stał się jego drugim domem. Generalnie już przywykł i bardzo polubił to miejsce ale w ostatnim czasie czuje, że tak jak by wszyscy przestali go lubić. Doktor przestał się uśmiechać, pielęgniarki i sprzątaczki unikają jego wzroku. Co złego zrobił Oskar, przecież był taki dzielny podczas operacji, tak się starał. Niestety przeszczep szpiku nie powiódł się, Oskarowi zostaje kilkanaście dni życia. Jedyną osobą która nie zmieniła po tej tragicznej wiadomości jest ciocia Róża. Ona jedyna jest taka jak dawniej. Z nią można było porozmawiać o wszystkim. Róża doradza Oskarowi by zaczął pisać listy do Boga i od pewnego momentu traktował jeden dzień swego życia jak by to miało być dziesięć lat. Co z tego wyniknie i jak będą wyglądały ostatnie dni tego dziesięciolatka dowiecie się czytając poruszająca historie Erica-Emmanuela Schmitta pt. ”Oskar i pani Róża”.

Jest to książka która poruszy nawet najtwardsze serce. Historia chorego na białaczkę Oskara jest naprawdę piękna i wzruszająca ale co jak nie choroba dziesięcioletniego dziecka, dodajmy śmiertelna choroba nie poruszy nas i nie wywoła emocji, to można zapytać, co w takim razie wzbudza w nas teraz, w tych szalonych czasach emocje. Cała opowieść jest krótko i wyraźnie przedstawiona a całość czyta się znakomicie. Oskar jak na swoje dziesięć lat wypowiada bardzo „dorosłe” kwestie i szuka równorzędnego partnera do dyskusji. Taką osobą okazuje się Róża, wolontariuszka szpitala w którym przebywa Oskar. Ona jako jedyna ma odwagę szczerze rozmawiać z Oskarem o życiu i śmierci oraz przede wszystkim o jego chorobie. Nie unika jak inni tych tematów. Róża powierza Oskarowi swoje sekrety, opowiada mu o swoich rywalkach z zapaśniczego ringu jako kontrargument do aktualnych problemów Oskara. Chciałoby się rzec takie zapasy z życiem. W ten sposób zdobywa jego zaufanie. Kolejnym znakomitym pomysłem Róży jest to, iż radzi chłopcu by każdy z tych paru dni które mu zostały był odpowiednikiem dziesięciu lat. I tak Oskar na naszych oczach w kilka dni przeżywa swoje całe życie. Na koniec zostawiłem sobie coś co w tej książce mi nie pasowało, otóż Róża radzi chłopcu by zaczął pisać listy do Boga. W takiej formie właściwie poznajemy jego historie. Oskar wychowany jest w rodzinie ateistycznej, sam nie wierzy w Boga czego daje wyraz w pierwszych swoich listach. Porównuje Boga do Świętego Mikołaja w które to wierzył ale okazał się nieprawdą. Róża jednak nie odpuszcza a chłopiec jej bezgranicznie ufa. Róża niejako wykorzystuje swoją pozycje by nakłonić Oskara do uwierzenia w coś z czym właściwie nie miał styczności. Przy całej „dorosłości” Oskara” i postawie takie nawracanie go, budzi pewien niesmak. Wątek religijny niestety niszczy uniwersalność tej książki jako mini traktatu filozoficznego o życiu i przemijaniu. Nie mniej jest to książka naprawdę godna uwagi, dzięki której być może sami dowiemy się jak rozmawiać i postępować w naprawdę trudnych życiowych sytuacjach oraz będziemy pamiętali o tym by tych najmłodszych traktować zawsze jako równorzędnych partnerów w dyskusji i zawsze zdobędziemy się na uczciwość choć często to prawda a nie kłamstwo odbiera ludziom nadzieje.

 

Zibi

 

recenzja książki Zofii Staniszewskiej Czarownica z Radosnej

"Czarownica z Radosnej" to debiut powieściowy Zofii Staniszewskiej i trzeba przyznać, że bardzo udany. Książka jest niezwykle kojąca, ciepła, pełna wewnętrznego uroku. Podzielona jest na dwa światy: realistyczny, w którym dzieje się fabuła i baśniowy, magiczny, w którym czas się zatrzymuje i wycisza. Staniszewska na kartach swojej powieści powołała do życia krainę dobroci, choć nie brakuje w niej także pierwiastków negatywnych. Znakomicie zobrazowała polską wieś, szczerość jej mieszkańców, ale także donosicielstwo, plotkarstwo, pazerność czy fałszywie pojętą religijność. Zresztą z powieści tej można wyodrębnić wiele gatunków, bo mamy tu i romans, autobiografię, kryminał(wątek radnego zamieszanego w handel kradzionymi samochodami), baśń, opowiastkę filozoficzną ( z bezpłciowym bogiem w roli głównej), książkę kucharską, wreszcie powieść fantastyczną. Wszystko to okraszone sporą dawką cytatów i opowiedziane przez kilku narratorów. Pewnie, że nie wszystko jest w tej książce idealne, zwłaszcza język młodzieży, który robi wrażenie sztucznego i wprowadzonego jakby na siłę czy trochę płaskie dialogi, ale nie to jest ważne. "Czarownicę z Radosnej" się chłonie, opisy przyrody, śpiew ptaków są tak sugestywne, że czuje się te zapachy i słyszy odgłosy natury co sprawia, że książka cudownie wycisza i tonuje. Takie życie w zgodzie z naturą jakie prowadzi główna bohaterka, gdzie równolegle istnieją dwa światy- magiczny, gdzie mieszkają rogate diabły i złośliwe chochliki oraz realny, w którym jest praca, dom i rodzący się romans- jest niezwykle pociągające. A wszystko to poprzetykane baśniami, obserwacjami gwiazd i zadumą nad wszechświatem. Może nie jest to literatura "wysokich lotów", ale czasem potrzeba zanurzyć się w baśniowo-poetycki romans dziejący się na prowincji, by na chwilę oderwać się od codziennego zgiełku, wyciszyć i po prostu zrobić sobie przyjemność.

Nielegalne związki G.Plebanek

Grażyna Plebanek głównym bohaterem swojej powieści uczyniła mężczyznę i z jego punktu widzenia opisuje świat. Tylko czy to się może udać? To raczej wyobrażenie kobiety o tym co myślą mężczyźni, to chyba sposób w jaki ona postrzega mężczyzn. I wychodzi z tego romans z męskiego punktu widzenia, który takim nie jest. Przede wszystkim Plebanek łamie stereotypy. Oto małżeństwo, w którym kobieta robi karierę prawniczki w Komisji Europejskiej i to dzięki niej cała rodzina przenosi się do Brukseli, natomiast mężczyzna zajmuje się domem, a na przyjęciach służbowych występuje jako mąż swojej żony. To co wskazuje na niego jako na typowego mężczyznę, to jego romans, fascynacja seksem i miłość do dwóch kobiet jednocześnie. Fabułą jest właściwie banalna i po kilkunastu stronach robi się nudna. Bo ile można czytać o pozycjach seksualnych i obsesji na punkcie kochanki głównego bohatera? Inne wątki są jedynie słabo zarysowanym tłem. Trochę tu o Brukseli- mieście władzy, układów i wielkiej polityki, o pracy w Komisji Europejskiej, o odbiorze Polaków za granicą, ale to tylko zaledwie zarys. Najważniejsze jest to o czym myśli i co robi główny bohater. Przyznać trzeba, że nie sposób go lubić. Jest denerwujący. Jego świat kręci się głównie wokół ognistego seksu. Niby ma jakieś wyrzuty sumienia, ale w końcu sam przyznaje, że chciałby mieć i rodzinę, dzieci bez których nie wyobraża sobie życia, żonę przyjaciółkę i kochankę. To czego zabrakło w tej książce, to podłoże psychologiczne. Nie ma tu rozważań o zdradzie, uczuciach, relacjach między ludźmi, jest za to dużo fizyczności i prostych instynktów. A wszystko to ubrane w soczysty, dosadny język. Nie czyta się tego ani z przyjemnością ani szybko ani z zachwytem. Właściwie to z czystym sumieniem można tej książki w ogóle nie czytać.

Rezenzja ksiażki "Dwukropek" W. Szymorskiej

Rzadko sięgam do poezji, ponieważ wolę prozę, ale cieszę się, że dzięki DKK w końcu się przełamałam. Chyba jak każdą osobę sięgającą po nowy tomik W. Szymborskiej zaintrygował mnie jego tytuł. Dlaczego „Dwukropek”? – to pytanie towarzyszyło mi przez wszystkie 17 utworów i dopiero ostatni, zatytułowany "Właściwie każdy wiersz" nasunął mi odpowiedź, że być może poetka chciała nam zasugerować, że powinniśmy czekać na to co dalej nastąpi, że nic się tak naprawdę nie kończy.

Wśród wierszy, które najbardziej utkwiły mi w pamięci znalazł się utwór "Nazajutrz bez nas". Czyta się go tak jakby słuchało się komunikatu meteorologicznego. Zapowiada chłodny, deszczowy poranek i dopiero ostatni dwuwiersz: „choć tym, co ciągle żyją przyda się jeszcze parasol”, uświadamia nam, że poetka w formie meteorologicznego komunikatu napisała wiersz o śmierci.

Zaskoczył mnie także wiersz "Wypadek drogowy". Oczekiwałam raczej jakiegoś drastycznego opisu owego wypadku, tymczasem spotkałam się zapisem codziennych, zwykłych czynności wykonywanych przez ludzi, którzy jeszcze o tym wypadku drogowym nie wiedzą.

Do myślenia daje natomiast "Monolog psa zaplątanego w dzieje". Uświadamia nam, jak bardzo los tytułowego czworonoga zależny był od pozycji społecznej jego właściciela. Pies - bohater wiersza - opowiada, jak przez długi czas był "psem wybranym", bo jego pan należał do elity, co odbijało się również na stosunku otoczenia do jego ulubieńca. Całkowita zmiana nastąpiła, gdy jego pan utracił swój status. Opuszczony pies, powoli i boleśnie umierał, zastrzelony przez jakiegoś człowieka.

Ogólnie cały tomik jest utrzymany w tematyce smutku i melancholii. Czas upływa, ludzie umierają, dawni zakochani mijają się bez spojrzenia, stary profesor na pytanie, czy bywa szczęśliwy, odpowiada, że pracuje, lwica zjada antylopę, a ludzie nieświadomi wypadku żyją własnym życiem.

 

 

 

 

 



 

 

"Slumdog, milioner z ulicy" Vikas Swarup

 

„Slumdog” Vikas Swarup

Recenzja powstała na podstawie wypowiedzi klubowiczów

Ram Mohammad Thomas ubogi osiemnastoletni kelner zostaje aresztowany. Jakie popełnił przestępstwo?. Otóż wygrał teleturniej. Można by zaraz głośno zaprotestować, przecież to nie jest karalne. Jak się okazuje nie w każdym miejscu i nie o każdym czasie...

Ram wygrywa nie byle jaki teleturniej ale „Kto wygra miliard” Indyjski odpowiednik „Milionerów”. Niestety producenci nie byli przygotowani na to, iż w tak szybkim czasie od rozpoczęcia emisji teleturnieju tak szybko ktoś go wygra. Wpływy od sponsorów i reklam nie pokryły jeszcze kampanii promującej ów show. Wydawcy ukrywają fakt zdobycia głównej wygranej a sami rozpętują machinę która ma udowodnić niewykształconemu Ramowi oszustwo. Skorumpowany Indyjski wymiar sprawiedliwości dokonuje aresztowania i wszelkimi sposobami próbuje zmusić chłopaka do przyzna się do tego, że wygrał miliard rupii nieuczciwie. Rozpoczyna się drastyczne przesłuchanie …

Jak potoczą się dalsze losy Rama Mohammada Thomasa, kto przyjdzie mu z pomocą i jakie losy sprawiły, że znał odpowiedź na dwanaście pytań które otworzyły mu drzwi o „Indii dream” dowiecie się czytając fascynującą powieść Vikasa Swarupa pt: „Slumdog, milioner z ulicy”.

Ezoteryczna, magiczna, duchowa, ponadwymiarowa, znakomita książka z drugim dnem, tak bym w kilku słowach powiedział o „Slumdogu” Vikasa Swarupa. Niewątpliwie historia wygranej Rama jest bardzo ciekawa, jestem jednak pewien , iż stanowi ona tylko pretekst do opowiedzenia nam drugiej i trzeciej i kolejnych historii o tak ważnych rzeczach jakimi są miłość, przyjaźń, uczciwość, wrażliwość w naszym życiu. Niby wydawałoby się rzeczy oczywiste i niezbędne do nazwijmy to normalnego funkcjonowania ale w ówczesnych czasach jakże pomijane i marginalizowane. Całe szczęście jest jeszcze literatura która Nam czytelnikom potrafi o tych wartościach tak pięknie opowiedzieć a niektórym przypomnieć.

Historia Rama Mohammada Thomasa podzielona jest na dwanaście opowieści z życia naszego bohatera które spowodowały to, iż zagrał i wygrał w teleturnieju „Kto wygra miliard” oraz z prologu i epilogu. Każda opowieść daje nam także odpowiedź skąd ubogi niewykształcony kelner znał odpowiedź na poszczególne pytania. Opowiadania nie są ułożone chronologicznie także podróżujemy po wybranych etapach życia indyjskiego osiemnastolatka. Poznajemy jego losy, sytuacje z jakimi jego byt został postawiony do konfrontacji, jakich poznawał ludzi na swojej drodze i w końcu jego i innych postawy. W ogóle ukazanie postaci w tej książce pod względem charakterologicznym i emocjonalnym to niewątpliwie jej duży atut, powiedziałbym więcej to jej kwintesencja. Może trochę mniej poznajemy kultury tak egzotycznego kraju jakim są dla nas Indie i ich różnorodność etniczną, ale wydaje mi się , że mimo wszystko Indie są w tej powieści tłem do opowiedzianej historii. Książkę „Slumdog” czyta się znakomicie, porównałbym ją z „Comedią Infantil” Henninga Mankella i „Firminem” Sama Savage'a nie ze względu na tematykę ale na przekaz i poruszenie w czytelniku wszystkich nawet najbardziej skrywanych emocji a to w literaturze jest arcymistrzostwem.

 

 

Recenzja książki Dzidzia S. Chutnik

Dzidzia to szesnastoletnia dziewczynka z wodogłowiem, bez rąk i nóg, którą autorka uczyniła symbolem aby wyrazić swój krzyk, wściekłość i wrzask, aby poradzić sobie z emocjami jakie wywołuje korespondencja rodziców dzieci niepełnosprawnych, która codziennie napływa do fundacji MaMa, której Sylwia Chutnik jest prezesem. Dzidzia pojawia się na świecie jako kara za grzech prababki, która w czasie II wojny światowej zadenuncjowała Niemcom dwie Polki. Dzidzia to kpina losu, dziwadło zdane wyłącznie na matkę, śliniące się, robiące w pampersa, nie komunikujące się ze światem. Dla sąsiadów jest sprawiedliwością, była zbrodnia jest i kara, według nich rodzina słusznie została ukarana takim dzieckiem. Sylwia Chutnik stworzyła taką postać, jak sama mówi groteskę groteski, aby wstrząsnąć czytelnikiem i powiedzieć bez oporów o naszych narodowych kompleksach i głupocie. Chce przełamać tabu, odczarować romantyczną wizję powstania warszawskiego zdecydowanie je potępiając. Chce uświadomić czym jest trudne rodzicielstwo dzieci niepełnosprawnych, przez co przechodzą matki, które bardzo kochają swoje chore dzieci, ale czasami są po prostu wyczerpane pracą ponad siły, pozostawione same sobie nie potrafią radzić sobie w urzędniczym świecie wciąż przegrywając batalie o pomoc, opiekę, o przyznanie środków finansowych. Autorka używając ironii znakomicie uwypukla polską mentalność, katolicyzm, kreśli wizję polskiego podwórka pęczniejącego od zawiści, gnuśności, a nawet nienawiści. Kpi z romantycznych mitów, z klasycznego rozumienia cierpienia, przeraża by zmieniać rzeczywistość, bo nie ma w niej zgody na zastany świat. Choć wydawać by się mogło, że bohaterką powieści jest tytułowa Dzidzia czy jej matka, to tak naprawdę bohaterką jest Polska, autorka boksuje się z nią. Używa soczystego języka, pisze dosadnie przez co skrajne emocje towarzyszą podczas całej lektury. Ale przyznać trzeba, że książkę czyta się dobrze, płynnie, a pewna dawka humoru sprawia, że nawet przyjemnie, choć tematyka trudna. Powieść ta uznawana jest za kontrowersyjną, tylko dlaczego? Dlatego, że autorka nie pada na kolana tylko szczerze wytyka polskie przywary?  Stawia na ton ironiczny, ma inne podejście do wojennej traumy, krytykuje kościół, obłudę, urzędniczą bezduszność. Książka jest bardzo emocjonalna o kobietach, o historii Polski, o dzieciach niepełnosprawnych. Sylwia Chutnik "tupnęła nogą" i w znakomity sposób opisała naszą rzeczywistość w dosadny sposób i za to ją cenię.

"Gottland" Mariusz Szczygieł

 

„Gottland” Mariusz Szczygieł

Recenzja powstała na podstawie wypowiedzi klubowiczów

 

Tomas Bata wraz z bratem i siostrą z pierwszego małżeństwa ich ojca Antonina postanawiają się usamodzielnić. Wraz z rodzeństwem proszą ojca o zaległy spadek po matce oraz o ewentualne pieniądze jakie mieliby dostać po…jego śmierci. Co jest przyczyną takiego myślenia –„Nie mają czasu czekać tyle lat, a poza tym w domu jest ciasno”-. Trzeba dodać iż jest to rodzina szewska. Początki pracy na własny rachunek jak się okazuje nie są takie proste. Popadają w długi, nie stać ich na zakup skór do wyrobu butów. Tomas patrząc na kończące się zapasy materiału wpada na najważniejszą zasadę swojego życia – „Z wady zawsze zrobić zaletę”-. I tak w głowie Tomasa rodzi się pomysł szycia butów z płótna. Niewątpliwie ta wizjonerska decyzja pokieruje jego dalszym losem i rozwojem gigantycznego konsorcjum jakim były w Czechach fabryki butów Bata. Butów znanych w całej europie a później na świecie, butów których marka przetrwała do dziś. Jeżeli chcecie się dowiedzieć o szczegółach arcyciekawych losów i wizji otaczającego świata Tomasa Bata i jego brata Jana przeczytajcie reportaż „Ani kroku bez Baty” z książki Mariusza Szczygła pt: „Gottland”.

Mariusz Szczygieł dziennikarz znany jest i kojarzony przede wszystkim z pierwszego w Polsce talk-show „Na każdy temat” emitowanego w telewizji POLSAT. Jednak istotniejszą informacją, jest jego współpraca z Gazetą Wyborczą, gdzie jest odpowiedzialny a właściwie współodpowiedzialny za dział reportażu. I właśnie tenże reportaż spowodował to, iż pan Mariusz się zakochał, zapytacie w kim, otóż odpowiedź brzmi …. w Czechach. W wyniku kilkuletnich obserwacji, rozmów, literatury powstało kilkanaście reportaży o Czechach które zostały zebrane i powiązane niejako w całość zatytułowaną „Gottland”, która we wspaniały sposób przekazuje nam, czytelnikom, spojrzenie autora na ten naród. Jest to obraz który przedstawia nam Polakom, Czechów w innym świetle niż postrzegaliśmy ich do tej pory. Jak do tej pory, czyli jak, można zapytać? Otóż wydaje mi się, że jako rubasznych „Szwejków” lubiących piwo, jako ludzi bez zrywów narodowych takich trochę nazwijmy to głupawo – niezdarnych. Ale czy faktycznie tak jest?. „Gottland” stawia te postawy w trochę innym świetle aczkolwiek nie zaprzecza im. Ukazuje nam sposób myślenia naszych południowych sąsiadów, a uwierzcie mi jest on diametralnie różny od Polskiego. Smaku tej książce dodają postaci które znamy i poniekąd lubimy oraz osoby o postawach i istnieniu których nie mieliśmy zielonego pojęcia. Tak więc poznajemy losy wspomnianego wyżej Tomasa Bata, założyciela słynnej firmy obuwniczej, Helenę Vondraczkową. reżysera Evalda Schorma, legendę Nowej Fali, któremu przez 20 lat nie pozwolono kręcić filmów, czy w końcu postać od której został zaczerpnięty tytuł czyli Karela Gotta. Znakomita książka dla wszystkich którzy chcą choć trochę zgłębić swoją wiedzę o PRAWDZIWYM OBLICZU CZECH. Gorąco polecamy i z niecierpliwością czekamy na kolejne reportaże Mariusza Szczygła.



 

Paw królowej- Dorota Masłowska

Książka Doroty Masłowskiej "Paw królowej" bardzo mi się podobała. Na pewno nie jest to literatura dla każdego i znajdzie tyle samo zwolenników co przeciwników. Autorka podobnie jak w „Wojnie polsko - ruskiej..." posługuje się specyficznym stylem nawiązującym do slangu blokersów, hiphopowców, ale też języka reklam, sloganów politycznych, a nawet innych pisarzy. Bardzo długie zdania układają się jednak melodyjnie w całość. Najgorzej jest zacząć, ale poźniej wpada się w rytm czytania.

To opowieść dziejąca się we współczesnej Warszawie, w środowisku artystów i tzw. showbiznesie. Możemy tu odnaleźć galerię pełnych humoru postaci przedstawionych przez pisarkę w krzywym zwierciadle. Całość jest okraszona błyskotliwymi i ciętymi obserwacjami autorki. Masłowska bawi się skojarzeniami, utartymi schematami, a my czytając bawimy się razem z nią. Polecam z czystym sumieniem nie tylko fanom „Wojny polsko – ruskiej…”.



"Cień Poego” Matthew Pearl

 

Recenzja powstała na podstawie wypowiedzi naszych klubowiczów.

 

Powieść „Cień Poego” Matthew Pearl`a przeczytało 7 naszych klubowiczów.  Niestety nie spotkała się ona ze zbyt entuzjastycznym przyjęciem. Po zapoznaniu się z nią, wśród czytelników przeważały opinie negatywne. Na plus można zaliczyć jedynie to, iż autor doskonale oddaje obraz Ameryki XIX wieku. Już w pierwszych zdaniach powieści pozwala odczuć, że znajdujemy się w innej epoce. Za pomocą drobnych i subtelnie wplecionych w akcję zdań autor buduje pełny i wyrazisty obraz wydarzeń tak, że czytelnik czuje się jakby naprawdę tam był. Niestety poza tym powieść nie porywa. Główny bohater Quentin Clark jest dla czytelnika mało pociągający i pusty, trudno się z nim identyfikować. Można odnieść wrażenie, że przez kilkadziesiąt początkowych stron nie posuwa się wcale w swych wysiłkach mających rozwiązać tajemnicę śmierci Edgara Allana Poe. Zbędne wątki w powieści, rozciagnięta fabuła – to wszystko sprawia, że ciężko przez nią przebrnąć. Niestety nie jest to książka, którą pochłania się w jeden wieczór z zapartym tchem. To raczej pozycja dla koneserów takiego gatunku literackiego. Można ją porównać do powieści pisanych przez Umberto Eco – nie każdy je lubi i rozumie, ale warto je przeczytać.

 

 

"Wyrwany z piekła.Świadectwo narkomana"

Człowiek sam zgotował sobie taki los….


Tematem, który ostatnio zdominował polskie media były dopalacze, a właściwie ich zgubny wpływ na życie ludzi. W dobie takich zagrożeń za przestrogę przed ich czasem śmiertelnym skutkiem może uchodzić książka Laurenta Gay'a „Wyrwany z piekła. Świadectwo narkomana”.
To wstrząsające świadectwo człowieka, któremu narkotyki zmarnowały prawie piętnaście lat życia. Wychowywał się w normalnej rodzinie: matka niepraktykująca katoliczka, ojciec zagorzały ateista. W jego domu królowało wychowanie bezstresowe, czyli z zasadzie zero rygoru. Jako dziecko już w przedszkolu miał pierwszy kontakt z przemocą. W zasadzie codziennie przechodził tzw. „kocenie” ze strony starszych kolegów, aż do momentu kiedy postanowił się postawić i to on ich pobił. Odniósł pierwsze zwycięstwo, które stało się zaczątkiem błędnego koła. Kolejne bójki, przynależność do różnych band, rozboje, bijatyki, jednak najgorsze miało dopiero przyjść.
Wszystko zaczęło się od jednego jointa wypalonego na klatce. Nowa używka, zapewniająca odlot, w zasadzie na stałe zagościła w życiu jedenastoletniego bohatera. Wyrzucenie ze szkoły to był dopiero początek kłopotów. Brak środków na dość drogą jeszcze wtedy marihuanę, zmusił Laurenca do przejścia na tańsze narkotyki, więc nadeszła pora m.in. na klej . Niczego nieświadomi rodzice byli zszokowani, gdy przyszło im odebrać syna z komisariatu. Wiek dojrzewania to początek równi pochyłej, to czas mieszania alkoholu i leków uspokajających, przejścia do twardych narkotyków. Nadzór policyjny, aż wreszcie zakończona niepowodzeniem próba obrabowania magazynu doprowadziła Laurenaca przed sąd, a w efekcie do więzienia. Historia bohatera kończy się … dobrze, biorąc pod uwagę jego tak aktywne życie…
Książka –to głos narkomana, który przeszedł wszystkie stadia staczania się aż na samo dno. Bójki, pierwszy joint, wąchanie kleju, przejście do twardych narkotyków, napady, rozboje, aż wreszcie dwa morderstwa doprowadziły go do więzienia. Tam podczas próby samobójczej doznał łaski Bożej, która uchroniła go przed potępieniem wiecznym i dała nadzieję na lepsze jutro.
Dość drastyczne świadectwo człowieka, takiego jak większość z nas to przestroga dla wszystkich przed szukaniem lekkiego sposobu na życie albo poszukiwaniu wyłącznie zabawy.

"Firmin" Sam Savage

Normal 0 21 false false false MicrosoftInternetExplorer4 /* Style Definitions */ table.MsoNormalTable {mso-style-name:Standardowy; mso-tstyle-rowband-size:0; mso-tstyle-colband-size:0; mso-style-noshow:yes; mso-style-parent:""; mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt; mso-para-margin:0cm; mso-para-margin-bottom:.0001pt; mso-pagination:widow-orphan; font-size:10.0pt; font-family:"Times New Roman"; mso-ansi-language:#0400; mso-fareast-language:#0400; mso-bidi-language:#0400;}

„Firmin” Sam Savage

Recenzja powstała na podstawie wypowiedzi klubowiczów

 

Boston, mroczna deszczowa noc, Flo przyszła matka szuka bezpiecznego schronienia by wydać na świat swoje potomstwo. Pięciu mężczyzn których ją goni nie daje chwili wytchnienia. Nagle dostrzega wąską szczelinie przy suterenie sklepu, robi wszystko by jak najszybciej tam dotrzeć i schronić. Udaje się. Chwila odpoczynku, zmęczenie, sen. Gdy się budzi musi jak najszybciej dotrzeć do jamy swojego pokoju. Moment porodu zbliża się nieubłaganie. Jarzeniówki oświetlają pomieszczenie wypełnione książkami. Flo wybiera największą z nich i pieczołowicie zębami tnie jej kartki na małe kawałeczki. Miejsce gotowe. Nadchodzi czas porodu, pierwsze dziecko, drugie dziecko, trzecie …… i na końcu on Firmin jako trzynasty z rodzeństwa. Rodzina dość liczna, matka jedna, sutków dwanaście. On jako najsłabszy w szczurzym gnieździe musi zadawalać się resztkami. By zabić głód podjada to czym wymoszczone jest legowisko, więc kartki książki. Jak się okazuje nie byle jakiej książki, mianowicie „Finnegans Wake” Joyce’a. Jednak „kurczące” się gniazdo irytowało rodzinę. Młody Firmin rusza więc w poszukiwaniu innych książek, w ten sposób poznaje zaplecze księgarni w której mieszka. Szuka książek od których się uzależnił, na razie powiedzmy to sobie szczerze, kulinarnie. Gdy dociera do półek wypełnionych przeróżnymi woluminami okazuje się, że bez problemu odczytuje ich tytuły. Nadchodzi moment gdy konsumuje je fizycznie ale i duchowo. Gdy je podjada stwierdza, iż mają różne smaki i zapachy w zależności od treści. Zaczyna czytać. Jak potoczą się losy szczura Frmina i jaki wpływ na jego życie będą miały ksiązki dowiecie się czytając znakomitą powieść Sama Savage pt. „Firmin”

Wspaniała, zachwycająca, piękna, wzruszająca, niezwykła, magiczna, idealna, fantastyczna, ezoteryczna albo po prostu bardzo dobra ponieważ nie wiem jakich przymiotników użyć by oddać to co stworzył Sam Savage. „Firmin” to książka doskonała i odnosi się to co do treści jak i formy. Czyta się ją z zapartym tchem i ciekawością co przyniesie następna strona. Savage w swojej powieści głównym bohaterem czyni szczura. Zwierzę nieodłącznie towarzyszące ludziom jednak nie wzbudzające, delikatnie mówiąc, sympatii. Firmin jest jednak inny, autor nadał mu tyle ludzkich cech iż momentami zastanawiamy się czy jest to szczur któremu wydaje się, że jest człowiekiem czy człowiek żyjący jak szczur. To ostatnie stwierdzenie mimo wszystko do komplementów nie należy. Ale wracając do książki, znakomitym wprowadzeniem do klimatu powieści jest cytat który możemy przeczytać zaraz na początku. Doskonale obrazuje on przewrotność tej opowieści i jej drugie dno. Ponad to Sam Savage opisując losy Firmina w sposób wręcz mistrzowski oddał jego charakter, rozterki i uczucia które nim kierują. A to uważam za najtrudniejsze do oddania i przekazania słowami. Reasumując jest to magiczna i fantastyczna podróż w głąb w brew pozorom ludzkiego umysłu i serca. Sama Savage śmiało można dołączyć do takich pisarzy jak Marquez, Zafon czy Mankell których magia pisarstwa nas wręcz oczarowuje !!!.

 

Zbigniew Pacho

 

Statystyki działalności

Wykaz zakupionych ksiażek

Jak założyć lub dołączyć?

KONTAKT

Koordynatorkami wojewódzkimi DKK są:
Danuta Wachulak i Dorota Jankowska
(Dział Metodyki, Analiz i Szkoleń WBP w Łodzi).

tel. 42 663 03 53
42 63 768 35

adres e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Deklaracja dostępności

2011 WiMBP w Łodzi